Wysłany: Nie Lis 09, 2008 12:23 Licho pyta, bo nie wie czy się wysłała wcześniejsza mowa..
No licho ma łój z dzika. Całą plastykową torbę. Czy licho może mrozić ów, by potem jeść na surowo..? Bardzo proszę o szybką odpowiedź. Nie przeżyję, jeśli mi zabiorą i stopią.
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Nie Lis 09, 2008 13:16 Rada: Style moga byc stosowane szybko do zaznaczonego tekstu
P. Hannibal pojawi sie dopiero jutro wieczorem zdaje sie.
Nie wiem jaka konsustencje ma ten loj z dzika bo go nigdy nie widzialem.
Jezeli jest podobny do sloniny lub lloju baraniego, czyli taka plachta dosc gruba, jednolita: to po wlozeniu do lodowki bez przykrycia, bez torebki powinien sie ususzyc i dlugo wytrzymac. Przynajmniej u mnie tak sie dzieje. Barani to lezy czasem 3 tyg i jest jadalny (tyle ze ususzony, chrupiacy.)
Loj cielecy na ten przyklad jest miekki, taki bloniasty, niezbyt przypomina tluszcz. On to sie dosc szybko psuje. i taki rodzaj loju lepiej zamrozic.
Co do smazenia loju to nieporzadane nie jest "psucie bialka" tylko raczej utlenianie sie tluszczy.
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Wysłany: Nie Lis 09, 2008 14:48 Re: Rada: Style moga byc stosowane szybko do zaznaczonego te
Zadziałałam czysto intuicyjnie. To chrupkie zostawiłam, resztę pomroziłam. A mix jeśli idzie o konsystencję jest orientalny, dlatego tak. Jak z tym smażeniem reszty, Zenonie..?
Tak poczyniłam Waldku. Dział surowy traktowałam jako ciekawostkę, później, dzięki niemu dotarło do mnie, że nie lubię tatara gdyż...mama doprawia go 'magi', a ja nigdy nie robiłam(by sprawdzić jak to jest bez winiar)..przypomniałam sobie też, że jako nastolatka jadłam niedosmażone mięso - innego nie chciałam... Łój jest dla mnie novum..i ciekawe to doświadczenie. Dużo się uczę
Mój ojciec jest myśliwym i dostaję od Niego to i owo. Jak tak sięgam pamięcią to ostatnimi czasy dość mało surowego w domu. Rodzice wszystko mrożą i na codzień korzystamy z tych zasobów. Jeśli idzie o podroby wątrobę jemy smażoną (zmuszam się trochę, nawet do smażonej), a z resztą też coś tam mama robi raczej. Bywa i tak, że sztukę zwierza dzielą myśliwi na pół, zatem nie wszystko jest w komplecie
_________________ licho nie śpi.
Nelka Pomogła: 3 razy Dołączyła: 05 Mar 2006 Posty: 253 Skąd: Częstochowa
Wysłany: Pon Lis 10, 2008 21:47
nie radzę jeść surowego mięsa z dzika ze względu na możliwość złapania włośnicy.
Nelka
Właściwie wolę czytać ten dział (choć natrętnie nasuwają mi się skojarzenia z filmami George'a Romero ), niż próbować w nim pisać, bo ja nawet wolę pieczonego banana od surowego, a co dopiero...sami rozumiecie
Jednak powstaje pytanie do zwolenników surowizny, zwłaszcza mięsnej, choć nie tylko. Co w takim razie z bąblowcem pięczoczłonowym ? Straszy się nim zbieraczy jagód, ale jedzący surowe mięcho też powinni przynajmniej wiedzieć, kto - albo raczej - co zacz.
Pomógł: 191 razy Wiek: 40 Dołączył: 25 Lut 2007 Posty: 15904 Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lis 11, 2008 19:52
M i T napisał/a:
Jednak powstaje pytanie do zwolenników surowizny, zwłaszcza mięsnej, choć nie tylko. Co w takim razie z bąblowcem pięczoczłonowym ? Straszy się nim zbieraczy jagód, ale jedzący surowe mięcho też powinni przynajmniej wiedzieć, kto - albo raczej - co zacz.
nie znam tego
po co mam znać?
Nelka napisał/a:
nie radzę jeść surowego mięsa z dzika ze względu na możliwość złapania włośnicy.
a dlaczego mielibyśmy obawiać się włośnicy? co jest w niej takiego, co nam szkodzi? wszystkie istotny żywe maja jakieś pasożyty - to jest fakt
i jeśli takie dzikie zwierzę (które może mieć sporo tych pasożytów) żywi się tym, co natura dla niego stworzyła to żyje sobie długo i w zdrowiu
jeśli żywi się kaszami i innymi węglami to choruje - liczne epikryzy to potwierdzają
No tak Hannibalu, niemniej strach jest strachem, uprzedzenia uprzedzeniami. Wiedza wreszcie..wiedzą. Wydaje się, że Ty ją posiadasz.
Merytorycznie nie będę tu fikać, fikam w sposób pewien na innych płaszczyznach, lecz gdyby spojrzeć praktycznie na całą rzecz, moi drodzy, to widzę tak....
Mój tatko to wiekowy pan już - ponad 70 lat, w tym, tylko patrzeć, kiedy pięćdziesięciolecie służby napotka, jako myśliwy. Stara gwardia.
Nelka...włosień sama sobie wykluczyłam, gdyż badanie mięsa na obecność tegoż, jest podstawowym badaniem. Zapytałam tatę o bąblowca natomiast - dotychczas spotkałam się z tym pasożytem w wypadku psiaka.
Popraw mnie M i T, dostarcz wiadomości. Tatko twierdzi, że badania wykluczają zagrożenie . Żyję trzydzieścikilka lat żywiona dziczyzną, również surową (myśliwi i ich rodziny to uprawiają ) - zajadam się surowym boczkiem jako dziecko i ostatnio, a to ubogo z mojej strony . W kilkudziesięcioletniej praktyce ojca ( i dotyczy ona szerokiego grona rodzin, nie naszej), nie spotkał się On z przypadkiem mięsa z pasożytami, które trafiłoby na stół. Takie mięso jest utylizowane po badaniach, na koszt zdobywcy zresztą ;P
Pomógł: 191 razy Wiek: 40 Dołączył: 25 Lut 2007 Posty: 15904 Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lis 11, 2008 21:54
licho napisał/a:
No tak Hannibalu, niemniej strach jest strachem, uprzedzenia uprzedzeniami. Wiedza wreszcie..wiedzą. Wydaje się, że Ty ją posiadasz.
a strachem rządzie się najłatwiej - historia pokazuje to dobitnie!
zaszczep się, bo zachorujesz i będziesz miał groźne powikłania
weź antybiotyk, bo będziesz miał powikłania
gotuj solidnie jajka, bo dostaniesz salmonelli
itd. itd.
Nie mam zamiaru poprawiać. Sugerowano jedynie, że można się zakazić pałaszując jagody, poziomki. Ile w tym jest prawdy, trudno orzec.
Znaleziono tego tasiemca u ofiary w mózgu. To pamiętam, gdy czytałem jakąś tam książkę wiele lat temu. Była to kula grubości pięści dorosłego człowieka.
A wiadomości ? Powierzchowne, z zakłamanej wikipedii jedynie:
Pomógł: 191 razy Wiek: 40 Dołączył: 25 Lut 2007 Posty: 15904 Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Lis 12, 2008 12:18
M i T napisał/a:
Znaleziono tego tasiemca u ofiary w mózgu. To pamiętam, gdy czytałem jakąś tam książkę wiele lat temu. Była to kula grubości pięści dorosłego człowieka.
ta ofiara była pewnie leczona tonami antybiotyków i szczepionek, a właściwym żywieniem nikt sobie nie zawracał głowy
tak to też wygląda w przypadku "ofiar" salmonelli
parę dni temu, jak byłem na działce sąsiad opowiadał o psie znajomego, który dostał łuszczycy; weterynarz długo go leczył, leczenie było kosztowne, a pies i tak zdechł
to się nazywa intratny biznes
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.