Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Przejść Grenlandię i nie zwariować
Autor Wiadomość
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Gru 31, 2009 18:50   Przejść Grenlandię i nie zwariować

Cytat:
Przejść Grenlandię i nie zwariować

Filip Frydrykiewicz 31-12-2009, ostatnia aktualizacja 31-12-2009 02:02

Byłem wcześniej na wyprawach zimowych na Spitsbergenie, na Kamczatce i na Islandii. Ale dopiero podczas przejścia przez Grenlandię przeżyłem najgorsze dni w życiu. Za żadne pieniądze bym tego nie powtórzył – mówi podróżnik Rafał Król

Nie zmogły mnie tam mróz, wiatr czy brodzenie w lodowatej wodzie, ale potworna monotonia krajobrazu prowadząca na granicę szaleństwa – dodaje. Rafał Król, podróżnik, polarnik, wrócił we wrześniu z przeprawy przez Grenlandię. Wraz z przyjacielem Norbertem Pokorskim, podróżnikiem i biologiem, przecięli tę największą na Ziemi wyspę trasą liczącą 550 kilometrów. Tą samą, którą 120 lat wcześniej przeszedł Fridtjof Nansen. Nansen, który szedł z pięcioosobową grupą, był pionierem, jako pierwszy stanął na środku grenlandzkiego lądolodu.

Na start

Początki są prozaiczne. Lot samolotem z Gdańska do Kopenhagi, z Kopenhagi do Rejkiawiku, z Rejkiawiku do Kulusuk, małej miejscowości leżącej na wyspie u wschodnich wybrzeży Grenlandii.

Razem z podróżnikami lecą ich bagaże – dwa namioty, dwie pary plastikowych sań, dwie pary nart biegowych, raki, czekany, syntetyczne śpiwory, karimaty, maszynki do gotowania, żywność, ubranie, drobny sprzęt (latarki, lornetka, radioboja, telefon satelitarny). W sumie, razem z 15 litrami paliwa do kuchenek, które dokupią na Grenlandii – po 85 kilogramów na głowę.

W Kulusuk trzeba wynająć łódź, która podrzuci podróżników do Ammassalik (około 25 km), największego (2000 mieszkańców) miasta na wschodnim wybrzeżu Grenlandii. Tam zgłaszają się na policję, gdzie zobowiązani są pokazać pozwolenie na trawers Grenlandii i sprzęt pozwalający przeżyć im podczas wyprawy.

Rafał i Norbert kupują w Ammassalik paliwo na wyprawę i kolejną łodzią motorową płyną do zatoki Nagtivit, miejsca wybranego wcześniej do rozpoczęcia marszu. Kiedy odpływa łódź z załogą, która ich przytransportowała, zostają sami. Następny raz zobaczą człowieka dopiero po 27 dniach.

Lądują na kamienistym brzegu. Temperatura 5 st. C. Kilkaset metrów dalej zaczyna się pokrywa śniegu i lodu. Ale niezbyt zachęcającego – brudnego, zasypanego żwirem i piachem, przy tym nierównego, pełnego muld i pagórków.

Przez najbliższe dni będą się wspinać na lądolód. Według ich przewidywań, płaskowyż wyrówna się na wysokości około 2000 m n.p.m. Jak się potem okaże, pokrywa śniegu i lodu jest grubsza – będą musieli wejść aż na 2500 m.


Pozwolenie na lądolód

Każdy, kto chce wejść na lądolód, naukowiec czy podróżnik, musi mieć zezwolenie rządowego Danish Polar Center. Trzeba starać się o nie kilka miesięcy wcześniej. DPC sprawdza bowiem bardzo szczegółowo przygotowanie do trudów przejścia arktycznej wyspy. Jednym z warunków

uzyskania zgody jest okazanie ubezpieczenia – każdy członek wyprawy musi być ubezpieczony co najmniej na 500 tys. koron duńskich, a cała wyprawa dodatkowo na 1 milion koron (– Udało mi się wynegocjować dobrą stawkę w Warcie, która ubezpiecza mnie podczas każdej wyprawy – mówi Rafał Król). Trzeba też spełnić inne kryteria. DPC sprawdzał na przykład w biurze gubernatora Spitsbergenu, czy Król, który wchodził tam w 2001 r. na najwyższy szczyt, nie podpadł miejscowym władzom jakimś nieodpowiedzialnym zachowaniem.

DPC odrzuca dziewięć na dziesięć wniosków. Rafał i Norbert dostali zgodę na przejście w terminie jesiennym, ze startem w połowie sierpnia. Wtedy szedł Nansen.

Dzień 1.

Trudno ciągnąć ciężkie sanie w takim terenie. Omijać muldy, wdrapywać się na wzgórki. Pojawiają się pierwsze szczeliny. Podróżnicy muszą nad nimi przenosić sprzęt, przeskakiwać je lub obchodzić. A szczeliny czasem ciągną się i po kilkaset metrów.

– Lód pod stopami jest jak potłuczone szkło – wspomina Rafał. – Każde podparcie się oznacza skaleczenie, a ponieważ nie możemy robić wszystkiego w rękawiczkach, wieczorem mamy poranione ręce.

Wieczorem z trudem znajdują kawałek płaskiego terenu na rozstawienie namiotów.

Dni 2. – 3.

Szczeliny coraz większe, czasami maskuje je świeży śnieg, są jak pułapka. Ciężkie sanie zsuwają się w stronę tych rozpadlisk, trzeba się siłować z nimi, by nie dać się wciągnąć w lodowe czeluści.

Muldy są tak gęsto rozsiane, że godzinami najpierw przenoszą plecaki i narty, potem wracają po sanki. Norbert wpada w niewielką szczelinę, na szczęście tylko po szyję i bez sanek, które zostają na górze.


Rytm dnia

Rytm dnia jest codziennie taki sam. Pobudka o 5 rano, śniadanie i przygotowanie termosów z herbatą na cały dzień. Potem zwinięcie namiotów i pakowanie wszystkich rzeczy. O godzinie 7 wymarsz.

Każdego dnia idą 12 godzin, robiąc od 11 co 50 minut 10-minutowe przerwy. Dopiero w ostatnich dniach jedynie trzy przerwy co 3 godziny. Podczas postoju piją herbatę i popijają nią kawałki czekolady (ugryzienie tabliczki na mrozie grozi połamaniem zębów). Pozostałe dziesięć godzin przeznaczają na postawienie namiotu, ugotowanie i zjedzenie wieczornego posiłku, sen.

– To ważne, by utrzymywać ten rytm, bo on narzuca dyscyplinę, organizuje nas, a zarazem pomaga w robieniu tego, co dla nas najważniejsze – przemierzania codziennie jak największej liczby kilometrów. Mamy jedzenie wyliczone na 28 dni, nie możemy więc pozwolić sobie choćby na jednodniowy odpoczynek – wyjaśnia Król.

Dni 4. – 8.

Teren zmienia się jak przekładaniec. To się wygładza i pojawiają się rzeczki, a nawet jeziorka wytopionego lodu, to znowu pokazują się kolejne szczeliny. Bardzo wieje, a czwartego dnia zrywa się huragan. Podczas rozstawiania namiotu Norberta wiatr łamie wszystkie trzy maszty. Na szczęście wzięli zapasowe. Rozkładają namioty po kolei. Jeden montuje maszty, drugi leży na czaszy namiotu, żeby jej nie porwało.

Na dodatek lód jest tak twardy, że nie można w niego wbić śledzia ani wkręcić śrub lodowych. – Choć to ryzykowne, przenoszę obóz nad szczelinę, która jest zasypana świeższym śniegiem. Tam mogę wbić śledzie – mówi Król.

Piątego dnia mróz rozsadza baterię telefonu satelitarnego, dzięki któremu codziennie nadawali do Polski kilka zdań komunikatu o swojej sytuacji. Mają drugą baterię, ale postanawiają nie używać jej bez nadzwyczajnej potrzeby. Rezygnują tym samym z kontaktowania się ze światem.

Cały dniami słońce pali niemiłosiernie, wieczorem są spaleni słońcem i bolą ich oczy. Filtry UV i kremy słabo działają. Ale droga się poprawia, idą teraz po zmrożonym na beton śniegu. Szybciej przybywa kilometrów za nimi – udaje im się robić


18 – 30 km dziennie.

Zarazem zaczynają się psuć pierwsze rzeczy: zamek w namiocie, przecierają się sznurówki.

Siódmy obóz zakładają na wysokości 2072 m n.p.m. W nocy w namiocie minus 12 st. C.


W namiocie na lodzie

Co wieczór rozbijają obóz złożony z dwóch namiotów. Dzięki temu każdy ma choć trochę prywatności.

W namiotach gotują, opatrują rany, przebierają się do snu.

Kiedy w nocy przychodzi konieczność zrobienia siusiu, nie muszą wychodzić na mróz – w namiocie jest kilka stopni cieplej niż na zewnątrz – robią do butelki z grubego plastiku i kładą ją w nogach, jak termofor.

Prawie miesiąc się nie myją.

– Co nie znaczy, że śmierdzimy tak jakbyśmy śmierdzieli w temperaturze dodatniej. Mróz zabija bakterie, które mogłyby wywołać choroby skóry. A naturalny łój, który wydziela skóra, i pot konserwują ją – wyjaśnia Król.

Dzień 9.

Są już na 2100 m n.p.m. i ciągle nie widać końca wzniesienia. Dookoła absolutny brak czegokolwiek. Nie ma żadnego życia ani niczego, co urozmaicałoby krajobraz, wystawałoby z płaskiego gruntu. Kiedy świeci słońce, starają się więc wybrać na niebie jakąś chmurkę, w kierunku której można by iść.

Po południu na horyzoncie widzą jakieś ciemne plamy przesuwające się tuż nad ziemią. Arktyczna fatamorgana? Dopiero przez lornetkę dostrzegają, że to stado lecących ptaków. Norbert rozpoznaje, że to prawdopodobnie kaczki bernikle białolice, które zamieszkują Grenlandię.

Dni 10. – 17.


Na zdjęciach z wyprawy widać zaczerwienione, spuchnięte od mrozu twarze. Temperatura spada do minus 20 – 30 st. C. Wiatr wzmaga poczucie zimna. Czasem pada śnieg, nogi się w nim zapadają, sanie grzęzną. Ale bywa, że na kilka godzin wychodzi słońce.

13. dnia osiągają wreszcie najwyższy, według wskazania GPS, punkt płaskowyżu – 2544 m n.p.m.

Zaczyna się whiteout, biała ciemność. Zjawisko to pojawia się w pochmurne dni, gdy światło słoneczne jest idealnie rozproszone i horyzont zlewa się z podłożem. Wokół widać tylko biel. Poruszanie się w niej można porównać z poruszaniem się po omacku w zupełnych ciemnościach. Oczy męczą się, bo nie ma na czym skupić wzroku, by złapać ostrość. Błędnik wariuje, człowiek przewraca się na boki jak pijany. Można zwariować.

– Wymyśliłem na to sposób – opowiada Król. – Pierwszy z nas szedł, wpatrując się w czubki swych nart. Drugi podążał za nim wgapiony w jego sanie, na których przytroczyliśmy kompas i dawał wskazówki prowadzącemu co do kierunku.

– Te kilkanaście dni monotonnego marszu na płaskowyżu dało nam się najbardziej we znaki. Czuliśmy się jak chomiki w kołowrotkach, szliśmy i szliśmy, a naokoło nic się nie zmieniało. Jakbyśmy stali w miejscu. Tylko wskazania GPS kazały wierzyć, że poruszamy się do przodu.

GPS plus kompas

W maszerowaniu po takim pustkowiu nie wystarczy GPS, potrzebny jest również kompas. – GPS pokazuje, gdzie jesteśmy, ale nie pokazuje, dokąd iść. GPS jest dobry do określania naszej pozycji, ile przeszliśmy i ile jeszcze jest do przejścia. A kompas,

pokazując strony świata, pozwala wytyczyć kierunek wędrówki.

Ze względu na odchylenie pola magnetycznego na Grenlandii, trzeba pamiętać, by wskazanie wskazówki kompasu korygować o 35 stopni. Dla porównania w Polsce korekcja wynosi 1 stopień.

Dzień 18.

Nareszcie jakaś atrakcja – na horyzoncie pokazuje się biała kula. Wielka piłeczka golfowa. – Nie byliśmy zaskoczeni tym widokiem, wręcz przeciwnie, trasę tak ułożyliśmy, by dojść do tego miejsca – mówi Król. Ten obiekt to nieczynna od 20 lat amerykańska baza wojskowa z radarem ukrytym w kopule. Zbudowana w czasach zimnej wojny ogromna konstrukcja była jedną z wielu w łańcuchu ciągnącym się od Alaski przez północną Kanadę do Grenlandii. Radary służyć miały do wykrywania rakiet lecących w stronę Stanów Zjednoczonych ze Związku Radzieckiego.

Baza stoi na ogromnych hydraulicznych wspornikach. Zawieszona nad lodem jak platforma wiertnicza nad taflą morza. Obok dobrze utrzymany pas startowy dla samolotów – amerykańskie lotnictwo nadal ćwiczy tu lądowania i starty samolotów transportowych w trudnych warunkach.

– Wnętrze robi wrażenie opuszczonego w pośpiechu. Leżą tam porozrzucane dokumenty, gazety, naczynia, medykamenty, meble. Znaleźliśmy też zapasy konserw, kakao, mąki w workach. Zrobiliśmy sobie kawy i odgrzaliśmy figi z zamarzniętego słoika. Ale miały dziwny smak (data ważności: 2002 r.), więc je zostawiliśmy. Spaliśmy w mesie na materacach – relacjonuje Król.

Dni 19. – 22.

Schodzą z płaskowyżu i znowu zmagają się z whiteoutem, wiatrem przechodzącym w huragan, śniegiem, mrozem. Długa wędrówka i wysiłek dają się we znaki. Mimo posiłków o dużej kaloryczności (4,5 – 6 tysięcy kalorii codziennie), chudną i słabną. Organizm spalił już zapasy tkanki tłuszczowej i zaczyna zjadać mięśnie.

„Ubieramy się bardzo solidnie i nawet nie robimy przystanków, żeby nie marznąć. Cały dzień w kopnym śniegu po »falach« i garbach o długości kilkuset metrów. Łagodne podejścia i zejścia. Przez te garby wydaje nam się, że idziemy do góry. Jesteśmy już wyczerpani i myślimy tylko o jedzeniu” – notuje 21. dnia w dzienniku podróży Król.

A następnego: „Wchodzimy na tafle jezior. Wiatr wieje tak mocno, że przesuwa nasze sanki niczym kamienie od curlingu. Sanki nas przewracają, uciekają gdzieś na boki”.

Gulasz z proszku

Dzięki nowoczesnej technice podróżnicy nie są skazani na monotonne menu. Trzeba tylko zagotować wodę ze śniegu (– Nie ma specjalnego smaku, jak woda destylowana – opowiada Król), dzięki której można przyrządzić posiłki. Na śniadania mleko pełnotłuste w proszku zmieszane z musli lub płatkami zbożowymi i cukrem, do tego łyżka oliwy z oliwek (dużo kalorii).

Na drogę herbata w termosie. Na kolacje – zupy w proszku (pięć smaków) i dania liofilizowane. To zwykłe, ugotowane lub upieczone potrawy poddane później procesowi zamrożenia i zapakowania w próżni tak, by cała woda została z jedzenia odprowadzona. Wystarczy później rozpakować, zalać wrzątkiem i wołowina z warzywami lub gulasz z ryżem gotowe.


Dzień 23.

Muldy, wysepki śniegu, na zmianę z zamarzniętymi rzeczkami. Tafle lodu na rzeczkach załamują się pod nimi. Wpadają nawet po udo w pustą przestrzeń lub do zimnej wody. Mają poobijane kolana, posiniaczone uda. Na muldach sanki się wywracają.

Dzień 24.


Są coraz słabsi, kończy im się jedzenie, trwa walka z czasem. Po zwinięciu obozu wchodzą na pola szczelin i seraków, ostrych, wystających na kilkanaście metrów gór lodu, między którymi zieją przepaście. Szczelina na szczelinie, bez możliwości obejścia. Przeskakują je z rozbiegu, sanki spadają z hukiem na lód. Nie ma czasu na stosowanie bezpieczniejszych sposobów. – Używając całej siły, jaka nam została, forsujemy granie seraków. Pęka moja uprząż od sań, urywają się nity sanek, metalowe obejmy, drą się pokrowce z cordury, pękają liny i zaczepy. Słaniamy się na nogach. Bardzo wieje, cały dzień pada mokry śnieg. Przemoczeni rozstawiamy obóz. Nogi trudno rozgrzać, palce są sine i mamy kłopoty z czuciem – wspomina Król.

Dzień 25.


Do celu zostały 34 kilometry. Wstają w lodowatym deszczu, który będzie padał cały dzień. Idą mokrzy, brodząc po kostki w kaszy lodowej, wpadając do przerębli. Niektóre rzeki przechodzą wpław, ciągnąc za sobą sanki, przez inne, zbyt rwące i szerokie, przerzucają liny i przeciągają ekwipunek. Rzeki meandrują, czasem trzeba tę samą przekraczać dwa razy.

Natrafiają na wystającą z lodu potężną, białą czaszkę renifera. Makabrycznego widoku dopełniają resztki zdartej przez wiatr skóry zwierzęcia.

– Pokonujemy 11 km, okupione chyba największym wysiłkiem w naszym życiu. Po zdjęciu butów widzę na dużych palcach u stóp dwie otwarte rany.

Dzień 26.

Pada śnieg z deszczem. Przez dwie godziny robią zaledwie kilometr. Postanawiają zmienić taktykę – zostawiają jedne sanki, by po dojściu do końca lądolodu, postawić tam obóz i wrócić po nie. – GPS pokazuje niecałe dwa kilometry do granicy lądolodu, ale ze szczytu jednego z bałwanów widzę już skały i kamienie. Kiedy docieramy do pierwszych głazów całujemy je i płaczemy ze wzruszenia. Nie możemy uwierzyć, że to koniec lodu. Stawiamy obóz, opróżniamy plecaki i wyruszamy po resztę bagażu. Na szczęście śnieg nie zasypał jeszcze naszych śladów – opowiada Król.

Dzień 27.


W nocy przyszedł mróz i skuł mokry ekwipunek. Buty wyglądają jak z lodu, trudno w ogóle włożyć do nich przemarznięte stopy. Najpierw 300 m po śniegu, potem 450 po kamieniach moreny. Wreszcie wyciągają sanki na szutrową drogę. Do osady Kangerlussuaq jest stąd 30 km. Dalej nie sposób ciągnąć sanek, Norbert idzie więc po jakiś środek transportu. Wraca szybko z dwoma napotkanymi pracownikami miejscowego lotniska. Duńczycy robią sobie z nimi zdjęcia i zabierają ich samochodem do miasteczka.

źródło: http://www.rp.pl/artykul/..._zwariowac.html
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Gru 31, 2009 18:54   

Ja rozumiem, że nie muszą być tak zorientowani w żywieniu jak my, ale to ich śniadanko i inne dania to po prostu porażka. Zamiast kurka zrobić wywiad, w jaki sposób Innuici w tych rejonach się odżywiali to oni nie odrobili tej samej lekcji, co pierwsze wyprawy w tamte rejony sprzed stu lat; a przecież istnieje teraz taki łatwy dostęp do informacji, nie to co kiedyś
łyżka oliwy - kupa kalorii :what:
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 02:00   

Cóż, popełnili grzech zadufania Scotta, który też nie zainteresował się, jak przetrwać na Antarktydzie. Kara była natychmiastowa, zmarł kilkanaście km od ostatniego obozu z żywnością.
Dlatego Amundsen był najlepszy, bo od najmłodszych lat starał się przebywać wśród Eskimosów i uczyć od nich.
JW
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 07:51   

Gdyby nie współczesny sprzęt, nawigacja, etc. to obawiam się, że i oni by nie przetrwali tej wędrówki.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
ali
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 01, 2010 10:28   

Hannibal napisał/a:
Gdyby nie współczesny sprzęt, nawigacja, etc. to obawiam się, że i oni by nie przetrwali tej wędrówki.

he he
najgłupsze w tym to jest to,
że owa wyprawa nie miała żadnego sensu
poza tym że tylko udało im się przejść
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 12:57   

z punktu widzenia obecnej dietetyki odżywiali się ok

tak odżywiają się oddziały specjalne w extreme cold
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 13:16   

Cordoba_2004 napisał/a:
z punktu widzenia obecnej dietetyki odżywiali się ok

Wg "Biochemii Harpera"?
Cordoba_2004 napisał/a:
tak odżywiają się oddziały specjalne w extreme cold

Tak odżywiały się najróżniejsze wyprawy w rejony polarne 100 i więcej lat temu - często kończyły się poważnym szkorbutem i zgonem wielu ludzi
Tylko Ci, którzy jedli tak jak tubylcy mieli szansę przetrwać i mieszkać tam latami
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 13:55   

nie wiem co studiujesz albo co skończyłeś ale biochemia to nie jest dietetyka
Zapytaj zawodowych dieetetyków , lekarzy jak by zaplanowali odżywianie na takie wyprawie, założę się że potwierdzili by to menu może dołożyli by witamin w tabletkach
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 14:46   

Wybacz, ale mylisz się kolosalnie. Biochemia to elementarz, na którym każdy dietetyk i lekarz musi się opierać. A fakty są takie, że wielu z nich jest pod tym względem dyletantami.
Co do żywienia to w takich warunkach aż prosi się żywienie oparte na tłuszczu. Innuici przechodzili dziennie nawet kilkadziesiąt mil w ekstremalnych warunkach, wiele razy nawet w bardziej trudnych niż ci z tej wyprawy.
Ja sprawdziłem to na sobie na wyrypach górskich, na wyprawach rowerowych, na całodziennych karczowaniach, etc.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Pią Sty 01, 2010 14:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 15:47   

Nieskromny młody człowieku Nie nazywaj nikogo kogo nie znasz "niedouczonymi dyletantami", kiedyś po latach gdy dowiesz się jak wiele dieta proponowana przez Ciebie poczyniła spustoszeń nabierzesz pokory. POKORA TO CECHA KRÓLÓW.....
Biochemia to jeden z elementów na których opiera się dietetyka..
Ucz się młody człowieku szacunku, bardzo łatwo nazwać kogoś dyletantem niedouczonym itd, gwarantuje Ci że jest wielu ludzi na świecie i w Polsce, którym nawet nie chce sie dyskutować z głupotami jakie piszesz...ale mimo to jakoś tam Cie szanują.....więc szanuj i ich...

Kiedyś ludziom wycinano tarczycę a dopiero po latach dowiedziono skutków takiego postępowania.........
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 15:52   

A czy ja wymieniłem ich z imienia i nazwiska? Opanuj się człowieku, bo zamiast merytorycznie odnieść się do tematu to powtarzasz po raz kolejny swoją starą śpiewkę.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 21:23   

ali napisał/a:
Hannibal napisał/a:
Gdyby nie współczesny sprzęt, nawigacja, etc. to obawiam się, że i oni by nie przetrwali tej wędrówki.

he he
najgłupsze w tym to jest to,
że owa wyprawa nie miała żadnego sensu
poza tym że tylko udało im się przejść


Mozolili sie na darmo i z pewnoscia nadszarpneli swoje zdrowie.
Osobiscie nie widze zadnego sensu w takich wyprawach.
Czy profity uzyskane z ich sprawozdan pokryja koszty takiej wyprawy?
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 21:30   

Obiektywny sens tych męczarni, zawiera się w zagadnieniach związanych z analizami ludzkiej wytrzymałości. Dlaczego ludzie wystawiają się na piekło? Z bardzo wielu przyczyn.

Tomek
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 21:30   

Cordoba_2004 napisał/a:
nie wiem co studiujesz albo co skończyłeś ale biochemia to nie jest dietetyka

a czy dietetyka nie powinna byc wypadkowa biochemii i nauk jej pokrewnych? :faint:
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 21:36   

powinna i jeszcze niedawno była
ale co innego pisać tu głupoty i nie brać za nie wogóle odpowiedzialności
a co innego być dietetykiem współpracującym z lekarzem przy szpitalnym łóżku chorego....
na chorobę x y z
Brać za niego odpowiedzialność i powiedzieć mu słuchaj stary nie jedz tego grysiku na mleku tylko jedz surowe nerki baranie......

Nie pamiętam chyba w wątku o cukrzycy pisała wam matka która się zapytała prosto....
Ludzie co ja mam powiedzieć dziecku z cukrzycą ...dać jej słonine tłuste mięso...? przecież jak by sie lekarze dowiedzieli to by jej zabrali prawa do dziecka......

Ja nie twierdze że piszecie głupoty ........apeluje o pokorę ......

To, że Ci ludzie wzięli na tą wędrówkę takie a nie inne pożywienie to nie jest ich nie wiedza czy błąd poczytajcie co książki o współczesnych podróżnikach czy oni biorą na wyprawy słoninę tłuszcz ?

Jesteście oazą na morzu normalności i dobrze jest że jest tak mój bo on wprowadza wam trochę pokory :)
_________________
gg 14 987 97
Ostatnio zmieniony przez Cordoba_2004 Pią Sty 01, 2010 21:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 22:20   

Cordoba_2004 napisał/a:
To, że Ci ludzie wzięli na tą wędrówkę takie a nie inne pożywienie to nie jest ich nie wiedza czy błąd poczytajcie co książki o współczesnych podróżnikach czy oni biorą na wyprawy słoninę tłuszcz ?

Nie biorą, bo nie są ZAADAPTOWANI do efektywnego spalania tłuszczu, mają zbyt rozbudowane szlaki spalania węgli, itd. itd.
A nie chcą się zaadaptować głównie dlatego, że wszędzie im trąbią, że od jedzenia tłuszczu miażdżyca się robi, więc wpierniczają biedni węgle
Ja tu Cordoba nie teoretyzuję, bo sam sprawdziłem na sobie tego typu rzeczy, co oni jedli i widzę RÓŻNICĘ w porównaniu do tego, co teraz jem - na szlaku w górach wszystko ładnie wychodzi, bez żadnej ściemy :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Sty 01, 2010 22:56   

Cytat:
Cytat:
he he
najgłupsze w tym to jest to,
że owa wyprawa nie miała żadnego sensu
poza tym że tylko udało im się przejść


Mozolili sie na darmo i z pewnoscia nadszarpneli swoje zdrowie.
Osobiscie nie widze zadnego sensu w takich wyprawach.
Czy profity uzyskane z ich sprawozdan pokryja koszty takiej wyprawy?


Nie miała sensu dla nich czy dla Was? Zmierzanie się ze swoimi słabościami, walka z samym sobą, chęć udowodnienia sobie czegoś, czy są to rzeczy mniej warte od pieniędzy? :mad:
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Sob Sty 02, 2010 00:00   

Cordoba_2004 napisał/a:

Kiedys ludziom wycinano tarczyce a dopiero po latach dowiedziono skutkow takiego postepowania.........


.......Wycinali oczywiscie nie kosmici, ale ci wspaniali "lekarze" i "profesurowie", ktorzy w dzisiejszych czasach wraz z "dietetykami" polecaja polarnikom lyzke oliwy z oliwek do sniadania, by mieli duzo energii :hah:
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Sob Sty 02, 2010 00:01   

iliq napisał/a:
Cytat:
Cytat:
he he
najgłupsze w tym to jest to,
że owa wyprawa nie miała żadnego sensu
poza tym że tylko udało im się przejść


Mozolili sie na darmo i z pewnoscia nadszarpneli swoje zdrowie.
Osobiscie nie widze zadnego sensu w takich wyprawach.
Czy profity uzyskane z ich sprawozdan pokryja koszty takiej wyprawy?


Nie miała sensu dla nich czy dla Was? Zmierzanie się ze swoimi słabościami, walka z samym sobą, chęć udowodnienia sobie czegoś, czy są to rzeczy mniej warte od pieniędzy? :mad:

W innym watku jest opisana walka pokolen. A tu jest opisana walka z samym soba.
Jak przekroczysz pewien prog wiekowy, to zaczniesz analizowac swoje mozolenie sie na darmo w przeszlosci. Ali i ja wiemy to z autopsji i mamy to za soba.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
Ostatnio zmieniony przez Kangur Sob Sty 02, 2010 02:12, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Sty 02, 2010 11:22   

Cytat:
W innym watku jest opisana walka pokolen. A tu jest opisana walka z samym soba.
Jak przekroczysz pewien prog wiekowy, to zaczniesz analizowac swoje mozolenie sie na darmo w przeszlosci. Ali i ja wiemy to z autopsji i mamy to za soba.



Nie wierze w to, aczkowliek nie wykluczam takiej opcji. Przyszłość jest bardzo niewiadoma. Może mnie znów samochód potrącić tym razem efektywniej :viva: Zacznę patrzeć na świat inaczej niż teraz. To akurat jest pewne. Pytanie tylko czy zacznę patrzeć tak jak Wy czy inaczej. Odkrywam i smakuje życia także zmieniają mi się poglądy.

W sylwester jak się spotkalem ze znajomym to mu powiedziałem, że stała się śmieszna rzecz. Z rok temu najechałem na niego: "Jakto można wybierać religię w którą się wierzy?" Po całym roku zmian przyznałem mu że teraz sam szukałem religii dla siebie i nawet ją znalazłem, swoją własną :viva:

Dlatego nie będę negował Twojej wypowiedzi bo i tak mój światopogląd będzie ewoluował. Aczkolwiek wątpie abym kiedyś na 1 wartości stawiał kasę.

By the way wojny pokoleń. Nie uważasz iż na nią wpływa tylko jedna rzecz? Argumentacja. Dużo osób argumentuje swoje racje: "jesteś za stary żeby to zrozumieć", "jak podrośniesz to to zrozumiesz", to najprawdopobniej napędza taką wojnę pokoleń. Gdyż nie wiek fizyczny czyni człowieka doświadczonym i mądrym a mimo to wiele osób się tym kieruje
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Sob Sty 02, 2010 18:54   

iliq napisał/a:

Nie wierze w to, aczkowliek nie wykluczam takiej opcji. Przyszłość jest bardzo niewiadoma."

Sam sobie zaprzeczasz.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Sty 03, 2010 08:35   

Cytat:
Sam sobie zaprzeczasz.


Żeby być ze sobą spójnym muszę być jak fanatyk, jeśli w coś wierze to nie mogę dawać furtki otwartej, inne osoby nie mogą mieć argumetny za/przeciw. Przecież jak ktoś zakłada, że może się mylić mimo wszystko wierząc w swoje racje, to porpostu sam sobie zaprzecza i jest niespójny. 8)
Ostatnio zmieniony przez iliq Nie Sty 03, 2010 08:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Nie Sty 03, 2010 11:00   

Hannibal napisał/a:
Ja rozumiem, że nie muszą być tak zorientowani w żywieniu jak my, ale to ich śniadanko i inne dania to po prostu porażka. Zamiast kurka zrobić wywiad, w jaki sposób Innuici w tych rejonach się odżywiali to oni nie odrobili tej samej lekcji, co pierwsze wyprawy w tamte rejony sprzed stu lat; a przecież istnieje teraz taki łatwy dostęp do informacji, nie to co kiedyś
łyżka oliwy - kupa kalorii :what:

Hani masz racje.
Nie uwzgledniles jednak faktu, ze potrzebny jest okres przystosowania sie organizmu do zmienionej diety. Najpierw musieliby pomieszkac razem z tubylcami przez okolo pol roku aby ich organizmy przestroily sie na inna diete. Dopiero po okresie przestrojenia sie organizmu mogliby podjac wyprawe stosujac odzywianie Innuitow
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Sty 03, 2010 11:06   

Kangur napisał/a:
Nie uwzgledniles jednak faktu, ze potrzebny jest okres przystosowania sie organizmu do zmienionej diety. Najpierw musieliby pomieszkac razem z tubylcami przez okolo pol roku aby ich organizmy przestroily sie na inna diete. Dopiero po okresie przestrojenia sie organizmu mogliby podjac wyprawe stosujac odzywianie Innuitow

Już nie przesadzajmy. Miesiąc spokojnie by wystarczył dla takich wytrenowanych gości, coby dość sprawnie działali na LC. Przestrojenie mogliby sobie zrobić w domu, niekoniecznie u tubylców ;)
Zrobiliby sobie pemmicany, wzięli dodatkowo jakieś suszone owoce i tyle.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Nie Sty 03, 2010 11:08, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Nie Sty 03, 2010 11:11   

Kangur napisał/a:
Nie uwzgledniles jednak faktu, ze potrzebny jest okres przystosowania sie organizmu do zmienionej diety. Najpierw musieliby pomieszkac razem z tubylcami przez okolo pol roku aby ich organizmy przestroily sie na inna diete. Dopiero po okresie przestrojenia sie organizmu mogliby podjac wyprawe stosujac odzywianie Innuitow


Ja nie uwzględniam i mimo to sądzę dalej że bezpośrednie przejście na LC w sytuacji opisanej przez Kangura@ że największym priorytetem w normalnym tubylczym życiu z mieszkańcami alaski byłaby wydolność fizyczna i psychiczna bynajmniej u niektórych ludzi w przełamywaniu się do spożywania ich frykasów .

Pozdrawiam
_________________
ggggggggggrrrrrrrrrrrddddddddddyyyyyyyyykkkka
Ostatnio zmieniony przez plej_tssz Nie Sty 03, 2010 11:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved