Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak ludzie dobierają się w pary?
Autor Wiadomość
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:30   

No tak wlasnie na podobnej zasadzie jak w sekcie.
Z czyssssta przyjemnoscia. :hah:
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:32   

Zreszta codziennie sie przeciez zdarza, ze musimy isc na kompromis sami ze soba.
Nie mowcie, ze nie.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:34   

Flo, zdefiniuj swoje pojęcie kompromisu, please. A szczególnie kompromisu z samą sobą.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Sty 14, 2010 22:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:56   

Osobiście podzielam taką potoczną definicję kompromisu:

Cytat:
Kompromis (z łaciny compromissum – coś wzajemnie obiecanego), proces osiągania porozumień pomiędzy stronami dążącymi do rozbieżnych celów. Kompromis osiągany jest dzięki obopólnym ustępstwom lub poprzez tylko częściową realizację stojących w konflikcie interesów i wartości.


Tutaj kluczowe są wyboldowane przeze mnie słowa. Jeśli nie ma rozbieżnych celów, interesów i wartości, to nie ma też potrzeby nieustannego szukania kompromisów.

W kompromisie ważne jest to, że (najczęściej) obydwie strony rezygnują ze swoich celów na rzecz - no właśnie - czego? Spokoju? W rezultacie żadna ze stron nie jest do końca zadowolona, bo przecież musiała zrobić coś wbrew sobie. Jaki to ma sens? Jak długo można to ciągnąć? A co z narastającą frustracją i złością, bo przecież te uczucia pojawiają się zawsze, kiedy postępujemy wbrew sobie, szczególnie jeśli chodzi o nasze wartości i interesy.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Sty 14, 2010 22:57, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 00:05   

Tomek ze sie wtrące, wg. mnie, gdzie dwie osoby tam kompromis być musi, tzn. fajnie gdy nie nie ma rozbieżności w sprawach zasadniczych tak jak jest w waszym przypadku, podobne priorytety, ale w sprawach dotyczących zwyczajnej prozy życia, w sprawach drobnych na pewno jest, no przecież muszą zdarzać sie momenty gdzie zdania sa rozbieżne i trzeba pójść na kompromis by rozstrzygnąć dylemat, by podjąć decyzje satysfakcjonującą obie strony, załóżmy kupujecie mebel, niech będzie to łoże małżenskie, przeciez moze zdarzyć sie tak iż Tobie może podobać sie takie a Maryshce inne, drogą kompromisu wybieracie trzecie majace wspólne cechy tych poprzednich, albo malujecie mieszkanie, przecież może zdarzyć sie tak iz Twoim ulubionym kolorem będzie taki który "nie trawi" żona, drogą kompromisu wybieracie posredni satysfakcjonujący Was obojga, no takich przykladow mozna mnożyć setki.... ;-) takie "drobniutkie kompromisiki" nie sa niczym złym, wręcz przeciwnie wprowadzają element osobistego zaangażowania w sprawy dotyczące Was obojga, wg. mnie umiejętność pójścia na kompromis jest wyznacznikiem dojrzałości gdzie słowo "Ja" ustępuje miejsca słowu "My" po to by móc przyjmować argumenty strony drugiej i wybierać to co najlepsze dla obojga. Egocentryzm, egoizm wydaja mi się być czymś obcym w stosunku do umiejętności podejmowania prób wspólnego porozumienia .
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 01:13   

Molka napisał/a:
załóżmy kupujecie mebel, niech będzie to łoże małżenskie


No właśnie rok temu kupowaliśmy :) Tyle że znów mieliśmy podobne wymagania co do tego mebla. Njapierw chodziło nam po głowach łóże... okrągłe. Ale doszliśmy wspólnie do wniosku, że byłoby zupełnie niepraktyczne pod wieloma względami. Więc ten pomysł umarł śmiercią naturalną.

Ponieważ różne szczególiki ze sobą obgadujemy na codzień i często wspólnie robimy "window shopping" albo komentujemy jakieś reklamy, etc., to mniej więcej wiemy, co które z nas lubi/ceni. A że mamy podobne gusta w wielu sprawach... to kiedy przypadkowo zobaczyłam w sieci pewne łóżko, to wiedziałam, że to jest właśnie TO i że jest strzałem w 10-kę :) Miałam jedynie wątpliwości co do ceny, ale stwierdziliśmy, że wcale nie jest tak źle i że TO lóżko jest tego warte. Jest takie totalnie "nasze" :)

Podobnie było z obrączkami. Mieliśmy jakąś wspólnie obmyśloną koncepcję - miały być "nietypowe", srebrne (nie przepadamy za złotem i nie chcieliśmy też za dużo wydawać), wymyślaliśmy już nawet do wygrawerowania jakiś obrazujący nasz Związek symbol. A tu nagle trafiłam przypadkowo na autorską stronę pewnego złotnika i "zakochałam się" na umór w jego koncepcji obrączek. Wiedziałam, że Tomkowi też sie spodobają, ale cena mocno zniechęcała. I co? I mamy je na sobie już 3,5 lata :viva: Nie było "kompromisu", była obopólna pewność, że te obrączki są takie "nasze" i muszą być :) Cenę sobie też jakoś wspólnie zracjonalizowaliśmy :hihi:

Dla mnie nie każdy "dylemat" wymaga "kompromisu", a na pewno nie wymagają tego drobne codzienne decyzje. Dla mnie "kompromis" to dość duże określenie, które zarezerwowane jest dla dość dużych dylematów. Kojarzy mi się też z relatywizmem, takim staniem w rozkroku, z którego żadna ze stron nie jest do końca zadowolona, bo przecież chciała czegoś innego.

A to "My", o którym piszesz, moim zdaniem tworzy się nie przez nieustanne kompromisy, ale przez uważność i otwartość na drugą osobę, jej potrzeby, marzenia, zainteresowania, uczucia, poprzez dzielenie się tym wszystkim na codzień, obgadywanie różnych drobnostek, poznawanie i słuchanie siebie nawzajem. W ten sposób tworzy się bliskość. Myślę, że drobnostki są tu bardzo ważne, bo jeśli się o nie dba na codzień, to wówczas nie ma potrzeby wielkich kompromisów od święta.

Tak to widzę i takie są nasze doświadczenia w tym temacie :)

Marishka

P.S. A Tomek w sprawie kompromisu wypowie się po powrocie z pracy :) Właśnie wyjeżdża...
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Sty 15, 2010 01:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 20:31   

No bo Tobie kompromis kojarzy sie pejoratywnie, z ogromnym wyrzeczeniem, i jak napisalas, prowadzi do frustracji, i zgadzam sie, jesli roznice zdan sa zbyt wielkie, wtedy jest to udreka. A ja mowie o drobnych wyrzeczeniach, o tym ze
M i T napisał/a:
uważność i otwartość na drugą osobę
stanowi podstawe zwiazku. Czyli mowimy o tym samym. More or less.

M i T napisał/a:
Właśnie wyjeżdża...

...upolowac czlowieka na kolacje? :)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 20:50   

Flo, pomijając różne inne czynniki, jednym z decydujących o tym, że nie powiedzie się związek, jest ciągłe brnięcie w kompromisy. W rezultacie często jest tak, że po kilku latach układ składa się z trójki lub czwórki ludzi. Kompromis zawsze jest wyrzeczeniem, ale w przypadku, gdy dwie osoby ciągle z czegoś muszą rezygnować, w końcu jedna lub dwie, zaczynają wikłać się w inne związki - łudząc się przy tym, że tam odczują swobodę.

Mam na myśli to, że nie da się wciąż bezkarnie odzierać siebie z pragnień, marzeń i oczekiwań.
Kompromis polega na tym, że dla dobra trwania związku, jedna ze stron ulega kosztem własnej, zdrowej, wolnej woli. To jest patologia, o ile dotyczy ważnych dla wyrzekającego się spraw. Małe kompromisy są tak nieistotne, że właściwie trudno je tak nazywać.

A jest jeszcze coś takiego jak obopólna edukacja. Czy jeśli partnerka mi mówi, żebym dał se siana z zajadaniem słodyczy - troszcząc się jednocześnie o moje zdrowie - to czy ma reakcja odstawienia słodycza jest kompromisem? W żadnym razie!! Jest skorzystaniem z dobrej rady. I to się dziać powinno wzajemnie. Gorzej, gdy sytuacja jest taka: "słuchaj, mam dość tych twoich filmów, muzyki, wkurza mnie to, tamto i owo. Chce by było po mojemu..zrób coś z tym". W momencie przystania na taki tekst, mamy pasztet.

Najlepiej, gdy ludzie dobierają się wedle podobnych dążeń, pasji, oczekiwań, pragnień, poziomem namiętności, światopoglądem itd. Gadka o przyciągających się przeciwieństwach, jest droga donikąd.

A jeszcze jak dochodzi do tego nieświadomość pochodzenia własnych emocji (np."nie wiem, co we we mnie wstąpiło!" , "nie wiem, czemu mnie tak wkurzasz!" ), no to jest prawdziwy kanał... :faint:

Tomek

ps: O co chodzi z polowaniem na człowieka ? Wampiryzm? :shock:
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Sty 15, 2010 21:00, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 21:24   

M i T napisał/a:

ps: O co chodzi z polowaniem na człowieka ? Wampiryzm?

no :)
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 22:12   

M i T napisał/a:


Ponieważ różne szczególiki ze sobą obgadujemy na codzień

no właśnie wg. mnie to nic innego jak pujscie na kompromism......czyli dogadanie sie w taki sposób by decyzje ktore podejmujecie mogly zadowolic obie strony....
a co w sytuacji gdy macie inne zdania, jak rozwiązujecie problem, przeciez nie jest tak iz caly czas trafiacie w swoje gusty..... no prosze Was ..... :-)

M i T napisał/a:
Mam na myśli to, że nie da się wciąż bezkarnie odzierać siebie z pragnień, marzeń i oczekiwań.
Kompromis polega na tym, że dla dobra trwania związku, jedna ze stron ulega kosztem własnej, zdrowej, wolnej woli.

dlaczego tak? jesli jedna strona ulega drugiej to znaczy , ze jedna ze stron narzuca swoje racje, dominuje, a druga sie poddaje dla dobra zwiazku..... tu nie ma kompromisu... :-)
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 15, 2010 22:48   

Molka napisał/a:
przeciez nie jest tak iz caly czas trafiacie w swoje gusty..... no prosze Was ..... :-)
:-)

Może trudno w to uwierzyć,ale tak może być i nawet jest.
Właśnie tak jest wtedy,kiedy małżonkowie ze sobą duuuużo rozmawiają,są otwarci wobec siebie,dyskutują na różne tematy,o szczegółach.Sama zastanawiam się czy to jest możliwe i odpowiedź brzmi;"TAK".
Może ktoś zarzucić ,że jedno z małżonków nie ma własnego zdania i decyduje się na to ,co zdecydowała druga strona,ale to nie jest tak.To jest właśnie to dogłębne poznanie współmałżonka i to jest niesamowite.
Zastanawiam się nad małżeństwami moich znajomych-właśnie trzecie się rozpada,a jak się do nich przyszło ,to nie było niczego innego słychać,tylko;" tak kotku,tak skarbie,słonko,myszko" itd.,u mnie tego nigdy nie było,nie ma i nie będzie.Za to są ROZMOWY,w których również uczestniczą dzieci,nigdy nie kazałam swoim dzieciom wyjść do innego pokoju,albo żeby nałożyły słuchawki na uszy i grały na komputerze,jak to było w domach moich znajomych.Strasznie mi się to nie podobało.
Ostatnio zmieniony przez Iga Pią Sty 15, 2010 22:54, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 22:58   

Iga napisał/a:
Molka napisał/a:
przeciez nie jest tak iz caly czas trafiacie w swoje gusty..... no prosze Was ..... :-)
:-)

Może trudno w to uwierzyć,ale tak może być i nawet jest.
Właśnie tak jest wtedy,kiedy małżonkowie ze sobą duuuużo rozmawiają,są otwarci wobec siebie,dyskutują na różne tematy,o szczegółach.Sama zastanawiam się czy to jest możliwe i odpowiedź brzmi;"TAK".
Może ktoś zarzucić ,że jedno z małżonków nie ma własnego zdania i decyduje się na to ,co zdecydowała druga strona,ale to nie jest tak.To jest właśnie to dogłębne poznanie współmałżonka i to jest niesamowite.

nie rozumiem, ja moge przez lata obcowania z facetem poznac jego gusty, jego zapatrywania na pewne tematy ale to nie jest rownoznaczne z tym ze ja musze miec podobne, ze mnie musi podobac sie to samo, co najwyzej mozna przywyknac i zaakceptowac przez szacunek dla ukochanej osoby..... to sie "dotarcie się stanowisk"
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 15, 2010 23:10   

Molka napisał/a:

nie rozumiem, ja moge przez lata obcowania z facetem poznac jego gusty, jego zapatrywania na pewne tematy ale to nie jest rownoznaczne z tym ze ja musze miec podobne, ze mnie musi podobac sie to samo, co najwyzej mozna przywyknac i zaakceptowac przez szacunek dla ukochanej osoby..... to sie "dotarcie się stanowisk"

Nie wiem w sumie jak to wytłumaczyć...
W przypadku mojego małżeństwa jest tak,że musieliśmy wiele tematów długo wałkować,żeby było tak jak teraz.Wcześniej były spięcia ,różnice zdań itd.-pewnie wynikały z tego,że patrzyłam na pewne sprawy jak dziecko,a męża traktowałam jak ojca,ale teraz tego nie ma.To w sumie dziwne,nawet dla mnie.Nie sądziłam,że to jest możliwe,a jednak.
W sumie śmiało mogę powiedzieć,że mój Mąż jest moim największym Przyjacielem,któremu mogę powiedzieć dosłownie wszystko i wiem,że mnie wysłucha,nie umniejszy,nie będzie krzyczał,a przytuli na ten przykład,będzie ze mną,doradzi itd.

PS.Może jakiś rok temu jedziemy samochodem,a mąż do mnie mówi;"wiesz co? Nie wyobrażam sobie żyć z kimś innym"-to było niesamowite,bo ja o tym w tym samym czasie pomyślałam,a wcześniej właśnie rozmawialiśmy na jakiś temat i to nam się obojgu bardzo podobało :)
Ostatnio zmieniony przez Iga Pią Sty 15, 2010 23:14, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 15, 2010 23:45   

Molka napisał/a:
co najwyzej mozna przywyknac i zaakceptowac przez szacunek dla ukochanej osoby

Nie widzę tak tego.Gdyby mój mąż torturował mnie czymś ,czego ja nie znoszę,to prędzej bym go znienawidziła, niż przywykła do tego i zaakceptowała.

PS.Jeszcze w odniesieniu do poprzedniego.Nie rozumiem małżeństw ,gdzie np. jedno wybiera meble do domu,a drugie się tym nie interesuje,albo jest po prostu odsunięte ,bo np. "nie ma gustu".Nie rozumiem też takich małżeństw,gdzie mąż każe żonie swojej coś nałożyć czego ona nie lubi,źle się w tym czuje,a jednak nakłada,bo mąż sobie tego życzy.
Jeszcze jedno ważne,co rzuciło mi się w oczy u kolejnego rozpadającego się małżeństwa.Czasem spotykałam tę znajomą,jak wracała ze sklepu i niosła np. DVD (było tak) i mówi,że kupiła to mężowi,następne mówi,że on coś jej kupił,a w sumie korzystają z tego razem.Nie mówiła,że kupili sobie,to jest wspólne tylko,że ona jemu coś kupiła,a on jej (a w gruncie rzeczy przecież korzystają z tego razem).
Ostatnio zmieniony przez Iga Sob Sty 16, 2010 00:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sty 16, 2010 00:00   

Violka, nie pojmuję, po co inwestować w "docierający" się związek? I w ogóle, przeanalizuj sobie, czym tak naprawdę jest to dotarcie. Ja tego nie kumam.
Jeszcze raz: bazą są wspólne fascynacje, pasję, podobne spojrzenie na najważniejsze sprawy, dopasowanie mentalne, seksualne, intelektualne i światopoglądowe.
Związek nie jest po to, by przeciągać się, rywalizować ze sobą, podliczać wyrzeczenia, mocować się z kompromisami. Wzajemne dyskusje, omawianie i podejmowanie wspólnych decyzji, nie opiera się u nas na kompromisie, ale na decyzjach mających zadowolić nas dwoje. Kompromisy? Nie, ja podziękuję.

W życiu nie rozstałbym się z byciem samotnikiem, gdybym nie poznał Marishki :viva:

Viola, nie mamy odmiennych zdań w ZASADNICZYCH kwestiach. Jak wystąpią, damy radę.

Tomek

P.S. Violka, z "docieraniem się" może tez być tak, że te osoby nigdy się nie dotrą. Ja się "docierałam" z pierwszym mężem przez prawie 14 lat. I był to od samego początku poroniony pomysł. A mogliśmy sobie tych lat i wysiłku skutecznie zaoszczędzić.

To trochę tak jak z fałszywą nadzieją, że rodzice kiedyś się zmienią. Żyje człowiek z taką nadzieją całe zycie aż do śmierci rodziców, ciągle licząc na to, ze go zaakceptują, pokochają takim, jaki jest, a tu nic. Nie warto tak sobie marnować życie. I innym przy okazji.

Poza tym w kwestii światopoglądu nie może być mowy o "docieraniu się". To nierealne i zawsze kończy się frustracją (albo też wyparciem) i porażką. "Docierać się" to sobie można w kwestii skarpetek porozrzucanych po podłodzę czy smaku zupy ale nie np. w kwestii wyznania, wychowywania dzieci czy priorytetów w związku. Bo jeśli nie ma zgody i poczucia jedności w tak ważnych aspektach życia, to jaki jest sens bycia razem, skoro każde będzie siedziało w swoim odrębnym świecie i szukało kompromisów i co rusz to nowych sposbów na "dotarcie się"? Ja wolę wspólne rozwijanie się, wspólne tworzenie Związku. A nie życie razem ale osobno.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Sty 16, 2010 00:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lut 28, 2010 20:38   

Krótkie, zwięzłe i takie... oczywiste:

http://zdrowie.onet.pl/15...sychologia.html

Cytat:

Recepta na udany związekJak stworzyć szczęśliwą relację partnerską i nie dać się rutynie? Czy w dobie rosnącej liczby rozwodów jest to możliwe? Oczywiście, że tak. Inteligencja seksualna pomoże usunąć przeszkody i w pełni cieszyć się byciem we dwoje nie tylko w łóżku, ale również w całym życiu.

Jak wykazali naukowcy, upojny stan zakochania trwa około dwóch lat. Po tym mniej więcej czasie uczucie motyli w brzuchu zaczyna słabnąć. Bo tylko przez taki okres człowiek jest w stanie żyć na przyspieszonych obrotach. Potem przychodzi pora oprzytomnienia i popatrzenia na partnera trzeźwym okiem. Ta konfrontacja naszej wizji ukochanego z jego rzeczywistym obrazem może być trudna. Dlatego warto w tym momencie zacząć pracę nad budowaniem solidnych fundamentów związku i… utrwalać je potem przez całe dalsze życie we dwoje. Szczęśliwa i spełniona relacja partnerska polega bowiem nie tylko na wielkiej miłości, ale i na ciągłych staraniach, by nie ustała. Tak mówią psychologowie, ale przede wszystkim małżeństwa, którym to się udało. Przetrwały razem niejedną burzę i nadal cieszą się sobą.

Miłosny sukces w zasięgu ręki

Na początek warto „wyrzucić” kilka słów, które przeszkadzają w budowaniu związku. Jednym z nich jest WYCHOWYWANIE. Często oczekujemy, że partner spełni nasze określone oczekiwania. Jeśli nie jest w stanie im sprostać, robimy wszystko, by go zmienić. Bycie ze sobą „pod warunkiem że…” nie zdaje egzaminu, bo taki związek przestaje być partnerski, a nasz „wychowanek” prędzej czy później zaczyna się buntować. Drugie słowo zakazane to KONTROLA. Wiąże się ona, niestety, z brakiem zaufania, które jest podwaliną związku. Dlatego warto ze sobą szczerze rozmawiać, nawet jeśli nie zawsze jesteśmy zgodni. To pomaga nam poznać i zrozumieć siebie nawzajem. Trzecie to MANIPULACJA. Jest ona niezłą pułapką dla miłości, bo... gdy nauczymy się sterować drugą osobą, trudno nam przestać. Za dużo mamy z tego korzyści. Tylko że manipulacja jest nieuczciwa i zniekształca relację. Sprawia, że przestajemy widzieć partnera, jaki jest naprawdę, a związek zaczyna przypominać transakcje handlowe.

Akceptacja duszy i ciała

To stan idealny dla miłości. Etap ten następuje po stanie zakochania (fascynacji) i późniejszym trudnym okresie dopasowywania się do siebie (konfrontacji). Akceptacja przychodzi, gdy kochamy drugą osobę bez stawiania jej warunków i łączymy miłość z przyjaźnią. Jesteśmy wrażliwi na uczucia partnera i staramy się sami z siebie spełniać jego potrzeby, również te intymne. Ta piękna, dojrzała faza miłości daje nam siłę do przetrwania wielu życiowych zakrętów. Jest kamieniem węgielnym każdego związku i dlatego warto zrobić wszystko, by ją osiągnąć.


Marishka
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Mar 01, 2010 01:25   

M i T napisał/a:
Krótkie, zwięzłe i takie... oczywiste:

Marishka


Byle życie nie uciekło:
http://sleem79.wrzuta.pl/...ka_z_lotu_ptaka

No ale My - katolicy - Polacy wiemy to od dziecka, dzięki temu nie musimy łazić i pytać i błądzić po omacku. Po prostu mamy to już w pakiecie z Katolicyzmem.

http://www.youtube.com/watch?v=7N9Ug2lap1A

Wielka Polska Katolicka!
Cristianismo o Muerte.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Mar 01, 2010 10:29, w całości zmieniany 7 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 04, 2010 14:03   

Małgorzata Liszyk-Kozłowska o zdradzie, potrzebie miłości i pracy nad budowaniem dojrzałych związków:

http://www.wysokieobcasy....ka_broszka.html

Cytat:

Żona jak elegancka broszka
Z psychoterepeutką Małgorzatą Liszyk - Kozłowską rozmawia Marta Strzelecka
2010-09-28, ostatnia aktualizacja 2010-09-27 07:53


Niespełniona potrzebą miłości można się udławić
Kobieta ucieka od męża do młodszego chłopaka. Najpierw na jedną noc, ale szybko decyduje, że chciałaby na zawsze. Zostawia spokój, dobrobyt, uporządkowane relacje w rodzinie. Dlaczego?

Punktem wyjścia jest sytuacja, która w stałym związku rozwija się często niezauważalnie. Ona staje się "elegancką broszką", jego trofeum. To bardzo smutne, kiedy kobiety same siebie nie doceniają i pozwalają tak siebie traktować.

One mają wyglądać i pięknie milczeć. On też nie mówi, czego mu tak naprawdę potrzeba. To milczenie prawdopodobnie odziedziczyli w spadku - w ich rodzinach zapewne podobnie wyglądała relacja między kobietą i mężczyzną.

W wielu związkach nie mówi się czego się chce, ale domyśla i co gorsza - nie sprawdza się potem, czy się trafiło ! A kiedy wszystko dzieje się w ciszy, nie ma wspólnego dojrzewania, poznawania siebie samych i partnera. Gdy pojawia się niezrozumienie, poczucie odrzucenia, to rodzi się w związku samotność.

Jak ja często słyszę podczas terapii - przecież to oczywiste, przecież powinien lub powinna się domyślić itp.

Tylko, że takie niespełnione potrzeby dławią . Niemal dosłownie - proszę się wsłuchać, jak wiele kobiet mówi ze ściśniętym gardłem, gdy mówią o czymś dla nich ważnym, gdy wyrażają swoje zdanie. Chłopcy też są nadal często wychowywani w przekonaniu, że prawdziwy mężczyzna nie okazuje wielu uczuć.

Trudno taką sytuację szybko naprawić, jeśli milczenie w związku trwało latami. Nie wierzę, że jedna rozmowa może coś zmienić, zazwyczaj taki problem wiąże się z długotrwałym brakiem porozumienia albo otwarcia. Żeby związek przetrwał zdradę, trzeba po prostu razem o to walczyć.

Może nie zawsze warto?

Może nie, ale warto to sprawdzić do końca jeżeli obie strony mają odwagę powiedzieć sobie wzajemnie, że nadal się kochają. Dobrze jest sprawdzić, czy to słowo znaczy dla nich to samo, że w codziennym życiu tym samym się wyraża. To ważne, by podejmując pracę nad związkiem dotrzeć też do świadomości, do słów - za co kocham tego człowieka, co w nim jest tak cudownego dla mnie, że chce mi się przejść naprawdę trudną drogę, jaką jest życie po zdradzie. To dotyczy obu stron.

Może kobieta, którą opisałam chciała zostawić rodzinę dla czegoś, czego jej zdaniem nigdy nie dostałaby od męża?

Znowu - być może by nie dostała. Jednak wiele razy nawet nie sprawdzamy, czy jest możliwa w związku zmiana

Wracając do pani pytania - możliwe, że lata temu, gdy się spotkali, to i ona i on byli gotowi do takiego, jak dotąd związku. Ale my się rozwijamy, docieramy do naszym marzeń , pragnień, potrzeb. Czasami lata całe coś w nas skrobie o uwagę. Czasami boimy się to usłyszeć, bo to wymagałaby nie tylko skonfrontowania nas z samym sobą, w tym z naszą przeszłością, dzieciństwem, ale też skonfrontowania otoczenia z naszymi potrzebami i oczekiwaniem zmian w relacji.

W takiej tęsknocie za czymś więcej niż mamy można trwać bardzo długo. Zdarza się tak, że trwamy w związku, który nie daje szczęście, a jednocześnie zdradzamy, bo tak naprawdę nie umiemy stworzyć z nikim bliskości. Człowiek może mieć dobrą pozycję zawodową, realizować się w pracy, ale może nie mieć umiejętności bycia w bliskości. Jest dobrze ubrany, w świecie zawodowym pewny siebie, ale kiedy prywatnie, jako kobieta czy mężczyzna, miałby mówić o sobie, odłożyć maskę, zachowuje się i wygląda jak małe, wylęknione, siedzące w kącie dziecko. Nie czuje się bezpiecznie, ma chęć ucieczki. I często ucieka - w takim stanie można przejść przez większość życia. Szuka się wtedy szczęścia, kupując kolejne przedmioty, podróżując coraz dalej, rozwijając się zawodowo. Wszystko z nadzieją, że pojawi się w końcu poczucie spełnienia. Dąży się do momentu, kiedy się poczuje, że ma się "komplet". Ale jeśli człowiek nie ma umiejętności by być blisko z drugim człowiek ,taki moment nie nadchodzi.

Całe życie może tak być?

Oczywiście, czasami mamy tak bolesne doświadczenia z dzieciństwa, jeśli chodzi o miłość, że bez terapii, lub spotkania kogoś wyjątkowego w naszym życiu, poczucie spełnienia w związku jest niemal niemożliwe. Przeżycie odrzucenia, poczucie "niedokochania" z dzieciństwa, przeszkadza, oddziela. Taki człowiek po to tworzy granicę by się chronić przed ponownym zranieniem.. Istnieją małżeństwa, w których z wielu powodów ani on, ani ona nie dąży do przekroczenia tej granicy. W tym sensie są kompatybilni. On nie pyta o jej problemy, ona nie mówi. I odwrotnie.

Bywa, że jedna ze stron chce to zmienić i nie raz to początek rewolucji w związku.

A jeśli jedna strona godzi się na zdradę?

Gdybym panią teraz mocno uderzyła, poczuje pani ból, to pewne. Zdrowym odruchem byłoby powiedzenie mi , że nie życzę sobie tego. Jednak lęk przed odrzuceniem, moją złością, może spowodować, że nie powie mi pani tego. Jeśli ktoś w dzieciństwie doświadczył, że nie może mówić o tym, czego potrzebuje, nie został nauczony przez rodziców, że złość jest cennym i dobrym uczuciem, a ich - rodziców zadaniem było nauczenie dziecka wyrażać ją w akceptowany społecznie sposób, to potem takie dziecko , a potem dorosły "kasuje" w sobie odruch uzewnętrzniania swojej złości. Gdy ktoś go lekceważy , obraża, pomija, nie potrafi skutecznie powiedzieć - nie. A jeśli mówi nie - to tak jak już opisywałam - ściśniętym, niepewnym swojego prawa do dbania o siebie, głosem.

A ci, którzy zdradzają ? Gdyby zajrzeć do domów , z których wyszli, to zapewne w wielu z nich można byłoby się nauczyć, jak nie powinien wyglądać dom, jak nie należy traktować dzieci , partnera, ich uczuć.

W filmie ona zdradziła, a on reaguje, mówiąc do niej "Nie istniejesz", odsuwa się zdecydowanie. Co to znaczy?

Może ten związek już dawno przestał być dla niego ważny ? On nie chce nad nim pracować ? Może jej nie kocha? Zgaduję, bo tego się nie wie patrząc na ludzi, a dopiero wtedy, gdy się z nimi długo i szczerze rozmawia.

Jeśli obydwie strony są pewne, że się kochają, naprawdę mogą przejść razem problem zdrady. Trzeba wtedy znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie problemy z przeszłości są powodem, że związek się rozpada. To ta ich wspólna przeszłość, czy "ogony" z dzieciństwa? Może i to i to?

Moje doświadczenia w terapii wskazują, że ludzie zdecydowanie za szybko się rozstają. Ale żeby się nie rozstali, żeby umieli stworzyć albo odtworzyć bliskość, potrzebne jest sięganie do korzeni problemów. Trzeba poznać przyczyny zdrady, powiedzieć, czego się szukało poza związkiem. To trudne rozmowy. Trzeba też ustalić, że zdradzający nie będzie wciąż traktowany przez drugą stronę jak świnia. Zdradzony powinien jasno określić, czego konkretnie potrzebuje, by spróbować znowu , za jakiś czas- ufać. Wybaczanie - to długi proces i po zdradzie zdradzający ma prawo wymagać dowodów starania się . Ale kiedy się je dostanie - trzeba sprawę zamknąć. Nie można cały czas trzymać drugiego człowieka w poczuciu winy, zapominać o jego godności, ciągle go karząc a samemu siedząc na swojej krzywdzie. Dlatego właśnie mówiłam, że po zdradzie nad związkiem pracują dwie strony.

A jeśli bierze na siebie za dużo? Jeśli z jakiegoś powodu ma się syndrom ofiary?

Wtedy mamy problem. Wszyscy spotykamy osoby, które są typami ofiar. To, że nie wchodzimy im na głowę, albo nie robimy tego zbyt brutalnie, nie wynika z tego, że ten ktoś stawia granicę, tylko z naszego systemu wartości. Powstrzymujemy się dla własnego dobra, po to, by czuć wobec siebie samych w porządku.. Tylko że w pojedynczych sytuacjach łatwo się powstrzymać. Żyć w związku z kimś takim jest bardzo trudno.

Jeśli w bliskiej relacji ktoś samego siebie traktuje jak z przeceny, nie będzie traktowany inaczej.

Z tego, co pani mówi wynika, że większość ludzi nie ma szans na szczęście w związku, jeśli nie podda się terapii. To smutna informacja

Nie wiem, czy większość, ale dla tych , którzy mają opisywane tu problemy - tak naprawdę jest to informacja uwalniająca. Przychodzą do mnie na przykład dorosłe dzieci alkoholików (DDA), ofiary przemocy fizycznej albo emocjonalnej, które wchodzą w związki i czują, że ktoś, kogo kochają ich krzywdzi, a one czują się odtrącone, samotne, rozczarowane itp. I czują ulgę, kiedy podczas terapii dowiadują się, że ich problemy z budowaniem bliskości nie pochodzą od partnera. Bowiem często tak się dzieje , że ktoś, kto czuje się pokrzywdzony, nagle dociera do tego, że jego partner wcale go nie krzywdzi , nie odrzuca, a jedynie to jego przeszłość - lęki, ból i nieumiejętności stamtąd pochodzące, są źródłem. Wtedy pojawia się ulga, bo nie jest tak, że znowu ktoś mnie nie kocha, tylko ja nie umiem (jeszcze !) bezpiecznie wchodzić w bliskość, mówić i przeżywać tego uczucia wprost, dbać o siebie w związku..

Ktoś skrzywdzony w dzieciństwie, odtwarza w dorosłym życiu lęki, ale też nadzieje, że ktoś w końcu pokocha go bezwarunkowo jeśli nie dostał takiej miłości jako dziecko. Jeśli mniej lub bardziej dosłownie dostawał komunikat- będziesz kochany pod warunkiem, że będziesz: super grzeczny, cichy, nie będziesz się złościł, będziesz "znikał". Ze swoimi potrzebami. Jeśli ktoś takie sygnały odbiera w dzieciństwie, ma niezaspokojoną potrzebę, żeby ktoś go pokochał niezależnie od wszystkiego, bezwarunkowo. Podczas terapii może pojawić się otrzeźwiająca myśl, że takiej miłości już nie przeżyjemy - to się może zdarzyć jedynie w relacji z rodzicem. W dorosłym życiu, żeby być z kimś, musimy spełnić jakieś warunki i ktoś musi spełniać nasze. Mamy prawo je mieć.

Jak wytłumaczyć zachowanie kogoś, kto długo jest w stałym związku, nie chce z niego rezygnować, a jednocześnie często zdradza emocjonalnie albo fizycznie?

No cóż - ktoś taki ma niedojrzałą wizję związku. Ma niski poziom empatii wobec człowieka, z którym jest związany, nie szanuje go. Niby jest w stałej relacji, może nawet - chce być, ale tak naprawdę nie potrafi, ale też nie ma woli, by się tego nauczyć.

Jaki związek jest dojrzały?

Zbudowany na świadomości, że się kochamy, wiemy co jest dla nas w związku ważne, szanujemy, możemy na siebie liczyć. Przyjaźnimy się z sobą. Z takiego związku nie rezygnuje się tak łatwo, tak jak nie rezygnuje się z prawdziwej przyjaźni tylko dlatego, że poznaje się kogoś nowego, kto nas fascynuje.

Warto być uważnym w związku, świadomie o niego dbać troszcząc się o to, by były w nim dobre słowa, gesty, czułość. To cenne dla związku, jeśli dwie strony pamiętają , że to nie jest takie oczywiste, że niezależnie od wszystkiego , będą razem. Być może formalnie - tak, ale uczuciowo - nie.

Dlaczego samotni ludzie koło trzydziestki mają problemy ze stworzeniem nowych dojrzałych związków?

Bo często mają już za sobą niesatysfakcjonujące ich związki, wiedzą, czego nie chcą, znają antytezę związku , ale wciąż nie znają tezy. Ale to jest też dobry moment, żeby się przyjrzeć, dlaczego dotąd wchodziło się w związki, w których coś było nie tak i co było nie tak.. Trzeba dotrzeć, czego potrzebuję w związku i czy to potrzeby dorosłego człowieka czy dziecka. .

Kiedy ludzie docierają do tej granicy, że nie chcą żyć tak jak dotąd, to jest to świetny czas na decyzje o zmianie. To trudny czas , bo to tak, jakby człowiek zdejmował z siebie ubranie, które tak go parzy, boli, że jest gotów je zdjąć, mimo że nie ma (jeszcze!) niczego do ubrania w zamian. Pojawia się nawet gotowość, przeżycia pewnej nagości, bezradności i bezbronności, bo włącza się instynkt samozachowawczy, który mówi - spróbuj inaczej. Zaopiekuj się sobą. Jak nie teraz to kiedy ?

Po tym momencie będzie już spełnienie w związku?


Trudno jest odpowiedzieć tak albo nie, bo tylko do pewnego stopnia mamy wpływ na to, jak wyglądają nasze związki. Decydujemy tylko o sobie, Po drugiej stronie jest świat drugiego człowieka. Może być pani mądrą kobietą, szanować siebie w związku, mieć świadomość tego, jak człowiek funkcjonuje, dlaczego się zmienia, że są tego powody, z czego wynikają jego problemy. Może pani mieć szerokie, mądre patrzenie na relacje, ale nie ma takiej możliwości, że sama pani stworzy szczęśliwy związek, jeżeli nie ma z kim nad nim pracować. To samo dotyczy zdrady - bez wspólnej pracy nie ma szansy, żeby związek był czymś więcej niż układem.

To może, tak w filmie jednak bardziej wartościowe są nagłe mocne uczucia? To przynajmniej jest pewne

Bo on ma gwiazdy w oczach, kiedy na nią patrzy? A kiedy nie patrzy to ona znika? On ma być jej butlą tlenową? To znowu dziecięca wizja związku, a nie dorosłego człowieka. .

Źródło: Wysokie Obcasy


A tu link (i plik do odsłuchania) do podobnej rozmowy z MLK w Dobronocce:

http://www.polskieradio.p...14,Zdrada-boli-

i krótszy (plik) w "Instrukcji obsługi człowieka":
http://www.polskieradio.p...ny-Jan-zdradzi-

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Paź 05, 2010 19:59, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 09:24   

cyt.
Cytat:
Jeśli żyjesz tylko potrzebami partnera, to w końcu znikasz, nie ma cię, nie ma twoich marzeń, partner przestaje je zauważać. Przestajesz istnieć. Taka kobieta już nie jest wyzwaniem, nie warto się dla niej starać.


Nie chce podawac autorki tych słów bo nie o to chodzi, uważam że są bardzo trafne i podejrzewam dobrze przemyślane na podstawie jej własnych przeżyc. To jest prawda, niejednokrotnie jest tak że im jedna ze stron bardziej się stara jak to sie mów "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...zastanawiam sie z czego to wynika...
Na pewno taki ktos w oczach partnera staje sie mniej atrakcyjny poniewaz przestaje eksponowac siebie, a przez to przestaje fascynowac sobą , staje sie taki nijaki....
 
     
Maad


Pomógł: 18 razy
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 1172
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 13:55   

Molka napisał/a:
niejednokrotnie jest tak że im jedna ze stron bardziej się stara jak to sie mów "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...zastanawiam sie z czego to wynika...
deprywacja sensoryczna zwana potocznie przyzwyczajeniem?

nie ma to jak dobra awantura raz na tydzień :hihi:
_________________
Wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, powoduje tycie albo ... jest po angielsku.
Ostatnio zmieniony przez Maad Sob Paź 16, 2010 13:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Paź 16, 2010 14:23   

Maad napisał/a:
...nie ma to jak dobra awantura raz na tydzień :hihi:

Dzisiaj najlepszym remedium to wyjazd na dwa tygodnie "na polowanie". :hihi:
"Habibi znaczy kochanie"
http://plaze.onet.pl/repo...93,artykul.html

Po takich "czekoladowych lodach" dalsze zycie nie straszne! :hihi:
.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 15:55   

ani awantura raz na jakis czas ani podoboje na plazy nic nie dadza jak sie zyjewzwiazku opartym na nierownowadze, typu, ofiara - kat lub niezaradna i ulegla manipulantka kobieta-bluszcz.
Normalnie az czlowiek ma ochote z tej zalosci i umierania za zycia rzucic sie w trawe :razz: 8-) nic nie pozmoze jak czlowiek nieszczesliwy :keep:
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Sob Paź 16, 2010 15:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Paź 16, 2010 17:01   

JaśniePani napisał/a:
...jak sie zyje w zwiazku opartym na nierownowadze...

Moim zdaniem z powodow "naturalnych" zawsze tak jest. :hihi:

Gdzie my te rownowage "osiagniem", skoro zawsze
baby same wlaza facetom do wyra.
Nawet widmo "ukamieniowania" slabo pomaga! :hihi:

Wezmy np. taka statystyczna "somsiatke"! :hihi:
KMWTW! :viva: . :viva: :viva:
.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 18:21   

grizzly napisał/a:
Gdzie my te rownowage "osiagniem", skoro zawsze
baby same wlaza facetom do wyra.

No właśnie nie zawsze. :)
Średnia może taka być, ale kto powiedział, że mamy się wiązać z tą średnią. 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 18:27   

Molka napisał/a:
To jest prawda, niejednokrotnie jest tak że im jedna ze stron bardziej się stara jak to sie mów "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...zastanawiam sie z czego to wynika...

No z tego, że wtedy ta druga strona "take it for granted", myśli sobie, że cokolwiek by nie robiła i tak będzie adorowana, partner/ka będzie mu/jej i tak dogadzał/a...
Dopiero gdy tego nagle zabraknie przyjdzie otrzeźwienie i role mogą się w pewnym sensie odwrócić; o ile oczywiście z miłością mamy do czynienia
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 20:00   

Molka napisał/a:
cyt.
Cytat:
Jesli zyjesz tylko potrzebami partnera, to w koncu znikasz, nie ma cie, nie ma twoich marzen, partner przestaje je zauwazac. Przestajesz istniec. Taka kobieta juz nie jest wyzwaniem, nie warto sie dla niej starac.


Nie chce podawac autorki tych slow bo nie o to chodzi, uwazam ze sa bardzo trafne ....

Moim zdaniem zupelnie nie.
Pierwsza czesc jest jeszcze w miare spoko, chociaz ja bym to inaczej ujal.
Ale to zdanie "Taka kobieta juz nie jest wyzwaniem, nie warto sie dla niej starac." w ogole mi sie nie podoba.. Jakim wyzwaniem??
Czy to aby na pewno o to w tym wszystkim chodzi?
Ja osobiscie od potencjalnego zwiazku oczekiwalbym m.in. poczucia bezpieczenstwa. Slowo "wyzwanie" kojarzy mi sie z jakas niepewnoscia, niestabilnoscia.

Trzeba sobie jasno powiedziec, ze w dbaniu o czyjes potrzeby nie ma nic zlego. Dawanie dobra to przeciez mnostwo frajdy i satysfakcji. Problem pojawia sie wtedy gdy nie ma rownowagi, homeostazy. Jesli w zwiazku jedno daje i nie otrzymuje nic w zamian, a drugie tylko bierze - to taki uklad nie przypomina wzmacniajacej obie strony symbiozy, lecz raczej pasozytnictwo.

"Jesli zyjesz tylko potrzebami partnera (..) nie ma twoich marzen, potrzeb, partner przestaje je zauwazac" - Ty sam przestajesz je zauwazac. I to chyba jest w tym najistotniejsze, a nie jakies "indukowanie" bycia zdobywanym przez partnera..


Milosc to sztuka dawania i brania. Moze to brzmi malo "romantycznie" ale taka jest prawda. Nikt procz ascetow nie pakowalby sie w zadne zwiazki gdyby nie mial z tego nic dla siebie.

Cytat:
To jest prawda, niejednokrotnie jest tak ze im jedna ze stron bardziej sie stara jak to sie mowi "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...


Moim zdaniem w ogolnosci to nie jest prawda. Twoje zdanie uzupelnilbym o jedna "instruncje warunkowa":
Cytat:
niejednokrotnie jest tak ze im jedna ze stron bardziej sie stara "dogodzic", gdy ta druga strona po prostu na to nie zasluguje tym ta druga przestaje to doceniac...


i wtedy sie pod nim podpisze.


PS.
Bardzo fajna audycja z Liszyk-Kozlowska, serdecznie polecam:
http://www.polskieradio.p...30909501802.mp3

Przypomniala mi sie ta rozmowa przy okazji tego "zdobywania". polecam calosc, a chodzi mi o fragment: od 49:20
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Ostatnio zmieniony przez zenon Nie Paź 17, 2010 20:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 20:08   

zenon napisał/a:
Bardzo fajna audycja z Liszyk-Kozlowska, serdecznie polecam:
http://www.polskieradio.p...30909501802.mp3


Fajnie, że wyszperałeś kolejnego linka z MLK, chętnie posłuchamy sobie z Tomkiem przy okazji :)

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 20:24   

zenon napisał/a:
Milosc to sztuka dawania i brania. Moze to brzmi malo "romantycznie" ale taka jest prawda. Nikt procz ascetow nie pakowalby sie w zadne zwiazki gdyby nie mial z tego nic dla siebie.

Nie brzmi romantycznie, to prawda. Ale za to brzmi PIĘKNIE i tak, jak ma brzmieć. W ramki.

Tomek
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 23:18   

zenon napisał/a:

"Jesli zyjesz tylko potrzebami partnera (..) nie ma twoich marzen, potrzeb, partner przestaje je zauwazac" - Ty sam przestajesz je zauwazac. I to chyba jest w tym najistotniejsze, a nie jakies "indukowanie" bycia zdobywanym przez partnera..

A to moje ulubione, celne i proste i niby oczywiste :)
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
Ostatnio zmieniony przez _flo Nie Paź 17, 2010 23:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Zielony Karzeł 

Pomógł: 5 razy
Wiek: 38
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 282
Skąd: Gniezno
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 10:47   

zenon napisał/a:

Milosc to sztuka dawania i brania. Moze to brzmi malo "romantycznie" ale taka jest prawda. Nikt procz ascetow nie pakowalby sie w zadne zwiazki gdyby nie mial z tego nic dla siebie.


Nawet Sokrates się hajtnął z wredną babą po to by bardziej się skupić na szukaniu Prawdy a nie "marnować się" oddając się domowym przyjemnością jakie dać może dobra żona. Czyli... zrobił to dlatego, że dzięki niej jego życie było lepsze - dla interesu znaczy się.
_________________
Mój nick - Zielony Karzeł Reakcji. Cały niestety się nie mieści.

Blog o permakulturze, produktywnych leśnych ogrodach, hodowli zwierząt i ekologii.
 
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 13:51   

zenon napisał/a:
Problem pojawia sie wtedy gdy nie ma rownowagi, homeostazy. Jesli w zwiazku jedno daje i nie otrzymuje nic w zamian, a drugie tylko bierze - to taki uklad nie przypomina wzmacniajacej obie strony symbiozy, lecz raczej pasozytnictwo.

Zauważ że równowaga jest bardzo rzadko osiągana, tak samo jak takie skrajności o jakich mówisz że jedna osoba tylko bierze inna tylko daje
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Paź 19, 2010 17:04   

zenon napisał/a:
...Milosc to sztuka dawania i brania...

To teraz wiadomo dlaczego armia "biurw" tak "siem" rozrasta! :hihi:
Nawet w ciazy potrafia "aktywnie" dzialac! :hah:
.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 19, 2010 17:28   

iliq napisał/a:
Zauważ że równowaga jest bardzo rzadko osiągana

jeśli nawet to nie znaczy, że nie należy do tej homeostazy dążyć 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 19, 2010 20:11   

Hanibal napisał/a:
jeśli nawet to nie znaczy, że nie należy do tej homeostazy dążyć 8-)

Kwestia sporna, ja mam na ten temat trochę inne poglądy
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 05:52   

iliq napisał/a:
Kwestia sporna, ja mam na ten temat trochę inne poglądy

czyli lepsza jest wg Ciebie dysharmonia?
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 07:16   

Hanibal napisał/a:
czyli lepsza jest wg Ciebie dysharmonia?

Warto podkreślić że związek jest rzeczą dynamiczną. Korelacje się często zmieniają. Nie wiem czy lepsza dla reszty, dla mnie tak. Zaznaczam tutaj że nie widziałem jeszcze pary w której następuje równowaga. Lekkich odstępstw również nie widziałem. Mój związek również też jest dość mocno nie zrównoważony, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Jakich opcji by nie rozważać jedno jest pewne, kto kocha mniej kontroluje związek.
Ostatnio zmieniony przez iliq Śro Paź 20, 2010 07:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 07:54   

iliq napisał/a:
Warto podkreślić że związek jest rzeczą dynamiczną. Korelacje się często zmieniają.

No wiadomo.
Sami partnerzy są dynamiczni.
Co nie wyklucza równowagi w związku.
iliq napisał/a:
Jakich opcji by nie rozważać jedno jest pewne, kto kocha mniej kontroluje związek.

hehe, niezłe podejście do udanego związku :D
w sumie to najlepiej w ogóle nie kochać - wówczas ma się pełną kontrolę 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 08:42   

Hanibal napisał/a:
hehe, niezłe podejście do udanego związku :D
w sumie to najlepiej w ogóle nie kochać - wówczas ma się pełną kontrolę 8-)

Życie mi takie przekonania narzuciło. Kiedyś myślałem o pięknej wielkiej miłości o poświęcaniu się wybrance. Niestety tak to nie funkcjonuje, przynajmniej w moim świecie. Cóż mówią że po pierwszej nieszczęśliwej "miłości" człowiek jeszcze się zakocha, może i mi to kiedyś będzie znowu dane.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 09:09   

iliq napisał/a:
Kiedyś myślałem o pięknej wielkiej miłości o poświęcaniu się wybrance.

Ja to widzę właśnie zero-jedynkowo.
Albo zakochać się na zabój, nie kontrolować tego, itd. albo nic.
Sytuacje pośrednie zupełnie mnie nie interesują - szkoda życia na nie.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Śro Paź 20, 2010 09:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 11:17   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 27, 2011 23:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Paź 20, 2010 13:54   

iliq napisał/a:
... Jakich opcji by nie rozważać jedno jest pewne, kto kocha mniej kontroluje związek...

Dawno nie czytalem takich celnych uwag! :viva:

Tak wlasnie jest! Sila zwiazku
opiera sie na skutecznej "manipulacji"! 8-)
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 14:50   

grizzly napisał/a:


Tak wlasnie jest! Sila zwiazku
opiera sie na skutecznej "manipulacji"! 8-)
.

to zależy co chce się w danego związku "wyciągnąc".. 8-)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 16:07   

Hanibal napisał/a:
Ja to widzę właśnie zero-jedynkowo.
Albo zakochać się na zabój, nie kontrolować tego, itd. albo nic.
Sytuacje pośrednie zupełnie mnie nie interesują - szkoda życia na nie.

Taki już po prostu jesteś. Tak samo jak Twoja dieta jest skrajna tak samo z innymi rzeczami chcesz dążyć. A co do tego że szkoda życia to już zależy mi tak lepiej.

JP napisał/a:
Ilig gadasz jak meczennik milosci 8-) to ma cieszyc 8-)

Q nie G :) Ale mnie cieszy mój obecny związek. Żaden tam męczennik, doświadczyłem to czego miałem doświadczyć aby dorosnąć emocjonalnie i teraz jest spoko. Co do ślubów to nie w głowie mi takie rzeczy. Jeśli jest miłość obustronna to i bez ślubu para będzie razem, jeśli jej brak to po co się wiązać.

Molko na każdym kroku jesteśmy poddawani manipulacjom, insynuowanie że w związkach może być brak takowej średnio potwierdza się w rzeczywistości.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 17:14   

iliq napisał/a:
Taki już po prostu jesteś. Tak samo jak Twoja dieta jest skrajna tak samo z innymi rzeczami chcesz dążyć.

Jak to się mówi - wszystko albo nic 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 17:40   

iliq napisał/a:
kto kocha mniej kontroluje związek.

Pomijając tą całą manipulacje (która bardziej lub mniej uświadomiona jest wpisana w nasze życie) , związek bez miłości to "męczarnia" jak dla mnie...uczucie musi istniec , ja osobiscie nie rozumiem jak można kochac tylko troszke, albo sie kocha albo nie i jesli sie kocha na prawde to "temperatura zawsze osiąga maximum"...

stwierdzenie im mniej kochasz tym bardziej kontrolujesz... jest dla mnie jakims pustym nie mającym odzwierciedlenia w rzeczywistosci haslem, mniej kochasz tzn. w ogóle nie kochasz więc trafnym byłoby zdanie, jeśli nie kochasz wtedy jestes w stanie kontrolowac związek...

Co znaczy kontrolowac związek? Nie bardzo rozumiem, jeśli jest obustronne zaufanie kontrola jest zbędna, jesli brak zaufania wówczas związek czy to oparty na miłości czy czystym wyrachowaniu nie ma przyszłości...

związek oparty na prawdziwym zaufaniu i miłości "poradzi sobie" w każdej sytuacji...
Ostatnio zmieniony przez Molka Śro Paź 20, 2010 18:05, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 20:02   

iliq napisał/a:

Zauwaz ze rownowaga jest bardzo rzadko osiagana...

Zauwaz, ze wiekszosc ludzi jest przecietnych, co nie znaczy, ze nalezy do tej sredniej rownac 8)
Jak ktos ma ambicje to rowna do ELITY 8)
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 21:38   

JaśniePani napisał/a:
Moja recepta po kilkunastu zakochaniach malych, dwoch duzych zwiazkach i jedenej ucieczce sprzed oltarza jest taka: trzeba sie soba na poczatku zachwycic, potem trzeba byc soba, niczego, nawet najmniejszego i najblahszego pikusia nie udawac, nie promowac swojej wersji eksportowej, reagowac i zyc w zgodzie z soba, zadnej emocji nie udawac, nie manipulowac. Jesli w takim ukladzie dwom osobom jest dobrze, czuja sie bezpiecznie, to to jest to. I pamietaj, ze to co przed slubem jest malym kamykiem uwierajacym w bucie, ktory zlekcewazysz to potem urosnie do gigantycznego, nieustannie przeszkadzajacego i uwierajacego bolu. Trzeba zwracac uwage na wszystko i badac kazda watpliwosc. I jakby powiedzial moj brat - jesli jest jakas watpliwosc to to juz nie jest to ;-)


JaśniePani, w ramki :) Mogę się pod tym podpisać na podstawie własnych doświadczeń i związków. Zwróciłaś uwagę na bardzo istotną sprawę - bycie sobą, wyrażanie wszystkich uczuć i nie udawanie kogoś innego.

Problem w tym, że większość osób wchodzi w związki zanim pozna i zrozumie siebie. Często też takie osoby oczekują, że partner da im jakąś brakującą część ich osobowości, wypełni "pustkę", albo stanie się idealnym (symbolicznym) rodzicem "zastępczym". Takie niedojrzałe związki nie mają szans na długotrwałość. Natomiast kiedy czuje się w sobie "pełnię" i szuka się drugiej "pełnej" osoby, wówczas tworzy się związek spełniony, a nie np. oparty na tzw. przyciągających się przeciwieństwach. A ta "pełnia", to m.in. pełnia uczuć, bez odcinania się od tych niewygodnych. To też życie w zgodzie z własnymi wartościami.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Paź 20, 2010 21:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 09:02   

@Marishka

Niedojrzałe związki są częścią ewolucji. Są potrzebne żeby ten dojrzały mógł zaistnieć. Z tą pełnią etc. też się średnio zgadzam, byłem nihilistą co mi dość mocno przeszkadzało w radości z życia przed związkiem, teraz mi nihilizm przeszedł.


@Zenon

Zauważ że samo równanie się do kogoś niewiele daje, jest złotą pigułką sprzedawaną w książkach ale nic poza tym. Jedynym sposobem jest ruszenie tyłka i zapieprzanie ale nikt o tym nie będzie mówił bo by ludzie za to nie płacili. Prosty przykład, uważasz że ilu facetów ma ambicje na powodzenie u kobiet a ilu faktycznie robi coś żeby takowe mieć?

PS. Mi nie chodzi o średnią tylko mi się podoba to że ja więcej z związku wynoszę.


@Molka

Idąc Twoim tokiem rozumowania jak jest tylko kocha / nie kocha to ten kto kocha mniej będzie tym który w ogóle nie kocha. Nie wiem czemu to ma być męczarnia, jak się jest sobą nie okłamuje się że się kocha i inne takie to jest lepiej niż być powinno. Jedyny defekt jaki widzę jest taki że można się rozleniwić, mając osobę która nas akceptuje już się nie chce tak zapieprzać żeby zarabiać kasę / dobrze wyglądać / robić coś ciekawego / etc. / etc.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 09:16   

zenon napisał/a:
Zauwaz, ze wiekszosc ludzi jest przecietnych, co nie znaczy, ze nalezy do tej sredniej rownac 8)
Jak ktos ma ambicje to rowna do ELITY 8)

Po prostu miód wrzosowy na moje serce :-)
Ludzie bez ambicji :shoot:
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:06   

Czy aby na pewno ambicje są tak potrzebne? Ja sam stawiam sobie wysokie cele pod względem finansowym / wyglądu / kontaktu z kobietami / kontaktów z ludźmi / etc. ale czy to znaczy że każdy tak musi? Nie każdy człowiek bez ambicji jest zgorzkniały, spotyka się czasem ludzi którzy mają wszystko beznadziejne a są szczęśliwi, po co im to zabierać i nakłaniać do pogoni za lepszym jutrem?
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:10   

No jasne, że nie każdy musi.
Przecież tak sobie tylko luźno dywagujemy, bez napinania się ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:12   

8) Sam się ostatnio często zastanawiam czy nie rzucić wszystkiego w cholerę i nie zacząć żyć teraźniejszością, przestać mieć jakieś poważne cele ambicje tylko tak sobie odpocząć
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:25   

@Heniu, wkręcacz Cię wkręca :P , będa mu się sniły jądra wołu za karę :P
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:54   

iliq napisał/a:
Sam się ostatnio często zastanawiam czy nie rzucić wszystkiego w cholerę i nie zacząć żyć teraźniejszością, przestać mieć jakieś poważne cele ambicje tylko tak sobie odpocząć

Ambitnym celem jest stawić czoła powszechnym przekonaniom konieczności planowania przyszłości, zarazem pozostając człowiekiem rozważnym wedle ogólnemu utartemu schematowi :hihi: .
iliq wszystko jest względne jakiejś utartej normie, a porywanie się na bycie innym względem tej wytycznej wymaga grubszego planu i w jakimś sensie ambicji, by go zrealizować.
Szczerze życzę Ci być był na tyle ambitnym, by wyzbyć się ambitności :-D .
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:59   

iliq napisał/a:
zacząć żyć teraźniejszością

niebieskim ptakiem chcesz zostać? :hihi:
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 15:37   

iliq napisał/a:
Niedojrzałe związki są częścią ewolucji. Są potrzebne żeby ten dojrzały mógł zaistnieć.


To tak samo absurdalne jak dobrystyczne twierdzenie, że zło jest potrzebne by dobro mogło zaistnieć. Żeby dojrzały związek mógł zaistnieć nie potrzebne są wcześniejsze męczarnie w wielu niedojrzałych związkach, wystarczyłoby wychowanie się w zdrowej, nietoksycznej rodzinie, która swoim przykładem pokazuje na czym polega zdrowy związek oraz uczy adekwatnego wyrażania wszystkich uczuć, odpowiedzialności oraz pewności siebie.

iliq napisał/a:
Z tą pełnią etc. też się średnio zgadzam, byłem nihilistą co mi dość mocno przeszkadzało w radości z życia przed związkiem, teraz mi nihilizm przeszedł.


Ale właśnie nihilizm wiąże się z pustką o której pisałam. To brak właściwego rozeznania w samym sobie. Pełnia tę wewnętrzną pustkę naturalnie likwiduje, ponieważ wówczas wiemy kim jesteśmy, jakie mamy pragnienia, co nas boli, a co sprawia radość. Pełnia to m.in. rozumienie i adekwatne wyrażanie WSZYSTKICH uczuć.

iliq napisał/a:
Nie wiem czemu to ma być męczarnia, jak się jest sobą nie okłamuje się że się kocha i inne takie to jest lepiej niż być powinno.


Z wyboldowanym tekstem zgadzam się, ale koniecznie dodałabym, że wówczas nie wchodzi się w związki bez miłości. W przeciwnym razie jest całkowite przerzucanie odpowiedzialności na drugą osobę. To tak jak w tej słynnej przypowieści o skorpionie i żabie. Stwarza się złudne poczucie uczciwości - patrzcie, ja jestem w porządku, ponieważ już na wstępie uprzedzałam/łem, że nie kocham/jestem draniem, a więc skoro chcesz być ze mną w związku, to znaczy, że na to się godzisz i nie możesz mieć do mnie później pretensji, że nie czujesz się kochana/kochany.

Owszem, związki funkcjonują na tej zasadzie, tyle, że nie mają nic wspólnego ze związkami zdrowymi, spełnionymi i świadomymi. Zdrowy związek, to przestrzeganie zasady 50/50, gdzie każda ze stron jest w 50% odpowiedzialna za sukces/porażkę związku. Tę zasadę już kiedyś rozwijałam, również w tym wątku.

iliq napisał/a:
Jedyny defekt jaki widzę jest taki że można się rozleniwić, mając osobę która nas akceptuje już się nie chce tak zapieprzać żeby zarabiać kasę / dobrze wyglądać / robić coś ciekawego / etc. / etc.


Takie "rozleniwienie" oznacza, że wcześniej nie było się sobą, tylko udawało kogoś lepszego by "zdobyć" partnera. Kiedy już się go/ją zdobyło, można się rozluźnić i pokazać swoje prawdziwe oblicze, czyli niechluja, drania, agresora, manipulanta, maminsynka, księżniczki, despotki, etc. Tak się właśnie dzieje, kiedy w początkowym okresie, m.in. z lęku przed brakiem akceptacji ze strony potencjalnego partnera, udaje się kogoś innego, albo stara się sprostać (domniemanym) oczekiwaniom.

Z kolei druga osoba, nawet jeśli ma wątpliwości i podszepty intuicji, to je od siebie odgania. To również często bierze się z poczucia niskiej wartości. Idealizuje partnera, który i bez tego stara się ze wszystkich sił stworzyć wyidealizowany obraz siebie.

Bycie sobą dla takich osób oznaczało by odsłonienie delikatnego podbrzusza i narażenie się na potencjalne kopniecie, odrzucenie, wyśmianie, zniszczenie. A kto chciałby przez to przechodzić w pierwszej fazie zakochania? Więc obydwie strony starają się jak mogą by udawać kogoś, kim tak naprawdę nie są. A propos, udawanie nie zawsze oznacza udawanie kogoś "lepszego", można równie dobrze udawać drania i szokować swoim zachowaniem/poglądami, by w ten sposób "przetestować" kandydata na partnera/partnerkę. Takie udawanie, nadmierne staranie się czy nakładanie masek ostatecznie kończy się niepowodzeniem związku, ponieważ nie da się takiego zachowania ciągnąć w nieskończoność.

Dla mnie otworzenie się, bycie sobą bez udawania, to podstawa świadomego związku. Wówczas jest taka swoista lekkość bycia w związku. Lekkość w sensie, że ma się wrażenie, że związek tworzy się naturalnie, bez wysiłku, nie wbrew sobie. Nie odczuwa się rywalizacji, czy walki o dominację w związku. Nie ma też wrażenia, że związek nienaturalnie ogranicza lub jest repliką związku własnych rodziców.

Kiedy poznałam Tomka, było dla mnie niesamowite to, że niczego nie udawaliśmy, że staraliśmy się przedstawić siebie nawzajem na tyle wprost, na ile się to dało przez internet. Taka wzajemna szczerość opłacała się, ponieważ kiedy wreszcie spotkaliśmy się twarzą w twarz, nie było rozczarowania czy zaskoczenia, że druga osoba jest w realu inna niż w necie. Byliśmy dokładnie tacy sami, jak siebie wcześniej przedstawialiśmy w mailach. Sześć lat po poznaniu się, nadal uważam, że ta początkowa szczerość (albo jak ktoś woli, zaufanie) była kluczem do powodzenia naszego Związku. Jeśli chodzi o mnie, to takie otworzenie się wynikało z poczucia własnej wartości, które udało mi się w dużej mierze odbudować ZANIM poznałam Tomka. O wiele bardziej czułam się sobą i rozumiałam siebie, niż w poprzednim małżeństwie. Nie odczuwałam już tej wewnętrznej pustki, którą za wszelką cenę dawniej usiłowałam wypełnić m.in. innymi osobami. A ponieważ Tomek nie musi wypełniać sobą jakieś moje własne braki (np. braki z dzieciństwa) i nie pełni roli idealnego rodzica, to jestem w stanie kochać Go takim, jaki jest, za to Kim jest.

Poza tym, widzę wyraźną różnicę pomiędzy kochaniem kogoś za to, jak ja się przy nim czuje, a kochaniem kogoś, za to kim jest. W tym pierwszym przypadku jest wyraźne uzależnianie samopoczucia i obrazu siebie od drugiej osoby. Czyli, bez czynnego udziału drugie osoby, ja nie mogę być "sobą", a druga osoba musi ciągle sprostowywać moim oczekiwaniom. W tym drugim przypadku ja jestem sobą i druga osoba jest sobą, i kocham tę osobę właśnie za to kim jest. Taka miłość wydaje mi się bardziej dojrzała (z mojego doświadczenia).

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Paź 21, 2010 15:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 15:52   

Mit napisał/a:
wystarczyłoby wychowanie się w zdrowej, nietoksycznej rodzinie, która swoim przykładem pokazuje na czym polega zdrowy związek oraz uczy adekwatnego wyrażania wszystkich uczuć, odpowiedzialności oraz pewności siebie.

Zabrzmiało to tak jakby to było coś powszechnego moje obserwacje sprowadzają się do tego że jest wręcz przeciwnie. Mi nie dane było urodzić się w takiej rodzinie, może dane mi będzie taką stworzyć.

Mit napisał/a:
To tak samo absurdalne jak dobrystyczne twierdzenie, że zło jest potrzebne by dobro mogło zaistnieć.

Zauważ że w takiej Holandii niema takiego problemu z narkotykami i mafią jak w innych miejscach. Więcej zła powstało w imię dobra niż było potrzebne. Jakbyście bardzo nie chcieli to tak czy inaczej zawsze będzie jing i jang. Póki istnieje dobro istnieje zło i odwrotnie.

Mit napisał/a:

Takie "rozleniwienie" oznacza, że wcześniej nie było się sobą, tylko udawało kogoś lepszego by "zdobyć" partnera. Kiedy już się go/ją zdobyło, można się rozluźnić i pokazać swoje prawdziwe oblicze, czyli niechluja, drania, agresora, manipulanta, maminsynka, księżniczki, despotki, etc. Tak się właśnie dzieje, kiedy w początkowym okresie, z lęku przed brakiem akceptacji ze strony potencjalnego partnera udaje się kogoś innego, albo stara się sprostać (domniemanym) oczekiwaniom.

Brzmi sensownie. Może to się wiązać również z tym że dopiero nasza lepsza wersja siebie była w stanie znaleźć partnera. Jak już znalazła sobie to nie ma dalszej potrzeby jej rozwoju.

Mit napisał/a:

Dla mnie otworzenie się, bycie sobą bez udawania, to podstawa świadomego związku. Wówczas jest taka swoista lekkość bycia w związku. Lekkość w sensie, że ma się wrażenie, że związek tworzy się naturalnie, bez wysiłku, nie wbrew sobie. Nie odczuwa się rywalizacji, czy walki o dominację w związku. Nie ma też wrażenia, że związek nienaturalnie ogranicza lub jest repliką związku własnych rodziców.

Chciałbym sam tego doświadczyć.


@Paweł W ogóle Cię stary nie zrozumiałem
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 16:16   

iliq napisał/a:
Zabrzmiało to tak jakby to było coś powszechnego moje obserwacje sprowadzają się do tego że jest wręcz przeciwnie.


Nie. To miało zabrzmieć jak dowód, że to nie niedojrzałe związki są potrzebne po to, by dojrzałe miały zaistnieć, ale odpowiednie wychowanie w zdrowej rodzinie. Oczywiście nawet nie mając takiego pozytywnego bagażu z dzieciństwa również można samemu stworzyć zdrowy związek w przyszłości. POD WARUNKIEM, że wcześniej przepracuje się sprawy o których ciągle z Tomkiem trąbimy.

iliq napisał/a:
Póki istnieje dobro istnieje zło i odwrotnie.

Tyle, że zło nie jest konieczne by dobro mogło zaistnieć. Te dwa pojęcia istnieją niezależnie od siebie, jedno nie jest warunkiem istnienia drugiego. Zniknięcie zła nie sprawi, ze zniknie dobro i na odwrót. Twierdzenie, że zło jest potrzebne, by dobro mogło istnieć jest potrzebne tym, którzy za wszelka cenę szukają racjonalizacji i usprawiedliwienia dla doświadczonej krzywdy. Takie twierdzenie, to umniejszenie dobra i ochrona własnych krzywdzicieli. Nic innego.

iliq napisał/a:
Może to się wiązać również z tym że dopiero nasza lepsza wersja siebie była w stanie znaleźć partnera. Jak już znalazła sobie to nie ma dalszej potrzeby jej rozwoju.


Co to jest "lepsza" lub "gorsza" wersja siebie? Co to za rozdwojenie jaźni? Ja właśnie zwracam uwagę na to by dążyć do bycia SOBĄ, bycia całością, pełnią, a nie zbiorowiskiem kilku różnych wersji "mnie". Chodzi o integralność, o spójność myśli, uczuć i działań.

Poza tym, przy podziale na "lepszą" i "gorszą" część mnie, można zawsze się wykręcać, że "to ta gorsza cześć mnie zrobiła" albo "nie wiem, co we mnie wstąpiło". To jest wciąż oddzielanie się od siebie, rozczłonkowywanie się.

iliq napisał/a:
Chciałbym sam tego doświadczyć.


Oklepany frazes, ale naprawdę warto zacząć od SIEBIE. Czyli w tym konkretnym przypadku - mówimy o otwieraniu się - otwierając się przed druga osobą możemy doświadczyć również jej otworzenia się. Nie zawsze, nie od razu, i nie koniecznie z ta osoba przed którą sami się otwieramy, ale takie jest zawsze ryzyko. Ważne by być świadomym możliwości porażki i nie traktować jednej porażki jako zniechęcającej do kolejnych prób (ale już nie koniecznie z tą samą osobą). Lubię powiedzenie "Failure' is not falling down, but staying down" (według innej wersji "Failure is not falling down, but refusing to get up", ale sens pozostaje ten sam).

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Paź 21, 2010 16:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 19:32   

M i T napisał/a:
Czyli w tym konkretnym przypadku - mówimy o otwieraniu się - otwierając się przed druga osobą możemy doświadczyć również jej otworzenia się. Nie zawsze, nie od razu, i nie koniecznie z ta osoba przed którą sami się otwieramy, ale takie jest zawsze ryzyko. Ważne by być świadomym możliwości porażki i nie traktować jednej porażki jako zniechęcającej do kolejnych prób (ale już nie koniecznie z tą samą osobą). Lubię powiedzenie "Failure' is not falling down, but staying down" (według innej wersji "Failure is not falling down, but refusing to get up", ale sens pozostaje ten sam).

Cóż mogę powiedzieć - 100% prawda.
Myślę i postępuję w ten właśnie sposób.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 19:42   

Mit napisał/a:
Co to jest "lepsza" lub "gorsza" wersja siebie? Co to za rozdwojenie jaźni? Ja właśnie zwracam uwagę na to by dążyć do bycia SOBĄ, bycia całością, pełnią, a nie zbiorowiskiem kilku różnych wersji "mnie". Chodzi o integralność, o spójność myśli, uczuć i działań.

Poza tym, przy podziale na "lepszą" i "gorszą" część mnie, można zawsze się wykręcać, że "to ta gorsza cześć mnie zrobiła" albo "nie wiem, co we mnie wstąpiło". To jest wciąż oddzielanie się od siebie, rozczłonkowywanie się.

Inną rzecz miałem na myśli. Nie chodzi mi o schizofrenie tylko o to że obecnie jesteśmy sobą, rozwijając się stajemy się lepszą wersją siebie. Można też stawać się gorszą wersją samego siebie ogłupiając się jakimiś mózgotrzepami czy innymi tego typu rzeczami. Marishko integralność u mnie jest największym wyzwaniem, stąd pewnie pojawił się nihilizm. Mam skłonności do tego by imprezować po 5 dni w tygodniu, nie ćwiczyć, żreć fast foody, manipulacji etc.

Te rzeczy nie są dobre. Mam do nich skłonność i mogę się im poddawać albo z nimi walczyć. Nie wiem czy dobrze rozumiem Twój przekaz bo odbieram to w ten sposób że to również stanowi problemy z integralnością.


Mit napisał/a:
Oklepany frazes, ale naprawdę warto zacząć od SIEBIE. Czyli w tym konkretnym przypadku - mówimy o otwieraniu się - otwierając się przed druga osobą możemy doświadczyć również jej otworzenia się. Nie zawsze, nie od razu, i nie koniecznie z ta osoba przed którą sami się otwieramy, ale takie jest zawsze ryzyko. Ważne by być świadomym możliwości porażki i nie traktować jednej porażki jako zniechęcającej do kolejnych prób (ale już nie koniecznie z tą samą osobą).

Świetne napisane

Mit napisał/a:

Nie. To miało zabrzmieć jak dowód, że to nie niedojrzałe związki są potrzebne po to, by dojrzałe miały zaistnieć, ale odpowiednie wychowanie w zdrowej rodzinie. Oczywiście nawet nie mając takiego pozytywnego bagażu z dzieciństwa również można samemu stworzyć zdrowy związek w przyszłości. POD WARUNKIEM, że wcześniej przepracuje się sprawy o których ciągle z Tomkiem trąbimy.

Sprecyzuje się bardziej. Uważam że niektóre osoby mogą na błędach wyciągać bardzo dobrą lekcję którą będą przez długi czas pamiętali bo się "sparzyli". Co do tego o czym ciągle z Tomkiem trąbicie to będę musiał się wziąć za to poczytać trochę na ten temat po czym przemyśleć tę sprawę. Ostatnio dość mocno drażni mnie sytuacja że ojciec kupuje dziadkom kino domowe, sobie plazmę i nowe kino domowe (mimo iż mało zarabia) a ja żeby coś zjeść muszę sobie samemu kupić. Obawiam się że jedyną radą jest radykalny krok, wyprowadzka co będzie wymagało ode mnie dużo pracy jeśli chciałbym się sam wyżywić i przy tym coś studiować czy coś w tym guście.

Co zaś do cytatu to strasznie przypadł mi do gustu. Oczywiście w pierwszej wersji. Marishko skłaniasz mnie do refleksji, podoba mi się to.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 22:24   

Iliq to nie, ze masz sklonnosci, zle sklonnosci jak piszesz, to jestes Ty. Ja mialam podobnie - nazywalam to sklonnoscia do maxowania - jak szalec na imprezie to do upadlego, jak jarac to nie 5 papierosow a cala paczke w 3 godziny wieczoru przy piwie, jak zatracic sie w milosci to calkowicie...bylam nieszczesliwa, wszystko to mnie denerwowalo, rozstrajalo, ale to bylam cala ja, nie czujac sie soba. Probowalam wlasnie 'zyc na czysto' a nie jakby w brudnopisie, probowalam byc idealna, staralam sie wszystko zmieniac, porzucalam fajki, porzucalam facetow i nic, to nic nie dawalo, ciagle sie czulam jak nie ja, nie wiedzialam jak byc soba. To jest najgorsze co moze sie czlowiekowi przytrafic, nie wie kim jest, nie wie, jaki jest sens jego zycia.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 21, 2010 22:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Paź 22, 2010 22:31   

JP napisał/a:
To jest najgorsze co moze sie czlowiekowi przytrafic, nie wie kim jest, nie wie, jaki jest sens jego zycia.

Fakt nihilizm jest niezbyt przyjemny. Doszłaś w końcu do jakiegoś rozwiązania swojego problemu z tym kiedy naprawdę jesteś sobą?
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Paź 22, 2010 22:42   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 27, 2011 23:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 10:56   

Ciągle się waham nad usamodzielnieniem finansowym. Przypuszczam że byłby to kolejny z kroków milowych w moim rozwoju. Za 2 tygodnie stuknie mi 20'tka a ja dalej mieszkam u rodziców. Nigdy nie przypuszczałem że mieszkanie u rodziców może mieć u mnie jakiekolwiek powiązanie z nihilizmem. Swoją drogą już nie czujesz pociągu do imprezowania?

Mity jak się mają nasze skłonności do różnego rodzaju wybryków do bycia sobą i akceptacji siebie o czym często piszecie?
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 15:16   

JaśniePani napisał/a:
sklonnoscia do maxowania ...

Przypomniała mi sie książka Jean Liedloff "W poszukiwaniu straconego szczęścia". Autorka zwraca tam szczególną uwagę (na przykładzie Indian) na zaspokojenie potrzeb niemowląt i dzieci trochę starszych. Chodzi o potrzebę bezpieczeństwa, bliskości - fizycznej z matką i innymi, noszenie w chuście, niezostawianie samotnego niemowlaka w łóżeczku. O potrzebę akceptacji, wspieranie w jego naturalnym indywidualnym tempie rozwoju, zostawienie sporej samodzielności, gdy zaczyna raczkować, chodzić, brak karania, brak jakichkolwiek form nacisku, brak rozbieżności między tym co dorośli mówią a co robią, itd. Te dzieci prawie nigdy nie płaczą, nie chorują, rozwijają pełnię osobowości, od małego chętnie włączają się w życie i pracę plemienia i nie sprawiają żadnych kłopotów wychowawczych, nie kłócą się, nie biją z rówieśnikami. Sielanka - tam teściowa z zięciem mieszka w jednej chacie i nigdy nic złego z tego nie wynika a nawet są razem szczęśliwi :hah:
Jako dorośli są zawsze zadowoleni, pracują, bo lubią, bez napięć - rywalizacji, wydajności itp.
Odwrotnie w cywilizacji, u dziecka niedopieszczonego na najwcześniejszym etapie, zostawianego w samotności w łóżeczku, któremu zabawki mają zastąpić wszystko czego mu brakuje, powstaje zakłócona osobowość.
Obserwujemy wtedy np. wielkie przywiązanie dziecka do smoczka, do jakiejś przytulanki, czyli do martwego przedmiotu, który ma mu zapewnić poczucie, że stale ktoś z nim jest. Poruszanie wózka, czy kołyski jest tylko małym substytutem doznań, które miałoby w ramionach matki. Długo można by pisać o szczegółach...
Z doświadczeń, których zabrakło na najwcześniejszym etapie życia, w miejscu poczucia bezpieczeństwa powstaje luka, stan wyobcowania, brak poczucia tożsamości.
W cywilizowanym świecie niemal każdy ma jakieś braki w realizacji potrzeb z najwcześniejszego etapu życia
Wciąż szukamy spełnienia tych naszych infantylnych potrzeb, ale ponieważ nie mamy jasności czego szukamy, nie możemy znaleźć. Jeżeli wiemy czego brakowało, to nawet w wieku dorosłym możemy to uzupełnić. Np. brak kontaktu fizycznego zaspokajać na wiele sposobów: dotyk, uściski, masaże, również seks, w którym jest się obejmowanym i otaczanym troską i akceptacją drugiej osoby.
Jak niespełnienie dziecięcych potrzeb dochodzi do głosu w dorosłym życiu? Kompensujemy to sobie na różne sposoby. Można być pozytywnie i negatywnie skompensowanym. Pozytywnie to np. pracoholik, negatywnie np. alkoholik. Budzi się ambicja bycia najlepszym lub najgorszym. Chodzi o to, żeby być kimś szczególnym, nieważne jakim kosztem.
Rodzi się niebezpieczne przywiązanie do kariery, bogactwa, ideologicznego fundamentalizmu, itp.
Poszukiwanie tego czegoś przybiera najróżniejsze formy. Rodzi się myśl: "czułbym się lepiej gdybym..." i tu np. "miał nowe mieszkanie", "więcej zarabiał"...
Gdy już się zdobędzie to coś, to pojawia się nowe "gdyby tylko..." i tak w kółko.
Bywa, że całe życie upływa człowiekowi na poszukiwaniu dowodu, że istnieje. Kierowca rajdowy próbuje przekonać się, że naprawdę istnieje żyje przez konfrontowanie się z przeciwieństwem życia, czyli ze śmiercią. Niespełniony poszukiwacz przygód wierzy, że droga do akceptacji wiedzie przez zdobycie najwyższego szczytu, bycie np. pierwszym człowiekiem, który gdzieś dojdzie, coś przepłynie. Gdy już to osiągnie, oklaski innych ludzi utwierdzają go w tym. Ale tyko na chwilę. Zaraz szuka następnego celu, jako jeszcze bardziej właściwego i prawdziwego.
Swój ból można przenosić na innych i np. maltretować własne dzieci.
Psychiatrzy uważają, że odczucia jakie daje heroina, w pewien sposób są podobne do odczuć, jakich doznaje dziecko w objęciach matki. Narkomanowi wydaje się wtedy, że dostał wszystko czego pragnie.
W okresach szczególnych potrzeb emocjonalnych podświadomie uciekamy w chorobę aby uzyskać opiekę ze strony innych. Jeżeli znajdzie się ta opieka to szybko wracamy do zdrowia i życia.
Polecam książkę.
Ostatnio zmieniony przez xvk Sob Paź 23, 2010 15:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 15:57   

iliq napisał/a:
Ciągle się waham nad usamodzielnieniem finansowym. Przypuszczam że byłby to kolejny z kroków milowych w moim rozwoju.

Na pewno.
Ale warto podejść do tego w sposób strategiczny, bez niepotrzebnych uniesień. Wykorzystać tyle, ile się da, a w odpowiednim momencie dokonać "exodusu". 8-)
iliq napisał/a:
Za 2 tygodnie stuknie mi 20'tka a ja dalej mieszkam u rodziców.

No już nie narzekaj, nie jesteś jeszcze taki stary.
Ja mam 26 i z nimi mieszkam. Tylko w moim przypadku to oni się wyprowadzą ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 16:53   

ja się wyprowadziłem jak mialel 24 i uważam ze była to najlepsza decyzja w moim życiu. ale nie uważam tez ze mieszkanie z rodzicami nawet w wieku 30 to coś strasznego... wszystko zależ od sytuacji.

Jeśli chodzi o finanse to w moim przypadku było tak ze się troszkę przeliczyłem. I ciesze się ze tamte dni mam już za sobą. Ale nie żałuje :)
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 17:48   

Ja się wyprowadziłam (do innego kraju) i byłam finansowo niezależna już w wieku 17 lat. Cóż z tego, skoro emocjonalną niezależność w pełni osiągnęłam dopiero 17 lat później.

Ale uważam, że niezależność finansowa (w przypadku dorosłych dzieci toksycznych rodziców, bo raczej o takich sytuacjach tu mówimy) powinna poprzedzać niezależność emocjonalną. To dlatego, że trudno jest odciąć pępowinę, kiedy co chwila musimy się zwracać do rodziców po kieszonkowe.

Tyle że, jak pokazuje moje własne doświadczenie, sama niezależność finansowa nie gwarantuje automatycznego uwolnienia się. Odległość fizyczna pomaga, ale problemu nie usuwa. Problem jest "w głowie" i póki się nim nie zajmiemy jak należy, możemy do końca życia pozostać "córeczkami tatusia" i "maminsynkami". Znam takich w wieku 50-60 lat :shock: i jest to wielki problem.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Paź 23, 2010 17:50, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 19:19   

xvk napisał/a:
Wciąż szukamy spełnienia tych naszych infantylnych potrzeb, ale ponieważ nie mamy jasności czego szukamy, nie możemy znaleźć. Jeżeli wiemy czego brakowało, to nawet w wieku dorosłym możemy to uzupełnić. Np. brak kontaktu fizycznego zaspokajać na wiele sposobów: dotyk, uściski, masaże, również seks, w którym jest się obejmowanym i otaczanym troską i akceptacją drugiej osoby.


W tym akurat proponuję dużą ostrożność. Wiele osób właśnie to próbuje zrobić w sposób zupełnie nieświadomy, np. domagając się bezwarunkowej miłości od partnera, testując granice jego cierpliwości, szukając w życiu 100% bezpieczeństwa, etc.

Ponieważ dawniej sama próbowałam kompensować braki z dzieciństwa w podobny sposób, obecnie zapatruję się na to trochę inaczej. Zdrowa (świadoma) kompensacja, o której piszesz Xvk, nie jest możliwa bez wcześniejszego przeżycia żalu i wściekłości z powodu uświadomienia sobie tych braków. Myślę, że ten żal (swoista żałoba) jest tu kluczowym uczuciem, ponieważ pozwala zrozumieć, że tamtego okresu nigdy nie będziemy w stanie zmienić i tamtych braków już nigdy nie będziemy w stanie uzupełnić. To tamto dziecko w tamtym okresie potrzebowało bezwarunkowej miłości, której nie dostało. I to jest wielka tragedia. Ale tamto dziecko jest już dojrzałą osobą i nie może oczekiwać bezwarunkowej miłości od drugiej dojrzałej osoby, ponieważ miłość partnera jest czymś zupełnie innym niż miłość rodzica.

Ważne jest zrozumienie, że pewne nasze potrzeby należą tylko i wyłącznie do przeszłości. Ponieważ nie zostały wówczas zaspokojone jak należy, jest to ogromnie bolesna świadomość, naturalnie wywołująca masę przeróżnych uczuć. Świadome przeżycie tych uczuć sprawia, że uwalniamy się od potrzeby "naprawiania" tego, czego sie naprawić nie da, czy szukania tego, co w dorosłym świecie nie istnieje. To też m.in. sprawia, że przestajemy traktować naszych partnerów (lub dzieci) jako symbolicznych "idealnych rodziców".

Np. taka wczesnodziecięca potrzeba by mieć matkę na wyłączność. Niezaspokojona, w wieku dorosłym może się przerodzić np. w obsesje kontrolowania partnera i kurczowego trzymania sie jego/jej "spódnicy". Albo potrzeba bezwarunkowej miłości i akceptacji. Miłość w relacji z partnerem jest zawsze warunkowa, kochamy druga osobę za konkretne cechy. Jeśli partner pewnych warunków nie spełnia lub notorycznie nas zawodzi, możemy odejść i vice versa. Miłość bezwarunkowa jest zarezerwowana dla rodziców w stosunku do małych dzieci. Dziecko odejść nie może, jest całkowicie zależne. Uświadomienie sobie tego sprawia, że przestajemy szukać namiastki miłości rodzicielskiej, której nie doświadczyliśmy wtedy, kiedy jej potrzebowaliśmy najbardziej. Wówczas przestajemy tworzyć toksyczne związki z naszymi partnerami na zasadzie rodzic-dziecko, powielając błędne koło.

Tak to widzę :)

Marishka
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 21:07   

Marishka, ja tylko w telegraficznym skrócie zasygnalizowałam o czym jest książka. Czytałam dawno, nie mam po ręką. Przypuszczalnie jest tam też o tym wszystkim, o czym piszesz. Pamiętam, że autorka cytowała tam Alice Miller.
Bardzo dobra lektura dla przyszłych rodziców i nie tylko.

Takich sugestii z pewnością nie ma w tej książce:
Cytat:
domagając się bezwarunkowej miłości od partnera, testując granice jego cierpliwości, szukając w życiu 100% bezpieczeństwa,

Jest tam mnóstwo materiału do przemyśleń, jak tego nie robić.
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 12:48   

Ja sie wyprowadzilam w wieku 19 lat, padre podarował mi mieszkanko. Jeszcze baaaardzo długo nie byłam niezależna finansowo, jednakże kwestie finansowe nigdy nie były wrzucane do jednego wora ze sprawami dotyczącymi emocji i relacji osobistych, nigdy tez nie musiałam się zwracać po kieszonkowe, mniejsze czy większe, należało mi się jak psu buda, i nigdy nie stanowiło karty przetargowej. Polecam takie rozwiązanie i mamę z takim podejściem 8)
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę", no miał to mało przemyślane moim zdaniem, mało efektywny jest taki manewr wychowawczy, naprawdę - są inne skuteczne sposoby. Taka opcja tylko budzi sprzeciw, ujawnia pewną bezsilność.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
ali
[Usunięty]

Wysłany: Nie Paź 24, 2010 16:31   

_flo napisał/a:

kwestie finansowe nigdy nie były wrzucane do jednego wora ze sprawami dotyczącymi emocji i relacji osobistych, nigdy tez nie musiałam się zwracać po kieszonkowe, mniejsze czy większe, należało mi się jak psu buda, i nigdy nie stanowiło karty przetargowej. Polecam takie rozwiązanie i mamę z takim podejściem 8)
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę", no miał to mało przemyślane moim zdaniem, mało efektywny jest taki manewr wychowawczy, naprawdę - są inne skuteczne sposoby. Taka opcja tylko budzi sprzeciw, ujawnia pewną bezsilność.


błąd z ta kasą
dzieciak nie każdy może dostawać kasę niezależnie
na własne "widzi mi się"
to je psuje
moje dostawały tylko wtedy kiedy potrzebowały
na konkretny cel
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 18:36   

_flo napisał/a:
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę", no miał to mało przemyślane moim zdaniem, mało efektywny jest taki manewr wychowawczy, naprawdę - są inne skuteczne sposoby. Taka opcja tylko budzi sprzeciw, ujawnia pewną bezsilność.

No...jako inwestor miał prawo wycofać się z przedsięwzięcia.
"Miłość" bezwarunkowa dotyczy tylko małych dzieci.
ali napisał/a:
błąd z ta kasą
dzieciak nie każdy może dostawać kasę niezależnie
na własne "widzi mi się"
to je psuje

To zależy od ilości kasy. Dawałam swoim dzieciom tygodniówki od pierwszej klasy szkoły podst. Z kwoty tej musiały uzupełniać pomoce szkolne i chyba jakieś inne drobne wydatki zwiazane ze szkołą. Uczyło to je gospodarności oraz oszczędnego użytkowania papieru i pisaków. To, co zostało, było wyłącznie do ich dyspozycji. Zawsze jeszcze z zaoszczędzonych kwot kupowały prezenty dla bliskich.
_________________
Pozdrawiam
EAnna
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 18:41   

@ali
Nie no pewnie, ale ja nie o tym.
Chodziło mi o oczywistą nieskuteczność metody kija i marchewki, "kupię Ci jak będziesz grzeczny / jak się podporządkujesz". Żenujące i daremne, chyba że ktoś chce wychowac małpkę.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
Ostatnio zmieniony przez _flo Nie Paź 24, 2010 18:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 18:43   

EAnna napisał/a:

No...jako inwestor miał prawo wycofać się z przedsięwzięcia.
"Miłość" bezwarunkowa dotyczy tylko małych dzieci.

Chyba nie zrozumiałaś...
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 18:50   

Ja nie dostawałam kieszonkowego, po prostu nie miałam przy sobie kasy, gdy czegoś potrzebowałam mówiłam o tym rodzicom, wspólnie podejmowaliśmy decyzje o zasadności mojego pomysłu związanego z wydatkiem pieniędzy i albo było na tak albo na nie i koniec kropka. Na naukę nigdy rodzice mi nie żałowali, miałam na co chciałam... Teraz młodzież jest "rozbrykana", koszt utrzymania młodzieży jest ogromny, ciuchy, tipsy, farby do włosów, kosmetyki i inne gadżety.... wystarczy spojrzec na dziewczyny z liceum, kase widac gołym okiem...
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 20:21   

_flo napisał/a:
nigdy tez nie musiałam się zwracać po kieszonkowe, mniejsze czy większe, należało mi się jak psu buda, i nigdy nie stanowiło karty przetargowej. Polecam takie rozwiązanie i mamę z takim podejściem 8)

świetne takie podejście 8-)
ja kieszonkowego sensu stricte raczej nie dostawałem, ale potrzebną kasę na jedzenie i potrzebne rzeczy miałem
_flo napisał/a:
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę"

no u mnie podobnie
ale ja się nie uginałem - stawiałem na swoim, choćby po mnie potop, a z kasy, czy inwestycji mogłem zrezygnować :D
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 21:36   

To pod względem finansowym z tego co widzę większość osób miała dość spoko, jakieś kieszonkowe etc. Ja nie toż że nie dostawałem kieszonkowego nigdy to jeszcze jak byłem mały zabierali mi pieniądze dawane jako prezent, w wypadku gdy był to prezent to najczęściej znikał po jakimś czasie aby podarować go innym.

Tak czy inaczej chce przed wyprowadzką chce mieć bufor bezpieczeństwa (jakieś 6 tys minimum) abym był w stanie jakiś czas bez pracy wyżyć nie zwracając się o pomoc do rodziców. Żeby sobie tyle odłożyć trochę będę musiał jeszcze posiedziec u nich zwłaszcza że przymieżam się do Kidla i Macbooka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 21:57   

iliq napisał/a:
Ja nie toż że nie dostawałem kieszonkowego nigdy to jeszcze jak byłem mały zabierali mi pieniądze dawane jako prezent, w wypadku gdy był to prezent to najczęściej znikał po jakimś czasie aby podarować go innym.

Ostro 8/
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 09:51   

Wiesz przynajmniej dzięki temu mam niezależność emocjonalną od rodziców. Cieszy mnie ten fakt bo taka niezależność jest ważniejsza i trudniejsza do zdobycia. Przez to że byłem ciągle na każdym kroku sprowadzany do "tego kim jestem" mam całkowicie gdzieś ich zdanie na mój temat/ temat mojej misji życiowej/ moich wartości/ moich celów i pragnień.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 10:34   

No tak.
Ale wiesz, można tego nie doświadczać od rodziców i wyrobić sobie taką niezależność
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 13:14   

Ja zdaje sobie sprawę Hani że mogłem mieć o wiele lepiej, jednak uważam że takie a nie inne doświadczenia były mi potrzebne w celu ewolucji. Zresztą tak czy inaczej nie poświęcam za dużo uwagi przeszłości bo ona po prostu nie istnieje, tylko nasze interpretacje takowej, które również można zmieniać.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 13:26   

iliq napisał/a:
Ja zdaje sobie sprawę Hani że mogłem mieć o wiele lepiej, jednak uważam że takie a nie inne doświadczenia były mi potrzebne w celu ewolucji.

Nie no, rozumiem.
Przecież nie miałeś wpływu na swoich starych.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 15:49   

iliq napisał/a:
nie poświęcam za dużo uwagi przeszłości bo ona po prostu nie istnieje, tylko nasze interpretacje takowej, które również można zmieniać.


Dla mnie takie podejście do przeszłości świadczy o straszliwym oderwaniu się od siebie. Jak długo można "zmieniać interpretacje"? Na czyje? Wedle czyich zasad czy "filozofii"?

Czy tego chcesz, czy nie, ale przeszłość istnieje i cały czas jest w Tobie, w Twoim ciele. Może się Tobie wydawać, że jej się pozbyłeś, wymazałeś, zapomniałeś, ale w ten sposób jedynie oszukujesz siebie. Ciało pamięta i w ten czy inny sposób o tym na pewno przypomni. Bo w taki sposób potraktowana przeszłość będzie się domagała by nią się należnie zając i zrobić porządek (czyli wysłuchać, co ma do "powiedzenia" i powiązać ją z teraźniejszością).

Nie da się być sobą i żyć w zgodzie ze swoimi prawdziwymi uczuciami póki nie zaakceptuje się w pełni swojej przeszłości. I tu wcale nie chodzi o dobrystyczną wdzięczność np. za trudne dzieciństwo. Tu chodzi o powiązanie przeszłości z teraźniejszością, m.in. po to, by nie powielać w kółko tych samych błędów i nie zamienić się nieświadomie we własnych rodziców.

Mnie odcięcie się od przeszłości kosztowało m.in. prawie 14 lat toksycznego związku, chorobliwego uzależnienia od opinii innych oraz różnych mniejszych lub większych błędów. Tego wszystkiego mogłam sobie zaoszczędzić, gdybym nie starała się tak bardzo zapomnieć o swoim dzieciństwie, gdybym go nie idealizowała i swoich rodziców.

Pisałeś wcześniej o skrajnościach, w które wpadasz, o imprezowaniu i nihilizmie. Dla mnie to wszystko jest wyraźnie powiązane z cytatem powyżej, z ta próbą całkowitego oderwania się od przeszłości, czyli od SIEBIE samego. To klucz, Iliq, i tylko od Ciebie zależy co z nim zrobisz.

Marishka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 18:53   

M i T napisał/a:
Dla mnie takie podejście do przeszłości świadczy o straszliwym oderwaniu się od siebie. Jak długo można "zmieniać interpretacje"? Na czyje? Wedle czyich zasad czy "filozofii"?

Pewnie można je zmieniać tak długo aż człowiek nie wpadnie w końcu w schizofrenię.

Zmierzenie się z przeszłością to jest rzeczywiście cholernie ważna sprawa. Bez tego będzie ona wracać jak bumerang, czy tego chcemy czy nie, tyle, że zadziała ona na nas destrukcyjnie; zniszczy nam doszczętnie psyche.
Można powiedzieć, że im większym łukiem ktoś omija swoją przeszłość tym większe szkody wypadnięcia z tego łuku doświadczy; a owo wypadnięcie jest tylko kwestią czasu.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 19:16   

Mit napisał/a:
Pisałeś wcześniej o skrajnościach, w które wpadasz, o imprezowaniu i nihilizmie. Dla mnie to wszystko jest wyraźnie powiązane z cytatem powyżej, z ta próbą całkowitego oderwania się od przeszłości, czyli od SIEBIE samego. To klucz, Iliq, i tylko od Ciebie zależy co z nim zrobisz.

Ogólnie przeszłość miałem bardzo przejebaną. Byłem słabym dzieckiem, obiektem fali innych. Byłem otyły, miałem słabe zdrowie, byłem pasiony antybiotykami i jakimiś "witaminkami" Byłem aspołeczny nie miałem znajomych. Nie chciałem wracać do domu bo tam było jeszcze gorzej. Ojciec rozładowywał swoją frustrację na mnie do tego ciągle mi mówił że nic nie umiem, jestem głupi, tępy i tak dalej. Nie dawał mi spać i kazał się uczyć z czego i tak nic nie wychodziło ja uciekałem zaś w gry komputerowe, to było miejsce gdzie byłem "kimś". W gimnazjum jeździli po mnie jak po burej suce. Do 19 lat byłem prawiczkiem.

Przeszłość miałem taką że faktycznie bardzo chce się do niej wracać. Jakoś świadomie nie staram się o niej zapomnieć, aczkolwiek nie dziwie się czemu bardzo rzadko do niej wracam. Obecnie mam powodzenie u kobiet, mam znajomych (często nie mam czasu spotykać się z większością bo za dużo chce ise spotkać i napić, czasem pogadać) Fizycznie też dałem radę dość dobrze wyglądam no i kompleksy poszły sobie. Jestem w miarę pewny siebie i inicjuje różne rzeczy, jest dużo rzeczy do udoskonalania i nad tym się bardziej skupiam niż na tym co było.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 19:35   

@iliq
Najważniejsze że wyszedłeś na prostą... ;-)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 19:36   

nie ma jezu, soma miażdży psychę :P
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 20:54   

_flo napisał/a:
nie ma jezu, soma miażdży psychę :P


Psycha dominuje somę...
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 21:07   

Molko właśnie trudno jeszcze powiedzieć że wyszedłem całkiem na prostą. Są pewne elementy które są ponad przeciętne, są tez takie które wymagają sporej poprawy, chociażby mój nihilizm i ciągi imprezowania gdzie spałem po 2/3h dziennie(biegałem mimo wszystko po 10km co 2-gi dzień) Ciekawi mnie jak mam przeżyć przeszłość skoro myślę o niej bez żadnych emocji. Nihilizm czasami wraca na krótki okres, do imprezowania obecnie mnie już nie ciągnie, ale dalej pozostaje praca nad psyche, tylko nasuwa się pytanie jak nad nią pracować.
Ostatnio zmieniony przez iliq Pon Paź 25, 2010 21:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 21:09   

iliq napisał/a:
jak mam przeżyć przeszłość skoro myślę o niej bez żadnych emocji.


No właśnie! Zauważyłam to od razu. I w tym (brak emocji) jest pies pogrzebany.

Marishka

P.S. Miałam też zapytać, co czujesz, opisując traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa?
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Paź 25, 2010 21:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 21:44   

Albo żadnych emocji nie odczuwam podczas wspominania traumatycznych chwil albo odczuwam pozytywne (ciesze się że to poprawiłem). Zauważyłem że ogólnie dość mało emocji odczuwam, czasami nawet nie zdaje sobie sprawy kiedy się stresuję. Dzisiaj kapnąłem się po tym że będąc pytanym przez wykładowcę spociłem się.

Tak się zastawiam czy może to mieć związek z tym że walczyłem z odczuwaniem strachu. Kiedyś się bałem jak przechodziłem koło grupy dresów nocą, ostatnio takową grupę o drogę pytałem bez żadnych emocji. Jedyne emocje którym uwielbiam się poddawać to napalenie podczas interakcji z kobietą, chociaż ostatnio zobaczyłem że bez problemów potrafię sobie takową emocję stłumić.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 21:57   

iliq napisał/a:
Jedyne emocje którym uwielbiam się poddawać to napalenie podczas interakcji z kobietą, chociaż ostatnio zobaczyłem że bez problemów potrafię sobie takową emocję stłumić.

A po kiego ją tłumić? Na żywioł! 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:14   

iliq napisał/a:
Molko właśnie trudno jeszcze powiedzieć że wyszedłem całkiem na prostą. Są pewne elementy które są ponad przeciętne, są tez takie które wymagają sporej poprawy, chociażby mój nihilizm i ciągi imprezowania gdzie spałem po 2/3h dziennie(biegałem mimo wszystko po 10km co 2-gi dzień) Ciekawi mnie jak mam przeżyć przeszłość skoro myślę o niej bez żadnych emocji. Nihilizm czasami wraca na krótki okres, do imprezowania obecnie mnie już nie ciągnie, ale dalej pozostaje praca nad psyche, tylko nasuwa się pytanie jak nad nią pracować.

Twój atut to wiek, jesteś młody i wiele spartaczonego możesz jeszcze naprawic, najważniejsze jest to iż masz świadomośc zmian, chcesz tego a chciec to móc . Myślę że niewielu jest takich ludzi, którzy są wolni od psychicznych zawirowań, każdy ma coś swojego z czym musi się zmagac i czesto jest tak iż tak na prawdę sami najlepiej czujemy jak tego dokonac ponieważ znamy wszystkie swoje najsłabsze punkty...
Piszesz, że imprezując mimo wszystko biegałeś, gdzieś tam w środku nie utraciłeś kontroli nad sobą , myśle że jest w Tobie spory potencjał .... jesteś otwarty na zmiany a to jest klucz do sukcesu. Walka ze samym sobą jest niesamowicie trudna ale właśnie dlatego że jest tak trudna, pokonanie jej daje największą satysfakcje z niczym nie porównywalną , malutkimi kroczkami a do przodu, od razu Krakowa nie zbudowano, pozytywne efekty pracy nad sobą dają wiele radości i mobilizują do dalszej walki, Ty masz juz swoje malutkie sukcesy które są elementami z całosci, którym jest zwycięstwo nad samym sobą, sam fakt że jesteś tutaj z nami, świadczy o tym że dasz rade...
nie jesteś sam, uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas... ;-)
Ostatnio zmieniony przez Molka Pon Paź 25, 2010 22:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:46   

Molka napisał/a:
Piszesz, że imprezując mimo wszystko biegałeś, gdzieś tam w środku nie utraciłeś kontroli nad sobą , myśle że jest w Tobie spory potencja

Bo to był super wabik na laski 8) Koleżanka u której nocowałem spała ze 3h ja koło 2, potem lecieliśmy na wykłady, ja przed tym w złotych tarasach byłem umówiony ze znajomym trenerem uwodzenia który akurat wpadł do miasta. Po wykładach wróciłem do domu pobiegać, coś zjadłem i do klubu. Jako iż lubię nosić przylegające koszule nie muszę mówić o ile lepiej to wyglądało :D

Molka napisał/a:
Walka ze samym sobą jest niesamowicie trudna ale właśnie dlatego że jest tak trudna, pokonanie jej daje największą satysfakcje z niczym nie porównywalną

Najsilniejszy wojownik to ten który pokonał samego siebie - Konfucjusz Długi czas się oszukiwałem że robię to co chcę i na co mam ochotę. Była to taka głupia wymówka, jem to na co mam ochotę bo na to zasługuję, zasługuję na to by zrobić sobie dzień wolny od ćwiczeń, widzę że to była głupia wymówka. Dobrze że w porę ogarnąłem się ze zmianą towarzystwa które mi to pomogło wypatrzeć. Apropo walki ze sobą to jest mój nowy idol http://www.youtube.com/watch?v=DrlmLvPFdg8 dam go nawet na prezentację z orala na UW.

Molka napisał/a:
Ty masz juz swoje malutkie sukcesy które są elementami z całosci, którym jest zwycięstwo nad samym sobą

Dla mnie są duże, kiedyś nie przypuszczałem że mogę mieć życie na takim poziomie i umiejętności na takim poziomie jak mam obecnie. Aż nie mogę się doczekać co będzie za kolejnych 5 lat 8)

Molka napisał/a:
nie jesteś sam,uwierz w ludzi, uwierz w nas... ;-)

Zabawna rzecz ale jak zaczynam mówić prosto i szczerze o moich wyzwaniach to szybko je pokonuje. Jak byłem prawiczkiem mimo iż miałem już powodzenie u kobiet ale to kryłem nic się nie zmieniało. Jak przestałem kryć nie mineły nawet 2 tygodnie i :viva: To samo miałem z nihilizmem. To co kiedyś pisali Mity o szczerości się sprawdza. Fakt nieraz było to tematem żartów przez pewne osoby ale warto było dzięki temu lepiej poznać te osoby 8)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:49   

Kompletnie mi się nie zgadza to co piszecie o "pokonywaniu siebie". Brzmi łokropnie, i jeszcze gorzej smakuje.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:54   

iliq napisał/a:
. Swoją drogą już nie czujesz pociągu do imprezowania?


nie, nie potrzebuje juz sie upijac, szalec, szukac nie wiadomo czego, wypelniac pustke, czuje sie dobrze sama ze soba, nie potzrebuje juz siebie niszczyc, uwielbiam wtulac sie w ramiona meza i tak spedzac wieczor, siedziec z kubkiem kawy i bawic sie z dziecmi, cieszyc sie kazda chwila jaka mam. Lubie spokoj, prostote i konkretne dzialania, a nie jak kiedys ciagniecie 5 srok za ogon i poczucie wciagajacego mnie chaosu.
Ja mysle, ze dobierajac sie w pare ludzie musza miec takie same charaktery, musza identycznie widziec swiat, wszelkie sprawy, musza czuc tak samo, natomiast temperamenty moga byc inne, np u nas tak jest: ja jestem roztrzepancem, szybko sie ekscytuje, jestem wrazliwa, poddaje sie nastrojom, jestem wesola ekstrawertyczka, latwo wybucham, w kazdej sytuacji znajde jakis dobry punkt, uwielbiam wszelkie przyjemnosci...natomiast moj maz jest spokojny, nie podlega tak latwo nastrojom, nie ulega wplywom, jest asertywniejszy ode mnie, nie jest latwo wyprowadzic go z rownowagi, z kolei obydwoje jestesmy tak samo wrazliwi, podobnie czujemy swiat, jestesmy tak samo pracowici, itp
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:11   

Illiq,"walka ze sobą", to najgorsze z możliwych "wyjść", oznaczające tłamszenie się, wymuszanie na sobie, kastrację emocjonalną, wyrywanie z korzeniami swojej przeszłości i nieustające wyparcie. Świadomy człowiek nie walczy ze sobą, a integruje własną tożsamości, czyli łączy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jedną, spójną całość. Oderwanie od siebie przeszłości, jest jak życie w 2 wymiarach. Stajesz się płaski jak deszczułka, podatny na ciosy wypartych uczuć, które stają się niewidzialnym bokserem walącym cię po plecach, gdy tylko próbujesz nabrać głębszego oddechu. Ty go nie widzisz, ale wolisz o nim nie myśleć - no to idziesz na imprę, zalewasz pałę, gadasz do kumpli że jest zajebiście, ale raz na jakiś czas możesz odczuć, że coś kuurwa, nie gra.

Jeśli człowiek dostaje po mordzie, to niemożliwe jest, że kocha swojego kata. Jedynie dziecko może zareagować wobec razów wciąż bezinteresownym przywiązaniem, ale by to uczynić - musi wyprzeć prawdziwe odczucia, bo nie przetrwa. W dorosłym życiu wewnątrz dojrzałego fizycznie i płciowo nieświadomego emocjonalnie człowieka dochodzi do sytuacji uświęcenia tłamsicieli i wydarcia pierwszych rozdziałów własnego życia. Jeśli odwracasz się do tyłu, przypominasz sobie intelektualnie dawne ciężkie chwile i nic nie czujesz, znaczy tylko, że bardzo głęboko wyparłeś ból. Pamiętasz "Good Will Hunting"? Tam w uproszczony sposób pokazany jest proces, gdy nieustannie kryjący się za pozorną siłą młody człowiek, w pewnym dramatycznym momencie UŚWIADAMIA sobie, jaką krzywdę mu wyrządzono. To zwrot o 180 stopni.

Tomek

ps: Walka z samym sobą jest czymś tak niedorzecznym, tak irracjonalnym, że jedynym tożsamym słowem wydaje się "samobójstwo". Każdy człowiek miewa lub ma pewne słabości. Z nimi się nie walczy - je się akceptuje, uświadamia i nad nimi pracuje, o ile wymaga tego szczera wola. Walczyć to można na ringu lub na arenie.
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:15   

_flo napisał/a:
Kompletnie mi sie nie zgadza to co piszecie o "pokonywaniu siebie". Brzmi lokropnie, i jeszcze gorzej smakuje.


http://www.youtube.com/watch?v=FeoEq0j99nM
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:16   

Molka napisał/a:
nie jesteś sam, uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas... ;-)

...i odkryj nowy proszek, po którym pranie będzie miało jeszcze bielszy odcień bieli niż się Brookerowi wydawało. Zajrzyj do nas, bo dziś żer dla skner, wszystko w promocyjnym opakowaniu, jako limitowana edycja. Bierzesz pełen portfel, wychodzisz z pełnym portfelem!!

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Paź 25, 2010 23:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:25   

JaśniePani napisał/a:
z kolei obydwoje jestesmy tak samo wrazliwi, podobnie czujemy swiat, jestesmy tak samo pracowici, itp

W ramki.
Bez spoglądania w jednym kierunku na najwazniejsze aspekty życia, pozostaje tylko samooszustwo i brak szczerości w związku - no i ofkors desperackie flirtowanie i boczne wyskoki. Niestety.

Tomek
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:28   

zenon napisał/a:

http://www.youtube.com/watch?v=FeoEq0j99nM

:what: :what:
no mówiłam, że okropnie brzmi
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:31   

Co do tej "walki ze sobą". To wręcz niesamowite, że człowiek nie pragnie poznać i zrozumieć siebie (czyli zrozumieć swoje uczucia, potrzeby, pragnienia, wartości, słabości, zalety, etc.) ale stara się ze sobą "walczyć".

Gdyby się tak trochę zastanowić i pogrzebać we własnej historii, to można byłoby zauważyć, że to pragnienie walki ze sobą ma początek w dzieciństwie, kiedy uczono nas które uczucia są "dobre", a które "złe" (tych ostatnich należało się pozbyć, by utrzymać/uzyskać akceptację rodziców), mówiono "jesteś zły/niegrzeczny/beksa, etc." Osobie wychowanej w takiej atmosferze łatwiej jest w późniejszym wieku zaakceptować nawoływania do "walki" ze sobą, ponieważ to uczucie jest jej dobrze znane, w końcu przecież od dziecka walczy ze sobą i swoimi uczuciami.

Myślę, że osoby wychowane bezstresowo również mogą z radością przyjąć tę koncepcję, ponieważ może ona stwarzać poczucie jakichś namacalnych granic (których od dziecka nie mieli i poszukiwali). Jest wyraźnie określony wróg/cel i można się na nim skupić.

Gorzej jest z nawoływaniem do zrozumienia siebie. Bo nie wiadomo jak to ugryźć, od czego zacząć. Poza tym takie rozumienie wymaga współczucia dla siebie, dla dziecka, którym się kiedyś było, a większość z nas słyszała od dziecka i wciąż słyszy o nie użalaniu się nad sobą, o wyzbyciu się egoizmu, etc. Więc jak to ugryźć?

Dlatego ja zawsze proponuję próbować wrócić do wspomnień z dzieciństwa (szczególnie tych najtrudniejszych) by odnaleźć wyparte uczucia powiązane z tymi wydarzeniami, wyciągnąć je na światło dzienne, przyjrzeć się im uważnie, spróbować wyrazić, poczuć na nowo w swoim ciele, zaakceptować. Na tym m.in. polega integrowanie przeszłości. I tym się to różni od odcinania się od przeszłości (odcinając się, pragniesz o tych uczuciach całkowicie zapomnieć, odrzucić, jak gdyby nie były integralna częścią ciebie, a przecież one SĄ).

Marishka
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:46   

dobry świetny post!
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 06:50   

JaśniePani napisał/a:
Ja mysle, ze dobierajac sie w pare ludzie musza miec takie same charaktery, musza identycznie widziec swiat, wszelkie sprawy, musza czuc tak samo, natomiast temperamenty moga byc inne

To znaczy nie muszą, ale wtedy to nie będzie TO
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 08:28   

No dobra ale przecież wiek dziecięcy nie zależał od nas. To kim byliśmy zależało od wiary, od rodziców, od szkoły. Byliśmy szkoleni na pożytecznego obywatela, nie szczęśliwego a pożytecznego. Pożyteczny obywatel powinien się tłamsić wtedy będzie chętniej korzystał z różnych środków depresyjnych i innych rzeczy na których można zbijać kasę.

Okres kiedy się dojrzewa jest bardziej odkrywaniem samego siebie niż dzieciństwo. Wtedy mamy siłę przebicia. Wtedy możemy łapać rozpęd w spełnianiu własnych potrzeb, aspiracji, celów. Jak grałem całymi dniami to byłem jak najbardziej sobą. Jak się przerzuciłem na książki to dziwne ale dalej byłem sobą.

Ja mam wrażenie że przeszłość mnie blokuje. Starzy mnie wychowali na osobę która seks uprawia tylko w celu spłodzenia dziecka i to po ślubie. Nie miałem o tym pojęcia dopóki ojca nie spytałem czy moja dziewczyna może co jakiś czas wpadać do mnie na noc. "Po ślubie bo to nie burdel" Ja mam znowu zapędy do wielu kobiet, kręci mnie myśl poznawania ich naprawdę, nie tej otoczki która wokół siebie robią tylko tej "bestii" która w nich siedzi.

I tutaj pies pogrzebany. Jak mogę być sobą. Dwa skrajnie różne podejścia. Tak samo jest w każdej innej dziedzinie. Zostało mi wmówione że bogaci to złodzieje, prostaki i źli ludzie. Ja uważam że to ile ma się pieniędzy oznacza naszą wartość na rynku. Nie mówię tutaj że bogatszy jest lepszy od biednego, chodzi mi to że bogatszy ma lepsze umiejętności w zarabianiu pieniędzy.

Jak mogę dojść do ładu ze sobą skoro te dwa rodzaje poglądów tak się różnią. Jestem leniwy więc najchętniej nic bym nie robił. Nie studiowałbym, nie ćwiczyłbym, tylko siedział żarł i uprawiał seks (przy takim stylu życia tylko z samym sobą wchodziło by w grę) , oczywiście jeszcze grał na kompie. Ta wizja średnio mnie pociąga, więc mimo iż mi się nie chce brnę do tego żeby mieć lepsze osiągnięcia i wyniki, mimo iż mi się nie chcę.

Wydaje mi się skoro te dwie wizje tak się różnią muszę się zdecydować na jedną. Według mnie wszystkie moje problemy psychiczne wychodziły przez skrajne podejścia które we mnie siedzą. Chyba że według Was (Mit) uda się połączyć oba te obrazy siebie samego.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 09:27   

iliq napisał/a:
Apropo walki ze sobą to jest mój nowy idol http://www.youtube.com/watch?v=DrlmLvPFdg8 dam go nawet na prezentację z orala na UW.

cytat:
"When you think you're done, you're only 40% in to what your body is capable of doing"
Dobre! :-D
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 21:32   

co do pieniedzy, to dgybym nie miala dzieci zostalabym minimalistka. Mowie to z pelna swiadomoscia, nie mam duzych potrzeb.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 00:33   

co do pieniędzy, to chciałabym więcej zarabiać oraz być minimalistką
jak to zrobic? :D
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 09:42   

Mit jeśli widzicie jakieś błędy w moim rozumowaniu to będę wdzięczny za ich wykazanie.

@flo
wywal połowę rzeczy 8)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 09:54   

Flo jak chcesz wiecej zarabiac i pozostac minimalistka to chyba sie nie uda :hihi:
Ja musze pomnazac swoje 'aktywa' ze wzgledu na dzieci, ktore maja coraz wiecej potzreb z wiekiem, ale gdybym byla sama to naprawde nie mam wielkich wymagan, nie uganiam sie za coraz lepszymi rzeczami, i nie zaspokajam sztucznych potrzeb.
hm, najfajniej byloby wygrac w totka, zainwestowac i zyc sobie spokojnie do konca zycia :-)
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 11:08   

Jest dużo minimalistów którzy całkiem fajnie zarabiają Leo Barbuta i jego zenhabits.net oraz Everett Bogue farbeyondthestars.com Ilość rzeczy które trzymamy ma niewiele wspólnego z tym ile zarabiamy.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 11:27   

Nie widze sensu zarabiania dla samego zarabiania.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 18:23   

Ostatnio zmieniony przez rakash Śro Paź 27, 2010 18:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Paź 29, 2010 04:52   

xvk napisał/a:
Przypomniała mi sie książka Jean Liedloff "W poszukiwaniu straconego szczęścia".

Książka ma tytuł "W głębi kontinuum", natomiast jest tam oczywiście mowa o poszukiwaniu straconego szczęścia
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Pią Paź 29, 2010 21:33   

Hannibal napisał/a:
Książka ma tytuł "W głębi kontinuum"

Tak, nowsze wydania, ja mam na własność starsze z takim tytułem jak napisałam. Treść chyba ta sama, ale nie porównywałam.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
  Wysłany: Nie Sty 30, 2011 15:04   

Dziś w Trójkowej "Dobronocce" znów będzie Małgorzata Liszyk-Kozłowska:

http://www.polskieradio.pl/9/Audycja/7407

Temat niby o rozstaniach, ale jak znam życie, będzie szerzej i głębiej. Polecam, bo MLK jest wyjątkowo empatycznym, ciepłym i mądrym psychologiem, a tacy obecnie są rzadkością.

Marishka
 
     
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Nie Sty 30, 2011 19:18   

Hannibal napisał/a:
iliq napisał/a:
Apropo walki ze sobą to jest mój nowy idol http://www.youtube.com/watch?v=DrlmLvPFdg8 dam go nawet na prezentację z orala na UW.

cytat:
"When you think you're done, you're only 40% in to what your body is capable of doing"
Dobre! :-D

Zawsze o tym myśle jak trafiam na "sciane".
Cytat:
This is why the SEALS say 90% of the pain you feel is mental. You deal with that, you can deal with anything. The body will go where the mind leads it. They didnt create that, they observed it in every one of the men who make it through that program. You can do ANYTHING, but the question is: do you want it enough? It has always been and always forever will be a choice YOU make.

Pozdr
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 17:27   

Wczorajsza audycja jest już do odsłuchania. MLK gadała jak zwykle rzeczowo i bez zarzutu:

http://www.polskieradio.p...ia-zle-i-gorsze

Marishka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 07:20   

M i T napisał/a:
Jeszcze raz: bazą są wspólne fascynacje, pasję, podobne spojrzenie na najważniejsze sprawy, dopasowanie mentalne, seksualne, intelektualne i światopoglądowe.
Związek nie jest po to, by przeciągać się, rywalizować ze sobą, podliczać wyrzeczenia, mocować się z kompromisami. Wzajemne dyskusje, omawianie i podejmowanie wspólnych decyzji, nie opiera się u nas na kompromisie, ale na decyzjach mających zadowolić nas dwoje. Kompromisy? Nie, ja podziękuję.

Tomku, wielkie dzięki za tę wypowiedź. Trafiłeś w samo sedno. Niejednokrotnie ją analizowałem, odnosiłem do konkretnych przykładów z życia wziętych, no i wyszło mi, że to się sprawdza, jak cholera.
Napiszę na koniec tylko tyle - pomogła mi ona, skutecznie :)

I te również (Twoje i Marishki):
http://www.dobradieta.pl/...p=114196#114196
http://www.dobradieta.pl/...p=114209#114209
http://www.dobradieta.pl/...p=114310#114310
http://www.dobradieta.pl/...p=114155#114155
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Wto Mar 08, 2011 07:35, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
RAW0+ 

Pomógł: 41 razy
Dołączył: 11 Wrz 2009
Posty: 1943
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 09:51   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Rozliczne posty spowodowały, że czas zadać pytanie, jak ludzie wyszukują swoją drugą połowę, na zasadzie podobieństw czy przeciwieństw?
Piszcie.

No to napiszę :-D . Ja zauważyłem taką prawidłowość. Genotypy bardziej tolerancyjne jak Zbieracze i Koczownicy łączą się z własnym genotypem lub z takim, który poszukuje akceptaci jak Badacze, rzadziej Łowcy. Nauczyciele lubią łączyć się z sobą co widać w szczególnie w środowiskach artystycznych lub z Wojownikami (najczęściej mąż Wojownik żona Nauczyciel). Badacze natomiast łączą się ze sobą trwale tylko wtedy, gdy mają bardzo podobne podejście do życia. :viva:
Ostatnio zmieniony przez RAW0+ Czw Mar 10, 2011 09:33, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 16:07   

Nooo, można też mieć zupełnie inny punkt widzenia na pojęcie "udanego związku", jak np. w przypadku pani... Krzywonos :what: :

http://www.onet.tv/recept...l#m=8640626,c=4

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Mar 08, 2011 16:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
mag
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 08, 2011 20:25   

serdecznie :-)
Ostatnio zmieniony przez mag Pią Mar 11, 2011 01:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 08, 2011 20:32   

mag napisał/a:
...powiedział mistrz trehlebov...

Najciekawsze wiadomosci to o "penisowym programowaniu" :viva: :hihi:
Oczywiscie zalecenia "wytryskowe" rowniez git "som". :hah:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 20:36   

mag napisał/a:
najmądrzejszą rzecz jaką usłyszałam w moim niemal czterdziestoletnim życiu
o sensie związków i dobierania się w pary powiedział mistrz trehlebov

Mag, a co TY SAMA z WŁASNEGO doświadczenia możesz od SIEBIE powiedzieć na ten temat? Nie chowając się za bełkotem guru, tylko posługując się SWOIMI słowami i powołując się na konkretne przykłady ze SWOJEGO życia. Dasz radę?

Marishka
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 08, 2011 21:04   

M i T napisał/a:
...Mag, a co TY SAMA z WŁASNEGO doświadczenia możesz od SIEBIE powiedzieć na ten temat? Nie chowając się za bełkotem guru...
Marishka
No wlasnie. :what:

Ale jak "siem" wstydzi to co. 8-)

Wiola to przynajmniej bezpruderyjnie sypnela WIEDZA! :viva: :hah:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 21:19   

grizzly napisał/a:
Ale jak "siem" wstydzi to co.

Misiu, "wstydzić się" to sobie można, jak się ma na koncie kilka dekad życia i nic KONKRETNEGO do powiedzenia OD SIEBIE. (BTW, "od siebie" nie koniecznie musi od razu oznaczać "o sobie")

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Mar 08, 2011 21:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Mar 09, 2011 01:36   

Hannibal napisał/a:
Tomku, wielkie dzięki za tę wypowiedź.

Nic odkrywczego nie wykminiliśmy :) Zwyczajna sprawa, dla mnie to zupełne oczywistości. Nie wyobrażam sobie docierania, rozbieżnych poglądów w najważniejszych sprawach. Wiadomo, o co chodzi, a życie jest jedno. Spędzić je na udrach i wzajemnych z trudem zmitrężonych kompromisach w sprawach decydujących dla indywidualnego rozwoju, to jak zmarnować je totalnie.
Ale cieszę się, że w jakiś sposób pomogło.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Mar 09, 2011 01:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Mar 09, 2011 06:23   

M i T napisał/a:
Nic odkrywczego nie wykminiliśmy :) Zwyczajna sprawa, dla mnie to zupełne oczywistości.

No dla mnie też - ale o ile wcześniej miałem pewne wątpliwości to teraz ich nie mam. Wiele razy dyskutowałem na ten temat z osobami, które ciągle powtarzały o przyciąganiu się przeciwności, o ciągłych ustępstwach jakie trzeba robić w związku, itd.
Nawet jeśli ktoś się w końcu zgodził ze mną to stwierdzał, że to jakiś ideał, rzadko spotykany w świecie. ;)
M i T napisał/a:
Ale cieszę się, że w jakiś sposób pomogło.

No taka "cegiełka", która zmusiła do myślenia, wskazująca tory jakimi warto podążać.
Resztę musiałem sam przeanalizować i przepracować. :)
Postawienie od początku na szczerość, bez bajerowania, przerysowywanie rzeczywistości, idealizacji, tzw. "prania mózgu"; mówienie otwarcie o swoich uczuciach, wrażliwości, potrzebach i marzeniach. Marishka coś takiego mniej więcej napisała w jednym swoich ze wcześniejszych postów.
To prawdziwe, bardzo prawdziwe i kluczowe jeśli chce się stworzyć szczęśliwy związek, nie na 5 minut, ale na zawsze.
Sprawdza się to w 100% :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Śro Mar 09, 2011 06:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Śro Mar 09, 2011 12:15   

M i T napisał/a:
Nie wyobrażam sobie docierania, rozbieżnych poglądów w najważniejszych sprawach. Wiadomo, o co chodzi, a życie jest jedno.


No własnie, jakie to są te najważniejsze sprawy? Ja nie wiem o co chodzi.

A pasje? Lepiej jak są różne, czy jak są takie same?

:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 00:38   

sinsemilla napisał/a:

No własnie, jakie to są te najważniejsze sprawy? Ja nie wiem o co chodzi.


to smutne :sad: jak mi przykro :keep:

Hanni bo wlasnie tak jest,tak jak pisza MiT i do jakich wnioskow Ty doszedles. Wazne jest to samo spojrzenie na NAJWAZNIEJSZE sprawy, ten sam swiatopoglad, ta sama wrazliwosc, podobne poczucie humoru, nadawanie na tych samych falach, fascynacja seksualna, zachwyt druga osoba, robienie wszystkiego z mysla o Niej, wspolne pragnienia i dbalosc o ich realizacje, odpowiedzialnosc za siebie, nie udawanie, nie sprzedawanie swojej wersji eksportowej (choc to pewnie na poczatku nie do unikniecia :-D ), trzeba dobrze sie czuc przy tej osobie, pewnie jeszcze wiele rzeczy, ale wypisalam to co dla mnie najwazniejsze. Jeszcze charakter trzeba miec ten sam, co do temperamentow to mozna miec rozne, my z mezem mamy rozne, mamy kilka wspolnych pasji i kilka odrebnych np maz sie wspina a mnie to nie kreci, balabym sie, on z kolei nie maluje. Mamy rozne zawody, co jeszcze? Wola bycia z kims.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 06:43   

Neska napisał/a:
Wazne jest to samo spojrzenie na NAJWAZNIEJSZE sprawy, ten sam swiatopoglad, ta sama wrazliwosc, podobne poczucie humoru, nadawanie na tych samych falach, fascynacja seksualna, zachwyt druga osoba, robienie wszystkiego z mysla o Niej, wspolne pragnienia i dbalosc o ich realizacje, odpowiedzialnosc za siebie, nie udawanie

Oczywiście.
Najważniejsze to nie znaczy, że musimy lubić ten samo kolor, czy tę samą markę samochodu ;)
Najważniejsze to dla mnie również, a może głównie, podejście do zdrowia - tutaj musi być jeden kierunek. Co nie znaczy startowanie z tych samych poziomów, bo nie każdy musi być tak wgryziony w tę tematykę jak ja ;) . No ale jeśli druga osoba też tak chce, jest otwarta na nowe, ma świadomość, że to dobre, to już wystarczy. :)
Neska napisał/a:
nie sprzedawanie swojej wersji eksportowej (choc to pewnie na poczatku nie do unikniecia :-D )

Zależy jak definiujesz wersję eksportową.
Wg mnie można pokazać i opisać siebie bez idealizacji.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 08:15   

Neska napisał/a:
sinsemilla napisał/a:

No własnie, jakie to są te najważniejsze sprawy? Ja nie wiem o co chodzi.


to smutne :sad: jak mi przykro :keep:


Neska, nie smuć się; ja się nie smucę :)

Widać, nawet tylko z dwóch Waszych wypowiedzi, że te najważniejsze sprawy są różne u różnych osób, a ja chciałam wiedzieć co miał na myśli MiT, pisząc o takowych ;)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 08:23   

sinsemilla napisał/a:
Widać, nawet tylko z dwóch Waszych wypowiedzi, że te najważniejsze sprawy są różne u różnych osób

Bo istotne jest tu to, żeby najważniejsze sprawy były takie same u dwóch osób tworzących związek. U innej pary może to być co innego i luz. :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 09:09   

jedno pytanie mam do wszystkich " niezależnych " Pań.............. ( będę uważał "Sana " na te duże litery , to ,że w jednym z postów było równocześnie "Ty" i "ty" wobec jakiegoś rozmówcy to moje niedbalstwo - zmieniłem też klawiaturę kilka dni temu - za dużo było poprawek i edycji - nie dobijało liter . Zdaję sobie sprawę, że ładna forma to również okazanie szacunku rozmówcom - za te "grzechy formalne " niniejszym przepraszam . Będę pisał wolniej-korzystam z funkcji "edycja " )................
....do wszystkich "niezależnych pań " - krzewiących równość, partnerstwo i tego typu głupstwa mam jedno pytanie :
- dlaczego "oddajecie się " ( uzależniacie-pozwalacie na pełną ingerencję ) bez mrugnięcia okiem wszelkim urzędnikom systemowym / nakazom / paragrafom / zarządzeniom .... a nie SWOIM , wybranym uprzednio ( chyba nie wybierałyście bez zastanowienia i nierozsądnie ?? ) mężczyznom ?

Kobieta ze swej natury ( o ile zechce zostać matką ) ma taki okres w życiu , że OPIEKI I POMOCY WYMAGA ( czy ktoś zaprzeczy w tym miejscu ? - chodzi mi * o okres ciąży i opieki nad niemowlęciem ) . Jak ma się czuć mężczyzna współczesny traktowany wyłącznie jako dawca nasienia i nie obdarzony pełnym zaufaniem ? To co przebija ze wszystkich histerycznych wpisów Marishki to sianie grozy :" uważajcie !! - przecież każdy samiec ma w genach zjadanie niemowląt !!" . Takie wpisy i histeryczne kopiowanie patologicznych artykułów jest chore . Swoimi wypowiedziami i poszukiwaniami staram siĘ dociec korzeni tej patologii . Podając linki do spisu osób pochodzenia Semickiego dopisałem wyraźnie :" niniejsze ma za zadanie wyłącznie stwierdzenie faktu I NIC WIĘCEJ " http://www.dobradieta.pl/...p=168741#168741
Wyciąganie drzazgi z tyłka ( o problem mi chodzi w tej kolejnej przenośni - niech rozemocjonowany "Bruford " czy "Marishka " nie dopisują tu niczego innego !!) bywa bolesne ale przecież prowadzi do wyleczenia . Jeśli się mylę - napiszcie spokojnie gdzie i będziemy szukać dalej . Ja mam jeden cel - chcę mieć zdrowych , pogodnych , szczęśliwych sąsiadów , nie jest dla mnie ważne jak się będą ubierać i co tam rano wkładają do talerza - jeśli im to służy a ich zachowanie ( czyli owoc działań ) dają taki właśnie efekt to wszystko jest ok.

Ponawiam pytanie wytłuszczone "bykami " powyżej. Kłaniam się nisko .

EDYCJA : powód * - oczywiście nie tylko wtedy pomoc jest potrzebna - dziecko rozwija się dłużej .
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
Ostatnio zmieniony przez easy russian Pon Mar 14, 2011 09:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 09:27   

easy russian napisał/a:
Jak ma się czuć mężczyzna współczesny traktowany wyłącznie jako dawca nasienia i nie obdarzony pełnym zaufaniem ?

Tak jak się czuje do tej pory, póki nie będzie godny tego zaufania. Są tacy mężczyźni. Da się.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Mar 14, 2011 09:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 09:47   

easy russian napisał/a:
Sana napisał/a:
easy russian napisał/a:
Jak ma się czuć mężczyzna współczesny traktowany wyłącznie jako dawca nasienia i nie obdarzony pełnym zaufaniem ?

Tak jak się czuje do tej pory, póki nie będzie godny tego zaufania. Są tacy mężczyźni. Da się.
aha ... kto ustali : kiedy będzie godny ?"


Ja myślę, że partnerzy, wspólnie. W innych przypadkach nawet mediator nie pomoże. Tzn. będzie pomocny, ale w godnie - dla obu stron - przeprowadzonej sprawie rozwodowej.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 10:17   

"Sana " - wycofałem teraz dwie odpowiedzi na to co piszesz . Wkleiłem sobie do schowka na pulpicie i je przemyślę . Napiszę teraz tyle ,że Twoja wypowiedź to pobożne życzenia , ukryta chytrze chęć ( i możliwość ) manipulacji . To jest typowe Kargulowe ( sąd sądem ale ....) takie - po wierzchu piękne nazwy a pod spodem ciągnięcie do siebie . Ze strachu chcecie kierować tym wszystkim, nie zauważacie ,że jesteście same kierowane ( reklamy , wychowanie w szkołach - cała ta indoktrynacja ) - w efekcie stajecie się narzędziami systemu we własnych domach a facet de facto zakładnikiem i niewolnikiem mającym przynosić kasę . Rozmiar tego " pantoflarstwa " -jego rodzaj - ma różne kształty i kolory tak jak można zaoferować niewolnikowi rozmaite kolory klatek . Taki wybór ma dziś mężczyzna - chcesz rodziny ? właź do klatki .. wiesz , rozumiesz - ja ci ufam , ale ... będę spokojniejsza gdy..... . Samo "zaobrączkowanie " ma tu symboliczny wydźwięk , podobno na kajdanki też się mawia obrączki . Słowo "związek " ma też u źródeł przymus a nie dobrowolność . Założenie tu jest wyraźne : " facet jest głupi i nieodpowiedzialny - trzeba go na wszelki wypadek uwiązać , bacik się przyda " - czy my jesteśmy zwierzętami ?? Dlaczego nas tak poniżacie ??


sinsemilla - piękna puenta , smutna niestety .
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 19:22   

easy russian napisał/a:
"Sana " - wycofałem teraz dwie odpowiedzi na to co piszesz . Wkleiłem sobie do schowka na pulpicie i je przemyślę . Napiszę teraz tyle ,że Twoja wypowiedź to pobożne życzenia , ukryta chytrze chęć ( i możliwość ) manipulacji . To jest typowe Kargulowe ( sąd sądem ale ....) takie - po wierzchu piękne nazwy a pod spodem ciągnięcie do siebie .

Odpowiadam tylko za siebie i za własne decyzje. Nie założę rodziny bez pewności co do osoby, z którą mam się związać. To było dla mnie zawsze oczywiste, choć zmieniły się motywy tejże mojej postawy. Bałam się, jak to ujałeś: klatki, dlatego się w żadnej nie znalazłam na dłużej.Teraz mam nieco dojrzalsze spojrzenie na tę kwestię, zwyczajnie wiem czego chcę, ale w żadnym razie nie zamierzam uciekać się do manipulacji. Sama ulegam jeszcze momentami manipulacji, ale raczej szybko włączam myślenie. Moje - nie cudze kalki zapożyczone.

Rozumiem, że czujesz sie zraniony, oszukany i winna jest "ona", jednak generalizacja i przeniesienie modelu Twoich osobistych relacji partnerskich na resztę populacji niczego nie wyjaśnia. Odpowiedź siedzi gdzieś głęboko w Tobie i tylko Ty sam możesz ją odgrzebać. To zabrzmi sloganowo, ale z czasem to się po prostu czuje. I pewnie nie byłoby tylu tragedii rodzinnych, gdyby wiązali się ze sobą ludzie dojrzali emocjonalnie. Utopia? Nie! Świadoma decyzja konkretnego mężczyzny i konkretnej kobiety. Problem w tym, by "załapać" tę świadomość. Bez pracy nad sobą - marne szanse.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Mar 14, 2011 19:37, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:29   

Sana napisał/a:
Bałam się, jak to ujałeś: klatki, dlatego się w żadnej nie znalazłam na dłużej.

No ale druga osoba może taką "furtką", dzięki której poszerzymy swoją wolność o nowe szlaki i smaki.
Jeno trzeba mieć szczęście, żeby taką znaleźć. 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:46   

Oby nie furtką klatki ;)
Jeżeli poszerzanie horyzontu nie ma nic wspólnego z całkowitym zatracaniem siebie dla drugiej osoby, poświęcaniem swojej przestrzeni na korzyść jednej, tej ekspansywnej i dominującej strony w związku - to w porządku.
Masz rację, to nie takie proste dopaść takie szczęście.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:47   

Sana napisał/a:


Rozumiem, że czujesz sie zraniony, oszukany i winna jest "ona", jednak generalizacja i przeniesienie modelu Twoich osobistych relacji partnerskich na resztę populacji niczego nie wyjaśnia. Odpowiedź siedzi gdzieś głęboko w Tobie i tylko Ty sam możesz ją odgrzebać. .
8/ zapytam się wprost jak Grizzly .. DOBRZE SIĘ CZUJESZ ? Dlaczego próbujecie z Molką wytworzyć tu mój wizerunek jako idioty ? Piszesz coś tu jakbyś spadła z księżyca. temat tu przeniesiony , pocięty i bez sensu ..... już dobrze , dobrze - wyniosę się i nie będę szanownemu gronu psuł pięknego snu . Zrozumiałem dostatecznie .
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:52   

easy russian napisał/a:
wyniosę się i nie będę szanownemu gronu psuł pięknego snu

Eeeeasy, nie wynoś się! Bynajmniej mojego snu nikt nie jest w stanie popsuć ;)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:57   

easy no nie żartuj , cóz ja takiego zrobiłam, sana zaproponowała by przeniesc posty, zostały przeniesione z działu forum dobra diata gdzie nijak sie miały do poruszanych tam zagadnień... przecież pisałeś z saną o relacjach kobieta-mężczyzna..

jeden chce to drugi tamto, nie sposób dogodzic wszystkim.. :razz:
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:58   

easy, easy,
Mam się świetnie.
A Molka pewnie obroni się sama, choć ja nie widzę, żeby cokolwiek w Twojej sprawie zawiniła. Poproś, to dotnie więcej, jeżeli to uważasz za słuszne.
easy russian napisał/a:
Słowo "związek " ma też u źródeł przymus a nie dobrowolność . Założenie tu jest wyraźne : " facet jest głupi i nieodpowiedzialny - trzeba go na wszelki wypadek uwiązać , bacik się przyda " - czy my jesteśmy zwierzętami ?? Dlaczego nas tak poniżacie ??.

Kim w takim razie jesteście? Skąd przychodzicie i dokąd zmierzacie?
I ilu Was tam jest? 8-)
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Mar 14, 2011 21:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:04   

Sana napisał/a:
Jeżeli poszerzanie horyzontu nie ma nic wspólnego z całkowitym zatracaniem siebie dla drugiej osoby, poświęcaniem swojej przestrzeni na korzyść jednej, tej ekspansywnej i dominującej strony w związku - to w porządku.

Całkowite zatracanie się to raczej coś z kręgu romantycznych żywiołowych "miłości", absolutyzacji, nienasycenia, chciwości... coś bliskiego toksycznej namiętności.
Ja natomiast mam na myśli zupełnie inną JAKOŚĆ
Sana napisał/a:
Masz rację, to nie takie proste dopaść takie szczęście.

Trudne, bardzo trudne.
Ale jak się takowe znajdzie to.... 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:07   

szukajcie a znajdziecie... :hihi:
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:08   

Sana napisał/a:


Kim w takim razie jesteście? Skąd przychodzicie i dokąd zmierzacie?


Skąd jesteś?
Zewsząd.
Dokąd idziesz?
Wszędzie.
A po co?
Żeby zaprzyjaźnić się
ze światem.
THAGAR SOVNAKUNO

Motto książki "Gałązka drzewa słońca" Ficowskiego. Wychowałam się na tych baśniach. Polecam :-)
Ostatnio zmieniony przez gramakawa Pon Mar 14, 2011 21:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:09   

Hannibal napisał/a:

Ale jak się takowe znajdzie to.... 8-)


To co ?
:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:16   

sinsemilla napisał/a:
To co ? :)

To zaczyna się nowa JAKOŚĆ w życiu. :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:22   

Sana, Ty jesteś wolna, Hani wolny :hihi: trzeba tylko pierwszy krok zrobic i do przodu... :-P
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:28   

Jak się ludzie dobierają w pary?
Coraz częściej przez internet ;)
Nowa jakość ??
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:35   

sinsemilla napisał/a:
Coraz częściej przez internet ;)

No przez internet można wykonać pierwsze kroki. To takie ułatwienie, żeby potem kontynuować znajomość w realu.
Przy czym z jednej strony to spore ułatwienie, a z drugiej nadal trzeba mieć sporo szczęścia. :)
sinsemilla napisał/a:
Nowa jakość ??

Chodzi Ci o to, co się pod nią kryje? No wiesz, to temat rzeka.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:55   

Hannibal napisał/a:

sinsemilla napisał/a:
Nowa jakość ??

Chodzi Ci o to, co się pod nią kryje? No wiesz, to temat rzeka.

No np. jak zmienia się jakość życia po poznaniu/spotkaniu tej drugiej osoby, swojego szczęścia (czy jak to nazywacie)? ;)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pią Mar 25, 2011 12:59   

ktoś tu pisał ,że podaję linki do " głupich forów " - podam zatem jeszcze raz . Wspaniałe wypowiedzi dwóch dziewczyn , polecam listy "Anetki " i włączającą się w rozmowę "La Mandragorę " . Jest tam też (Anetka pisze ) wspaniała analiza więzi z rodzicami i pozytywne "odrobienie " też życiowej lekcji ( tam z matką konkretnie ) oraz psychologiczna analiza dolegliwości fizycznych z tą relacją związanych . http://davidicke.pl/forum...k-t6552-30.html Sądzę ,że te treści są dopełniające do niektórych tutaj rozważań, poszerzają spojrzenie ( Misia uprasza się , by powstrzymał się od wyjaśnień okołogenitalnych :-D - z góry dziękuję )
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pią Mar 25, 2011 14:45   

easy russian napisał/a:
ktoś tu pisał ,że podaję linki do " głupich forów " -.... ( Misia uprasza się , by powstrzymał się od wyjaśnień okołogenitalnych ... :-D - z góry dziękuję )
Porozmawiajmy jak facet z facetem o "rurkowcach" na dnie oceanu! :hihi:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
  Wysłany: Czw Kwi 07, 2011 18:31   

Jak zwykle - w przypadku rozmów z MLK - artykuł w dechę!

http://www.wysokieobcasy....?as=1&startsz=x

Cytat:

Jak się odkleić
Ewa Pągowska
30.03.2011 aktualizacja: 2011-03-24 13:14


W bajkach dominują bezwolne królewny na łasce królewiczów. Jeśli już na jakąś autonomiczną postać kobiecą trafimy, to okazuje się zimną suką. Jak Królowa Śniegu -rozmowa z psychoterapeutką Małgorzatą Liszyk-Kozłowską


'Chciałbym mieć kiedyś taką kobietę, że kiedy będzie zbliżać się weekend, ja nie będę pewien, że ona chce go spędzić ze mną' - usłyszałam ostatnio od znajomego singla. Czy nam, kobietom, marzą się symbiotyczne związki?

Rzeczywiście kobiety częściej mają w głowie niebezpieczny moim zdaniem ideał związku, w którym spotykają się dwie połówki pomarańczy. Są przekonane, że dopiero z partnerem tworzą całość. Mają poczucie, że on określa ich istnienie. Uważają, że to od niego zależy ich szczęście, i chcą, by to on wziął za nie odpowiedzialność. Mężczyźni naturalnie też miewają takie podejście, ale jednak rzadziej.

Przeważnie więc kobieta zaczyna tworzyć własne plany na weekend dopiero wtedy, kiedy dowiaduje się, że nie została uwzględniona w planach partnera...

Wiele kobiet tak robi, ale na szczęście są też takie, które mają poczucie własnej wartości i swoje potrzeby, o które potrafią się zatroszczyć. Przeważnie to te, które wyniosły dobre wzorce z domu. Ich matki umiały zadbać też o siebie. Miały własne 'kawałki', w których nie było miejsca na męża i dziecko. Ich córki też nie będą zachowywać się wobec mężczyzn jak plastelina. Im mężczyzna nie powie: 'Jutrzejszy dzień jakoś sobie zagospodaruj, bo ja jestem zajęty'.

A co zrobi?

To jest tak: jeśli ja jestem z kimś i zbliżają się dwa dni wolne, to biorę pod uwagę, że mój partner może chcieć jakąś część tego czasu spędzić ze mną. Ale może też mieć własne plany. I dojrzali partnerzy o tym rozmawiają. Pytają i ustalają. Co ważne - robią to z szacunku do siebie, a nie z lęku. Nie muszą całego wolnego czasu spędzać razem.

Symbioza jest naturalna dla etapu zakochania. Wtedy mamy ochotę być ze sobą niemal bez przerwy. Jednak dojrzały związek to już nie dwie sklejone landrynki tylko raczej dwa zachodzące na siebie kręgi. Jest część wspólna i są części osobne. I, paradoksalnie, im większa jest w nas zgoda na to, że partner ma swój kawałek świata, tym bardziej atrakcyjne staje się dla nas bycie razem. To, co partner przeżywa osobno, często czyni go dla nas bardziej atrakcyjnym. Związek potrzebuje takich doświadczeń. Tego, żeby czasem za sobą zatęsknić. Jednak powiedzieć otwarcie: 'Chcę mieć coś osobno', i dać do tego samego prawo partnerowi - to już wymaga dojrzałości. Podobnie jak to, by słysząc z jego ust: 'Chcę w sobotę ponurkować', nie uznać tego za komunikat: 'Już cię nie kocham', czy to, by spędzić czas inaczej, jeśli nie lubi się nurkowania, i nie wpędzać partnera w poczucie winy.

Mam jednak wrażenie, że wiele kobiet cierpi z powodu tego nurkowania. I nawet jeśli partner w końcu z niego rezygnuje, i tak nie są zadowolone. Mówią: 'Chcę, żeby on chciał spędzać ze mną czas, tak jak ja chcę z nim. Nie chcę tego negocjować. Chodzi mi o to, żeby on wolał mnie od nurkowania'. Zna pani takie osoby?

Tak. Spotkałam ich wiele w swojej pracy. Mówią dokładanie to, co pani zacytowała. Kiedy partner mówi o nurkowaniu, one słyszą: 'Już nie jestem tobą zainteresowany'. Czują się tak, jakby partner je porzucał.

Skąd to się bierze?

Jeśli kobieta tak bardzo się boi porzucenia czy odrzucenia, to znaczy, że już kiedyś coś takiego przeżyła. Na przykład kiedy była małym dzieckiem, jej rodzice nie byli wystarczająco dostępni emocjonalnie. Gdy dorasta, wciąż ma w sobie małą dziewczynkę, która czuła się niewystarczająco kochana lub akceptowana przez swoich rodziców. Teraz więc podświadomie szuka partnera, który będzie ją kochał bezwarunkowo - tak jak rodzic powinien kochać dziecko. Szukają takiej relacji z mężczyzną.

To może się udać?

Nie. Jeśli kobieta nie będzie świadoma tego, co nią powoduje, skąd biorą się te lęki przed pustką i porzuceniem, i w konsekwencji będzie próbowała zdobyć w związku to poczucie bezpieczeństwa, przynależności i ważności, którego nie miała w dzieciństwie, to ten związek pewnie się rozpadnie. Bo nie będzie tworzony z pozycji dorosłego, tylko płaczącego, zalęknionego dziecka.

To co ona ma zrobić?

Przeżyć żałobę. Uznać, że tego, czego nie przeżyła w dzieciństwie, już nigdy nie przeżyje. Dorosłość polega na tym, że uznajemy prawo do swoich uczuć i mierzymy się ze swoją krzywdą, ale nie oczekujemy, że związek z partnerem nam ją wynagrodzi. Ważne jest, by uświadomić sobie, że miłość to nie jest coś, na co trzeba sobie zasłużyć. Kiedyś usłyszałam od pewnej kobiety: 'Cholera, ciągle zabiegałam o miłość rodziców, ciągle zastanawiałam się, co jeszcze mogę zrobić, by byli ze mnie zadowoleni, potem to samo robiłam w dorosłych związkach, a teraz w końcu do mnie dotarło, że mnie się miłość i troska rodziców należała jak psu micha!'.

Synowie też miewają niedostępnych emocjonalnie rodziców, a jednak to głównie kobietom marzy się symbiotyczna relacja.

To, o czym teraz mówiłyśmy, dotyczy obu płci, tyle że w przypadku kobiet dochodzą inne czynniki, które pchają nas w kierunku tej symbiozy. Chociażby wzorce kulturowe i społeczne. Weźmy na przykład bajki. Ile ciekawych, autonomicznych postaci kobiecych można w nich znaleźć? Jeśli już na jakąś trafimy, to okazuje się zimną suką. Jak Królowa Śniegu. Dominują bezwolne królewny, które są wyzwalane przez królewiczów. Dopiero wtedy zaczyna się ich życie. Więc kobieta siedzi w tej wieży i czeka, aż pojawi się mężczyzna i to życie jej zorganizuje. Albo posłuchajmy niektórych młodych polskich wokalistek. Ich śpiewu i tekstów. To jest często jakieś rzewnojojczące skomlenie. Wstrząsający obraz płaczącej, nieistniejącej bez mężczyzny kobiety...

Możemy też posłuchać rozmów o małżeństwie. W wielu usłyszymy, że kobieta 'łapie męża', a potem go 'pilnuje', a jeśli się rozwiedzie, to dlatego, że 'nie umiała faceta utrzymać'. Może jak tymi opiniami nasiąkniemy, to potem po ślubie automatycznie wchodzimy w role - mężczyzna zaczyna uciekać, a kobieta chce go trzymać?

Czasem pewnie tak jest, chociaż jeśli pobiera się dwoje dojrzałych emocjonalnie ludzi, to oni mają pełną świadomość, że każde z nich podjęło decyzję i ślub nie był przypadkiem. Wtedy mężczyzna nie zajmuje wygodnej pozycji wolnego ptaka, który wcześniej sobie latał, ale ktoś go, niestety, upolował, więc teraz musi się wyrywać.

A co z kobietami? One nadal często uważają zamążpójście za synonim sukcesu.

Niestety, rzeczywiście wiele kobiet nadal sądzi, że ich wartość jest określana przez mężczyznę. On jest ich wizytówką, biletem wstępu. Więc zrobią niemal wszystko, żeby tylko go mieć. To smutne, gdy kobieta wchodzi w związek z mężczyzną bez świadomości tego, czego chce dla siebie. Kiedy nie mówi wprost, jakie są jej 'warunki brzegowe'.

U nas wciąż panuje przekonanie, że tak jak mężczyzna, wchodząc do kościoła, musi zdjąć czapkę, tak kobieta, wchodząc w związek, musi z czegoś zrezygnować. Pracowałam z wieloma kobietami, które pytały, jak one po ślubie mają się obejść bez różnych swoich atrakcyjnych życiowych kawałków. Im w ogóle do głowy nie przyszło, że ta rezygnacja to nie jest fizjologia, tylko pewna wizja.

Skąd ona się bierze?

Często jest wynoszona z domu. Zwłaszcza patriarchalnego. Jeśli dziewczynka widzi, że kiedy pojawia się ojciec, kobiece potrzeby znikają, to potem w dorosłym życiu to znikanie będzie kojarzyć ze związkiem i miłością. Dążenie do symbiozy jest też charakterystyczne dla kobiet, które spod kurateli rodziców weszły prosto pod kuratelę partnera. Nie zdążyły się przekonać, jak funkcjonują same, dowiedzieć, co potrafią. Podobnie jak te, które wychowały się w domu despotycznym, w którym nie było przestrzeni nawet dla takich wyborów jak wybór koloru skarpetek czy majtek. Wszystko ustalała mamusia. Te dziewczyny nie miały szansy dotrzeć do tego, czego pragną, wyobrazić sobie funkcjonowania samej.

Mam takie kobiety na terapii, które wciąż przechodzą z jednego związku w drugi. Gdzieś w nich jest ta mała dziewczynka, która nie umie sama żyć. Ale najgorsze jest to, że nawet jeśli się nauczy i np. wyjdzie z toksycznego związku, to potem często i tak słyszy od rodziny: 'Przegrałaś życie, bo się rozwiodłaś'. W rezultacie rzadko myśli: 'Jestem rozwódką, a to oznacza, że wzięłam życie w swoje ręce i zadbałam o siebie'. Rzadko docenia transformację, którą przeszła.

Jaka jest przyszłość związku, w którym kobieta dąży do symbiozy?

Albo związek przestanie istnieć, często dlatego, że mężczyzna nie jest w stanie w nim już wytrzymać, albo trwa, ale partnerzy są nieszczęśliwi. Ona dlatego, że on nie jest z nią przez 24 godziny na dobę, a on dlatego, że jest przytłoczony poczuciem winy.

A jeśli on zacznie spełniać jej oczekiwania?

Po pewnym czasie będzie bardzo sfrustrowany i przestanie się wyrabiać. Będzie miał dość tego, że musi podejmować decyzje za dwoje i żyć za dwoje. Będzie chciał wreszcie mieć przy sobie dorosłego człowieka, kobietę, a nie małe dziecko. Jeśli w związku nie ma miejsca na bycie osobno, to przestrzeń wspólna też przestaje cieszyć.

Można to jakoś zmienić?

Oczywiście. Na początku dorosłego życia zwykle każdy z nas automatycznie wchodzi w taki model związku, jaki jest mu znany. Głównie z domu rodzinnego. Jednak im dalej jesteśmy od gniazda, tym większe mamy poczucie mocy. Możemy więc próbować zmieniać swoją pozycję w relacji. Może się na przykład zdarzyć, że mądry mężczyzna zacznie kobietę zachęcać: 'Zrób coś dla siebie'. Wytłumaczy, że jeśli ona tę propozycję przyjmie, to jemu będzie łatwiej i związek na tym skorzysta.

Dla niej to też może być okazja, żeby wyjść z modelu, w który weszła automatycznie, a który przestał się sprawdzać, bo w międzyczasie zdążyła się czegoś o sobie i swoich potrzebach dowiedzieć. Oczywiście, najlepiej by było, gdyby inicjatywa do zmian wyszła od kobiety.

Można zachęcać kobiety, by próbowały odkleić się od partnera. Wyszły z domu, zorganizowały coś z myślą tylko o sobie?

Jestem za tym, żeby każdy człowiek, niezależnie od płci, zatroszczył się o siebie, ale szczególnie trzeba w tym wspierać kobiety, bo im jakoś trudniej dotrzeć do swoich potrzeb. Takie pojedyncze wyjście jest czasem szansą, by dowiedzieć się czegoś o sobie, skonfrontować z własnymi lękami i przekonać się, jak funkcjonujemy w nowej sytuacji. Bywa też potężnym zastrzykiem energii. Nie zapominajmy jednak, że to, co powoduje iż kobiety są tak przylepione do partnerów, to wielka siła. Tu nie wystarczy jedna rada: 'Wyjdź gdzieś sama'. Zwykle te kobiety, które decydują się na takie zaburzające dotychczasowy układ wyjście, mają już jakąś pracę za sobą.

Świetnym przykładem jest dziewczyna, którą poznałam kiedyś na warsztatach. Ona i jej mąż pochodzili z patriarchalnych domów i sami też taki stworzyli. Pewnego dnia ona zachowała się inaczej niż zwykle. Poszła na warsztaty i nie przygotowała wcześniej obiadu. Kiedy wróciła do domu, mąż czekał obrażony. I zaczyna się taka scena. Ona mówi: 'Dzień dobry, kochanie'. On nie odpowiada i karze ją ciszą. Po długiej chwili widzi, że nie ma szansy na to, by jak to zwykle bywało w takich sytuacjach, usłyszeć przeprosiny. Oburza się więc: 'Nie zrobiłaś obiadu'. W odpowiedzi słyszy spokojne: 'No nie zrobiłam, byłam na warsztatach'. Znów zalega cisza. W końcu on stwierdza: 'Głodny jestem', na co ona ciągle spokojnie odpowiada: 'Ja też, co proponujesz?'... Ten dialog toczy się jeszcze bardzo długo. On próbuje wrócić do starego układu, ale ona nie daje się wciągnąć, bo przeszła już jakiś proces i jest pewna, że nie chce żyć jak dawniej. Ta rozmowa była początkiem zmian w ich relacji.

Wiem, że ten mężczyzna jeszcze nieraz próbował przywrócić stary porządek i takie rozmowy dotyczące różnych aspektów ich życia toczyły się wielokrotnie. Ponieważ jednak jemu też zależało na związku, w końcu zaakceptował zmianę, jaka nastąpiła w żonie. Wierzę, że ludzie są w stanie wiele zmienić, kiedy dotrze do nich, że mogą kogoś ważnego dla siebie stracić.

Źródło: Wysokie Obcasy

Marishka

P.S. Chyba sobie zapożyczę zajebiste określenie na pewien typ popularnych pioseneczek - "rzewnojojczące skomlenie" :D
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Kwi 07, 2011 18:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Kwi 08, 2011 00:06   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 27, 2011 20:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 08, 2011 06:46   

Dobre, zgadzam się oczywiście.

To teraz ode mnie ciekawy wywiad z Lwem-Starowiczem z "Twojego Stylu"

Cytat:
Bez seksu humor zanika

Oni z Marsa, my z Wenus? Możliwe. Ale mamy więcej wspólnego, niż można sądzić. Pewnie dlatego łączymy się w pary. Nie zawsze szczęśliwie – wiadomo. Jak znaleźć i pokochać właściwego mężczyznę? Jak stworzyć z nim udany związek, utrzymać namiętność i przetrwać kryzys? Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog i psychoterapeuta par, stara się odpowiedzieć.

Twój STYL: "Lew-Starowicz o kobiecie" – taki tytuł nosi pańska nowa książka. Brzmi odważnie. Wszystko pan o nas wie?

Zbigniew Lew-Starowicz: - Nie, nie sposób wszystkiego wiedzieć. Ale wiem dość dużo, bo w końcu zajmuję się wami całe życie (śmiech).

Zmieniłyśmy się przez ten czas?


- Bardzo. Kobiety wyemancypowały się, wyzwoliły z mnóstwa ograniczeń...

Czyli jesteśmy szczęśliwsze?

- Niestety, jednocześnie wzrosły oczekiwania kobiet, a to wydłużyło drogę do szczęścia. Kiedyś kobiety miały znacznie mniejsze wymagania. Mąż był jedynym partnerem seksualnym, zarabiał na życie, ona zajmowała się domem, nic jej nie obchodziło, żyła w bezpiecznym świecie. Małe oczekiwania to większe możliwości odczucia szczęścia. Gdy rosną, trudniej je zrealizować.

Ale i mężczyźni jakby trochę zmarnieli...

- To prawda. Kiedyś też żyli w świecie dla siebie bezpiecznym. Teraz są zagrożeni, bo zostali zmuszeni do relacji partnerskich. Nie było to ich marzeniem. Psychika męska tego nie wytrzymuje, zwłaszcza w sferze seksu. Zaspokojenie oczekiwań seksualnych partnerki, która często jest bardziej doświadczona, bywa obciążeniem nie do zniesienia. Już sama świadomość, że byli inni, to zmora dla męskiej psychiki.

Czyli co mamy mówić? „Kochanie, jestem dziewicą” albo „Miałam jednego, ale był beznadziejny”?

- Nie, wystarczy powiedzieć: „Było, minęło. To nie było nic ważnego”. A kobiety robią błąd i mówią za dużo. „Kiedy pojechaliśmy do Zakopanego, trzy dni nie wychodziliśmy z łóżka, było fantastycznie, potrafił...” – taka szczerość to cios w ego mężczyzny. Jego fiksacja na punkcie penisa jest niesamowita. Tego nie wolno mówić. Facet to nie przyjaciółka, której będziemy się zwierzać, jak było nam z kimś fantastycznie w łóżku.

Wracając do poczucia szczęścia – możemy je sobie jakoś zagwarantować?

- Jeśli kobiety chcą być szczęśliwe w związku, muszą skrócić listę oczekiwań. Polecam "Ewolucję pożądania" Dawida M. Bussa. Są w niej opisane wymagania mężczyzn i kobiet. Okazuje się, że oczekiwania kobiet wobec mężczyzn są dłuższe od Litanii loretańskiej. „Mężczyzna powinien być wykształcony, interesujący, dobrze zarabiający, czuły, delikatny, świetny kochanek, niestarzejący się, zawsze ładnie wyglądający, dbający o kobietę, dobry ojciec itd.”. Nie ma możliwości, żeby jakikolwiek mężczyzna na świecie zaspokoił tak długą listę oczekiwań.

A lista mężczyzn jest krótsza?


- O wiele krótsza.

Co na niej jest?

- Znany czeski psychoterapeuta, prof. Stanislav Kratochvil, opisując oczekiwania mężczyzn wobec kobiet, skwitował to czterema punktami, które u moich studentek wywołują zgrzytanie zębów. Te cztery główne oczekiwania są następujące: kobieta musi być atrakcyjna, gwarantować seks, kiedy on ma na to ochotę, nie może obarczać go kłopotami i jeszcze ma stworzyć dom, w którym on się dobrze czuje.

Czy w takim układzie da się stworzyć szczęśliwy związek?

- Oczywiście, bo szczęśliwy związek opiera się na czterech fundamentach.

Ale nie na tych wymienionych przez Kratochvila?

- Nie. Pierwszym fundamentem jest miłość, drugim – przyjaźń, trzecim – udany seks, a czwartym – poczucie humoru, bo ułatwia rozwiązywanie konfliktów.

I wszystkie te cztery warunki muszą być spełnione, żeby związek był szczęśliwy?

- W zasadzie tak. Kiedy nie ma seksu, to i humor zanika...

Co sprzyja trwałości związku?

- Dużo podobieństw. Jeśli jedno lubi samotność i łowienie ryb, a drugie jest duszą towarzystwa i życie mogłoby spędzić na imprezach, nie sprzyja to szczególnie związkowi. A jeśli obydwoje fascynuje film czy taniec, to związek ma znacznie większe szanse na przetrwanie. Oczywiście, partnerzy nie mogą być tożsami. Model platoński, który polega na tym, że znaleźli się jak dwie połówki jabłka i teraz tworzą doskonałą całość, jest nieprawdziwy i tak naprawdę kiepsko rokuje. Te dwie połówki to utopia, bo wtedy zanika namiętność.

Lepiej, żeby połówka jabłka dobrała się z połówką gruszki?


- Tak, takie połączenie jest pociągające i intrygujące. A w idealnym związku musi być inność i pewna tajemniczość. Poza tym trwałości związku sprzyja barwność osobowości. Z barwnym partnerem nigdy się nie nudzisz.

Wiele kobiet wybiera barwnych drani, a potem się dziwi...


- Nie daj Boże, jeżeli kobieta ma tylko takie alternatywy. To straszna wizja, taki zespół rycerza i rozpustnika. Bo jeżeli kobietę pociąga drań, nieobliczalny, namiętny, zmysłowy samiec, to jest fatalnie. Bo to nie jest kandydat na partnera. To mężczyzna na jedną noc, ale nie na życie.

- A jeżeli ideałem męża i ojca jest dla niej rycerz – dobry, moralny, odpowiedzialny, monogamiczny, spokojny, zrównoważony, pracowity, to wpada w pułapkę. Bo cnoty moralne nie są afrodyzjakiem. Idealny partner to taki, który łączy te cechy w sobie. Jest zarazem zaskakującym kochankiem i odpowiedzialnym mężem i ojcem. Na tym polega barwna osobowość.

Czy skreślić kogoś, kto miał sto partnerek, ale deklaruje, że się wyszumiał i chce już tylko zacisznego portu?

- Jest wielu mężczyzn, którzy się wyszumieli i teraz chcą stabilnego związku. Ważne tylko, czy wybrał ciebie w opozycji do tamtych – czyli, że tamte kobiety traktował jak kochanki, a w tobie widzi dobrą żonę i matkę? Inaczej mówiąc, czy jesteś innym typem kobiety? Jeżeli tak, to będzie źle. Bo stworzycie dom, ale pozbawiony wielkiej namiętności. Jeżeli mężczyzna miał wiele partnerek, warto sprawdzić, czy coś miały wspólnego ze sobą, czy były zbiorem przypadkowych elementów. Jeśli nie, taki facet to marna inwestycja uczuć. Traktuje kobiety jak przemijające przyjemności.

- Ktoś, kto wciąż potrzebuje nowych doznań, jest słabym gwarantem stałości. Natomiast jeśli miał dużo partnerek, ale wszystkie miały ze sobą coś wspólnego, to może oznaczać, że pociąga go pewien typ kobiety, ale dotąd nie spotkał kobiety doskonalej. Zawsze czegoś w tamtych mu brakowało i znalazł to w tobie.

Co sprawia, że ludzi ciągnie do siebie?

- Chemia – to oczywiste. Ewolucja jest „zainteresowana” rozrodem, jej nie obchodzi nasza duchowość. Macie rozmnażać się i to w sposób optymalny. Chemia, która sprawia, że czuję bardzo silny pociąg do tej kobiety właśnie, oznacza, że tu są szanse na udane dzieci. Ale poza tym ciągnie nas odmienność. Fascynacja odmiennością płci jest wielka i dotyczy nie tylko budowy, ale też wszystkich cech psychicznych. Później jest iskrzenie, czyli tzw. psychologia spojrzenia.

- Większość związków powstaje z iskrzenia, choć część par odkrywa atrakcyjność drugiej osoby w miarę jej poznawania. Bywa, że pracują razem w tej samej firmie, nawet codziennie się widują, ale w ogóle nie zwracają na siebie uwagi. Podczas wspólnej pracy, rozmów dostrzegają, że ta osoba ma ciekawe wnętrze. Z czasem stają się parą.

Jak dobrze wybrać partnera? Co powinno być drogowskazem?

- Zawsze trzeba zadać sobie pytanie: „Jak będzie wyglądało moje życie z tą osobą za kilkadziesiąt lat?”. I nie jest to wróżenie z fusów. Bo wprawdzie ludzie się zmieniają, ale większość ma stałe cechy charakteru. Wbrew pozorom jest to przewidywalne. Szybko widzimy, czy on jest ciepły, czuły, opiekuńczy, czy jest kimś, z kim będzie fajnie w życiu codziennym. Tylko uwaga, w tej analizie trzeba zapomnieć o łóżku.

A jeśli na początku on jest opiekuńczy, skoncentrowany na mnie, a potem to się zmienia?

- Nie ma gwarancji powodzenia. Niektórzy uważają, że jest nią religia. Ale tak naprawdę może ona być jedynie gwarancją trwałości związku. On nie uznaje rozwodów, więc nie porzuci, może nawet nie zdradzi, bo nie cudzołoży, ale czy to będzie dobry związek?

A różnica wieku między partnerami? Jaki ma wpływ na trwałość związku?

- Nie ma żadnego znaczenia. Znam udane związki z dużą różnicą wieku, i to zarówno, gdy on jest sporo starszy od niej, jak i takie, w których ona jest znacznie starsza od niego. Czasem trwają bardzo długo, aż do śmierci.

Co młodego chłopaka pociąga w starszej, dojrzałej kobiecie?

- Może to być fascynująca kobieta. Czasem słyszę: „W gronie rówieśniczek nie spotkałem takiej”. Może pociągać jej opiekuńczość, której potrzebuje? Może stracił za wcześnie matkę i ona ma być jej substytutem? I może czuje się bezpieczniej w ramionach starszej kobiety?

I może go pociągać fizycznie?

- Może.

Ale perspektywy są chyba mizerne. Po 20 latach ona może już nie mieć ochoty na seks...

- Wiek nie ma znaczenia. Kobieta 60-letnia, która ma 40-letniego partnera, i stała się aseksualna, musi być świadoma ryzyka. Ale takie samo ryzyko istnieje, gdy seksem nie jest zainteresowana 20- latka.

Czyli seks jest najważniejszy. Inteligencja, sukces odbierają kobiecie seksapil?

- Trudno uzyskać sukces w życiu osobistym kobiecie, która łączy trzy cechy – jest bardzo atrakcyjna, bardzo inteligentna i bardzo zmysłowa. Bo to jest dla mężczyzny mieszanka piorunująca. Taka kobieta zwyczajnie mu zagraża. Jeśli jest bardzo atrakcyjna, to znaczy, że zawsze będzie miała sporo adoratorów, potencjalnych rywali, a to nie daje poczucia bezpieczeństwa. Poza tym ta jej atrakcyjność zapewne wiąże się z kosztami, co niejednego mężczyznę może wystraszyć. Przy bardzo inteligentnej kobiecie musi być zawsze czujny, nie może sobie pozwolić na intelektualne lenistwo, wypoczynek. Wciąż musi być partnerem intelektualnym. Gdy zaś jest bardzo zmysłowa, dla mężczyzny to oznacza, że będzie musiał zaspokajać jej potrzeby seksualne.

Co robić? Czy taka kobieta nie ma szans?


- Zawsze mówię pacjentkom tak: „Moja droga, jeśli jesteś bardziej inteligentna od swego pantera, ale zależy ci na tym, by ten związek przetrwał, to nie popisuj się przed nim tą swoją inteligencją. Albo gdy ona znacznie więcej od niego zarabia.

- Facet nie lubi być gorszy od kobiety, ale czasem tak się składa. Wtedy trzeba go dowartościować inaczej.

Jeśli dobrze zrozumiałam: ona więcej zarabia, pewnie w domu też wszystko jest na jej głowie. Poza tym ma być dla niego piękna i atrakcyjna, mieć ochotę na seks i jeszcze „dowartościowywać mężczyznę inaczej”?

- Tylko tak uniknie kryzysu. Bo on pozostając w tyle, w sposób naturalny czuje się zagrożony. Zdaje sobie sprawę z tego, że przestał być dla niej partnerem. Jej doktorat lub większe zarobki odbierają mu ochotę na seks. Chyba że ma wysokie poczucie własnej wartości, a jego praca daje mu mnóstwo satysfakcji.

Czyli – znowu – seks jest najważniejszy...

- To zależy, jak się dobrali w zakresie potrzeb seksualnych. Badania pokazują, że dla kobiet seks jest średnio ważny, a dla mężczyzn ważny, ale jednak nie najważniejszy. Z badań statystycznych wynika, że seksu codziennie potrzebuje – po równo – sześć procent mężczyzn i sześć procent kobiet.

- Wszystko byłoby dobrze, gdyby właśnie te grupy się spotkały. Ale gdy mężczyzna z tej grupy zwiąże się z kobietą, która potrzebuje seksu raz na tydzień lub na miesiąc, to jest problem. Jednak znowu mam optymistyczną wiadomość: większość partnerów wiąże się na podobnym poziomie libido. Związki z wyraźnie skrajną rozbieżnością są rzadkie.
Reklama

To skąd tylu facetów, którzy wciąż narzekają: „Moja żona nie ma ochoty na seks”?

- Bo on pamięta ją z okresu godowego. A taniec godowy jest iluzją i nie można na jego podstawie wyciągać wniosków na całe życie. W czasie okresu godowego staramy się wypaść jak najlepiej. Jest pełna mobilizacja.

- Jeśli kobieta wie, że dla niego seks jest bardzo ważny, to ona będzie seksowna. Kiedy mija okres mobilizacji, kiedy on „jest już mój”, powraca u niej prawdziwy poziom ochoty na seks. Podobnie zresztą u niego.

Ochota na seks mija nam tylko dlatego, że kończy się okres godowy?

- Może kobieta miałaby większą ochotę na seks, gdyby on ją adorował jak dawniej. Bo kiedyś prawił komplementy, przynosił kwiaty, widział w niej kobietę, lubił długą grę wstępną, fantazję w łóżku, a dziś przestał zabiegać, a zamiast tego domaga się szybkiego seksu po kolacji, gdy ona zabiera się do zmywania naczyń.

Co jest spoiwem w związku, gdy mija euforia zakochania?

- Poza przyjaźnią? Kiedy dobrze jest im razem ze sobą. Gdy on z chęcią wraca z pracy do domu. I cieszy się, że zbliża się weekend i może pobyć dłużej. Poza tym namiętność to nie perpetuum mobile. Trzeba do kominka dorzucać polana, a nie liczyć, że samo będzie płonąć.

- Namiętność podsyca obejrzenie filmu erotycznego, uruchomienie wyobraźni, nowość w ubiorze czy zachowaniu, wyjazd tylko we dwójkę w romantyczne miejsce. Banalna rzecz – przefarbowanie włosów. Trzeba dorzucać te polana, by pożądanie nie umarło.

Bo gdy umiera, to raz na zawsze?

-Tak. Małe są szanse, by znów się pojawiło, więc jeśli jeszcze istnieje knotek, trzeba szybko go rozpalić.

W swojej książce wspomina pan o tym, że kobieta, wedle specjalistycznych wyliczeń, ma aż 235 motywacji do romansu. Sporo. Jak nie ulec pokusie? I czy nie ulec?

- Warto w każdym razie pamiętać, że poczytalność mamy zawsze do pewnego momentu. Weźmy taki przykład: wsiada pani do samolotu i co się okazuje? Obok pani siedzi mężczyzna, przy którym dostaje pani dreszczy. On zresztą też. Czyli zadziałała chemia. On panią delikatnie, niby niechcący, dotyka, czujecie tę chemię coraz bardziej. I teraz ma pani do momentu wylądowania czas na podjęcie decyzji. W tym czasie musi pani ocenić – czy w to brnąć, czy nie. Bo jeżeli ma pani udane życie rodzinne, nawet jeśli seks z mężem to już nie Himalaje, to czy ryzykować? Trzeba uruchomić wyobraźnię – wylądujemy w łóżku, przeżyję seks życia i co dalej? To ma być wielka przygoda czy nowy związek?

Dlaczego muszę zdecydować, zanim pójdę do łóżka?

- Kiedy wyląduje pani w łóżku, zwykle jest już za późno. Włączą się emocje. Chce pani wiedzieć, co jest charakterystyczne, gdy się rozmawia z uwodzicielami? Oni dobrze wiedzą, że mają szansę tylko przy tej pierwszej reakcji kobiet. Bo jeżeli ona powie: „Może zatelefonujemy do siebie”, to po zastanowieniu nie wejdzie w taką relację. Przemyśli, rozważy za i przeciw i nie zadzwoni.

To dlaczego zdradzamy?

- Kobieta zdradza dla seksu, dla romantycznych uniesień, bo pociąga ją atrakcyjny kochanek, bo chce się dowartościować albo zemścić na niewiernym mężu, dla awansu, pieniędzy, z powodu wspólnej fascynacji literaturą rosyjską lub operą. Długo można by wymieniać, w końcu jest tych motywacji aż 235.

U mężczyzn jest ich zaledwie 40. A przecież to oni częściej zdradzają. Wytłumaczy pan to?

- To nie ma znaczenia. Mówimy o faktach, a nie o chęci zdrady. To dwie różne rzeczy. Kobieta często chętnie by zdradziła, ale z różnych powodów tego nie robi. Boi się konsekwencji, boi się, że ktoś się dowie, albo boi się, że się zakocha i rozpadnie się jej dotychczasowe, uporządkowane, choć może nieco nudne życie. Ma więcej zahamowań przed zdradą.

Dlaczego mężczyźni nas zdradzają?


- Żeby się dowartościować, sprawdzić. Albo dlatego, że mają za mało seksu w domu, albo chcą takiego seksu, jakiego nie akceptuje partnerka. Często powodem jest to, że spotyka kobietę, która go chce, bo żona dawno już go nie ceni ani jako mężczyzny, ani jako kochanka. Dowartościowuje się. Może on jest nieśmiały i nagle znajduje się taka, która go uwodzi, ośmiela? Wielbi go, podziwia, jakim jest wspaniałym mężczyzną i świetnym kochankiem. A on tego od żony już dawno nie słyszał.

Można wybaczyć zdradę?

- Można, jeśli się ją potraktuje jako objaw kryzysu. Zawsze jednak najpierw warto poznać przyczynę zdrady. Trudniej wybaczyć romans, ale ludzie wybaczają. Większość wszystkich ujawnionych zdrad i romansów kończy się przecież powrotem do starego związku, a nie rozpoczęciem nowego życia.

Naprawdę można takie małżeństwo uratować?

- Większość tak. Trwają. Blizna jednak pozostaje. Czasem rana jątrzy się jeszcze całe lata, ale związek może być udany. Są ludzie, którzy potrafią zapomnieć, a są tacy, którzy nie potrafią wybaczyć i noszą tę ranę do końca życia.

„Jak zdradził raz, zrobi to znowu. Kwestia czasu” – takie jest powszechne przekonanie. Co Pan o tym myśli?

- Nie jest to regułą. Jeśli wyszła pani za babiarza, to rzeczywiście pewnie dalej będzie panią zdradzał. Bo ma taką naturę, po prostu lubi kobiety. Ale jeśli jakaś pani koleżanka sprytnie uwiodła pani męża, omotała go, a on to potem zrozumie, jestem przekonany, że nie powtórzy więcej podobnego błędu.

A kiedy trzeba się rozstać?

- Wtedy, kiedy związek działa destrukcyjnie na wszystkich.

Rozmawiała Beata Biały

http://www.styl.pl/uczuci...,331957,nPack,3
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
monikaf 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 26 Cze 2007
Posty: 107
Wysłany: Wto Maj 17, 2011 17:58   

tomthemaster napisał/a:
Ale zaraz się zrzygam. Przestańcie pisać o waszym spełnieniu. Wielu z nas też jest spełnionych ale nie dzielimy się z tym z całym światem. Macie jakiś problem? Proszę przestańcie.
Nie przestawajcie! Tak rzadko spotyka sie udane zwiazki, ze az milo widziec,tuz obok, namacalny dowod, ze jednak istnieja. Gratuluje Wam Tomku i Marishko
_________________
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Maj 17, 2011 18:13   

Pięknie dziękuję :)
Spoko, no nie przestajemy. Jak nadarzy się okazja, znów będziemy "denerowować" tym innych spełnionych ;) KMWTW
Tomek
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Maj 17, 2011 22:02   

Jak się ludzie dobierają w pary?

Kochają się od zawsze, a gdy ich Czasy się skrzyżują wtedy zostają parą. :)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Maj 18, 2011 22:44   

Neska napisał/a:
Ta amplituda uczuc, bardzo czesto prowokowalam skrajne sytuacje i emocje, zeby sprawdzic na ile ktos mnie kocha, na ile moge sobie pozwolic.
To ciekawe. Jest psycholog, niestety, nie pamiętam nazwiska, który tego typu mechanizm uczynił osią swojej psychologii. Dokładnie tak to opisywał u kobiety, jako potrzebę prowokowania i sprawdzania siły swojego mężczyzny, żeby zyskać bezpieczeństwo i pewność, że facet jest dostatecznie silny i ochroni w razie czego. I biada temu facetowi, który by się ugiął przed takim nieustannym w sumie egzaminem.
Miał rację, czy był męską seksistowską świnią? :)
JW
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Maj 19, 2011 22:48   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Miał rację, czy był męską seksistowską świnią? :)

Trochę miał rację a trochę był seksistowską świnią.
Równowaga. :)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Maj 23, 2011 21:17   

fink napisał/a:
2 455 razy w roku, siedem razy dziennie. Tyle kłóci się statystyczna para

To tylko artykuł, który ktoś napisał (za pieniądze) ;)

Jeżeli jesteś w parze, i u Ciebie jest inaczej, podziel się swoim doświadczeniem.
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Maj 23, 2011 21:29   

WJ napisał/a:
Dokładnie tak to opisywał u kobiety, jako potrzebę prowokowania i sprawdzania siły swojego mężczyzny, żeby zyskać bezpieczeństwo i pewność, że facet jest dostatecznie silny i ochroni w razie czego. I biada temu facetowi, który by się ugiął przed takim nieustannym w sumie egzaminem.
Miał rację, czy był męską seksistowską świnią? :)

Jedno nie wyklucza drugiego, mógł mieć rację i być seksistą. Warto jednak zauważyć pewien element, kobiety często testują facetów co do których mają wrażenie, że udają kogoś kim nie są. W przypadku kiedy mają wrażenie, że facet jest jaki jest testów jest o wiele mniej.
Ostatnio zmieniony przez iliq Pon Maj 23, 2011 21:29, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pon Maj 23, 2011 22:05   

Oby tak było. Wszakże zdarzają się również kobiety omotane przez ewidentnych psychopatów. I to w rodzinach, gdzie rodzice nie wykazywali najmniejszych cech psychopatycznych. To mnie nurtuje.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Maj 25, 2011 20:51   

http://www.charaktery.eu/...wlasnie-ciebie/

Cytat:

I biorę sobie właśnie ciebie
Izabela Wożyńska-Więch

On nie wyobraża sobie, że mógłby ożenić się z uduchowioną poetką. Ona zrywa z mężczyznami, którzy dużą wagę przywiązują do pieniędzy. Dlaczego wybieramy sobie takich a nie innych partnerów? To nasz wybór, czy też wpływ wzorców rodzinnych?

Rozważając losy różnych związków małżeńskich lub partnerskich, zazwyczaj nie pytamy o to, dlaczego ktoś wybrał sobie partnera dojrzałego, niezależnego, zrównoważonego emocjonalnie, który szanuje własne i cudze granice.

Przecież to oczywiste, że na swoją drugą połówkę wybieramy kogoś, kto nas kocha i szanuje... Nad swoimi wyborami zastanawiamy się dopiero wtedy, gdy nasz związek okazuje się nieudany, zamiast miłości znajdujemy w nim rozczarowanie, co zniechęca nas do wszelkiej bliskości z drugim człowiekiem. „Jak to możliwe, że zdecydowałam się na takiego męża? Gdzie ja miałam wtedy oczy!” – zarzucamy sobie. Czy rzeczywiście padliśmy ofiarą ślepych wyborów?

Bez czerwonej lampki

Każdy związek – udany bądź nie – zaczyna się od wyboru obiektu zainteresowania. Pomijając pozornie oczywiste kryteria, jak wygląd, osobowość czy środowisko społeczne, w wybór angażowane są kryteria nieświadome i nieoczywiste, ale pośrednio wpływające na przyszłe losy związku. Przykładem może być pociąg do osoby nieradzącej sobie ze sprawami materialnymi. Zdarza się też przymykać oko na zupełnie jawne i źle rokujące wady oraz sygnały ostrzegawcze, jak skłonność do alkoholu czy promiskuityzm (skłonność do przypadkowych kontaktów seksualnych). Analizując historie miłości można zauważyć, że ludzie wybierają sobie partnerów o określonych cechach osobowości, „takich” a nie innych. Nie do końca są świadomi, że tak robią.

Czy ktoś przyznałby, że z dobrej woli zdecydował się na związek z alkoholikiem lub z partnerem o rysach psychopatycznych, który znęca się, oszukuje i zdradza?

Dlaczego niektórzy ludzie mieliby sami narażać się na przykrości i kłopoty? Każdy z nas od pierwszej chwili po narodzeniu uczy się niezbędnych do przetrwania zachowań, w tym ról i umiejętności społecznych. To one przez wiele lat wyznaczają sposoby wchodzenia i kształtowania relacji z ludźmi. Przy czym szczególną wagę w kształtowaniu postaw interpersonalnych wydają się mieć te czynniki, które determinowały dynamikę psychologiczną rodziny.

Należą do nich uzależnienia, przemoc fizyczna i psychiczna, zdrady. Ale także wszelkie inne postawy i zachowania opiekunów wyznaczające emocjonalny klimat wzajemnych relacji w rodzinie. Obserwacja związków pozwala zauważyć, że wybierani partnerzy często mają wiele wspólnego z rodzicami. Najczęściej chodzi o rodziców, ale może to być inna ważna dla dziecka osoba, choćby dziadek.

Inny nie będzie

Mąż Patrycji – Jacek – nadużywa alkoholu. Kiedy się poznali na studiach, jak sama twierdzi „mieścił się w normie”. Piwo z kolegami z akademika, impreza w klubie. Po studiach znalazł pracę jako handlowiec. Bardzo go stresowała i dla rozładowania napięcia po powrocie do domu wypijał kilka piw. Po jakimś czasie zdarzało się to już codziennie. Pobrali się, gdy Patrycja zaszła w ciążę. Jacek dobrze zarabiał, więc ona rzuciła pracę i zajęła się domem. Wtedy zaczęły się poważniejsze kłótnie.

Męża drażniło, że żona nic nie robi, że ogląda seriale. Zaczął robić przytyki do jej wyglądu. Patrycja coraz częściej czuła się poniżona i nic niewarta. Gdy zwracała mu uwagę, by tak jej nie traktował – reagował złością i wyzwiskami. Patrycja mimo sprzeciwu męża próbowała wrócić do pracy, jednak po roku zrezygnowała, ponieważ nie była w stanie pogodzić obowiązków z wychowaniem dziecka i prowadzeniem domu. Czasem myśli o rozwodzie, ale chce, żeby dziecko miało pełną rodzinę. Uważa również, że sama sobie nie poradzi. Zresztą, mąż po każdej większej kłótni zawsze ją przeprasza i jest miły, co daje nadzieję, że z biegiem czasu sytuacja zmieni się na lepsze.

Ojciec Patrycji był taki sam. Pamięta z domu ciągłe awantury i płacz matki. Nie mając innych wzorów, na przykładzie ojca i matki, ale także własnej relacji z ojcem uczyła się, jak tworzyć związek i rodzinę. Jak zdobywać uwagę alkoholika i namiastkę bliskości emocjonalnej, jak radzić sobie z przemocą i poniżeniem. Żeby zrealizować jedyny wzorzec rodziny, jaki znała – wybrała sobie partnera, którego cechy pasowały do jej doświadczeń. A właściwie takiego partnera, z którym potrafiła w ogóle stworzyć jakiś związek.

Decydując się na męża z alkoholowym problemem być może po prostu nie doceniła trudności, jakie przed sobą stawia. Powstaje jednak pytanie: dlaczego ona i wiele jej podobnych osób nie tylko wybrało, ale wciąż trwa w wyborze, w którym już dawno nie ma żadnych pozytywnych doświadczeń, a najmniej obciążającą formą bycia z partnerem jest każda chwila, kiedy go po prostu nie ma? I nie dotyczy to tylko osób uwikłanych w problem alkoholowy, ale w dowolny związek, który nie spełnia podstawowych potrzeb związanych z relacją partnerską – potrzeby intymności, szacunku i zaufania.

Trwożne trwanie

Opisany przykład pokazuje mechanizm pojawiający się w każdym nieudanym związku. Pamiętajmy, że partnera nie wybiera się tylko w dniu ślubu, ale każdego dnia spędzonego razem. I przywiązanie do tego wyboru okazuje się silniejsze nawet od fizycznego zagrożenia.

Żona, choć nieszczęśliwa, tłumaczy sobie decyzję, aby pozostać w toksycznym związku w sposób pozornie racjonalny, jako świadomy wybór: „nie mam pracy i nie będę mogła się sama utrzymać”, „zostanę z nim dla dobra dzieci”. Podawane świadomie powody i wybór „mniejszego zła” są przykrywką dla głębiej skrywanych problemów.

Ludzie wyruszają w drogę do spełnienia potrzeby bliskości i miłości wyposażeni w historię pierwszych relacji i radzą sobie najlepiej jak potrafią. Nieraz nieświadomie powtarzają wadliwe wzorce relacji począwszy od wyboru partnera, poprzez współtworzenie dynamiki tego związku, aż po sposób jej zakończenia. Owe pułapki to niezaspokojone potrzeby: akceptacji, bycia potrzebnym i docenionym, a także nieświadome przekonania na temat samych siebie i partnerów czy związku w ogóle.

Baza z pułapkami


Nasuwa się przypuszczenie, że osoba decydująca się na życie z partnerem, którego obiektywnie naganne zachowanie krzywdzi ją i rani, czerpie z tego układu „korzyści”, które rekompensują doświadczane przykrości. Patrycja czuje się potrzebna. Jest przekonana, że dzięki jej poświęceniu rodzina wciąż funkcjonuje. Deprywowane w dzieciństwie potrzeby bycia ważną i potrzebną zaspokaja w sposób niekorzystny dla siebie i rodziny. A alkoholizm jej męża pełni istotną rolę dla podtrzymania tego małżeństwa.

Czy jesteśmy skazani na nieświadome postawy wyniesione z pierwszych relacji z ważnymi osobami? Stanowią one bazę, z której korzys­tamy w sytuacjach nowych, nietypowych, wymagających szybkiej decyzji. Odwołujemy się wówczas do tego, czego nauczyliśmy się w domu rodzinnym. Przesadą byłoby jednak twierdzić, że determinują one nasze życie.

Doświadczenia z dzieciństwa są wciąż uzupełniane i zastępowane przez nowe doświadczenia i umiejętności, które nabywamy dzięki uzyskiwanym informacjom zwrotnym i własnym spostrzeżeniom, przemyśleniom. To dlatego mamy szansę być dla naszych partnerów przynajmniej trochę lepsi niż byli dla swoich partnerów nasi rodzice. Nie powtarzamy wszystkich ich błędów małżeńskich czy wychowawczych; przynajmniej w takim stopniu, w jakim jesteśmy tych błędów świadomi.

A zatem, jeśli związek się nie udaje, warto spróbować zobaczyć go z dystansu, odpowiedzieć sobie na pytania: „Co ja tu robię? Dlaczego? Jaka jest w nim moja rola?”. Odpowiedź może nam pomóc w znalezieniu rozwiązania aktualnych problemów w związku, a także w kształtowaniu lepszych relacji w przyszłości.
Izabela Wożyńska-Więch

KLUCZOWE PYTANIA

Jeśli wiążemy z kimś poważne plany życiowe (małżeństwo, założenie rodziny), warto zadać sobie pytania:

1. Czy mój partner/partnerka nadużywa alkoholu, innych substancji lub ulega innym poważnym nałogom jak hazard, pracoholizm?
2. Czy zachowuje się wobec mnie lub innych agresywnie, nie szanuje mojej prywatności?
3. Czy oszukuje, kłamie lub zdradza?
4. Czy jest uzależniony/uzależniona od rodziców – nie potrafi lub nie może podejmować decyzji, które nie podobają się rodzicom?
5. Czy dzielą nas poważne różnice kulturowe, światopoglądowe?

Jeśli choć na jedno pytanie odpowiedziałaś/odpowiedziałeś twierdząco, to wyobraź sobie, że masz z nim/z nią dzieci, wspólne mieszkanie i spotyka cię trudna sytuacja życiowa – choroba, utrata pracy. Co się wtedy stanie, jak zareaguje Twój partner? Nie licz na to, że zmieni się po ślubie. Praktyka pokazuje, że w miarę upływu czasu i bez bardzo silnej motywacji obu stron do zmiany, destrukcyjne procesy w związku pogłębiają się, zaś wyjście z takiego układu jest coraz trudniejsze. Jeśli naprawdę zależy Ci na związku, sensownym wyjściem będzie postawienie sprawy na ostrzu noża i stanowcze zażądanie zmiany postawy partnera. Jeśli jemu także zależy na związku z Tobą, będzie to motywacją do podjęcia pracy nad sobą. Jeśli zaś zabraknie mu woli zmiany – dbaj o siebie. Nie możesz mu pomóc wbrew jego woli.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Maj 25, 2011 21:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Maj 25, 2011 21:36   

To jest dokładnie to o czym mówi Luise Hay , twierdzi że podświadomie przyciągamy to co mamy zakodowane w podświadomości w postaci wzorców kształtowanych od najmłodszych lat poprzez nasze myśli i wypowiadane słowa. Przyciągamy podświadomie to co mamy w głowie w postaci bagażu doświadczeń. Mówi również o tym, że możemy zmieniac i kształtowac nasza rzeczywistosc poprzez zmiany z naszym myśleniu. Zgadzam się z nią w 100%. Zresztą najlepszym dowodem na prawdziwosc jej teorii jest fakt iz pokonała raka i jak widac ma się świetnie a mineło juz od tego momentu nie mało lat.
http://www.youtube.com/watch?v=ZY4LKedBlpM
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lip 26, 2011 05:52   

Kochanie, odchodzę
"Jak nie wydam rozkazu, to siedzi na kanapie z pilotem. W ogóle mnie nie słucha. Mam go po prostu dosyć. Chciałabym się rozwieść. Seks owszem, ale kiedy patrzę na jego gruby brzuch, to mi się odechciewa" - pisze bza. Kiedy w związku się nie układa, jeden z małżonków decyduje się na rozwód. Są jednak osoby, które nie potrafią zmienić swojego życia i męczą się z partnerem, którego nie kochają.
http://blog.onet.pl/41577,3,archiwum_goracy.html

Wydaje mi się, że z reguły to skutek kompletnego braku racjonalnego myślenia przy dobieraniu się.
Był oschły i nieuczuciowy od początku a jej to zaczyna przeszkadzać dopiero po wielu latach małżeństwa? 8/
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Lip 26, 2011 19:11   

bo niektorzy sa masochistami i trwaja w takim zracjonalizowanym i stlamszonym obledzie - bo dzieci, chata, kasa itp

a dzisiaj a Malej Czarnej o 22.55 na tv4 tez bedzie o zwiazkach niudanych i dlaczego ludzie tak tkwia w nich latami, ale najwazniejsze - cvhyba tu wystapi M. Liszyk-kozlowska - to pewnie powtorka, ktora przegapilam poprzednio i zarejestrowalam tylko koncowke.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lip 26, 2011 19:28   

Btw, wczoraj zacząłem lekturę najnowszej książki Starowicza - "O kobiecie". Jest tam też sporo o związkach - o wielu ciekawych przypadkach pisze.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Lip 28, 2011 16:24   

Jezuuusmaaaria... jakie jeszcze bzdety wcisną planktonowi współczesne pseudo-pychologiczne "badania naukowe"? :faint:

Klucz do udanego małżeństwa: żona szczuplejsza od męża
http://www.wysokieobcasy....plejsza_od.html

Marishka
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Czw Lip 28, 2011 20:38   

M i T napisał/a:
Jezuuusmaaaria... jakie jeszcze bzdety wcisną planktonowi współczesne pseudo-pychologiczne "badania naukowe"? :faint:

no ale co się nie zgadza Kwiatuszku?

artykuł zdaje się sugerować że jeżeli ogólny poziom zadowolenia z małżeństwa w badanej grupie = X, to w parach gdzie ona jest szczuplejsza od niego wskaźnik >X a tam gdzie on jest szczuplejszy <X.

moja wspomniana w innych wątkach teoria lig tutaj się kłania - jak babka spadnie po ślubie do niższej ligi dla faceta jest to mocniejszy bodziec do szukania mocniejszych wrażeń niż dla kobiety. dla niej może ważniejszy być np. status niż wygląd i się nie przejmie "metamorfozą"

por. wypowiedzi iliqa z jednej a Molki i _flo z drugiej strony :)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 13:31   

Cytat:
Jezuuusmaaaria... jakie jeszcze bzdety wcisną planktonowi współczesne pseudo-pychologiczne "badania naukowe"? :faint:

Primo śledziła i przypuszcza a nie przeprowadzała badania i wynik badań wykazał. Secondo w próbce 168 par wariacja jest zbyt wielka żeby można było to brać pod uwagę, więc na miliard % nie były to żadne badania. Terza czy naprawdę jesteś pewna że w większości przypadków to że kobieta jest tłustą lochą nie wpływa ujemnie na relację? Nie mówimy tutaj o wielkiej pięknej miłości, mówimy tutaj o statystycznym związku w którym kobieta jest tłustą lochą. Warto też się zastanowić jaki inne cechy idą w parze z byciem otyłym. Lenistwo? Problemy psychiczne? Niskie poczucie własnej wartości? Czy takie rzeczy są bez znaczenia w związkach? :shock:
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 22:07   

iliq napisał/a:
mówimy tutaj o statystycznym związku w którym kobieta jest tłustą lochą

stoją cały dzień przy garach i podjadają - dlatego tyją.
Choć z drugiej strony patrząc - żona Tomka Kamella jest bardzo apetyczna :)
Kaśka trzymaj się! :D
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Sob Lip 30, 2011 22:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
heniu007 

Pomógł: 13 razy
Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 385
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 22:50   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
stoją cały dzień przy garach i podjadają - dlatego tyją.


Niczym nie uzasadnione przypuszczenia. Te grube babska naprawdę mało żrą !
Pamiętam niedawno siedzę w pociągu, po kolejnych przystankach wsiadło troje MEGA OTYŁYCH kobiet. Przez cały czas truły na ciężkie życie i robotę. Czułem się przy nich taki mały ! Myślałem że mnie zgniotą swoim grubym cielskiem.

Całkiem niedawno w Rozmowach w Toku był emitowany odcinek o tzw. "obżartuchach". Żadna z osób, które brały tam udział nie dorastały gabarytami do tych wspomnianych przezemnie kobiet w pociągu. A jadły nie mało. Na oko jedna osoba wykarmiła by "dwóch Hannibali" :P

Co do żonki Tomka Kamella...
Wolę popatrzeć na samego Tomka z "kilkudniowym zarostem oraz zmierzwioną czupryną".





Co on je? :shock: ... zapyta ortorektyk.
Uważam że wygląda świetnie, pomimo blasków flashy.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 23:03   

heniu007 napisał/a:
Te grube babska naprawdę mało żrą !

Troszkę szacunku... czemu je obrażasz?

Po drugie Kaśki w pociągu nie spotkasz chyba..
także bądź spokojny :)



Kaśka :*
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Sob Lip 30, 2011 23:06, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 23:13   

Piękna kobieta :)

 
     
heniu007 

Pomógł: 13 razy
Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 385
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 23:21   

Umiesz poprawić człowiekowi humor :D
Kończę ten OT, nie zamierzam robić z DD komunikatora, jak to czyni w ostatnim czasie na forum Kwaśniewskiego użytkowniczka renia z jej rekordowym kontem 22314 postów.

Miej tu czlowieku olej w głowie. :evil:
Ostatnio zmieniony przez heniu007 Sob Lip 30, 2011 23:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 00:45   

heniu007 napisał/a:
babska naprawdę mało żrą

Zawsze można poprawić sylwetkę gorsecikiem.

http://www.youtube.com/watch?v=V0fJYYmLflI
:D

Co po kompilkacji wygląda tak:
(DRASTYCZNE)
http://www.youtube.com/watch?v=xo1FoQuOpqI#t=32s
:roll:
Ostatnio zmieniony przez Adam319 Nie Lip 31, 2011 00:53, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 09:54   

Oj Panowie, Panowie...
zamiast siedzieć tutaj i wyszukiwać babki w gorsecikach, może idźcie na miasto jakąś poderwać :)

nie traktujmy forum DD radykalnie ze względu na zbaczanie z tematu głównego - nie róbmy tutaj kościoła :)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 20:26   

adam napisał/a:
Zawsze można poprawić sylwetkę gorsecikiem.

http://www.youtube.com/watch?v=V0fJYYmLflI
:D


Widziałem coś takiego na kobiecie. Efekt oszałamiający, tyłek świetnie podkreślony piersi też, naprawdę bardzo poprawia wygląd kobiet, tym bardziej jak jest ubrana w sam gorset.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 20:58   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
Oj Panowie, Panowie...
zamiast siedzieć tutaj i wyszukiwać babki w gorsecikach, może idźcie na miasto jakąś poderwać :)


Adamowi sie przyda, juz nie wazne czy szczupla czy grubsza byle prawdziwa, byle realna.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 20:59   

...lecz Illiq nie wziąłeś pod uwagę, co w momencie, gdy po rozpięciu gorsetu, wyleje się tłusta galareta, od czego możesz dostać torsji 8)

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Lip 31, 2011 20:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 21:11   

M i T napisał/a:
Illiq nie wziąłeś pod uwagę

Tomek więc obejrzał drugi filmik,
a Iliq znalazł czas tylko na pierwszy.
:-)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 21:53   

to jest pikus,zawsze mozna zgasic swiatlo lub schudnac, ale nic nie pobije bielizny ciazowej http://www.sesile.pl/prod...well-bialy.html
mialam podobna i jak sie pierwszy raz w to wstrzelilam to oboje z mezem plakalismy ze smiechu - seksapil wprost skapuje :D w dodatku w takich majciochach nawet szparag wygladalby grubo. jesli jeszcze jest to w barwie cielistej to makabra. do tego jeszcze mocno zabudowany, jak ja to mowie niemalze ortopedyczny stanik i kobieta jest uzbrojona do wyjscia. Ale fenomenalnie takie cos spisuje sie przy dluzszym staniu. Sa jeszcze pasy ciazowe na kregoslup (kobieta wchodzi w taka zbroje), rajstopy ciazowe, moj boze czego to nie wymysla, caly przemysl, poduszki ciazowe :D itp.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Nie Lip 31, 2011 21:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 17:33   

Artykuł dość oczywisty, ja bym tylko zmieniła tytuł z "Kłócicie się zaraz po ślubie? Tak wam już zostanie!" na "Kłócicie się przed ślubem? Tak wam już zostanie!". Kłótnie nie pojawiają się "nagle" po ślubie jeśli wcześniej ich nie było. Były, ale zwyczajnie były ignorowane, bo np. przyszły mąż/żona myślał/a, że partner "zmieni się" :faint:

http://zdrowie.gazeta.pl/..._zostanie_.html
Cytat:

Kłócicie się zaraz po ślubie? Tak wam już zostanie!
eska, PAP Nauka w Polsce
19.08.2011 aktualizacja: 2011-08-19 16:48


Życzliwi z najbliższego otoczenia zapewniają, że z czasem, jak wszyscy, "się dotrzecie", dopasujecie, nauczycie żyć razem. Tymczasem naukowcy przekonują, że małżeńskie konflikty zazwyczaj nie słabną, mimo upływu lat.

Jeśli młodzi małżonkowie dużo się ze sobą kłócą, to będą to robić prawdopodobnie również po wielu latach współżycia - wynika z analizy dwudziestoletnich obserwacji ponad tysiąca par, przeprowadzonej przez amerykańskich naukowców z Ohio State University oraz Florida State University.

Poziom konfliktów małżeńskich oceniano na podstawie tego, jak często partnerzy nie zgadzali się ze sobą. "Okazało się, że na przestrzeni lat nie zmieniał się on zbytnio" - komentuje prowadząca badania profesor Claire Kamp Dush z Ohio State University. Jedynie w ostatnich latach badań odnotowano bardzo niewielkie złagodzenie konfliktów, zwłaszcza w przypadku par, które kłóciły się najwięcej. Takie wyniki dobrze rokują dla par żyjących w zgodzie od początku (16%). Dla reszty już niekoniecznie.

Decydować razem

Badacze zaobserwowali, że partnerzy rzadko mający konflikty częściej niż inni przyznawali, że podejmują decyzje wspólnie. "To ciekawe, bo można by oczekiwać, że wspólne podejmowanie decyzji stwarza właśnie więcej okazji do konfliktów, ale nasze badania tego nie potwierdziły" - komentuje prof. Kamp Dush. Okazało się zatem, że stara, intuicyjna zasada, by pozwolić partnerowi wyrazić własne zdanie, sprawdza się najlepiej. Wówczas jest on bardziej zadowolony ze związku i mniej skłonny do walki.

Uwaga! Mocno wierzysz w instytucję małżeństwa? Masz większą szansę na sukces!

Osoby mało kłócące się z partnerem częściej wierzyły w tradycyjne, długotrwałe małżeństwa niż osoby z par silnie skonfliktowanych. "Ludzie wierzący w to, że małżeństwo powinno trwać wiecznie, mogą uważać również, że nie warto ze sobą walczyć. Łatwiej też zapominają o nieporozumieniach" - podejrzewa prof. Dush.

Kto kłóci się najmniej?

Badaczka i jej koledzy wyróżnili też dwa typy par, które miały małą lub umiarkowaną liczbę konfliktów. Jeden z nich określono jako "walidujący". Były to pary, które wspólnie podejmowały decyzje, dzieliły się pracami domowymi, określały swój związek jako bardzo lub umiarkowanie szczęśliwy i rzadko się rozwodziły.

Inny, rzadszy typ par stosunkowo mało się kłócących określono jako "unikający". Były to bardziej tradycyjne małżeństwa, w których mąż nie angażował się w prace domowe, partnerzy wierzyli w tradycyjny podział ról oraz w długotrwałe związki i z tego powodu mogli unikać konfliktów. Te pary również rzadko się rozwodziły.

Związek typu "walidującego" wydaje się być korzystniejszy dla partnerów niż "unikający". Unikanie konfliktów może bowiem świadczyć o braku zaangażowania emocjonalnego. "Jeśli małżeństwo ma być udane, a nie tylko trwałe, to każdy z partnerów powinien się angażować i inwestować w relację" - podkreśla badaczka. Czyli: nic nowego, ale tak szeroka analiza daje pewność, że psychologiczne tezy znalazły praktyczne potwierdzenie.

Autorzy najnowszej pracy wyróżnili też pary typu "nietrwałego", które dużo się kłóciły i były ze sobą średnio lub bardzo szczęśliwe oraz pary typu "wrogiego", które były najbardziej narażone na rozwód. Co kto lubi...

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Wrz 02, 2011 15:34   

Upuść z palca troche krwi i już chłopa masz u drzwi! :hah: Kobieta dodawała facetowi krew miesiączkową sproszkowaną do napojów , przez to był znią 10 lat. Stwierdziła ze gdyby nie te czary mary, nie miała by szans byc z nim. :hihi:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 14:22   

Zapowiedź tematu dzisiejszej Dobronocki pasuje jak ulał do tego wątku:

http://www.polskieradio.p...ry-uchodzi-para

Styńska jest ok, z tego co pamiętam, tylko okazjonalnie wpada w dobryzm, więc może będzie się dało posłuchać.

Tu napisała akurat dobrze:
Cytat:

Mało kto znajduje przyjemność z obcowania sam na sam ze sobą. Zupełnie niesłusznie. Jeśli odrzuci się "społeczny obowiązek POSIADANIA partnera życiowego" ze swojej głowy, to wreszcie będzie można pobyć sam na sam ze sobą, poznać się lepiej, polubić, zobaczyć kim się naprawdę jest, gdy nie musi się trwać w określonej roli społecznej.

To polubienie bycia sam na sam ze sobą jest szczególnie ważne, ponieważ jeśli nie jest się autentycznym względem siebie samego, nie będzie się autentycznym względem innych. Jeśli nie znasz siebie dobrze, to nie jesteś w stanie przewidzieć, jak Ty i Twoje przekonania oraz związane z nimi Twoje emocje poradzicie sobie w związku z drugim człowiekiem. Ta niewiedza niemal na wstępnie utrudnia wchodzenie w relacje oparte na wzajemnym szacunku. Nie można mówić o szacunku do drugiej osoby, jeśli w najmniejszy sposób manipulujemy jej uczuciami czy reakcjami. Nie można mówić o szczerej miłości do drugiej osoby, gdy nie rozumiemy w pełni siebie.

http://anetastynska.blogs...sc-z-mojej.html

Marishka
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 14:58   

Cytat:
Nie można mówić o szacunku do drugiej osoby, jeśli w najmniejszy sposób manipulujemy jej uczuciami czy reakcjami. Nie można mówić o szczerej miłości do drugiej osoby, gdy nie rozumiemy w pełni siebie.


Marishko nawet mówiąc komplementy manipulujemy reakcją drugiej osoby, więc według mnie średnio trafiony jest opis tej "prawdziwej miłości"
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 16:02   

iliq napisał/a:
nawet mówiąc komplementy manipulujemy reakcją drugiej osoby

1) wydaje mi się, że mylisz komplement z pochlebstwem.
2) osoba, która żyje w zgodzie ze sobą (a nie pragnie być kochaną/lubianą przez wszystkich) i zna swoją wartość (a nie uzależnia jej chorobliwie od opinii innych), nie będzie podatna na tego rodzaju manipulacje.

Marishka
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 16:26   

Ad1 Przykłady komplementów o które mi chodzi:
"wspaniale masujesz, bardzo zmysłowe używasz dłoni"
"wiesz chyba że masz zajebiste pośladki, nie dziw się że nie potrafię się im oprzeć"
"uwielbiam oglądać jak rano robisz mi śniadanie w samej bieliźnie, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wtedy seksownie wyglądasz"

Ad2 Czyli nie można mówić o miłości jeśli przynajmniej jeden z partnerów ma kompleksy i potrzebuje szukać potwierdzenia własnej wartości u innych? Oczywiście przy założenia że osoba świadoma swojej wartości pokocha takowe indywiduum. Średnio rozumiem przekaz autorki i świat w jakim żyje, mogę mieć szacunek do osoby od której coś chcę, a znając się na psychologii mogę używać technik dzięki którym moje prośby będą skuteczniejsze. Mogę dać jakiś upominek osobie od której coś chcę, mogę powiedzieć komplement takowej osobie czy mogę lepiej przekazać swoje myśli za pomocą odpowiednich słów, to wszystko jest manipulacją bo ma wpływ aczkolwiek nie widzę tutaj żadnego powiązania z brakiem szacunku.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 11, 2011 17:09   

"Silna kobieta" pragnie miłości:

http://zdrowie.onet.pl/ps...50,artykul.html

Cytat:

7 wrz, 09:51

Wydaje się, że ma wszystko: dobrą pracę, pozycję, pasje. A mimo to nie udają jej się związki z mężczyznami. Zakochuje się w niewłaściwych albo rozczarowuje się relacją. Pytamy doświadczonego coacha, dlaczego tak jest i jak to naprawić.

Jaka jest silna kobieta?

Monika Zubrzycka-Nowak: Niezależna, pewna siebie i świadoma swoich zalet. Wyzwolona, atrakcyjna, aktywna. Nauczyła się wierzyć we własne siły. Sprawia wrażenie osoby twardej jak skała, ale to pozory. W środku jest miękka i wrażliwa. Pragnie ciepła, miłości i opieki. Zwykle jednak albo wybiera mężczyzn zbyt słabych, albo zbyt silnych, którzy nie spełniają jej oczekiwań.

Wydaje się, że takich silnych kobiet jest coraz więcej. Dlaczego, choć walczą o swoje i odnoszą sukcesy zawodowe, często ponoszą klęskę w życiu osobistym?

To właściwe słowo: walczą. Nabywają cech, które przez stulecia były uważane za męskie, takie jak twardość, dynamizm, zaplanowany i zrealizowany rozwój. Kobiece cechy, m.in.: miękkość, bierność, umiejętność czekania i przyjmowania uznają za niepotrzebne. Ale to nie znaczy, że one zniknęły. Tyle że wyparte, dziczeją. Mogą zmienić się w takie, które charakteryzują naiwną, infantylną istotkę.

Silne kobiety to często osoby, którym na różnych etapach życia, najczęściej w dzieciństwie, została powierzona zbyt duża odpowiedzialność. Przekonały siebie i otoczenie, że zawsze dadzą sobie radę. Nauczyły się, że ich zadaniem jest dbanie o innych. A swoje uczucia i potrzeby spychały na dalszy plan. Dlatego nie potrafią brać i traktują to jak okazanie słabości. W niektórych sytuacjach taka postawa jest pomocna, ale nie w związkach. Bo związki opierają się na wzajemnym dawaniu i braniu. Dla nich jednak miłość często wiąże się tylko z dawaniem. Taka nierównowaga na dłuższą metę rodzi poczucie żalu, niespełnienia i krzywdy.

Powrót do kobiecych cech wydaje się trudny.

Choć wcale nie oznacza utraty wewnętrznej siły. Wręcz przeciwnie. Zrozumienie swoich potrzeb, zatroszczenie się o własne szczęście i rozpieszczanie mogą dać poczucie spełnienia. Każda kobieta ma prawo mieć szczęśliwy związek oparty na wzajemnym zrozumieniu i lojalności. Nie trzeba na niego zasłużyć. Zamiast walczyć, warto czasem odpuścić, spojrzeć w siebie uważniej, głębiej. Choć zrezygnowanie z dotychczasowej roli wymaga odwagi.

Dlaczego?

Bo silne kobiety zwykle gardzą "słabymi kobietkami", zależnymi, uległymi. Im bardziej czegoś nie akceptujemy, im mocniej coś wypieramy, tym silniej jest to zadomowione w zakamarkach naszej nieświadomości. Silna kobieta gdzieś głęboko w sobie skrywa słabą dziewczynkę. Ta dziewczynka jest jej cieniem. Dlatego zdarza się, że po spotkaniu silnego mężczyzny takie kobiety niespodziewanie nawet dla siebie samych wchodzą w rolę ofiary – słabej, nieporadnej istoty.

Co można z tym zrobić?

Jeśli wiemy, co nas drażni, czego nie akceptujemy, warto spojrzeć temu czemuś w oczy. Proponuję ćwiczenie. Najlepiej zrobić je, kiedy jesteśmy same w miłym otoczeniu: nad rzeką, morzem, na spacerze w lesie. Trzeba się wyciszyć i... przywołać swój cień. Spróbować się z nim "dogadać", powiedzieć mu, o co nam chodzi. Poprosić go, żeby nas wspierał. To jest symboliczny proces, ale otwiera drogę do zmiany. Znakomitym sposobem komunikacji z cieniem są sny, o ile się je pamięta. Taka obrazkowa forma niesłychanie pomaga się zorientować, o co chodzi. Jedna z moich klientek miała sen z byłą żoną swojego partnera w roli głównej. Śniło jej się, że do domu jej i jej męża weszła eksżona. Zajęła najwyższe piętro. Klientka we śnie chciała wejść na górę i wyprosić ją. Nie mogła jednak przecisnąć się przez drzwi do windy. Zaproponowałam, żeby wyobraziła sobie, że dostaje się na najwyższe piętro domu, np. unosząc na parasolu – w snach możemy używać bajkowych metod. Najważniejszy element procesu to stanięcie twarzą w twarz z tą kobietą. Klientka w wirtualnej rozmowie miała powiedzieć, że teraz ona jest żoną, ona ustala porządek w swoim domu i decyduje, kto i kiedy może do niego wejść.

I to pomogło?

Klientka potwierdziła, że wreszcie uporządkowała rzeczy w sobie samej. Wcześniej nie miała odwagi się przyznać, że stawiała poprzedniczkę za wysoko. Zobaczyła to we śnie, a już na jawie ułożyła sprawy na właściwym miejscu. Kiedy się pojawia zrozumienie, pojawia się też możliwość rozwiązania.

Czy poza snami są inne narzędzia?

Jeżeli nie pamięta się snów, trzeba skupić się na nurtującym nas temacie. Nie tylko na swoim cieniu, ale też np. na nieświadomym wzorcu męskości. Wiem, jakiego mężczyznę chcę mieć za męża, ale nie myślę o tym, jakiego mężczyzny nie chcę. To jest zepchnięte w nieświadomość, ale nadal jest częścią mnie i może przyciągnąć takiego właśnie mężczyznę. Możemy pisać bajki z sobą w roli głównej i wymyślać dobre zakończenia. W takiej bajce warto opisać: W jakich relacjach chciałabym być z mężczyznami? Jak się w tej relacji będę czuła? Co ona ma mi przynieść? Ważne jest zastanowienie się, jak poznam, że dokonała się zmiana. Jeżeli mówimy, że chcemy szczęścia, to za mało. Niezbędne jest doprecyzowanie, jak rozumiemy szczęście.

To jak stworzenie nowego wzoru życia.

Tworząc go, warto spróbować poczuć się tak, jakby zmiana już się dokonała. Ta wizja nie musi być doprecyzowana w szczegółach, ale mocno oparta na stanie wewnętrznym. Na odczuwaniu. To wytyczne dla naszej nieświadomości, ale też to komunikat o nas samych, który wysyłamy w świat.

Czy to uchroni nas przed porażką w miłości?

Silna kobieta rozbudza w mężczyznach oczekiwania, że zawsze będzie sobie ze wszystkim radzić. A mężczyźni prędko idą na łatwiznę. Jeżeli chcemy mieć silnego mężczyznę, dajmy mu przestrzeń, by mógł się wykazać. Trzeba to zrobić stopniowo. Jeśli chcesz, żeby on był silny, to ty musisz być słaba. A nawet głupiutka. Używanie takich narzędzi powoduje, że mężczyzna robi się opiekuńczy.

Wracamy więc do stereotypów: ona ma być bezradna i omdlewająca, a on silny i opiekuńczy?

Silna kobieta łamie te stereotypy, ale świat nie jest jeszcze na to do końca gotowy. Stąd rozczarowania kolejnymi związkami. Mimo że kobiety się emancypują, są samodzielne, to patriarchalny wzorzec kulturowy działa. Funkcjonował setki lat, więc zmiana też będzie trwała jakiś czas. Nie ma się co na to złościć. Ważne, by sobie z tym poradzić i żyć szczęśliwie. Jeżeli możemy żyć szczęśliwie pomimo brzydkiej pogody, to możemy też żyć szczęśliwie pomimo panujących wzorców społecznych. Przebudowa jest w nas.

(M. Mikołajska)
Autor: Sylwia Monostori
Źródło: Elle

Zaczęło się dobrze, a potem się spłyciło :/

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Wrz 23, 2011 14:54   

http://zwierciadlo.pl/2011/seks/strefa-my

Cytat:

19 września 2011
Autor: Aleksandra Malinowska

Strefa My

O co rozbijają się współczesne związki? Czego potrzeba, by nie podzielić losu rozbitków? Z psychoterapeutką Agnieszką Kramm rozmawia Aleksandra Malinowska

- Czy dzisiaj trudniej budować związek?

- Niewątpliwie mamy do czynienia z powszechnym kryzysem relacji. Współczesne czasy narzucają ludziom dużo ról – mają być rodzicami, odnosić sukcesy zawodowe, finansowe, mieć pasje, rozwijać się duchowo. To ogromna presja, która rodzi frustrację i niespełnienie. Także w związkach. I to jest wyzwanie dla obydwu płci.

- Niezależnie od różnic między nimi?

- Owszem, może dochodzić do nieporozumień, zwłaszcza w sferze komunikacji. Mężczyźni i kobiety inaczej nazywają pewne rzeczy, inaczej też na nie reagują. Dlatego naszym podstawowym, codziennym rytuałem powinna być przestrzeń wygospodarowana dla siebie nawzajem. Mam wrażenie, że w dzisiejszej rzeczywistości o to się właśnie rozbijamy. O brak czasu, brak możliwości codziennego spotkania chociażby na pół godziny, kiedy ty słuchasz mnie, a ja słucham ciebie. Tylko wtedy dowiemy się o sobie czegoś nawzajem, nauczymy się porozumiewać.

Niektórzy mogą zrozumieć to „bycie razem” jako kolejny punkt do wciągnięcia na listę zadań. Wtedy nie będzie to prawdziwe bycie razem. Tu bardziej chodzi o znalezienie wspólnego elementu, czegoś, co obojgu nam daje radość, przyjemność, poczucie kontaktu. Dla jednych mogą to być wspólne wyprawy na rowerze, dla innych kolacje przy świecach w drogich restauracjach, dla jeszcze innych zajmowanie się domem. Chodzi o poczucie, że wspólnie coś tworzymy, przeżywamy. I że to nas łączy.

- To recepta na trwałość i niezmienność uczuć?

- Tak jak my cały czas się zmieniamy, tak samo musi zmieniać się nasza relacja. Tego się jednak boimy. To niesamowite, ale nigdy z samym sobą tak się nie skonfrontujemy, jak w bliskiej relacji. Tu wychodzą wszystkie nasze niepokoje, projekcje, odzywają się lęki, jeszcze z dzieciństwa. To właśnie dziecko w nas boi się i myśli: „Kiedyś razem chodziliśmy do kina, a teraz on już nie chce, woli grać z kimś innym w tenisa. Już mnie nie kocha”. Tymczasem związek jest nieustającym zaproszeniem do przemiany, ale i dbaniem o to, by nadal istniała w nim część wspólna.

- Czyli u podstawy budowania bliskości leży umiejętność otwierania się na drugą osobę. Taką, jaka ona jest. Bez iluzji.

- Tak, ale mamy z tym pewien problem. W długotrwałych związkach przestajemy bowiem odbierać partnera takim, jaki jest obecnie. Zamiast tego przywiązujemy się do jego wizerunku w naszej głowie albo do tego, jaki był kilka lat temu. To uniemożliwia nam prawdziwy kontakt, a bez niego nie otworzymy się na druga osobę. W relacjach dotykamy najbardziej delikatnych obszarów naszego „ja”. Zwykle mamy tendencję, żeby ukrywać to, co w nas miękkie, wrażliwe, bezradne. Tymczasem tu tkwi nasza największa siła: siła uczuć. Zamknięci na nie jesteśmy pozornie bezpieczni, ale nie kochamy wtedy naprawdę, a związek nie przynosi spełnienia. Warto przełamać lęk przed odsłonięciem się, bo to może uzdrowić nasze relacje. Kiedy powiemy otwarcie: „Czuję, że mnie zaniedbujesz. Martwię się, że już mnie nie kochasz”, możemy usłyszeć w zamian: „Nadal mi na tobie zależy, nie masz powodów do obaw”. Wtedy komunikacja między nami będzie płynęła prosto z serca. To trudna, ale jedyna droga.

- Czasochłonna?

- Być może, ale nie jest to czas stracony. Musimy dbać o sferę „my”, bo bez niej nie ma relacji. Parom, które do mnie przychodzą, zadaję ćwiczenie, które wydaje się proste i banalne, ale prawie nikomu nie udaje się go wykonać. Polega ono na tym, żeby raz na tydzień przez godzinę rozmawiać ze sobą w ten sposób, że najpierw przez 10 minut jedna osoba mówi, a druga tylko słucha. Czyli nie krytykuje, nie ocenia, nie komentuje, nie radzi. I tak na przemian. To wszystko. Ćwiczenie może o połowę skrócić czas psychoterapii, ale ludzie nie są w stanie go wykonać.

- Dlaczego?

- Bo nie mają czasu, bo zapominają, bo są tak potwornie zmęczeni… A na najgłębszym poziomie – bo boją się, że nie będą w stanie się porozumieć.

- Jak walczyć z tym lękiem?

- Może zabrzmi to dziwnie, ale musimy go zaprosić, przyjąć całym sobą. Zapytać siebie: „Czego się boję? Że on mnie wyśmieje, powie, że to jest głupie, czy że nie odpowie tym samym?”. A potem powiedzieć partnerowi: „Strasznie się boję, że mnie nie zrozumiesz. Że już ci się nie podobam”. Gdy akceptujemy siebie w całości, jesteśmy w stanie mówić otwarcie o naszych uczuciach. Praca nad związkiem to zajęcie pełnoetatowe, ale też o wiele bardziej proste niż nam się wydaje. Wystarczy tak niewiele: wysłuchać siebie, partnera, nazwać wzajemne lęki oraz potrzeby i otwarcie o nich komunikować.

Wszystko się zgadza, ALE... naprawdę jest z tymi parami bardzo źle, skoro potrzebują psychologa, który w ramach ĆWICZENIA zmusi ich do rozmawiania ze sobą "raz na tydzień przez godzinę" :shock: Że też należy parom o tym przypominać, bo nie odczuwają takiej naturalnej potrzeby/chęci? Jak (i po co) w takim razie męczą się ze sobą, skoro nie są w stanie znaleźć nawet godziny tygodniowo na rozmowę i mają inne priorytety niż właściwe zadbanie o tzw. "MY"?

Dlatego całkiem słusznie artykuł kładzie nacisk na to "MY" - wspólne jego tworzenie i przeżywanie. Bez tego poczucia nie da się stworzyć zdrowego, stabilnego i spełnionego Związku.

Marishka
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Sob Wrz 24, 2011 17:12   

Udany związek to inteligencja emocjonalna , można nauczyć się używania własnych emocji i radzenia sobie z emocjami Partnera. Nie powinno się próbować zmieniać siebie na wzajem, trzeba zaakceptować siebie na wzajem. Słuchanie niewątpliwie też jest ważne tak jak wyrażanie swoich potrzeb czy niepewności , wystarczy odwagi, a tego rzeczywiście niektórym brakuje. Wiem to z autopsji , że otwartość to dobra droga do porozumienia.
_________________
marzena kiwi
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 22:12   

Dobre :P

http://zwierciadlo.pl/201...nowanie-zwiazku

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 18:28   

Wiecie ze zestresowani meżczyźni wolą pulchne kobiety? Ponieważ kryzys gospodarczy nasila się z każdym dniem, więc kobiety z nadwagą będą miały branie. :P
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 18:53   

hehe, Molka@ fajne to było

Pulchne mogą być jak dla mnie ale muszą mieć charakter

:D
pzdr
_________________
ggggggggggrrrrrrrrrrrddddddddddyyyyyyyyykkkka
 
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 19:36   

plej_tssz napisał/a:
hehe, Molka@ fajne to było

Pulchne mogą być jak dla mnie ale muszą mieć charakter

:D
pzdr

A byc moze tak jest, ze podswiadomie mezczyzna lgnie do puszystej w stresie, bo kojarzy mu sie to z nadmiarem, z obfitoscia, dobrobytem , bo w dobrobycie wszystkiego jest ponad stan... a niestety w duzej mierze, stres jest spowodowany brakiem pieniedzy, utrata pracy a co za tym idzie lekiem przed głodowaniem... itd..

Mówisz charakter? Czyli co? musi byc pewna siebie, herod baba? :viva:
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Czw Sie 09, 2012 20:15   

Molka napisał/a:
plej_tssz napisał/a:
hehe, Molka@ fajne to było

Pulchne mogą być jak dla mnie ale muszą mieć charakter

:D
pzdr

A byc moze tak jest, ze podswiadomie mezczyzna lgnie do puszystej w stresie, bo kojarzy mu sie to z nadmiarem, z obfitoscia, dobrobytem , bo w dobrobycie wszystkiego jest ponad stan... a niestety w duzej mierze, stres jest spowodowany brakiem pieniedzy, utrata pracy a co za tym idzie lekiem przed głodowaniem... itd..

Mówisz charakter? Czyli co? musi byc pewna siebie, herod baba? :viva:

W stresie facet ma wysoki kortyzol i niższy testosteron.
Potrzeba więcej bodźców by pobudzić,stąd puszyste,mamusiowate i szparkie :)
Ale puchatki też są sexy,czasem,aż...
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 20:31   

Gavroche napisał/a:

Ale puchatki też są sexy,czasem,aż...

Pewnie ze są, bo tak naprawde kobieta sexi to niekoniecznie waga, kobiety puszyte tak samo jak szczupłe mogą byc mega sexi lub wręcz przeciwnie, pozbawione sexapilu..to zależy od wielu czynników.. a waga to plasuje się wg mnie przy końcu..
sexapil (jesli chodzi o strone wizualną) to postawa, chód, proste plecy, odpowiednia fryzura, zadbane włosy i cała reszta, ubiór odekwatny do figury, a poza strona czysto wizualna, mowa, gesty, cos co emanuje ze srodka...

np bardzo podoba mi sie z tych bardziej puszystych spiewaczka operowa.
Alicja Wegorzewska
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Czw Sie 09, 2012 22:55   

Cos co emanuje ze środka.
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Pią Sie 10, 2012 21:20   

Molka napisała:

Mówisz charakter? Czyli co? musi byc pewna siebie, herod baba?

Ciotka to mi mówiła tak:

Cytuję!

Cytat:
''Jak baba nie zje Ci gora zimnioków i schabowego z kapustą to nie urodzi Ci zdrowego dziecka''


:D

pozdro
_________________
ggggggggggrrrrrrrrrrrddddddddddyyyyyyyyykkkka
Ostatnio zmieniony przez plej_tssz Pią Sie 10, 2012 21:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
chude 

Dołączyła: 11 Sie 2012
Posty: 29
Wysłany: Sob Sie 11, 2012 17:09   

Na podstawie własnych doświadczeń wiele mądrego nie powiem bo się nie dobrałam wystarczająco dobrze.
Myślałam" jakoś to będzie, kochamy się przecież".
Teraz wiem że niedopasowanie się może zabić każde uczucie, partner nie może mieć cech charakteru nie do przyjęcia dla drugiej osoby, kompromisy męczą i wcale się nie sprawdzają.
Warto jednak przemyśleć za i przeciw zanim potraktujemy związek poważnie, warto jednak mimo wszystko przekalkulować ile mamy cech wspólnych, wspólnych celów i zainteresowań bo potem wcześniej czy później i tak pójdziemy własną drogą albo będziemy frustratami do końca....
_________________

 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Sie 11, 2012 17:16   

chude napisał/a:
Na podstawie własnych doświadczeń wiele mądrego nie powiem bo się nie dobrałam wystarczająco dobrze.
Myślałam" jakoś to będzie, kochamy się przecież".
Teraz wiem że niedopasowanie się może zabić każde uczucie, partner nie może mieć cech charakteru nie do przyjęcia dla drugiej osoby, kompromisy męczą i wcale się nie sprawdzają.
Warto jednak przemyśleć za i przeciw zanim potraktujemy związek poważnie, warto jednak mimo wszystko przekalkulować ile mamy cech wspólnych, wspólnych celów i zainteresowań bo potem wcześniej czy później i tak pójdziemy własną drogą albo będziemy frustratami do końca....

rozumiem, ze złozylas pozew rozwodowy..
 
     
chude 

Dołączyła: 11 Sie 2012
Posty: 29
Wysłany: Nie Sie 12, 2012 19:50   

Jestem 2 lata po rozwodzie... :]
 
     
chude 

Dołączyła: 11 Sie 2012
Posty: 29
  Wysłany: Pon Sie 13, 2012 15:08   

Nie wiem skąd taka szczegółowa znajomość mojego życia osobistego.
Uznałam to forum za ciekawe ale chyba zbyt szybko, wiem że w necie pełno oszołomów ale coś takiego jeszcze mi się nie przytrafiło, rozumiem że te osobiste wycieczki są kierowane nie do mnie ale też nie muszę znosić tego ani tolerować czyiś obsesji i tłumaczyć się że nie jestem kosmitą.
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Wto Paź 23, 2012 07:44   

Molka napisał/a:
Wiecie ze zestresowani meżczyźni wolą pulchne kobiety? Ponieważ kryzys gospodarczy nasila się z każdym dniem, więc kobiety z nadwagą będą miały branie. :P

Hehe no ciekawe to jest, ciekawe. Kogo konkretnie obstawiasz ? :P
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Wto Paź 23, 2012 07:47   

zyon napisał/a:
Molka napisał/a:
Wiecie ze zestresowani meżczyźni wolą pulchne kobiety? Ponieważ kryzys gospodarczy nasila się z każdym dniem, więc kobiety z nadwagą będą miały branie. :P

Hehe no ciekawe to jest, ciekawe. Kogo konkretnie obstawiasz ? :P

Salowe z oddziałów szpitalnych :)
Chuderlaki będą się tuczyć, by mieć branie :faint:
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Sob Paź 27, 2012 22:05   

Na szpitalnej dietce to calkiem latwe ;)
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lis 03, 2012 19:50   

 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Nie Lis 04, 2012 00:06   

Jak w każdym temacie:
świadomość co jest możliwe,
działanie by
dobra możliwość miała największe szanse
i tak bez końca (nigdy się nie poddawać).

Ułatwia zadanie:

- większa świadomość,
- większy potencjał możliwości wyboru działań,
- większa perspektywa postrzegania dobra.
- perseverance (stabilność mimo przeciwności)
:medit:
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Nie Lis 04, 2012 11:52   

Magdalinha napisał/a:
Obrazek

Taka prawda, magda,
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved