Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Każdy rodzic jest "święty"?
Autor Wiadomość
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Maj 31, 2011 15:48   

Neska napisał/a:
troche rzeczy mi sie tam nie podoba, m.in uznanie za niewazne problemow, spychanie ich i tylko koncentrowanie sie rzeczach wygodnych i dla pacjenta.

Neska, intuicyjnie wychwyciłaś ważną rzecz! Wiele osób będzie lgnęło właśnie do takiej lajtowej "terapii", bo nie trzeba w ogóle zagłębiać się nad problemami, nie trzeba "grzebać" w bolesnej przeszłości, a przede wszystkim, nie trzeba niczego "przepracowywać" (jakkolwiek ktokolwiek to pojmuje). Stąd taka popularność wszelkiej maści hellingerów-szmellingerów, NLPizmów i innych różowo-okularowych szamanizmów :razz: Bo nie trzeba się zbytnio przemęczać i wysilać, można lekko, łatwo i z humorem. A najważniejsze, że bez najmniejszego uszczerbku na pomniku "świętych" rodziców!

Mnie np. nie interesuje, czy terapia jest krótkoterminowa czy długoterminowa (samo skupianie się na tym jest już co najmniej podejrzane), tylko czy jest SKUTECZNA. Skuteczna - dla mnie - w wielkim skrócie oznacza tylko jedno: zajmuje się przede wszystkim PRZYCZYNĄ, a nie chwilowym usunięciem/złagodzeniem objawów/skutków. A przyczyna nie da się zajmować jeśli unika się bolesnej konfrontacji z własna historią i prawdziwymi uczuciami z nią związanymi. Dlatego nie interesują mnie szkoły, psycho-tryndy czy inne nurty i "wielkie" nazwiska do nich przyklejone.

Wybierając się w tych czasach na terapię można przebierać w całej kupie różnych "metod", "systemów" czy "kierunków" - do wyboru, do koloru. Metoda stała się ważniejsza od osoby terapeuty. Zresztą, jaka niby "osoba", skoro w większości przypadków terapeuta jest tworem beznamiętnym, bezpłciowym i totalnie relatywistycznym. To tak jakby psychologia rzuciła się z jednej chorej skrajności w inną - z autorytarnego psychoanalitycznego zimnego dziada w niemal niewidzialnego, beznamiętnego terapeutę w rozkroku. Tak jak by nie istniało nic po środku. A przecież po środku jest tzw. Świadek Empatyczny, niezależny od metod/szkół/wielkich autorytetów/trendów/etc., który całym sobą pokazuje, że jest całkowicie po stronie osoby, która szuka u niego pomocy...

Co do Ericksona, to nawet na Wikipedii podają, że ten pan był absolutnie niezainteresowany zgłębianiem przeszłości swoich klientów:
Cytat:
* Avoiding Self-Exploration - In common with most brief therapy practitioners, Erickson was entirely uninterested in analysing the patient's early psychological development. Occasionally in his case histories, he will briefly discuss the patient's background, but only as much as it pertains to the resources available to the patient in the present.

INTERVIEWER: You don't feel that exploring the past is particularly relevant? I'm always trying to get clear in my mind how much of the past I need to consider when doing brief therapy.
ERICKSON: You know, I had one patient this last July who had four or five years of psychoanalysis and got nowhere with it. And someone who knows her said, "How much attention did you give to the past?" I said, "You know, I completely forgot about that." That patient is, I think, a reasonably cured person. It was a severe washing compulsion, as much as twenty hours a day. I didn't go in to the cause or the etiology; the only searching question I asked was "When you get in the shower to scrub yourself for hours, tell me, do you start at the top of your head, or the soles of your feet, or in the middle? Do you wash from the neck down, or do you start with your feet and wash up? Or do you start with your head and wash down?"
INTERVIEWER: Why did you ask that?
ERICKSON: So that she knew I was really interested.
INTERVIEWER: So that you could join her in this?
ERICKSON: No, so that she knew I was really interested.

http://en.wikipedia.org/wiki/Milton_H._Erickson


Zwróć uwagę na tę wymianę zdań, w której Erickson podkreśla, że chciał dać klientowi do zrozumienia, że jest "naprawdę zainteresowany" jego stylem kompulsywnego mycia się. Jakie to jest niesamowicie rażące w kontekście jego kompletnego braku zainteresowania przeżyciami/uczuciami tego klienta i przyczyną tej kompulsji! Widzę w tym metodę odwracania uwagi (tak radzą postępować z kotami/psami i małymi bobinkami). Mnie by np. interesowało, czy ta kompulsywnie myjąca się osoba nie rozwinęła - w zamian - innej obsesji albo dolegliwości. Bo co z tego, że umysł udało się oszukać, skoro CIAŁO PAMIĘTA i będzie się dopominało o swoje? Dlatego ja osobiście nie uznaję oszustw, dobryzmu, wszelakich psycho-protez i odcinania się od bolesnych uczuć i przeżyć, bo nawet jeśli jest to skuteczne, to tylko powierzchownie i krótkotrwale. Problemy w ten sposób potraktowane zawsze wyłażą w jakiś sposób (choroby, nieadekwatne reakcje, wyżywanie się, etc.), ponieważ ich PRZYCZYNA nie została odnaleziona i odpowiednio potraktowana.

Doskonale rozumiem popularność i zapotrzebowanie na tego typu metody "quick-n-easy", szczególnie w obecnych czasach. Popatrz chociażby na zatrzęsienie rożnego rodzaju coachów, trenerów i "instytutów" :razz: . Im bardziej powierzchowne, tym bardziej pożądane. "Grzebanie" nie jest modne. "Obwinianie rodziców" jest passe. Słyszałaś może o "21 dniach bez narzekania" :shock: ? Byle tylko lekko, łatwo i przyjemnie. Najlepiej też bezrefleksyjnie, bo przecież myślenie boli, a co dopiero odczuwanie...

Ale to w ogóle off-top się zrobił, a o szukaniu terapeuty warto by osobny wątek zrobić.

Marishka
 
     
monikaf 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 26 Cze 2007
Posty: 107
Wysłany: Śro Cze 01, 2011 13:34   

M i T napisał/a:
Ale to w ogóle off-top się zrobił, a o szukaniu terapeuty warto by osobny wątek zrobić.
Jak najbardziej. Sama mialam do czynienia z wieloma przypadkami terapeutow, ktorzy preferowali szybkie sposoby, jak zyc ze stresem. Jeden nawet, gdy napomknelam o traumatycznym dziecinstwie i wyrazilam przekonanie, ze tam tkwi zrodlo depresji, stwierdzil doslownie :

wie pani, to jest kwestia wiary :o co tam, trzeba zapomniec i zyc dalej :o - slowa dyplomowanego psychologa :shock:

A proby zmuszenia mnie do wybaczenia rodzicom, ktorzy wyrzadzli mi ogromna krzywde, byly wrecz na porzadku dziennym, i taka postawa praktykowana jest jest w WIEKSZOSCI gabinetow psychoterapeutycznych...niestety
_________________
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Cze 01, 2011 13:35   

Podpis mógłby być lepszy, ale dobór fotek sugestywny. Najbardziej wnerwił mnie knur siedzący w metrze z bobkiem na plecach, z którego - bo pewnie zapomniał - zrobił sobie miękkie oparcie. Generalnie, dość ogólny obraz, jak w uderzającej większości traktuje się dziecko.

Tomek
 
     
monikaf 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 26 Cze 2007
Posty: 107
Wysłany: Śro Cze 01, 2011 13:42   

Mamusia, ktora trzyma dziecko glowa w dol, nad woda, przebija chyba nawet tatusia.
Ogladajac te zdjecia czuje sie niesamowita zlosc na idiotow, ktorzy nigdy dzieci miec nie powinny i wspolczucie dla tych biednych maluchow.
_________________
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Cze 01, 2011 18:16   

A mnie wkurza jeszcze to, że ci "rodzice" robią sobie takie zdjęcia dla jaj, bo dziecko z butelką i papierosem albo w klatce albo na tle dupczących się palantów wydaje się im takie śmieszne :shock: Poza tym, dziecko (w ich mniemaniu) i tak nic z tego nie będzie pamiętało, więc w czym problem. A problem zaczyna się już właśnie w takim podejściu do uczuć dziecka, a później już tylko się nawarstwia i rośnie...

Dziecko wielu rzeczy świadomie pamiętać nie będzie, ale te wspomnienia pozostaną zakodowane w ciele i (wcześniej lub później) zawsze znajdą jakiś sposób by o sobie przypomnieć...

Marishka
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Cze 01, 2011 20:29   

M i T napisał/a:
zawsze

hmmmm
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Cze 02, 2011 10:19   

bo to jest wlasnie poziom niektorych rodzicow - tak jak spedzaja cale swoje zycie- przy puszce piwska i z komorka w lapie - i dokladnie w ten sam sposob postepuja z dziecmi - traktuja jako niewazne zabawki, temat poboczny swojej bezrefleksyjnej i tylko dla funu egzystencji. Te zdjecia az daja po oczach :razz:

Artykul o cieciu sie tez mnie wbil w fotel jak go wczoraj czytalam, niektore rzeczy doskonale rozumiem.

A wracajac do terapii, pytalam, bo ta forma od razu mi zasmierdziala, musze bardziej przepytac kolezanke, bo mi tylko przelotnie wspomniala. Zenon, mi Ericson mowi tyle co Zimbardo czy Aronson - czyli ksiazki, ktore kiedys tam podczytalam, ale jakos mi nie zapadly w pamiec czyli nic specjalnego do mnie nie wniosly, dlatego pytalam. Wydaje mi sie dobrym pomyslem watek o poszukiwaniu odpowiedniej terapii, a takze takiej krajowej mapce sprawdzonych i poleconych terapeutow.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Czw Cze 02, 2011 12:06   

Jaśnie Panie
wszystko zależy od tego co Twoja koleżanka chce osiągnąć poprzez terapię, jakie ma oczekiwania i cele.

Mogę Ci wysłać na maila charakterystykę kilku szkół, może to jakoś pomoże w podjęciu decyzji.
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Cze 06, 2011 11:27   

_________________

 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Cze 06, 2011 11:42   

rakash napisał/a:
Obrazek

:)
Niezłe ujęcie :pada:
Dzieciak z pewnością podniósł się i z uśmiechem na mordce pobiegł dalej, by matce uprzykrzyć życie :D

Można stać się swym rodzicem, nie będąc nim.
Można przestać być swym rodzicem, będąc nim.
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Pon Cze 06, 2011 11:43, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Cze 13, 2011 00:40   

Wspaniały gość w dzisiejszej "Dobronocce"!!
Autorka "Wewnętrznego dziecka", Aneta Łastik. To był, Panie i Panowie, hardkor. To jest hardkor, bo jeszcze trwa audycja. Leje się jeden wielki, merytoryczny KONKRET! :viva:
I to chyba nie po myśli Grażynie Dobroń :hihi:
Trza wklepać, jak się pojawi podcast, bo naprawdę warto.

Na zachętę fragment wywiadu:
Cytat:
· Jeśli ktoś przeprowadzi rozmowę z rodzicami po dwóch, trzech zajęciach z Panią, to czy jest to dla Pani sukcesem?
· Nie zawsze jest to sukcesem. Są ludzie, którzy dość szybko tak się nastawiają, że bardzo łatwo przychodzą im pewne akty odwagi. Nie są one niestety przemyślane. Tacy ludzie nie potrafią sobie poradzić z tym, co dzieje się później.

http://www.vivavoice.pl/?...aneta-lastik,34

Ależ ta kobieta ma czuja, że szok!!

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Cze 13, 2011 01:07, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Cze 13, 2011 19:25   

Jest już do wysłuchania wczorajsza Z N A K O M I T A audycja z udziałem Anety Łastik w "Dobronocce":

http://www.polskieradio.p...ciciel-to-jedno

A tu jeszcze link do jeszcze lepszej audycji z jej udziałem sprzed kilku lat. Jest naprawdę MOCNA, prawdziwy psychologiczny HARD CORE i ani grama dobryzmu:

(do wysłuchania na Chomiku, powinno się od razu uruchomić okienko dźwiękowe)

http://tiny.pl/hfj5k

Najlepsze jest to, że ta kobieta nie jest psychologiem! Taki odważny i mądry człowiek, to prawdziwa rzadkość w tym zalewie dobrystycznych psychopaplaczy.

Gorąco polecam KAŻDEMU, szczególnie audycję z Chomika (bo więcej w niej o "wewnętrznym dziecku" i relacjach z rodzicami a mniej o śpiewaniu)

Marishka
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Sob Lip 23, 2011 09:47   

hej,
czy można porównać uzależnienie od rodzica - np. ojca dominującego, do uzależnienia od narkotyków?
rodzic jak narkotyk?
to jest mądra analogia?

uzależnienie to przecież uzależnienie. Np. jak ćpasz to przestajesz rozwijać się, ale jak masz depresję to też przestajesz rozwijać się, takie podobieństwo.
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Sob Lip 23, 2011 15:17   

Można. Bo w rzeczy samej z takiego chorego traktowania biorą się uzależnienia.
_________________

 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Lip 24, 2011 19:59   

i jeszcze mała "niespodzianka"...
http://www.wiocha.pl/1278...osiagnal_szczyt

piszą, że to chyba lalka jest, mi to na dziecko wygląda...
:/
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Nie Lip 24, 2011 20:01, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Lip 24, 2011 20:09   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
i jeszcze mała "niespodzianka"...
http://www.wiocha.pl/127891,Debilizm_osiagnal_szczyt

To jeśli już jesteśmy po rozgrzewce:
Nie jeść, nie pić, oglądać ostrożnie.
http://www.youtube.com/watch?v=As3pRa9O1VM
:-)
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Lip 24, 2011 21:01   

Adam319, a co ten Twój filmik ma do wątku?
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Lip 24, 2011 21:27   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
"niespodzianka"
"niespodzianka" napisał/a:
Zgubiłem_wątek.

... sprawdzając wiarygodność przedstawionego przez Ciebie zdjęcia.
:-)
Ostatnio zmieniony przez Adam319 Nie Lip 24, 2011 21:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Śro Sie 03, 2011 21:11   

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 07, 2011 14:51   

Kiedy słuchałem dziś w radiu tej muzycznej, co tu dużo gadać, perełki, kolejny raz uderzył mnie fragment, który myślę, że potrafi barrrdzo wiele powiedzieć o koszmarnie tragicznym w skutkach uświęcaniu, idealizowaniu i stawianiu na niezasłużony piedestał rodzica.
Mamo bardzo Cię kocham, kocham Cię!
Myślałem, że Ty skrzywdziłaś mnie,
A to ja skrzywdziłem Ciebie
Szkoda, że tak późno pojąłem to
Tak późno to zrozumiałem
Zrozumiałem to

Oczywiście, nie jest to jedyna przyczyna samounicestwienia Riedla, ale uważam, że gdyby wychował się w poczuciu szacunku dla siebie, byłoby mu zdecydowanie łatwiej.
Jeśli dziecko rośnie w domu, gdzie nie ma poczucia sensu, konsekwencji, szacunku wynikłego z miłości i podziwu, wyraźnych zasad i szczerego zaangażowania, w przyszłości będzie mieć trudności przy napotkaniu najmniejszych nawet przeszkód. Najmniejszych, lecz nie dla niego. Dziecko bite jak i ignorowane (bezstresówka) będzie miało w przyszłości niezwykle ciężko, ale bezstresowy chów wydaje się być czymś jeszcze gorszym. W pierwszym przypadku łatwiej (teoretycznie) znienawidzić oprawcę, zwykle brak tam pozorów.

Nie można dojrzeć i zyskać mentalnej autonomii, jednocześnie zachowując pomnik kogoś, kto na niego nie zasługuje. Te dwie rzeczy wzajemnie się wykluczają. Nawet kompromis ma swoje granice, poza którymi jest już tylko relacja pan-niewolnik.

Tomek

• w tym wersie być może zawarty jest właściwy tok myślenia, który potem został w umyśle Riedla zmasakrowany, po to głównie, by idealny obraz matki nie został w żaden sposób naruszony.
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Sie 07, 2011 17:30, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 07, 2011 15:14   

Ten fragment:
Cytat:
Riedel urodził się 7 września 1956 roku. Dzieciństwo miał w miarę typowe, chociaż na pewno zaważyło na nim to, że, eufemistycznie rzecz ujmując, małżeństwo jego rodziców nie należało do najbardziej udanych.

http://www.wiadomosci24.p...mlodo_5960.html

Jasne, to faktycznie typowe. Dziecko w obliczu niedojrzałych, skonfliktowanych starych plus bieda, komuna na karku itd.
Pytanie: KTO miał mu zapewnić pewność siebie, stabilność, dojrzałość i łączność z samym sobą? Był za słaby, by świadomie i emocjonalnie wskazać na nieudolnych starych, za to zabijał powoli samego siebie. Nudna prawda.

Tomek
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 07, 2011 22:28   

Ewa, ja odpowiem tak: w wieku dorosłym oczekiwanie na bezwarunkową miłość rodzica, nie jest nigdy oczekiwaniem dorosłego, a dziecka w nim, które nie dostało tego w wieku do tego odpowiednim i raczej nie dostanie teraz ani potem.

Nie ma bezwarunkowej miłości między ludźmi dorosłymi. Twierdzący przeciwnie, to w gruncie rzeczy dzieci żyjące w postaciach fizycznie dorosłych, ciągle domagający się tego, co powinni im zapewnić rodzice w okresie, kiedy jako dzieci wymagali troski, którą nazwę TOTALNĄ.

Tomek
 
     
Are.is.back.4ev 
Are is back forever

Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 278
Wysłany: Nie Sie 07, 2011 23:48   

M i T napisał/a:
Ewa, ja odpowiem tak: w wieku dorosłym oczekiwanie na bezwarunkową miłość rodzica, nie jest nigdy oczekiwaniem dorosłego, a dziecka w nim, które nie dostało tego w wieku do tego odpowiednim i raczej nie dostanie teraz ani potem.

Nie ma bezwarunkowej miłości między ludźmi dorosłymi. Twierdzący przeciwnie, to w gruncie rzeczy dzieci żyjące w postaciach fizycznie dorosłych, ciągle domagający się tego, co powinni im zapewnić rodzice w okresie, kiedy jako dzieci wymagali troski, którą nazwę TOTALNĄ.


Nie masz racji. Twoje "odkrycie" obala całą piramidę Maslowa. Jak najbardziej ejst miłość
absolutna, ale rozwoja sie tez coraz bardziej samoocena, co sprawia, ze ktos o zanizonej
samoocenie (jak Ty) odbiera taka osobe jako egoistyczna, czyli nieprzejawiajaca milosci
bezwarunowej. To jest banalny i od dawna znany mechanizm. Druga sprawa ze jako osoba
nienawiadzaca swiata rzeczywistego masz zaburzone uziemieniem, ktore "zasila" miłość
bezwarunkowa (to troche złożony mechanizm, nie chce mi sie go tu tlumaczyc). Dlatego nie
jestes w stanie jej odczuwać dla osob innych niż te, ktore nie stymulują Ci sfery uziemienia (jak Maryska,
zakladajac ze istnieje).
Ostatnio zmieniony przez Are.is.back.4ev Nie Sie 07, 2011 23:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 00:21   

M i T napisał/a:
Nie ma bezwarunkowej miłości między ludźmi dorosłymi. Twierdzący przeciwnie, to w gruncie rzeczy dzieci żyjące w postaciach fizycznie dorosłych, ciągle domagający się tego, co powinni im zapewnić rodzice w okresie, kiedy jako dzieci wymagali troski, którą nazwę TOTALNĄ.

Zwróciłbym uwagę na wewnętrzne sprzeczności:
Nie ma bezwarunkowej miłości między ludźmi dorosłymi

Skoro bezwarunkowej to nie można zawężać celu przez "między ludźmi dorosłymi" bo w każdej chwili bezwarunkowość może się skończyć gdy strona uzna, że partner nie jest już dorosłym tylko "dzieckiem żyjącym w postaci fizycznie dorosłej".

"ciągle domagający się" wyklucza bezwarunkową miłość, gdyż taka z definicji niczego się nie domaga, gdyż niezmiennie nie zależy od reakcji partnera.

Rodzice to tylko rodzice, pierwszy kontakt ze światem ludzi, co zrobisz dalej to Twoja sprawa, jeśli utrzymujesz, że rodzice Cię zaprogramowali i odświeżają program nawet zza grobu, a Tobie tak wygodniej to Twój wolny wybór, ale pachnie łatwym zwalaniem odpowiedzialności, muszę być taki bo tak zostałem zaprogramowany, taki robocik z własnej wolnej woli.

Każdy na swojej drodze życiowej ma okazje do przemyśleń, zwalanie swoich wyborów na okazje to tak jak powiedzieć, że "okazja czyni złodzieja", nigdy za późno by złodziej, który nie wymyślił samodzielnie, że nie warto kraść przerobił lekcję w realu i wyciągnął właściwe wnioski. Każdy w danej chwili czyni to co uważa za słuszne, i za to odpowiada, zwalanie winy na innych nic nie daje i tylko sprawia, że lekcję trzeba powtórzyć.

Jedna ważna uwaga, okazywanie bezwarunkowej miłości nie polega na sypaniu pod stopy płatków róż i zgadzaniu się na wszystko, dobrym znakiem jest radosne okazanie wsparcia wedle swego najlepszego rozeznania, zawsze szanując wolną wolę drugiej strony, nie namawiać, słuchać, zadawać pytania, i odpowiadać.

Okazywanie miłości jako próba oddzielenia partnera od realiów tego świata to kompletna strata czasu i zalążek rozczarowań dla obu stron.

Dziecinne to pewnie podejście, ale takie właśnie uznaję IMHO za konstruktywne.
:-)
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 14:50   

Adam319 napisał/a:

Jedna ważna uwaga, okazywanie bezwarunkowej miłości nie polega na sypaniu pod stopy płatków róż i zgadzaniu się na wszystko, dobrym znakiem jest radosne okazanie wsparcia wedle swego najlepszego rozeznania, zawsze szanując wolną wolę drugiej strony, nie namawiać, słuchać, zadawać pytania, i odpowiadać.
(...)
:-)

Super post Adam :-)

Dodam tylko od siebie, że pięknym przejawem bezwarunkowej Miłości jest radosne okazanie wsparcia rodzicom mimo wyrządzonych przez nich krzywd. Nigdy nie jest za późno, by to dziecko stało się nauczycielem dla swoich nauczycieli ...

Pozdrawiam wakacyjnie :-)
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Pon Sie 08, 2011 15:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 15:31   

M i T napisał/a:
[...]kolejny raz uderzył mnie fragment, który myślę, że potrafi barrrdzo wiele powiedzieć o koszmarnie tragicznym w skutkach uświęcaniu, idealizowaniu i stawianiu na niezasłużony piedestał rodzica.
Mamo bardzo Cię kocham, kocham Cię!
Myślałem, że Ty skrzywdziłaś mnie,
A to ja skrzywdziłem Ciebie
Szkoda, że tak późno pojąłem to
Tak późno to zrozumiałem
Zrozumiałem to

List do M.

"Myślałem, że ty skrzywdziłaś mnie" - takie myślenie nie jest uświęcaniem i idealizowaniem rodzica, Tomek.

Takie myślenie jest destrukcyjne...a Riedel za późno to pojął.

Można całe życie przeżyć w poczuciu dziecięcej krzywdy i zranienia.
Być może niektórzy dorośli rodzice też tak żyją.
Lecz każdy jest kowalem Swojego losu i można wybrać inaczej.
Wybaczenie.
Akceptacja.
.
:-)
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Pon Sie 08, 2011 15:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 16:32   

Mama Maciusia napisał/a:
Troszkę odbiegnę od ostatnich wypowiedzi powyżej.

Czytam sobie właśnie książkę Anety Łastik "Wewnętrzne dziecko" i nasuwają mi się pewne pytania.

Wiadomo, że małe dzieci mają prawo oczekiwać od swoich rodziców bezwarunkowej miłości. A duże, dorosłe dzieci? Czy mają prawo do takiej miłości - ze strony swoich rodziców? Czy bezwarunkowa miłość rodziców do niedorosłych dzieci "powinna" skończyć się w pewnym momencie? Czy to logiczne?

Zasadnicze pytanie brzmi: czy jest to rzeczywiście miłość bezwarunkowa? Czy pozwala dziecku stać się samodzielnym emocjonalnie? Czy matka nie przejawia przypadkiem zachowań, które Aneta Łastik określa jako reagowanie „dzieckiem”? Moja mama oburza się np. na moje poglądy, sprzeczne z jej własnymi. Po chwili na powrót jestem darzona miłością "bezwarunkową".
Tak na logikę, dorosły nie potrzebuje już pełnej akceptacji i bezwarunkowej miłości rodzica, bo samostanowi o sobie i dobrze jest, jeżeli nie uzależnia swojego poczucia wartości od samopoczucia rodziców.

BTW
MiT, dziękuję Wam bardzo za odkrycie Anety Łastik.
„Wewnętrzne dziecko”, nieco eklektyczne w formie i treści, za to daje szansę zarówno sympatykom JPII, jak i „Śniącego ciała”, znaleźć punkt styczny ze swoim światopoglądem i nie zniechęcić się na dobre do tematu poruszanego w książce [a znam takich, co zrazili się do dalszej lektury (Alice Miller), która uderzała w ich system wartości].

PS.: dodałam mały epilog do swojego poprzedniego postu w tym wątku:
http://dobradieta.pl/foru...a94d1c6e#173704
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Sie 08, 2011 16:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 18:57   

Mama Maciusia napisał/a:
Wiadomo, że małe dzieci mają prawo oczekiwać od swoich rodziców bezwarunkowej miłości. A duże, dorosłe dzieci? Czy mają prawo do takiej miłości - ze strony swoich rodziców? Czy bezwarunkowa miłość rodziców do niedorosłych dzieci "powinna" skończyć się w pewnym momencie?

Małe dziecko jest z natury swojej bezbronne i całkowicie zależne od dorosłych. Bez nich nie mogło by przeżyć. Takie bobo nie ma jeszcze żadnych obowiązków, a 100% odpowiedzialności i obowiązków leży po stronie rodziców. Miłość bezwarunkowa, jak sama nazwa wskazuje, nie stawia dziecku żadnych warunków, niczego nie wymaga, na wszystko się godzi, wszystko akceptuje. I dlatego jest właściwa TYLKO w stosunku do małego, bezbronnego, zależnego dziecka.

W stosunku do osób dorastających/dorosłych ma się określone oczekiwania (w zależności od relacji), ponadto osoby dorosłe mają obowiązki i ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Dlatego miłość pomiędzy osobami dorosłymi kształtuje się na zupełnie innej zasadzie, niż pomiędzy matką a malutkim, zależnym bobinkiem. Dorosła osoba kocha drugą osobę za KONKRETNE cechy, a budując związek, ma też KONKRETNE oczekiwania (np., że partner ją nie będzie zdradzał). Czyli jest to już miłość "warunkowa", która określa pewne granice i nie godzi się na wszystko (np. znieważanie, przemoc, alkoholizm, etc.), byle tylko związek trwał.

Podobnie z relacjami dorosłych dzieci i rodziców. W miarę dorastania dziecka, szala odpowiedzialności powoli zaczyna przechylać się w inną stronę, tak, że ostatecznie ze 100% rodzicielskiej odpowiedzialności za życie dziecka zamienia się w 100% osobistej odpowiedzialności osoby dorosłej za swoje życie. A to oznacza, że osoba dorosła nie potrzebuje bezgranicznej akceptacji i bezwarunkowej miłości rodziców, by móc żyć i decydować o sobie. Jest w stanie sama kochać i akceptować siebie, nie uzależniając tego od opinii innych. Dla dziecka rodzice są WSZYSTKIM - są bogami, ich osąd jest dla dziecka święty i niepodważalny. Osoba dorosła wie, że rodzice są tak samo omylni, jak każdy inny i jest w stanie uniezależnić się od ich opinii na swój temat. Nie potrzebuje ich miłości by przetrwać!

Miłość bezwarunkowa rodziców do dziecka (tak samo jak i dorosłego dziecka do rodziców!) nie może trwać w nieskończoność, ponieważ oznaczało by to np. godzenie się na WSZYSTKO, bez szacunku dla swoich potrzeb i granic. I taki rodzic np. dawałby kasę swojemu "dziecku" na kolejną butelkę wódy. Bo, widzisz, w momencie, gdy taki rodzic nie zgodzi się wesprzeć nałóg "dziecka", to już pojawiają się granice, oczekiwania i warunki. A więc nie możemy wówczas mówić o "miłości bezwarunkowej".

Zresztą ta reguła idzie w obydwie strony, ponieważ dzieci (chyba nawet o wiele bardziej niż rodzice) również kochają bezwarunkowo. Dorosłemu dziecku często ciężko jest spojrzeć na rodzica krytycznie i wyznaczyć granice (jeśli nie nauczono go tego w dzieciństwie). Dlatego godzi się na toksyczne zachowanie i agresję werbalną swoich starzejących się rodziców, "wybacza" dla tzw. "świętego spokoju", bo przecież tak bardzo ich "kocha". Nawet przez myśl mu nie przejdzie, że relacje pomiędzy DOROSŁYMI osobami mogą kształtować się wedle innych (zdrowych) zasad.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 21:07   

W zasadzie o bezwarunkowej miłości swego czasu był tu odrębny wątek:

http://www.dobradieta.pl/...der=asc&start=0

I jeszcze mój post nt. "miłości bezwarunkowej" głównie w kontekście związków damsko-męskich:

http://www.dobradieta.pl/...p=152595#152595

Mama Maciusia napisał/a:
A duże, dorosłe dzieci? Czy mają prawo do takiej miłości - ze strony swoich rodziców? [...] Abstrahuję tu od sytuacji, w której małe czy niepełnoletnie dziecko nie było bezwarunkowo kochane.

Skoro taka osoba nie była bezwarunkowo kochana w dzieciństwie, to jaka fałszywa nadzieja każe jej wierzyć, że KIEDYKOLWIEK to się zmieni? Ale przede wszystkim, DLACZEGO taka (dorosła, samodzielna, odpowiedzialna!) osoba odczuwa potrzebę miłości "bezwarunkowej"? Dlaczego nie jest w stanie funkcjonować bez miłości rodziców (tym bardziej, jeśli np. ma już własną rodzinę)?

Dla mnie jest to oznaka głębokiego emocjonalnego uzależnienia, nieodciętej "pępowiny". Oczekiwanie takiej miłości (od rodziców) przez osobę dorosłą utrzymuje ją w pozycji bezradnego, uzależnionego, niesamodzielnego DZIECKA.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Sie 08, 2011 21:32, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Are.is.back.4ev 
Are is back forever

Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 278
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 21:27   

M i T napisał/a:
I jeszcze mój post nt. "miłości bezwarunkowej" głównie w kontekście związków damsko-męskich:

http://www.dobradieta.pl/...p=152595#152595


To są kompletne głupoty. Nie rozumiesz tego pojęcia i tyle. Co by nazwa nie mówiła,
podręczniki (na 1. rok studiów nawet) mówią co innego, niż Ty uważasz. Miłośc bezwarunkowa
rzeczy jasna uwzględnia cały szacunek do siebie samego, czyli miłość bezwarunkową do
siebie. A nadwyżką tej miłości darzymy inne istoty. Nie ma tu żadnej sprzeczności, jest
za to dziecinnie porsta reguła, która pozostanie regulą choćby pół internetowych buntowników
nie było z tego zadowolonych. Poza tym wciąż pozostaje kwestia Twojego (Waszego?)
zabużenia pierwszego szczebla piramidy Maslowa, która nie pozwala Ci odczuwać miłości
bezwarunkowej do osob, ktore Cie za nią nie nagradzają w żaden sposob (pisałem o tym
wyżej).
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Sie 08, 2011 22:15   

Mama Maciusia napisał/a:
W moim odczuciu miłość bezwarunkowa wobec dziecka (niezależnie czy małego, czy dorosłego) nie oznacza godzenia się na wszystko, czego dziecko zażąda; często odmowa wobec dziecka, stawianie mu wymagań i warunków jest właśnie przejawem miłości i dojrzałości rodzica.

Pamiętasz, pisałem swego czasu, że dwójmyślenie jest przejawem działania nieświadomości.
W cytacie z Ciebie tkwi sprzeczność. Słowo "bezwarunkowy" znaczy ni mniej ni więcej: BEZ WARUNKÓW. "Stawianie wymagań i warunków" kłóci się w sposób elementarny ze znaczeniem słowa bezwarunkowy.
Tak to jest myślę, gdy na siłę chce się sprostać określonej ideologii, nie mającej żadnego przełożenia w rzeczywistości.

Tomek
 
     
Are.is.back.4ev 
Are is back forever

Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 278
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 08:41   

M i T napisał/a:
Pamiętasz, pisałem swego czasu, że dwójmyślenie jest przejawem działania nieświadomości.
W cytacie z Ciebie tkwi sprzeczność. Słowo "bezwarunkowy" znaczy ni mniej ni więcej: BEZ WARUNKÓW. "Stawianie wymagań i warunków" kłóci się w sposób elementarny ze znaczeniem słowa bezwarunkowy.
Tak to jest myślę, gdy na siłę chce się sprostać określonej ideologii, nie mającej żadnego przełożenia w rzeczywistości.


Niestety, ale nie rozumiesz dalej tego pojęcia. Jak do EU przystapi Turcja, to też będziesz
jęczał, że nazwa jest zła, więc Trucja ma (dlatego) iść precz? Masz pretensje do nauki
(od czasów Maslowa) i całej wspolczesnej psychologii, ze definiują to pojecie nie tak, jak
Tobie sie podoba. A blokujesz sie codziennie "oczyszczajac" sie jakimiś dołującymi rockami
i innymi metalami. Taka muzyka nie oczyszcza, tylko zaburza funkcjonowanie uziemienia
(1. szczebel), więc przynosi Ci (i innym "buntownikom") ulge, bo inaczej byłbyś w stanie ciągłej
walki podwiadomosci z całym światem rzeczywistym. Podczas takiego "oczyszczania" Twoja
więź ze swiatem zostaje przerwana, wiec czujesz sie lepiej. A pozniej włączasz laptop i
dajesz porady psychologiczne na necie odnośnie miłości bezw., którą masz zablokowaną.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 09:56   

M i T napisał/a:
Słowo "bezwarunkowy" znaczy ni mniej ni więcej: BEZ WARUNKÓW. "Stawianie wymagań i warunków" kłóci się w sposób elementarny ze znaczeniem słowa bezwarunkowy.

Tomek


Miłość jest, bezwarunkowo.
Miłość nie może być 'za coś'.
Spełnienie oczekiwania nie jest warunkiem Miłości.

Gdy wymagam czegoś od swego dziecka (np. posprzątania zabawek), Miłość jest przy wszelkich możliwościach rozwoju sytuacji (posprzątania przez dziecko bądź nie z rożnych przyczyn).
Dziecko czując tą Miłość nigdy nie będzie się bać "utraty" Miłości! (co jest notabene niemożliwe). Przez to także bez strachu wyraża własne zdanie na moje wyrażone oczekiwanie :-)

Podejście Zdrowe i NOWE. Jestem pewna,że nic złego z tego nie będzie.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 16:14   

Mama Maciusia napisał/a:
Kocham bezwarunkowo, ale stawiam warunki

Dwójmyślenie... :faint:
Mama Maciusia napisał/a:
Bardziej drastyczny przykład: moje dorosłe dziecko oszuka mnie, zwymyśla czy zachowa się wobec mnie rażąco przykro. Nadal będę je kochać [...]

Ale, Ewo, jak długo będziesz się na to godzić? Raz, kilka, czy ciągle? Proponuję o wiele bardziej drastyczny przykład - Twoje dorosłe dziecko notorycznie łamie prawo, kradnie, bije lub morduje. Jest psychopatą i stwarza zagrożenie dla otoczenia. Nadal je kochasz "bezwarunkowo"? Odwiedzasz regularnie w pace, piszesz pełne miłości liściki i pakujesz wszystkie oszczędności swego życia w najlepszego z możliwych adwokatów?

Albo inny "drastyczny" przykład. Twoje 40-letnie "dziecko" nie chce pracować, nie ma zamiaru zakładać rodziny, mieszka z Tobą, ssie Twoją emeryturę, chleje i awanturuje się. Wciąż rozmawiasz z nim "spokojnie i życzliwie" i za wszelką cenę "szukasz porozumienia"?

Dla mnie deklarowanie "miłości" do takiej osoby, to przejaw toksyczności rodzica, braku szacunku dla siebie, chorobliwe uzależnienie i totalnie zniekształcenie pojęcia miłości.

Bo człowiek dorosły, z ukształtowaną już osobowością, to nie małe dziecko, które absolutnie i bezdyskusyjnie potrzebuje bezwarunkowej miłości, by móc właściwie ukształtować swoją osobowość. Zmienia się też pojęcie odpowiedzialności. Jesteś w 100% odpowiedzialna za swoje malutkie bobo, inaczej też traktujesz jego zachowanie.

Na koniec przytoczę jeszcze cytat z Małgorzaty Liszyk-Kozłowskiej, pod którym podpisuję się wszystkimi kończynami:
Cytat:
[...]każdy człowiek, który nie przeżył w dzieciństwie dobrej, bezpiecznej i bezwarunkowej miłości, marzy i często dąży tego, by taką miłość przeżyć w życiu dorosłym. Trzeba przejść bardzo świadomie pewien proces zrozumienia, że rodzicielskiej miłości, której oczekiwaliśmy będąc dziećmi i której nie dostaliśmy, nie przeżyjemy już nigdy.
http://zdrowie.onet.pl/po...16,artykul.html

Porzucenie tego nierealnego oczekiwania (Jean Jenson w "Reclaiming Your Life" trafnie określa to mianem "fałszywej nadziei") jest kluczowe w procesie emocjonalnego dorastania. Jest to o wiele trudniejsze i bardziej bolesne niż trwanie w nieskończoność w ślepej wierze, że być może kiedyś rodzice się zmienią i pokochają mnie taką jaka jestem. Ta (niczym nie uzasadniona) wiara najmocniej cementuje toksyczną więź z rodzicem, który nie obdarzył nas bezwarunkową miłością wtedy, kiedy potrzebowaliśmy jej najbardziej - w dzieciństwie.

I póki wierzymy w to, że może kiedyś rodzic jednak "zmądrzeje" i nas pokocha, emocjonalnie jesteśmy tylko DZIECKIEM, bez względu na to ile mamy lat i czy mamy własne rodziny/dzieci. Bezwarunkowej miłości, której nie dostało się od rodziców w dzieciństwie nie da się odnaleźć i przeżyć w życiu dorosłym. Można jedynie przeżyć żałobę związaną z tym brakiem i całą masę innych uczuć... I iść dalej.

Dla mnie moment w którym to sobie uświadomiłam (w 2003 r.) zapoczątkował prawdziwy przełom w życiu. Na bezwarunkową miłość rodziców czekałam wówczas już 31 lat, a nie otrzymując jej od rodziców domagałam się takiej właśnie miłości również od pierwszego męża i najbliższej przyjaciółki (jednocześnie też ją do nich deklarowałam) - którzy tak naprawdę pełnili w moim życiu rolę symbolicznych "rodziców zastępczych". Najtrudniej było mi przyznać przed samą sobą, że rodzice NIGDY już mnie taką miłością nie obdarzą, skoro nie obdarzyli w dzieciństwie. Ale kilka wydarzeń (kiedy rodzice - wbrew moim prośbom - z premedytacją naruszali moje granice) w 2003 r. ostatecznie upewniło mnie, że nie ma sensu dłużej czekać na tę miłość. To była niezmiernie bolesna i niewygodna prawda, ale m.in. dzięki niej tworzę teraz zdrowy i spełniony Związek z Tomkiem, nie szukając w Nim "rodzica", jak to było w pierwszym małżeństwie. Nie uzależniam też swojego samopoczucia i samooceny od opinii rodziców i innych.

***

Warto się też zastanowić, dlaczego dorosła/samodzielna/odpowiedzialna osoba odczuwa potrzebę miłości "bezwarunkowej"? Dlaczego nie jest w stanie funkcjonować bez miłości rodziców (tym bardziej, jeśli np. ma już własną rodzinę/dzieci)? Dlaczego oczekiwanie na tę miłość jest dla niej wciąż tak bardzo ważne? Dlaczego nie czuje się bez tego w pełni sobą, w pełni szczęśliwa?

Marishka

P.S. Haneke w "Benny's Video" pokazał coś na kształt tak właśnie pojmowanej przez rodziców "bezwarunkowej miłości". Polecam!
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Sie 09, 2011 19:43, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 16:27   

Myślę, że echem chcicy na bezwarunkową miłość prolongowaną na wiek dojrzały, czy nawet starczy, może być też słynne "jestem jaka/jaki jestem, i chcę byś mnie kochał/kochała taką/takim, jaką/jakim jestem!" Brakuje jeszcze tylko tupnięcia małą nóżką i klasyczny foch na twarz.
To może być postawa dziecka, którego rodzice olali w najważniejszym okresie rozwoju.
Z drugiej strony, nie po to człowiek tworzy związek partnerski, by się ograniczać lub by zostać ograniczanym i zmienianym, lecz w momencie, gdy jedna ze stron daje w d-pę po całości i WCIĄŻ mimo tego oczekuje... ekhmm, np. bezwarunkowej miłości (moja matka tak ma, zaraz rozwinę) mając lat np. 50, to mamy klasykę wczesnodziecięcych deficytów w kontekście rodzicielskiej miłości, tej faktycznie bezwarunkowej (nie lubię tego zwrotu, ale w przynajmniej w miarę oddaje charakter zaangażowania rodzica w małego, całkowicie bezbronnego człowieczka).

Poszedłem nieco na skróty, ale teraz nie mam możliwości wleźć w detale.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Sie 09, 2011 16:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 16:36   

Mama Maciusia napisał/a:
TKocham bezwarunkowo, ale stawiam warunki.

W porządku, wyznaczasz granice i edukujesz, wiadomo, ale pisząc jak powyżej, ustawiasz mnie w trudnej roli partnera dialogu wymagającego przejścia do sfery absurdu.
Bo absurdalnie brzmi ten cytat.

To tak jakbym powiedział:
"zupa jest tak cholernie słona, że muszę ją jeszcze dosolić"
"nienawidzę czerni, ale wszystkie ściany w swoim pokoju pomalowane mam tym kolorem"
"kocham cię i nienawidzę"
"idę na spacer, lecz po drodze muszę zatankować w shellu"
"nie biję swoich dzieci, tylko daję im klapsy"
"pędzę życie bez złości, ale wk-urwia mnie już ten ruch samochodowy"

Ewa, gdyby ktoś karmił Cię takimi kawałkami, to pomyśl sama... mogłabyś zaufać??

Tomek
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 19:40   

Ewa, nic nie zostało wyrwane z kontekstu, chodzi o terminologię i błędne pojmowanie słowa bezwarunkowy.
Bardzo walczysz o to, by być absolutnie idealną matką (mnie to nie dziwi, dobrze wiesz), nie dając sobie żadnego prawa do błędu. Spinasz się jak agrafka, bo chcesz UDOWODNIĆ i gnasz ostatecznie w objęcia perfekcjonizmu. Tak to widzę.
Dopóki pomnik trwa w posadach, nihil novi proszę Pani.

ps: Ile miejsca jest w tym wszystkim dla Twojego życia? A Ewa-kobieta? Nie tylko mama Maciusia.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Sie 09, 2011 19:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 20:57   

Mama Maciusia napisał/a:
Miłością bezwarunkową rodzica do dziecka jest stała gotowość do kontaktu, trudnej rozmowy, mówienia o własnych - rodzica ułomnościach, wysłuchania, zrozumienia, bez względu na okoliczności, jeśli tylko dziecko tego potrzebuje.

Powiem Ci, jak to odczytuję: takie to cierpiętnicze, taki obraz Matki-Polki poświęcającej się. Wieczne czuwanie, bycie na każde zawołanie DOROSŁEGO już dziecka. Taka matka, która chce do końca życia pozostać dla swojego DOROSŁEGO dziecka całym jego światem.

"Stała gotowość do kontaktu... jeśli tylko dziecko tego potrzebuje" jest absolutnie uzasadniona i adekwatna w stosunku do malutkiego DZIECKA, które ssie Twoją pierś i przygląda się swojemu odbiciu w Twoich oczach. Jesteś wówczas dla niego w pewnym sensie "na wyłączność". Ale mówimy teraz o DOROSŁYCH osobach. I w przypadku DOROSŁYCH dzieci, taką relację z matką uważam za toksyczną. Matka, która nie ma własnego życia/pasji/zajęć i ciągle żyje w pogotowiu i na każde zawołanie swojego DOROSŁEGO już dziecka, jest matką nadopiekuńczą, uzależnioną i uzależniającą swoje dziecko od siebie. Również DOROSŁE dziecko, które ciągle potrzebuje kontaktu i konsultacji z matką (np. dzwoniąc do niej codziennie i relacjonując/konsultując każdy szczegół swojego życia) jest emocjonalnie uzależnione i niesamodzielne. Wiem, jak to jest, sama kiedyś tkwiłam w tym po uszy. I wiem też, jak piękna jest dojrzałość i wolność od duszącej pępowiny.

Ewo, mam wrażenie, że tymi zapewnieniami o swojej perfekcyjnej bezwarunkowej miłości chcesz kompensować brak tego uczucia w Twoim dzieciństwie. Takie rzucenie się z jednej skrajności w drugą, zamiast podejść do sprawy realistycznie.

Zaczęło się od Twojego pytania czy DOROSŁE dziecko "ma prawo" oczekiwać miłości bezwarunkowej od rodzica, a to oznacza, że mówimy o osobie, która tego uczucia nie doświadczyła w dzieciństwie. I nigdy już nie doświadczy, bo jakim cudem miało by się to zmienić teraz, skoro przez 30-40 lat to uczucie nie istniało?

Dorosłe dziecko, które autentycznie było bezwarunkowo kochane w dzieciństwie w ogóle nie będzie się nad tym zastanawiać (czy "ma prawo" czy nie), a jego relacje ze starzejącymi się rodzicami będą dojrzałe i oparte na WZAJEMNYM szacunku. Taka osoba będzie przede wszystkim samodzielna i odpowiedzialna, będzie czuła swoją odrębność od rodziców (szczególnie, kiedy założy własną rodzinę). Najważniejszą relacją w jej życiu wówczas będzie relacja z mężem/żoną, a nie z rodzicami. Taka osoba nie będzie oczekiwać od rodziców "stałej gotowości do kontaktu", przyzna im prawo do życia własnym życiem i bycia niedoskonałymi, zwykłymi ludźmi.

Myślę, że oczekiwanie bezwarunkowej miłości od rodziców, kiedy jest się już dorosłą osobą, nieodłącznie wiąże się z darzeniem ich swoją bezwarunkową miłością. Na dobrystycznej zasadzie - ja was kocham bezwzględnie i dozgonnie, jak więc możecie mnie nie kochać tak samo bezwarunkowo?! W chwili, gdy przyzna się sobie prawo do niekochania rodziców, nagle okazuje się, że również i im przyznajesz prawo do niekochania Ciebie. I w ten sposób uwalniasz się z krępującej Ciebie pępowiny, zaczynasz naprawdę dorastać i uniezależniać się.

Tylko DZIECKO potrzebuje stałej opieki i wsparcia rodziców, nie jest w stanie bez nich przeżyć. DOROSŁA osoba jest w stanie realistycznie oceniać otaczający ją świat i ludzi, potrafi funkcjonować samodzielnie i budować dojrzałe relacje na zasadzie 50/50. Dziecko nie ma wyboru, ale dorosła osoba nie musi tkwić w toksycznych układach, karmiąc się fałszywą nadzieją i oszukując swoje ciało (które przecież doskonale WIE, jakiej krzywdy doświadczyło).

Marishka

P.S. I jeszcze cytat z innego trafnego artykułu:

Cytat:
Jeżeli czegoś nie dostało się w dzieciństwie, to dosłownie tego samego nie dostanie się już nigdy - 30-letnia kobieta już nie będzie trzyletnią dziewczynką ani 15-latką. Ta luka nie zniknie. Można co najwyżej odżałować, odpłakać, pocieszyć się, że wszyscy ludzie mają mniejsze lub większe niespełnienia i jakoś sobie z tym radzą, i iść dalej.
[...]
Uznanie, że pewnych rzeczy w życiu już nie będziemy mieć i nie ma co biegać po świecie, szukać i oczekiwać, daje ukojenie, ale nie możemy tego zrobić na komendę: 'Dobrze, to ja od dzisiaj nie oczekuję, nie tęsknię, nie cierpię'. Ale warto wiedzieć, że jakieś nasze zachowania, np. ataki złości, stany depresyjne, objawy psychosomatyczne, mogą się brać z tego właśnie, że nie pogodziliśmy się z tym, że czegoś nie dostaliśmy. Czasami nie tylko oczekujemy, by świat nam okazał, że nie jesteśmy tacy beznadziejni, jak nam mama to przekazała, ale przede wszystkim wobec tej realnej matki żywimy oczekiwania, że ona jednak się zmieni i da nam to, czego nigdy dać nie chciała lub nie potrafiła. I przez to nie możemy pójść dalej, w dorosłe życie.

http://www.wysokieobcasy....?as=3&startsz=x
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Sie 09, 2011 21:15, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 21:26   

Ja czuję Miłość bezwarunkową do samej Siebie.

I to wystarcza.
Bo tym samym, bez oczekiwań i warunków czuję Miłość do i od wszystkich/wszystkiego.
:-)
Kocham Was.
Dobranoc.
:-)
 
     
Are.is.back.4ev 
Are is back forever

Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 278
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 22:17   

M i T napisał/a:
warto wiedzieć, że jakieś nasze zachowania, np. ataki złości, stany depresyjne, objawy psychosomatyczne, mogą się brać z tego właśnie, że nie pogodziliśmy się z tym, że czegoś nie dostaliśmy.


Stąd sie bierze Twoja wiara we wszystkie spiski, jakie ktokolwiek zaproponuje oraz
wymyslanie wlasnych.

M i T napisał/a:
Ewa, nic nie zostało wyrwane z kontekstu, chodzi o terminologię i błędne pojmowanie słowa bezwarunkowy.


Nie, chodzi o to, ze traktujesz słowo jak wyrocznie. Wg Twojej teorii matka kochajaca bezwarunkowo powinna przeciez obrabowac bank, zabijajac całą obsluge jesli bedzie trzeba, aby miec kase na kupienie dziecku go-karta (czy jak to si episze). Przesadzam? Wlasnie, Ty tez, w ten sam sposob.
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 23:46   

Are.is.back.4ev napisał/a:
Wg Twojej teorii matka kochajaca bezwarunkowo powinna przeciez obrabowac bank, zabijajac całą obsluge jesli bedzie trzeba, aby miec kase na kupienie dziecku go-karta (czy jak to si episze). Przesadzam?

Posądzać to my (adekwatnie), ale nie nas (nieadekwatnie).
Czytać to my (adekwatnie), ale nie nas (nieadekwatnie).
Oceniać to my (adekwatnie), ale nie nas (nieadekwatnie).
Robić w konia to my (adekwatnie), ale nie nas (nieadekwatnie).

Pytanie kontrolne:
Byłem adekwatnie nieadekwatny czy nieadekwatnie adekwatny?
:-)

Oczywiście post ma stanowić humorystyczne wsparcie dla forumowiczów,
którzy jeszcze nie porzucili myśli, że M i T 'y kiedyś zrozumieją,
że
Świat nie kręci się wokół rodziców
co zresztą cały czas przekornie udowadniają.
:-)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 09, 2011 23:57   

Mama Maciusia napisał/a:
nie mam potrzeby zapewniać kogokolwiek o tej miłości

Ale post za postem piszesz o tym, jaką matką masz zamiar być dla swoich dorosłych dzieci. Pomimo tego, że wcześniej zadałaś bardzo ważne pytanie o tym, czy dorosłe dziecko, które nie doświadczyło bezwarunkowej miłości w dzieciństwie "ma prawo" oczekiwać jej od starzejących się rodziców. Nie interesowało Ciebie podjęcie dyskusji na to zadane przez Ciebie pytanie?

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Sie 10, 2011 00:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 00:59   

M i T napisał/a:
Nie interesowało Ciebie podjęcie dyskusji na to zadane przez Ciebie pytanie?

Jaka czadowa, złystyczna presja.

Jak dyskusja?

Ty wiesz (adekwatnie) lepiej co jest dla Niej dobre,
a Ona jest w (nieadekwatnym) błędzie bo się nie słucha.
8/

§ileśtam
Niejawne ściąganie psychosztuczkami
w pułapkę
samospełniających się negatywnych oczekiwań.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 15:21   

Mama Maciusia napisał/a:
Abstrahuję

Mój błąd! Musiałam zajrzeć do słownika, bo okazało się, że cały czas rozumiałam to słowo jako "odnoszę się do" zamiast "pomijam" 8/ :faint:

Co do tego, czy bezwarunkowa miłość "powinna" skończyć się w pewnym momencie. Myślę, że zdrowa miłość rodzicielska rośnie i przekształca się wraz z dzieckiem, dostosowując się do potrzeb i zmieniających się sytuacji. Tak, by dojrzałe relacje pomiędzy dorosłym dzieckiem i rodzicami nie odbywały się na tej samej zasadzie, co w dzieciństwie. Zresztą, Sana dobrze to ujęła:
Sana napisał/a:
Tak na logikę, dorosły nie potrzebuje już pełnej akceptacji i bezwarunkowej miłości rodzica, bo samostanowi o sobie i dobrze jest, jeżeli nie uzależnia swojego poczucia wartości od samopoczucia rodziców.

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 20:16   

Leci taki program na polsat cafe, "Moment prawdy" USA, ciekawa sprawa miała miejsce w dzisiejszej emisji, program polega na tym , że przed występem w studio uczestnik programu odpowiada na pytania "tak" albo "nie" a odpowiedzi rejestruje wariograf, uczestnik nie zna zapisu, nie wie czy powiedział prawde czy skłamał, następnie w studio już w programie emitowanym dla telewidzów uczestnik odpowiada jeszcze raz na te pytania gdzie prawidłowa odpowiedź czyli zgodna z prawdą to wygrana pieniężna, można wygrac nie złą sumke , jedna pomyłka czyli kłamstwo kończy grę z pustą kieszenią, ale nie o tym chcialam mówic. Dzisiaj w programie brala udział młoda kobieta, z tego co telewidzowie mogli się zorientowac miała złe relacje z ojcem, padło następujące pytanie( za grubą kase chyba 200tys dolarów) ; gdyby ojciec potrzeb nerki czy oddałabyś dla niego swoją? kobieta po krótkim zastanowieniu odpowiedziała NIE ! i co sie okazało? :) to był fałsz, przegrała... to jest bardzo ciekwa sprawa która daje dużo do myślenia....

Wydaje sie, ze gdzies głeboko w podswiadomosci siedzi w kazdym z nas "nierozerwalna więź" rodzica z dzieckiem i dziecka z rodzicem i gdybysmy nawet świadomie próbowali wmawiac sobie że tę więź mozna zerwac , zdeptac, zapomniec to w podswiadomosci i tak bedzie zyła swoim zyciem...
Ostatnio zmieniony przez Molka Śro Sie 10, 2011 21:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
heniu007 

Pomógł: 13 razy
Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 385
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 21:11   

Ja to widzę trochę inaczej.
Czynnikiem decydującym będzie tu informacja jaką osobę przesłuchujemy.
Czy jest to osoba emocjonalna.
Gdybym odpowiadał ja, typowy introwertyk, z pewnością na pewnym etapie odpowiedzi bym nie wytrzymał emocji, tętno by trochę skoczyło, skóra w "newralgicznych" miejscach zrobiłaby się wilgotna, a oddech przyspieszył.

Pomimo, że leciał bym samą prawdę, to sam bym niewiedział kiedy sytuacja wymknęła mi się z pod kontroli.
Test byłby z mojego punktu widzenia niewiarygodny.

Sądze, że również było w przypadku tej kobiety.
Usłyszała pytanie:
Gdyby ojciec potrzebował nerki czy oddałabyś dla niego swoją?
Zastanawiała się w "pokoju przesłuchań", chciała powiedzieć prawdę, że NIE zrobiłaby tego. Chwilę potem do jej głowy przyszła myśl, że jej ojcu zrobi się przykro, a reakcja rodziny może zaskoczyć.
Ta chwilowa emocja poskutkowała właśnie jednym lub wieloma czynnikami fizjologicznymi, o których wspominałem.

Kiedyś w TV mówili, że jakiś gościu przeszedł pozytywnie test wariografem, pomimo, że kłamał.
Już wtedy wiedziałem, a było to lata temu, jak tego dokonał.
Po prostu był Zimnym draniem.

Więc jeśli chcecie wygrać grubą forsę w programie "Moment prawdy" musicie być zimni, pozbawieni emocji.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 21:11   

Coś moje story nie wzbudziło rozmowy, to wywalę je ;)
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Śro Sie 10, 2011 21:45, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 21:24   

heniu007 napisał/a:

Sądze, że również było w przypadku tej kobiety.
Usłyszała pytanie:
Gdyby ojciec potrzebował nerki czy oddałabyś dla niego swoją?
Zastanawiała się w "pokoju przesłuchań", chciała powiedzieć prawdę, że NIE zrobiłaby tego. Chwilę potem do jej głowy przyszła myśl, że jej ojcu zrobi się przykro, a reakcja rodziny może zaskoczyć.
Ta chwilowa emocja poskutkowała właśnie jednym lub wieloma czynnikami fizjologicznymi, o których wspominałem.

No własnie, chwile potem zrobiło sie jej przykro, dlaczego? no własnie dlatego ze tak na prawde podswiadomie nie chcemy miec zlych relacji mimo tego ze swiadomie mówimy cos innego... :P
 
     
heniu007 

Pomógł: 13 razy
Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 385
Wysłany: Śro Sie 10, 2011 21:39   

Ok, Twoje na wierzchu ! :]

Miałem napisać jeszcze parę zdań, ale ta sytuacja wydaje mi się dziwna.

"Gdyby ojciec potrzebował nerki czy oddałabyś dla niego swoją ?"
Chyba nie pomyślała sobie, że jak odda nerke to "z automatu" straci swoje życie. Poświęci swoje życie, za życie jej Ojca.

Tak czy siak kończę na dzisiaj :P
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sie 11, 2011 15:51   

Mama Maciusia napisał/a:
Ta matka raniła w przeszłości, kochając. Raniła, bo była nieświadoma. Kochała i kocha - dowodzi tego w teraźniejszości.

"Raniła kochając" to jakiś potworny oksymoron! Dokładnie tak jak z wmawianie - "biję cię dla twojego dobra", albo "kocham, ale zdradzam". Takie rzeczy się wzajemnie wykluczają. W moim systemie wartości miłość i krzywdzenie nigdy nie idą w parze. To, że ktoś jest "nieświadomy" nie usprawiedliwia wyrządzanej krzywdy i nie zmniejsza ogromu cierpienia, którego doświadcza osoba pokrzywdzona.

Że ta matka była nieświadoma - zgadzam się. Że kochała swoje dzieci w przeszłości - nie jestem pewna. Kochane dziecko nie popełnia samobójstwa, jak jej córka. Z listu wynika, że dopiero ta tragedia zmusiła matkę do przewartościowania swojego życia i zachowania, wywołując autentyczną przemianę i chęć zbudowania zdrowych relacji z synem. Miała wsparcie takiej osoby, jak Łastik, więc prawdopodobnie miała szansę właściwie przepracować własne dzieciństwo (w liście wspomina o tym, jak powielała błędy własnej matki). Przyznała się do błędów, przeprosiła, pokazała swoją otwartość i gotowość do konfrontacji z synem. Nie narzuca się, nie usprawiedliwia się. Myślę, że z TAKIM podejściem ma szansę na "odzyskanie" syna.

Oczywiście, Łastik to wszystko zbyt skrótowo opisuje (pod tym względem dla mnie Forward jest nie do pobicia), ale to dobry przykład na to, że nie każdy rodzic jest skończenie toksyczny i że po odwaleniu masakrycznie ciężkiej pracy nad sobą ma szansę zmienić się. ALE potrzeba takiej zmiany musi sama zrodzić się w tym rodzicu, nie da się jej wymusić z zewnątrz. Dlatego nie można poświęcać całego życia na trwanie w dziecięcej wierze, że jak się ciut bardziej postaram, to mamusia może jednak się zmieni i mnie pokocha. Tylko jeszcze jeden artykulik jej podrzucę, jeszcze jedną książkę, jeszcze jedną rozmowę odbędę, a nuż tym razem się uda do niej dotrzeć... Zwłaszcza, jeśli rodzicielka nie wykazuje żadnego zainteresowania tematem, ani otwartości na zmiany.

Poza tym, co do wiary/zapewnień w to, że "mama Cię bardzo kocha", byłabym bardzo ostrożna. Mnie bardziej interesują FAKTY, potwierdzające tę deklarowaną miłość w rzeczywistości. Dla mnie liczą się przede wszystkim CZYNY, nie słowa. Ja np. całe życie słyszałam od rodziców, jak bardzo mnie kochają. Tyle że to były jedynie mocno nadużywane SŁOWA, całkowicie mijające się z czynami. Dziecko to łyka, bo nie ma wyjścia, jest "skazane" na bycie z rodzicami, ale dorosła osoba jest w stanie krytycznie oceniać rzeczywistość i odpowiednio reagować.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Sie 11, 2011 18:40, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sie 11, 2011 17:09   

Ciekawy artykuł o relacjach ojciec-syn Gérarda i Guillaume'a Depardieu:

http://film.onet.pl/wiado...,wiadomosc.html

Wyraźnie widać wpływ dzieciństwa na życie zarówno ojca jak i syna, oraz błędne koło, którego żaden z nich nie przerwał (pomimo tego, że syn napisał oskarżająca ojca książkę - intelektualne zrozumienie problemu, jak zwykle, nie wystarczyło!).

Marishka
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pią Sie 12, 2011 14:28   

M i T napisał/a:
masakrycznie ciężkiej pracy nad sobą

Marishka

"Masakrycznie ciężka praca nad sobą" - jak to wygląda ?
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Sie 17, 2011 00:41   

Tak się przysłuchuję, a w zasadzie przyglądam tej skądinąd ciekawej dyskusji.

Ponieważ narosło kilka stron, ciężko mi się zgrabnie wpasować, wkomponować, ale tak pokrótce.

Rozumiem zarówno MiTów, ich pogląd, jak też i MamęMaciusia.

Miłość to sfera uczuć, warunki to w dużej mierze domena logiki.
Z jednej strony rozgraniczamy wgląd poznawczy, intelektualny, od wglądu emocjonalnego, z drugiej strony próbujemy miłość skorelować z warunkami.

Nie mówię, że to źle, broń Boże. Chodzi mi tylko o to, że jest to na swój sposób nieintuicyjne.

W naszej kulturze mam wrażenie jest swego rodzaju kult miłości bezwarunkowej, miłości romantycznej, tudzież miłości od pierwszego wejrzenia - miłości bezwarunkowej. Myślę, że bardzo wiele osób najzwyczajniej w świecie powiela bezrefleksyjnie oklepane slogany, nie zastanawiając się nad tym zupełnie.
Czasem jest tak, że mówi się jedno, robi się drugie. Sądzę, że wielu deklarujących bezwarunkową miłość, lub potrzebę takiej miłości w rzeczy samej swoimi czynami pokazuje coś zupełnie innego. A dychotomia wynika jedynie z braku przemyślenia całej sprawy i wpływu kulturowego.
Stąd może wynikać wiele nieporozumień. Nie odnoszę się przy tym do osób z tego forum, to raczej taka luźna refleksja wynikająca z pewnych rozmów i doświadczeń.

Rozumiem chyba pogląd MamyMaciusia.
Relacja pomiędzy dorosłym dzieckiem i rodzicem ma swoją specyfikę.
Zauważmy, że uczucia pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi, załóżmy partnerów, mają zupełnie inny punkt wyjścia niż to co jest między dorosłym dzieckiem i rodzicem.
W drugim przypadku punktem wyjścia była miłość bezwarunkowa. (przypadek modelowy)
Czy to miałoby być bez wpływu?
Logicznie? tak/nie
emocjonalnie? tak/nie

Oczywiście odwołując się do skrajnych przykładów łatwo wykazać błąd logiczny.
Na przykład: "Kocham moje dorosłe dziecko bezwarunkowo".
"Taaak? A jakby okazało się, że jest seryjnym mordercą, dalej byś je kochał/a?"

No jasne, że logika podpowiada "nie".
Emocjonalnie chyba ciężko się wczuć, bo chyba ciężko sobie taką ekstremalną sytuację wyobrazić.
Ale czy na przykład z emocjonalnego punktu widzenia, miłość rodzica do dorosłego dziecka nie mogłaby być w pierwszym przybliżeniu bezwarunkowa? Na zasadzie, że jest bardziej elastyczna niż relacja pomiędzy dwojgiem niespokrewnionych dorosłych ludzi, jest większy margines rzeczy, które potencjalnie można wybaczyć, zaakceptować, i tak dalej?
nie wiem, nie byłem nigdy rodzicem. Spekuluję.
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Sie 17, 2011 01:12   

M i T napisał/a:
Mama Maciusia napisał/a:
Miłością bezwarunkową rodzica do dziecka jest stała gotowość do kontaktu, trudnej rozmowy, mówienia o własnych - rodzica ułomnościach, wysłuchania, zrozumienia, bez względu na okoliczności, jeśli tylko dziecko tego potrzebuje.

Powiem Ci, jak to odczytuję: takie to cierpiętnicze, taki obraz Matki-Polki poświęcającej się. Wieczne czuwanie, bycie na każde zawołanie DOROSŁEGO już dziecka. Taka matka, która chce do końca życia pozostać dla swojego DOROSŁEGO dziecka całym jego światem.


A może widzisz to co chcesz zobaczyć?

Czy Pamiętnik pewnej toksycznej matki z książki Miller odczytujesz jako "Pamiętnik Matki Polki poświęcającej się"?
Zapewne nie.

A przecież relacja tam opisana nie jest symetryczna.
Cytat:


DZISIEJSZY DZIEŃ TO JAKBY wielkie święto. Nie widziałam jej od miesięcy. Nie chciała przyjść, powiedziała, że potrzebny jest jej dystans do matki. Przeżywa podczas terapii swoje dzieciństwo, swoje uczucia z tego okresu, i nie chce mnie teraz widzieć. Ale dzwoni od czasu do czasu, a mnie się wydaje, że musi się upewnić, czyjej odczucia są prawidłowe, czy rzeczywiście jestem tą wszechwładną matką, która ją wykorzystuje, ma nad nią władzę, opuszcza, nie jest w stanie zrozumieć jej uczuć, musi mieć rację i zawsze sprawia jej przykrość, a ona nie może się bronić. Najpierw rozmawiamy przez telefon o różnych sprawach. Ja czuję się pewnie, bo wiem, że w minionych trzydziestu latach rozwinęłam się, że nie jestem już niepewną siebie, młodą kobietą, która odreagowuje na swoim pierworodnym dziecku lęki i obawy swojego dzieciństwa. Wiem, że mogę kochać moją córkę taką, jaka jest, ale tylko wtedy, gdy postrzegam ją jako moje dziecko, a nie moją wymagającą matkę, co zdarza się wprawdzie rzadziej, ale ciągle jeszcze ma miejsce. Ale w każdej rozmowie telefonicznej, która wydaje się z początku miła i nieskrępowana, odgrywamy wcześniej czy później te same role.

itd


Mamy gotowość do kontaktu, mówienie, czy może gotowość wysłuchania o swoich błędach, ułomnościach, gotowość, chęć zrozumienia, może niekoniecznie bez względu na okoliczności, ale za to wtedy, gdy dziecko tego potrzebuje.

Czy to herezja?
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Czw Sie 18, 2011 00:03   

Ewo,


Widzisz ciężko się porozumieć bo

czasami miłość jest rozumiana jako:
Chęć posiadania kogoś ( w najlepszym razie przy sobie ), zrobienie na tym dobrego interesu na zasadzie coś za coś (w najlepszym razie synergia). Wykonywać wzajemnie swoje polecenia (w najlepszym razie w razie konfliktu rzut monetą).

a czasami jako:
Fajnie, że jesteś, szanuję to kim jesteś,
z radością zawsze porozmawiam
i nie zostawię w potrzebie pomagając wedle swojego najlepszego rozeznania.

Poszanowanie wolnej woli jest kluczem do miłości, może to być zjawisko jednostronne.
Wykonywanie poleceń nie jest wyrazem poszanowania wolnej woli więc nie jest też wyrazem miłości.
Na bezrybiu i rak ryba, ja przykładowo jestem elektronikiem.


Pozdrawiam serdecznie,
Adam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sie 20, 2011 14:34   

Świetny przykład bezwzględnego, bezkrytycznego uświęcania toksycznego rodzica:

http://muzyka.onet.pl/new...,wiadomosc.html
Cytat:

Anthony Kiedis przebaczył swojemu ojcu dość niekonwencjonalne i burzliwe dzieciństwo dopiero wtedy, kiedy sam został tatą.

Wokalista grupy Red Hot Chili Peppers w bardzo młodym wieku poznał świat narkotyków i rockandrolla, ponieważ jego ojciec Blackie Dammett był dilerem zaopatrującym w narkotyki członków najsłynniejszych formacji muzycznych oraz znanych hollywoodzkich aktorów.

Chociaż tak wczesny kontakt z narkotykami doprowadził rockmana do poważnego uzależnienia, Kiedis przyznaje, że zaczął rozumieć swojego ojca, kiedy w 2007 roku urodził mu się jego własny syn Everly.

- Fakt, że mam dobre relacje z synem sprawia, że potrafię wybaczyć mojemu ojcu i zaczynam go doceniać. Dopiero teraz potrafię spojrzeć na swoje dzieciństwo i przyznać, że było fajne, a mój ojciec poświęcał mi wiele uwagi i wiele mnie nauczył. Po prostu nie dysponował takimi narzędziami, jakie ja mam dziś, więc jestem w stanie wybaczyć mu błędy, jakie popełniał i podziękować za to, że poświęcił mi tak wiele swojego czasu i energii - mówi rockman w wywiadzie dla gazety "The Sun".

A tu znacznie dłuższy oryginał artykułu in English:
http://www.thesun.co.uk/s...-RSS&ATTR=Music

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Sie 20, 2011 15:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 17:37   

I kolejny przykład totalnej bezradności i chorej "kreatywności" toksycznych rodziców:

http://wiadomosci.onet.pl...,wiadomosc.html
Cytat:

Straciła cierpliwość, upokorzyła 10-letniego syna
19 minut temu JMR / telegraph.co.uk

Niecodzienne metody wychowawcze zastosowała wobec swojego syna pewna Australijka. Zmusiła dziecko do noszenia koszulki z napisem "uwaga złodziej", aby oduczyć go kradzieży – podał portal telegrach.co.uk.

Chłopiec w wieku koło dziesięciu lat siedział w popularnym parku w mieście Townville (na północy stanu Queensland) z przyczepionymi uszami Shreka i napisem na koszulce głoszącym "Nie ufaj mi. Okradnę Cię ponieważ jestem złodziejem". Jego rodzice w tym czasie nieopodal jedli lunch. Jak przyznaje matka, była to forma kary.

Akcja wywołała oburzenie innych rodzin spędzających czas w parku. Diane Mayers, jedna z odwiedzających park matek, była tak oburzona, że powiadomiła służby ochrony dzieci. – Chłopiec siedział ze spuszczoną głową. Przechodnie śmiali się i żartowali z niego. To było upokarzające – powiedziała Mayers. - Rodzice zadali sobie dużo trudu, żeby to przygotować, napisy były wydrukowane i zalaminowane po obu stronach koszulki – dodaje.

Jak przyznaje matka chłopca, była to kara za kradzież. – Od trzech lat mamy z nim problemy. Po prostu kradnie w sklepach. Zaprowadziłam go nawet na policję, żeby zobaczył jak traktuje się złodziei, ale to nie pomogło – mówi matka. - Mam nadzieję, że wstyd oduczy go kradzieży. To miała być lekcja, której szybko nie zapomni – dodaje.

(PG)

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Sie 23, 2011 17:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 28, 2011 15:21   

To, że wśród polityków nie brakuje toksycznych rodziców wiemy nie od dziś. Ostatnio do tego grona publicznie dołączył Sikorski:

http://www.tvn24.pl/26086...,wiadomosc.html
Cytat:

06:29, 24.08.2011 /TVN24
Sikorski do syna: Dwója! Lufa! Zero!
OBLANY "MINITEST" Z WIEDZY O UNII EUROPEJSKIEJ

- Dwója! Lufa! Zero! Za burtę wylatujesz. Nie masz prawa tu być - takimi słowami Radosław Sikorski udzielił reprymendy swojemu 9-letniemu synowi Tadeuszowi. Powód? Chłopiec nie potrafił powiedzieć, ile państw członkowskich liczy Unia Europejska.

Szef polskiej dyplomacji dość niedyplomatycznie, w obecności dziennikarzy, strofował syna. - Tadziu, a ci państwo wygrali konkurs wiedzy o Europie. Jestem ciekaw, czy ty byś wygrał - zagadnął syna Sikorski.

W końcu ojciec zapytał: "ile jest państw w Unii Europejskiej?". Co odpowiedział Tadeusz - nie wiadomo. Wiadomo jednak, że minister spraw zagranicznych ostro zbeształ syna. - Dwója! Lufa! Zero! Za burtę wylatujesz. Nie masz prawa tu być - oświadczył Radosław Sikorski.

A dzień później - sprostowanie, że to takie specyficzne "poczucie humoru" pana ministra:

http://www.tvn24.pl/26086...,wiadomosc.html
Cytat:

Minister za pośrednictwem Twittera zapewnił, że chłopiec zrozumiał intencje i poczucie humoru ojca. "Tadziu protestuje, ma 10 lat. Chwała Bogu, że ma lepsze poczucie humoru niż niektórzy dziennikarze" - napisał Sikorski.

A to przecież nic innego, jak klasyczny, książkowy wręcz, przykład UMNIEJSZANIA (na dodatek publicznego!) dziecka. Tłumaczenie się, że to był tylko "żart" jest w takich przypadkach typowe.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 28, 2011 16:01   

Jak widać, Sikorski kibicuje synowi że hej.
Jak sięgam pamięcią, stary nigdy nie stawał po mojej stronie. Przykładem wręcz idealnym były nasze zapasy z kuzynem, kiedy to kibicował Dominikowi. Rewelacja, ojciec pragnący, by jego syn przegrał. Kutasem był, kutasem jest i kutafonem pozostanie, . Pewnie teraz tego nie pamięta nawet 8/
Jedyny plus był taki, że z wściekłości na niego zdarzało mi się kłaść kuzyna na łopatki - o ile nie nadchodziła akurat ciotka i nie próbowała wykorzystać mojej słabość do łaskotek.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Sie 28, 2011 16:01, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Sie 28, 2011 20:10   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 27, 2011 19:46, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Wrz 01, 2011 15:54   

Czy uznacie to za szczery przejaw "bezwarunkowej miłości", która nagle się obudziła w ojcu znanego miliardera?

http://facet.onet.pl/oni/...35,artykul.html
Cytat:

Czas przebaczenia?
30 sie, 13:28 Georgina Dickinson / The Sun

Gdy oddawał swego syna do adopcji, nie mógł wiedzieć, że dziecko wyrośnie na geniusza. Dopiero pięć lat temu John Jandali dowiedział się, że pomógł w przyjściu na świat Steve’a Jobsa, stojącego za sukcesem koncernu Apple. Dziś biologiczny ojciec obawia się, że nigdy nie nawiąże kontaktu z synem.

Żyję nadzieją, że [Steve] odezwie się do mnie, zanim będzie za późno – powiedział John Jandali w pierwszym wywiadzie, jakiego udzielił mediom. – Tak bardzo chciałbym umówić się z nim na kawę, choćby raz, uszczęśliwiłoby mnie to.

Gdy 56-letni Jobs ogłosił, że rezygnuje ze stanowiska prezesa firmy, która wprowadziła na rynek iPoda i iPada, jego sędziwy ojciec postanowił wyjść z cienia. Steve od siedmiu lat zmaga się z rakiem trzustki. Gdy w środę 24 sierpnia podał się do dymisji, John zaczął zachodzić w głowę, czy nie oznacza to, że syn przegrywa walkę ze śmiertelną chorobą.

Steve Jobs urodził się w San Francisco w roku 1955. Jego rodzicami byli John, student pochodzący z Syrii i absolwentka studiów Joanne Schieble. Rodzice byli młodzi, nie mieli ślubu, dziecko zostało adoptowane przez Paula i Clarę Jobsów. John ma dziś nadzieję, że syn przebaczy mu przeszłość i dopuści go do swojego życia.

– Gdybym mógł cofnąć czas, postępowałbym zupełnie inaczej – wzdycha Jandali. – Odkąd w ostatnich latach dowiedziałem się, że mój syn jest ciężko chory, mam uczucie, jakby czas przeciekał mi przez palce, ja zaś mogę się temu tylko bezradnie przyglądać.

Może to zabrzmieć dziwnie – dodaje – ale nawet w tej chwili nie czuję się gotów, żeby sięgnąć po słuchawkę i do niego zadzwonić. (…) To Steve musi wykonać pierwszy ruch. Jestem dumnym człowiekiem, pewnie dlatego, że wywodzę się z Syrii. Nie potrafiłbym zaakceptować podejrzenia, że zależy mi na majątku syna. Nie! Mam własne pieniądze, nie w tym rzecz. Straciłem syna – i to mnie przygnębia.

Kiedy zachorował, pomyślałem, że może odezwie się do mnie, żeby dowiedzieć się czegoś o moim stanie zdrowia i przebytych chorobach. Nigdy nie dostałem od niego żadnej wiadomości. Na wieść o jego dymisji bardzo się zasmuciłem – obawiam się, że podjął decyzję wskutek choroby. Tak, to musi być to – wiem przecież, jak spełniał się w pracy. Dręczy mnie przeczucie, że czekają nas bardzo złe wieści.

Siedząc z Johnem w jego biurze w Reno w stanie Nevada nie sposób nie dostrzec uderzającego podobieństwa, jakie łączy ojca z synem. O ile jednak choroba Steve’a dodała mu lat, jego ojciec jest okazem zdrowia: wygląda na mężczyznę o co najmniej dziesięć lat młodszego niż w rzeczywistości.

Różni ich może kondycja fizyczna, lecz podejście do pracy najwyraźniej przeszło z ojca na syna. Przez sześć dni w tygodniu John wstaje o piątej rano, spędza godzinę na ćwiczeniach, po czym jedzie ponad 30 km do Reno, gdzie pracuje jako wicedyrektor hotelu i Boomtown Casino. Dopiero przed pięciu laty dowiedział się, że jego syn jest jednym z najzamożniejszych ludzi świata. Nie dalej jak w tym miesiącu firma Apple sprzątnęła koncernowi Exxon sprzed nosa tytuł „najbardziej wartościowej firmy świata”: cena rynkowa jej akcji szacowana jest na zapierającą dech kwotę 210 miliardów USD.

– Przygnębia mnie fakt, że nie towarzyszyłem mojemu synowi w tej niesłychanej przygodzie, jaką okazało się jego życie – powtarza John Jandali. W rozmowie z „The Sun” podzielił się poruszającymi okolicznościami, w jakich młodzi rodzice zdecydowali się oddać Steve’a do adopcji. Kiedy Joanne zaszła w ciążę, jej ojciec, mężczyzna wymagający i surowy, nie zgodził się na jej małżeństwo z kochankiem i zatrzymanie dziecka w rodzinie. – Kiedy Joanne powiedziała mi, że zostanie matką, oświadczyłem, że się z nią ożenię, abyśmy mogli wspólnie wychowywać nasze dziecko – wspomina John. – Bardzo ją kochałem. Niestety, jej ojciec okazał się prawdziwym tyranem. Nie zgodził się na nasz ślub: pochodziłem z Syrii... Joanne powiedziała mi, że w tej sytuacji zamierza oddać dziecko do adopcji.

Mieszkaliśmy wtedy w Wisconsin. Joanne, nie mówiąc mi ani słowa, wyjechała do San Francisco, by tam urodzić dziecko. Nikt nie zna okoliczności jego przyjścia na świat – nawet ja. Nie chciała „przynieść wstydu rodzinie” i uznała, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Byłem wściekły i rozżalony, ale nie miałem wyjścia: musiałem pogodzić się z jej wolą. Po dziś dzień nie wiem, czy Steve w ogóle zdaje sobie sprawę, że gdyby decyzja należała do mnie, dorastałby z nami. Nie znałem daty porodu, nie było mnie w San Francisco w dniu, gdy matka przekazywała dziecko rodzinie Jobsów. Nie miałem wpływu na to, w czyje ręce trafi mój syn. Wiedziałem tylko, że Joanne nalegała, by Jobsowie zadbali o jego staranne wykształcenie – i cieszyłem się, że tak postawiła sprawę. I co tu gadać – kończy swą opowieść. – Najwyraźniej nie zaniedbali niczego.

Kilka miesięcy po narodzinach Steve’a zmarł ojciec Joanne i nic nie stało na przeszkodzie temu, by młodzi się pobrali. Doczekali się córki, Mony – ostatecznie jednak małżeństwo rozpadło się, gdy John kierował rafinerią w Syrii. Dziś starszy pan nie ma kontaktu również z córką.

Steve zdołał odnaleźć swoją 54-letnią dziś siostrę i pozostaje z nią w serdecznych stosunkach; spotyka się też ze swoją biologiczną matką, Joanne. – Tak, słyszałem, że Steve ma kontakt ze swoją mamą – komentuje John. – Jasne, to świetnie. Nie rozumiem jednak, dlaczego postanowił odezwać się do niej, a nie do mnie.

John żyje dziś w dostatku, w towarzystwie swojej trzeciej żony, o niespełna 500 kilometrów od swojego syna. Oddałby jednak wszystko, czego dorobił się w życiu, by móc pojednać się z byłym już prezesem firmy Apple. – Nie chodzi mi tylko o nieobecność Steve’a w moim życiu – dodaje. – Mam przecież również czworo wnucząt, których nigdy nie widziałem na oczy. Żadne pieniądze nie są mi w stanie tego wynagrodzić. Żałuję, że okazałem się tak samolubnym człowiekiem – musiałem być samolubny, skoro odwróciło się ode mnie dwoje moich dzieci. Ufam, że wciąż nie jest za późno, żebym powiedział Steve’owi o tym, co do niego czuję.

Dla mnie te wyboldowane zdania są kluczowe. Oto umartwiający się i "kochający" tatuś, który tak bardzo pragnie nawiązać kontakt (dopiero po 56 latach!) z umierającym synem, że... z dumy nie sięgnie po słuchawkę :faint: Duma silniejsza od miłości? Wolne żarty! Tatuś we własnych oczach jest "święty" i to dorosłe (umierające!) dziecko MUSI się z nim skontaktować :razz: . Może też Steve powinien tatusiowi przebaczyć, nawet jeśli ten o przebaczenie prosić nie zamierza (bo, wiadomo, duma mu nie pozwoli)?

A człek naiwny będzie się rozczulać, jaki to wspaniały ten tatuś jest, bo przecież tak bardzo chce, ale... No wiecie, duma, Syria i te rzeczy... AAAARRRRRGGGGHHHHH!!!

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 16:32   

Kontynuując wątek relacji celebrytów z rodzicami - Tatum O'Neal dość sensownie i dojrzale o swoich problemach i nie utrzymywaniu na siłę kontaktów z toksycznym ojcem:

http://zyciegwiazd.onet.p...ie,wywiady.html
Cytat:

Mój ojciec chyba mnie nie znosi – Tatum O’Neal o sobie i świecie

Kiedy miała 10 lat, dostała Oscara za rolę w "Papierowym księżycu", kiedy miała 12 lat, zaczęła palić marihuanę, jako 18-latka spróbowała kokainę, a w wieku 32 lat była uzależniona od heroiny. Aktorka Tatum O'Neal, córka Ryana O'Neala z filmu "Love story", opowiada o swoim traumatycznym dzieciństwie, uzależnieniu od narkotyków i alkoholu, zdrowieniu i poszukiwaniu siebie.

W pierwszym tomie wspomnień, zatytułowanym "Papierowe życie", opisałaś swoje dzieciństwo, kiedy poczucie osamotnienia po rozwodzie rodziców [gwiazdora Ryana O’Neal i aktorki Joanny Moore] spowodowało, że sięgnęłaś po alkohol i narkotyki. Potem uznałaś, że napisanie książki nie okazało się "w pełni uzdrawiające", tymczasem skończyłaś właśnie pracę nad dalszym ciągiem wspomnień, zatytułowanym "Odnaleziona". Czy tym razem było to bardziej oczyszczające doświadczenie?

Tak, chyba tak. Po prostu byłam w lepszej kondycji psychicznej. Każdy, kto próbuje wydobyć na światło dzienne wszystkie traumy i trudne wspomnienia, ma z tym problem – chyba że ma w kimś mocne oparcie i czuje się pewny siebie. Pisząc "Papierowe życie" nie byłam jeszcze tak silna, jak powinnam. Z drugiej strony książka była bestsellerem, a mnie pozwoliła uwolnić się od mnóstwa spraw, które dźwigałam od dzieciństwa. Pisanie "Odnalezionej" było jednak dużo bardziej uzdrawiające. Myślę, że pomocna była mi świadomość, że ta książka pomoże innym [Tatum O’Neal pisze otwarcie o swojej walce z uzależnieniem od narkotyków]. Myślę, że to mniej ekscytująca lektura [niż "Papierowe Życie"].

"Odnaleziona" w dużej części traktuje o pojednaniu z ojcem. Czy ojciec przeczytał tę książkę?

Nie podobała mu się. Nie, nie został jej fanem. Ostatnio ciężko nam znaleźć wspólny język. Z całej tej sprawy wyniosłam jedną naukę: są ludzie, którzy nigdy się nie zmienią. Wolę być z ludźmi, którzy widzą mnie taką, jaką się stałam; ojciec nie potrafi patrzeć na mnie w ten sposób. Nie sądzę, żeby widział mnie w dobrym świetle. Ma w sobie mnóstwo złości. Jestem przekonana, że mnie nie znosi.

Czy masz wrażenie, że ojciec czuje się przez ciebie zagrożony?

Może chodzi o to, może o coś innego. Może czuje się zagrożony, może denerwuje go to, że jestem w coraz lepszej formie. A może jest zazdrosny – kto go tam wie? Trzeba postępować po swojemu, a ja mam w dodatku oparcie w przyjaciołach i bliskich, i jeśli ojciec nie postrzega mnie odpowiednio, z wystarczającym szacunkiem, to nie muszę się z nim spotykać. Nie umiał okazać szacunku ani mnie, ani swoim pozostałym dzieciom. Rozumiesz, o co mi chodzi: część z jego dzieci odsiaduje wyroki w więzieniu.

Zainteresował mnie fragment książki, w którym ubolewasz nad hollywoodzką modą korzystania z chirurgii plastycznej przez kobiety w pewnym wieku…

Myślę o tym tak: można naprawdę wiele zdziałać nawet skromnymi środkami. Nie mówię, że nigdy nie zdecydowałabym się na jakieś poprawki, ani że nigdy tego nie zrobiłam, ale sądząc z tego, jak wyglądają tu niektóre kobiety, chodzi im o to, żeby cofnąć czas, a ja mam wrażenie, że takie działania tylko postarzają. Niektórzy wyglądają po tym naprawdę kretyńsko!

Twoje małżeństwo z tenisistą Johnem McEnroe było naprawdę burzliwe, a rozwód przebiegał w fatalnej atmosferze. Czy naprawdę zdarzało ci się słyszeć od niego podczas kłótni frazę "Chyba nie mówisz tego serio"?

O tak, wielokroć (śmiech). Jeśli ktoś się z nim nie zgadzał, zawsze wyglądało to tak samo. W kółko to samo: "Jak to? Nie zgadzasz się ze mną? Jakim cudem?". W domu działo się dokładnie to samo, co pokazał w sądzie.

Jesteś najmłodszą osobą, jaka kiedykolwiek otrzymała Oskara; miałaś wtedy 10 lat [O’Neal otrzymała go za "Papierowy księżyc", w którym zagrała u boku ojca – przyp. red.]. Marihuanę zaczęłaś palić w wieku 12 lat, kokainy spróbowałaś mając lat 18, a w 1995 roku uzależniłaś się od heroiny. Kiedy zastanawiasz się dzisiaj nad przeszłością, czy masz wrażenie, że okoliczności zmusiły cię, żebyś szybciej dorosła?

Z pewnością tak, tyle, że staram się nie czuć ofiarą jakichkolwiek okoliczności. Zostałam wychowana w środowisku, w którym nie było miejsca na mnie jako na dziecko. Nie miałam na to żadnych szans. Przez cały czas byłam z dorosłymi i stałam się bardzo dojrzała. Biorąc pod uwagę, jak układały się stosunki między moją matką a ojcem, nie wyobrażam sobie, jak mogłoby być inaczej.

Czy Angelica Huston [dawna kochanka Ryana O’Neal – przyp. red.] rzeczywiście powiedziała o tobie, że mając 12 lat byłaś kimś w rodzaju "małego, bardzo przebiegłego dorosłego"?

Dokładnie tak. Byłam o wiele za dojrzała jak na swój wiek. Ale też pamiętam, że chciałam być już dorosła. Moi rodzice nie nadawali się do roli rodziców – i tyle. A z drugiej strony miałam ekstra życie!

Kogo ze spotkanych w życiu ludzi uznałabyś za najbardziej charyzmatycznego?

Richarda Burtona. Kręciłam z nim film i był najbardziej urzekającym, najbardziej dowcipnym i charyzmatycznym mężczyzną pod słońcem.

A kto najbardziej cię rozczarował?

Odpowiem ci bez namysłu: Bruce Willis. Był dla mnie tak nieuprzejmy, że byłam tym wstrząśnięta. Zwykle ludzie odnoszą się do mnie z szacunkiem, choćby dlatego, że kręcę się w tym światku od tylu lat, ale on się do tego nie stosował. Zdaje się, że przejmował się głównie sobą i swoją sławą. Trudno mi po prostu uwierzyć, że okazał się takim dupkiem. Myśli sobie, że jest kimś. Jest beznadziejny.

Od roku 2009 nie pijesz. Czy zdarzają ci się poranki, kiedy po prostu budzisz się i myślisz "Nie jestem już uzależniona"?

Dzisiaj czuję się świetnie! Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł kiedykolwiek powiedzieć: "Zostałem uzdrowiony. Mam już z tym spokój", ale nie zdarza mi się budzić z pragnieniem, by mieć kaca, wciągać jakieś prochy albo coś z tych rzeczy.

[W swojej książce] określiłaś heroinę jako "jedyną rzecz na świecie, która pozwalała mi czuć, że moje życie ma jakiś sens, że po coś przyszłam na świat". Co miałaś na myśli, pisząc te słowa?

Jeśli czujesz smutek, jeśli nie czujesz się kochana, nie czujesz, by ktokolwiek na całej Ziemi naprawdę cię pragnął – i spróbujesz czegoś, co sprawia, że te uczucia przestają być tak dotkliwe, nietrudno jest pomyśleć "Heeej, czyli tak to wygląda – okazuje się, że można się fajnie czuć!"

Gdzie trzymasz swoją statuetkę Oskara?

Na półce, w pokoju obok. Nie oświetlam jej żadnym reflektorkiem ani nic takiego.

Jesteś na Twitterze. Lubisz to? Nie znosisz?

Jak na teraz – uwielbiam. Jestem pewna, że wkrótce będę go miała dosyć. Już odechciewa mi się twittować, kiedy ludzie wypisują różne głupoty. Wczoraj wieczorem ktoś napisał mi: "Nie podoba mi się twój wygląd na tym zdjęciu". Odpisałam mu: "P***ol się! Jestem, jaka jestem, i nie zamierzam się przejmować tym, co myślisz". A dziś rano ktoś inny odpisał "Uważam, że nie powinnaś tak przeklinać". (śmiech)

Przekleiłaś na swojego Twittera czyjeś wyznanie, że samo oglądanie Anne Hathaway sprawia, że jesteś w nastroju do wyjścia na ulicę i podpalenia najbliższego wozu policyjnego. Czyli raczej nie jesteś jej fanką?

Widziałam ją wczoraj wieczorem w TV – rapowała coś o paparazzi. Straciła klasę, co tu gadać. Ilekroć już wydaje się, że to cool aktorka, wyłazi z niej pyszałkowatość. Pewnie nie powinnam tego mówić. Pewnie ma miliardy fanów. Czy to nie ona zagrała w tym nowym filmie "One Day"? W sumie czemu nie obsadzili jakiejś angielskiej aktorki? Bez sensu, moim zdaniem. Kate Winslet, o – ją chyba wszyscy kochamy. Owszem, to jest aktorka.

Czy myślałaś o tym, jaki napis chciałabyś mieć na nagrobku?

Hmm.. "Żyła pełnią życia, na przekór wszystkim przeciwnościom" – bo było ich trochę. Albo nie, wyrzućmy te przeciwności, zostawmy tylko "Żyła naprawdę pełnią życia".

Marishka
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Wto Wrz 06, 2011 12:15   

ktos wie jak sie skonczyla ta historia z piotrusiem/kuba i tym profesorem ?
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Wrz 20, 2011 10:18   

Zyon, wprawdzie swego czasu zacząłeś temat o Piotrusiu w innym wątku ("Nie tylko rodzice są święci"), ale niech już będzie kontynuacja tu, bo sednem problemu przecież i tak są "święci" rodzice.

A tu masz ciąg dalszy tej tragedii:

http://www.tokfm.pl/Tokfm...1_tygodni_.html

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Wrz 28, 2011 19:29   

http://wiadomosci.onet.pl...,wiadomosc.html

http://wiadomosci.onet.pl...-wiadomosc.html

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Wrz 28, 2011 20:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Paź 13, 2011 15:38   

Pasuje jak ulał do tematu!

http://www.wysokieobcasy....?as=1&startsz=x
Cytat:

O, o - Marian
Tomasz Kwaśniewski 05.10.2011 aktualizacja: 2011-10-13 15:57

Jak ojciec coś do mnie mówił, to nie słuchałem, tylko się zastanawiałem. Nad tym, czy istnieje Bóg? Czy istnieje piekło? Czy do niego pójdę, skoro się nie modlę?

Pyta mnie pan o to, jak mnie wychowano, i ja naprawdę chciałbym odpowiedzieć, ale nie potrafię. Bo jeśli chodzi o dzieciństwo, to mam taką ścianę. Jakąś nieuchwytność obrazu. Zwłaszcza jeśli chodzi o zabarwienie emocjonalne.

No dobrze, ale się postaram.

Zacznę od tego, że rodzice zawsze pracowali.

Mama, Czesława, z wykształcenia ekonomistka, była główną księgową, a z czasem to nawet dyrektorem d.s. ekonomicznych zakładów w Biłgoraju.

Ojciec, Marian, technik budowlany, syn kułaka, pracował jako zaopatrzeniowiec. I po pracy też coś ciągle robił. Zresztą u nas w domu cały czas ktoś coś robił. Matka, ojciec, wujek, babka. Nikt nie siedział przed telewizorem, na fotelu. Ja też. Zwłaszcza że cały czas słyszałem: Nie siedź, weź się, zrób coś.

Tak jak myślę o tym, jak mnie wychowywano, to do głowy przychodzi mi dyscyplina. Nie bałagań, uporządkuj, poskładaj. Wszystko ma być na swoim miejscu. Porządnie zrobione. Na czas.

Papierosy

Mama cały czas sprzątała.

Poza tym odrób lekcje, ucz się języków, w ogóle dobrze się ucz.

Byłem beztalenciem językowym.

Byłem też dyslektykiem i dysgrafikiem, ale wtedy się tego jeszcze nie diagnozowało, więc miałem nieustanny konflikt z nauczycielami. Ciągle słyszałem, że jestem nieuważny, niechlujny.

Do tego zanim poszedłem do szkoły, sam się nauczyłem pisać. Lewą ręką. I to też się nie podobało, więc nauczyciele bili mnie piórnikiem po łapach.

Nie wolno nam też było, mnie i mojemu o rok młodszemu bratu, przeklinać i palić. Jak ojciec przyłapał nas na paleniu, a było to gdzieś na początku szkoły podstawowej, to zamknął w sławojce i kazał palić tak długo, aż się porzygaliśmy.

Bałem się swojego ojca.

Bałem się, że podniesie głos, że zacznie krzyczeć. Był bardzo emocjonalny.

Albo krzyczał, albo milczał.

Często się obrażał.

Matka była pryncypialna i lodowata.

Nie, nie mogę powiedzieć, że byłem dzieckiem bitym. Owszem, parę razy dostałem, ale tylko parę. Były inne kary: siedzenie w kącie, zakaz wychodzenia, oglądania telewizji, czy nakaz szybkiego powrotu ze szkoły.

Często byłem karany i czasem się zdarzało, że matka mnie broniła. Albo uchylała kary, które ustalał ojciec. A potem go tłumaczyła: On cię kocha, to dla twojego dobra.

Ojciec był duszą towarzystwa. Opowiadał, żartował, zabawiał. Zwłaszcza jak sobie podpił.

Matka nie piła w ogóle.

Pieniądze

Jeśli chodzi o stosunek do pieniędzy, to rodzice też się diametralnie różnili. Mama liczyła każdy grosz, ojciec potrafił przepuścić wszystko.

Nie, nie zostałem nauczony środka.

I nienawidzę tych momentów, gdy zmieniam się w Mariana. Teraz już jest lepiej, ale kiedyś to w pierwszej reakcji byłem zawsze jak on. Widziałem bałagan i już krzyczałem: Posprzątać mi to! I wtedy się reflektowałem: O o, Marian.

Ojciec nie mówił o własnych problemach, ja też nie mówię. W ogóle nie potrafię opowiadać o swoich stanach emocjonalnych. Zwłaszcza tych, które świadczą o mojej słabości. Nie potrafię też podejść, przytulić. Coś z kimś wspólnie przeżyć. Tylko się wycofuję.

No i ta dyscyplina. To przez nią doprowadziłem na przykład do takiej absurdalnej sytuacji, że mój syn, chcąc czytać wieczorem książki, musiał to robić pod kołdrą i przy latarce. Bo przecież miał iść spać o określonej porze.

Babcia

Ale wróćmy do początku. Przez pierwsze trzy lata były z nami niańki. Takie babinki ze wsi i to one nas pilnowały. A potem babka ze strony ojca, czyli Marianna Palikot. Coś tam gadała, opowiadała, czasem przyniosła cukierek.

Jeśli chodzi o babkę Mariannę, to dobrze pamiętam tylko taki obrazek: Ona leży w trumnie, trumna stoi w pokoju, ja stoję obok i nie czuję nic. To znaczy jestem tak przerażony, że z tego strachu robię się lodowaty.

Często byłem chory. Do szóstej klasy w zasadzie non stop. Chuchano więc na mnie, dmuchano, załamywano ręce, faszerowano antybiotykami. Brat był zdrowy, chodził do szkoły, bawił się z kumplami, a ja w domu sam.

Mam przed oczami taki obrazek: Siedzę na werandzie, takiej drewnianej, samotny i bawię się żołnierzykami.

Często uciekałem w wewnętrzny świat.

Zdarzało się też tak, że jak ojciec coś do mnie mówił, to ja nie słuchałem, tylko się zastanawiałem. Na przykład nad tym, czy istnieje Bóg? Czy istnieje piekło? Czy do niego pójdę, skoro się nie modlę?

Babcia Ewa, czyli mama mamy, ciągle poruszała sprawy piekła.

Babcia Ewa miała również ten wspaniały zwyczaj, że zawsze miała jakiś, choćby maleńki, podarunek dla kogoś drugiego. Nauczyła mnie również, że trzeba się ładnie ubrać, gdy się chce komuś drugiemu okazać szacunek.

Pamiętam też taką scenę z dzieciństwa. Ona mi się później będzie wielokrotnie jako koszmar śniła. Otóż leżę w łóżku, mam 40 stopni gorączki, wstaję, idę do lodówki. Ona, jak się tak lekko uchyliło drzwi, to w dolnym rogu strzelała prądem. Tak słabiutko, ale było czuć szczypanie. Lubiłem to miejsce dotykać nogą. No i teraz też to robię. Otwieram lodówkę, zapala się światełko i wtedy widzę, że podchodzi do mnie wuj Henryk - brat ojca, który mieszkał z nami. Nachyla się nade mną, jakby chciał sprawdzić, czy mam gorączkę. Widzę jego twarz, blisko, coraz bliżej, i tracę przytomność.

Seks

Pyta pan, czy byłem molestowany. Kto wie. Może. Może stąd ta ściana.

Jeśli chodzi o jakiekolwiek informacje o seksie, to ze strony rodziców panowała cisza. Wychowały mnie koleżanki. I książki. To z nich się dowiedziałem, co to na przykład sperma.

To, co jeszcze pamiętam, to wyprawy na grzybny, ryby, spływy pontonem. Wstawaliśmy o piątej, szóstej, potem rozklekotanym autobusem, albo syrenką, jechaliśmy nad rzekę. Ponton się bujał, a ojciec opowiadał o rybach, ptakach, Armii Krajowej, Katyniu, Francji, Rosji. Uwielbiałem te wyprawy.

Ojciec miał niechęć do Francji i Rosji.

O Rosji mówił, że to państwo jest złe. Że nas prześladuje, gnębi.

O Francji, że nas zostawili, sprzedali.

Jak byłem już dorosły, to wziąłem udział w ustawieniach helingerowskich. Wie pan, co to jest? Stanąłem, zaczęto ustawiać kolejne osoby, i ta piąta z rzędu nagle zaczęła mówić po francusku. A nie znała języka. Ona mówiła, a ja się popłakałem.

Matce zdarzało się płakać.

Pamiętam takie święta, rodzice nie mieli pieniędzy, w prezencie dostaliśmy tylko kolorowy papier. Matka płakała, jak nam go dawała. To jest jedyny prezent, który pamiętam ze świąt.

Ale tak w ogóle to matka była dzielna. Bo ona przeżyła Majdanek. No wiesz, mieliśmy takie szmaciane lalki i nam te lalki zabrano. Chodziliśmy w szmatach. Jedliśmy proso. Skoro wytrzymałam Majdanek, to wszystko wytrzymam.

Ona to jakby do siebie mówiła. Jakby była na scenie i jakby przez to chciała sobie dodać odwagi, znaczenia.

Bóg

Ojciec nie lubił też kleru. Jak wychodziliśmy z kościoła, to ciągle na nich gadał. Że się bogacą, bałamucą, naciągają. Że mają kochanki, dzieci, kupują ziemię za grosze. Ale to nie miało nic wspólnego z Bogiem. Ojciec wierzył w Boga. Matka też.

Ochrzcili mnie, gdy miałem osiem lat. Do dziś nie wiem, dlaczego dopiero wtedy.

Bardzo nie lubiłem chodzić do kościoła i prawie zawsze jak do niego wchodziłem, dostawałem krwotoku z nosa.

W szóstej klasie przestałem chorować, znikła mi dysleksja, dysgrafia, zostałem prymusem i wszystko się zmieniło. Poczułem się mocny, stwierdziłem, że Boga nie ma. I oświadczyłem, że już nie będę chodził do kościoła. Ojciec nie chciał się zgodzić. Nalegał. Mówił: Co ci szkodzi? Przecież nie musisz się modlić. Wystarczy, że pójdziesz. Odpowiadałem, że nie będę udawał. Wtedy on, że do kościoła chodzić trzeba, bo Kościół to Polska.

Zacząłem uciekać z domu.

Pamiętam, że wracam z ucieczki, wchodzę do pokoju, ojciec siedzi, włączony telewizor. Chciałbym, żeby mnie przytulił, on nawet nie drgnie. Wzrok mu błądzi po ścianie. Cisza. No to ja też siadam i nic nie mówię.

Nie potrafiłem rozmawiać z ojcem.

U nas w domu w ogóle nie było rozmowy. Po prostu się robiło. Każdy miał obowiązki, jakoś je wypełniał i wszystko funkcjonowało. Ja też tak działam. To znaczy wszystko jest dla mnie projektem. Nie potrafię zwyczajnie żyć.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Paź 21, 2011 20:11   

http://wiadomosci.onet.pl...-wiadomosc.html

Cytat:

Dekalog IV: Tylko nie mów nic nikomu
14 paź, 11:00 Maciej Stańczyk / Onet

Nie bójcie się. Ja mam małego penisa, ale inni faceci mogą mieć dużo większego. Musicie być na to przygotowane, musicie się przyzwyczajać – mówił, kiedy rozbierał, dotykał, gwałcił. – Robię to dla waszego dobra. Moje kochane córeczki.


Dziewczynki długo dusiły to w sobie. Długo się wstydziły, długo bały, być może długo zastanawiały się, czym sobie na to zasłużyły, co robiły źle, co było nie tak. Długo się męczyły. Dwa lata trzymały to w tajemnicy, zanim przyznały – najpierw same przed sobą – że tata jest złym człowiekiem. Później to samo powiedziały mamie.

- Mamo, my już więcej nie chcemy brać tabletek odurzających. Powiemy ci całą prawdę - zaczęła ta starsza.

Marysia

Ma dopiero 15 lat, uczy się jeszcze w gimnazjum i nie lubi zostawać sama w domu z tatą, bo kiedy są sami, tata każe się "tam" dotykać. Mimo że ona płacze, że nie chce.

Zaczęło się dwa lata temu, w wakacje. Tata siedział przed komputerem i oglądał filmy. Zawołał Marysię, posadził ją sobie na kolanie i kazał patrzeć w ekran. Aktorzy uprawiali seks. Ostro, bo to był film pornograficzny. Odwracała głowę, chciała wstać, uciec, ale on ją przytrzymał. Miała siedzieć i patrzeć, bo tata tak chciał.

Później rzucił ją na łóżko, jak jakąś rzecz. Zdjął jej spodnie, potem majtki. Sam też się rozebrał. Kazał się dotykać. Nie chciała. Płakała, wyrywała się, krzyczała, ale nie ustępował. Kiedy zaczął jej wkładać palce, uciekła. Wybiegła na podwórko, rzeczy zakładała w biegu.

Miała wtedy 13 lat i nikomu o tym nie powiedziała. Sparaliżował ją strach, wstyd, a może myślała, że więcej już to się nie powtórzy. Ale powtórzyło się. Dwa miesiące później.

Zostali w domu sami, ale teraz to ona siedziała przed komputerem, kiedy podszedł tata. Kazał jej wstać, rzucił ją na łóżko, znów ściągnął jej spodnie, majtki, znów zaczął dotykać.

- Mówił, że sprawdza, czy nie jestem w ciąży. Odepchnęłam go i wtedy przestał. Przepraszał. Tłumaczył, że robi to dla mojego dobra, że muszę się przyzwyczajać. Prosił: Tylko nie mów nic nikomu córeczko, to będzie nasza tajemnica - zdradzała ją potem matce dziewczyna.

Kiedy starsza córka milkła, mówić zaczynała ta młodsza.

Aneta

Dziś ma 14 lat i uprawia pływanie. Trening, szkoła, trening i tak w kółko. Aneta z domu wychodzi o szóstej rano, wraca o dziewiętnastej. Właściwie całymi dniami jej nie ma. Taka jest zmęczona, że często wręcz zasypia na stojąco. Tata ją dopinguje. Jeździ z nią na treningi, na zawody. W ogóle większą uwagę poświęca młodszej córce niż starszej.

Dwa lata temu zawołał Anetę do szopy.

- Posadził mnie na stole, zdjął majtki i wsadził mi penisa. Płakałam, a on nic sobie z tego nie robił. Miał taką złość w oczach – zwierzyła się ze swojego największego sekretu dziewczyna.

Kiedy tata skończył już gwałcić swoją młodszą córkę, tłumaczył, że robi to dla jej dobra. – Ja mam małego penisa, ale inni faceci mogą mieć dużo większego. Musisz być na to przygotowana, musisz się przyzwyczajać – przekonywał.

- Wtedy, w szopie, mówił, że musi sprawdzić, czy nie jestem w ciąży. Ale ja wtedy miałam okres, to jak mogłam być w ciąży – zastanawia się po dwóch latach Aneta.

Zanim tata zgwałcił córkę, zabierał ją na wycieczki, niby nad staw, do kolegi. Nikogo nigdy nie było. Tata samochód stawiał w zacisznym miejscu i molestował Anetę. Dotykał ją po piersiach, wkładał ręce w majtki. Kiedy w domu byli sami, rozbierał się do naga i kazał na siebie patrzeć. I wciąż powtarzał: Robię to dla twojego dobra, ale nie mów nic nikomu, kochana córeczko.

Aneta: - Raz go odepchnęłam, jak chciał ściągnąć mi majtki. Powiedział, że za to nie doładuje nam komórek.

To taka zwyczajna rodzina

Przez dwa lata dziewczynki trzymały w tajemnicy traumatyczny sekret. Nikt z otoczenia nie zauważył też, że w domu dzieje się coś złego. Nie zauważyła tego matka dziewczynek, nie zauważyli sąsiedzi, nauczyciele, koleżanki. Nikt.

Może dlatego, że rodzinny dom Marysi i Anety niczym się nie wyróżniał. Nie przelewało im się, ale też nie klepali biedy. Tata co prawda od czasu do czasu zaglądał do kieliszka, ale nikt w sumie złego słowa o nim nie mówił. Dziewczynki zresztą też dobrze mówiły o tacie.

– Wcześniej był dla nas dobry – wspominają.

Dorota i Artur, rodzice dziewczynek, pobierają się w 1995 roku, niedługo potem na świat przychodzi ich pierwsza córka, rok później druga. Małżonkowie stawiają dom, prowadzą spokojne życie. On chwyta się różnych zajęć – najpierw prowadzi własną firmę, później jest kierowcą tira, mechanikiem. Ona pracuje dorywczo, ale stopniowo to na jej głowie zaczyna spoczywać utrzymanie domu, bo mąż pracę zmienia jak rękawiczki, do tego coraz częściej zagląda też do kieliszka.

Artur pije ciągami, po trzy-cztery dni, raz na kilka miesięcy, może trochę częściej. Nigdzie już nie pracuje, ale jeździ do Niemiec "na zakupy". Kupuje proszki do prania, płyny do mycia naczyń i sprzedaje towar stałym klientom z Polski. Wyciąga z tego jakieś cztery tysiące złotych miesięcznie.

Dorota też wyjeżdża za granicę. Wciąż chwyta się dorywczych prac. Prowadzi też własną hodowlę kotów, jeździ na zagraniczne wystawy. Jakoś sobie radzą, ale już się między nimi nie układa. Od kilku lat mają rozdzielność majątkową, sypiają też oddzielnie – ona w sypialni, on w salonie. Kłócą się, głównie o pieniądze.

Żyją z dnia na dzień. Dorota nie zauważa tego, że z dziewczynkami dzieje się coś złego, nie przeczuwa najgorszego. Nie wie też, że córki faszerują się lekami. W Internecie wyczytały, że pewien lek, odurza tak mocno, że niewiele można z tego zapamiętać. A siostry chcą zapomnieć. Lek kupują w aptece bez recepty.

Dorota dziś mówi: - To wszystko jest bardzo smutne, jestem tym zszokowana, muszę chronić swoje dzieci.

Śledztwo

To właśnie matka dziewczynek opowiedziała śledczym o dramacie córek. Artur w prokuraturze wszystkiemu zaprzeczył, wszystkiego się wyparł. Przekonywał, że córki uknuły spisek przeciwko niemu, bo był dla nich bardziej surowy niż matka. Nie pozwalał im na wszystko, nie pozwalał wychodzić z chłopakami, "co piją, palą i narkomanią się". Twierdził, że rodzina chce się go pozbyć z domu, że Marysia i Aneta wszystko zmyśliły.

Psycholodzy, którzy rozmawiali z dziewczynkami, uznali jednak, że siostry nie zmyślają, są zrównoważone emocjonalnie, odpowiadają konkretnie na pytania, nie koloryzują wspomnień i nie mają skłonności do dramatyzowania.

Z kolei psychiatrzy przyglądający się tacie dziewczynek uznali, że mężczyzna ma obniżoną uczuciowość i spłycony krytycyzm, ale że nie ma to wpływu na jego poczytalność. Słowem, za swoje czyny Artur może odpowiadać przed sądem.

Jest tylko jeden problem. Tata zniknął.

- Mężczyzna poszukiwany jest listem gończym – mówi Karolina Żurawiecka-Nowak, prezes Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie trafiła sprawa o molestowanie dziewczynek.

Na początku prokuratorskiego śledztwa mężczyzna został przed sąd tymczasowo aresztowany. Kiedy jednak prokuratorzy mieli już gotowy akt oskarżenia, w którym zarzucają Arturowi obcowanie płciowe z córkami i zmuszanie ich do poddawania się tzw. innym czynnościom seksualnym, mężczyznę wypuszczono z aresztu i zastosowano wobec niego łagodniejsze środki nadzoru.

"Dalsze stosowanie tymczasowego aresztu przekształciłoby się w de facto odbywanie kary. Przez okres izolacji nie pojawiły się żadne okoliczności wskazujące na to, iż podejrzany ma zamiar uchylić się od wymiaru sprawiedliwości" – napisała w uzasadnieniu wniosku o zmianę środka zapobiegawczego Iwona Wilk, prokurator z Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim.

Artur przesiedział w areszcie pół roku. Początkowo, po odzyskaniu wolności, stosował się do decyzji sądu i regularnie, trzy razy w tygodniu, meldował się na komisariacie policji. Przepadł dopiero w lutym, kiedy to miał zasiąść na ławie oskarżonych. Ślad po nim zaginął.

Dziewczynki mówią wszystkim, że tata wyjechał do Szwecji.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
  Wysłany: Śro Paź 26, 2011 15:03   

Całkiem sensowna rozmowa do wysłuchania (ok. 50 min.):

http://www.polskieradio.p...rekach-rodzicow

Nie zgadzam się jedynie z bagatelizowaniem przez prof. Iwaniec problemu straszenia dzieci i natychmiastowym usprawiedliwianiem babci Bugalskiego.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Paź 26, 2011 18:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Śro Paź 26, 2011 15:50   

W temacie.

Hasiok & Maciej Maleńczuk - Synu

:-x
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Paź 26, 2011 18:09   

sinsemilla napisał/a:
W temacie.

Hasiok & Maciej Maleńczuk - Synu

:-x

świetnie pokazany toxic parent
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Śro Lis 09, 2011 18:51   

Może się komuś przyda notka prawna:


PRAWO ŚCIGA SPRAWCÓW PRZESTĘPSTW PRZECIWKO OSOBOM BLISKIM ZA:


art. 191 §1 k.k. Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbą bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia - podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 (ścigane z urzędu)*.

art. 197 §1 k.k. Kto przemocą lub groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10 (ściganie na następuje na wniosek pokrzywdzonego)**.

art. 207 §1 k.k. Znęcanie się fizyczne lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny - podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat (ścigane z urzędu)*.

art. 209 §1 k.k. Kto uporczywie uchyla się od wykonywania ciążącego na nim z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego obowiązku opieki prze nie łożenie na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby i przez to naraża ją na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych - podlega karze pozbawienia wolności do lat 2 (ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Lis 10, 2011 14:51   

U trójkowego Kuby dziś znów był poruszany temat klapsów (audycja do wysłuchania w linku):

http://www.polskieradio.p...moralna-rodzica

Co ciekawe, aż 65% słuchaczy (dane na dole strony) opowiedziało się za klapsami jako pomocną forma wychowania! Dużo było komentarzy typu "mnie ojciec lał i jestem mu za to wdzięczny".

A pretekstem do audycji posłużyła taka oto zmiana w prawie:

http://www.rp.pl/artykul/...eska-karte.html

Ostatecznie pewnie osiągniemy to, co z powodzeniem udało się w Szwecji - bezstresowe (czyli ignorujące dziecko) wychowanie, które jest jedynie druga strona tego samego toksycznego modelu. Zakazami i ustawami nie zmienia się trwale i skutecznie mentalności, a jedynie zamiata się problem pod dywan.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Lis 10, 2011 20:09   

I dalej w sprawie wtrącania się państwa w sprawy rodzin:

http://www.tvn24.pl/-1,17...,wiadomosc.html

Cytat:

Za klapsa rodzice trafią przed sąd
OJCU GROŻĄ 2 LATA, MATCE DO ROKU WIĘZIENIA


Jak się okazuje wymierzenie klapsa dziecku może skończyć się w sądzie. Taki los czeka matkę, która w jednej z zielonogórskich galerii handlowych skarciła swego trzyletniego syna klapsem. Ojca dziecka prokurator oskarża o grożenie synowi pobiciem. Doniesienie w tej sprawie złożyła jedna z klientek, która widziała jak rodzice obchodzili się z chłopczykiem.

Zgłoszenie zaowocowało oskarżeniem przeciwko małżeństwu. 32-letniego mężczyznę prokurator rejonowy w Zielonej Górze oskarżył o grożenie synowi pobiciem, a matce zarzucił naruszenie nietykalności cielesnej chłopca poprzez uderzanie go w pośladki.

Ojcu grozi do dwóch lat więzienia, a matce do roku więzienia.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Grzegorz Szklarz podkreślił po raz pierwszy w swojej 20-letniej karierze zawodowej spotkał się aktem oskarżenia obejmującym takie zachowanie rodziców.

W myśl ustawy

Podstawą oskarżenia była Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i kodeks rodzinny i opiekuńczy. Zgodnie z nowelizacją tych aktów prawnych z 10 czerwca 2010 r., ustawodawca zakazał osobom wykonującym władzę rodzicielską oraz sprawującym opiekę lub pieczę nad małoletnim stosowania jakichkolwiek kar cielesnych.

Jak poinformował rzecznik zielonogórskiej prokuratury, jeszcze w 2008 r. Rada Legislacyjna przy premierze rządu polskiego stała na stanowisku, że karcenie, nawet fizyczne, nie oznacza bicia dziecka, a bez stosowania elementów przymusu i przemocy nie sposób zapewnić nawet elementarnego bezpieczeństwa małemu dziecku.

Coraz częściej jednak media donosiły o drastycznych czy wręcz bestialskich przypadkach traktowania małych dzieci przez rodziców i opiekunów. Wówczas nastąpiły zmiany w prawie zakazujące bicia dzieci.

baj//kdj

Super mądre rozwiązanie - wsadźmy rodziców do więzienia, a dziecko do domu dziecka/rodziny zastępczej i problem zniknie :razz: O, na przykład do takiej "rodziny zastępczej", jak ta:

http://www.tvn24.pl/12690...,wiadomosc.html

Chore podejście do spraw, chore ustawy, które niczego nie naprawią, wręcz przeciwnie. No i wspiera się tez donosicielstwo, zamiast zachęcać zatroskanych obywateli do odwagi i samodzielnego reagowania w takich sprawach. Wyobrażacie, co by się działo, gdyby taka zgorszona klientka spróbowała przemówić tym rodzicom do rozsądku? To ją by mogła zgarnąć ochrona/policja! A tak dyskretny telefonik i możemy wkrótce pakować rodziców do więzienia, nie ważne, co to znaczy dla dziecka, przecież donosik wykonano w trosce o jego "dobro".

Marishka
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Czw Lis 10, 2011 20:28   

Juz dawno pislam o tym,ze do tego dojdzie.Takze nawet mnie to nie dziwi.Klaps jest bardzo tragiczny dla dziecka,dla jego psychiki,ale juz odebranie dziecka rodzicom i postawienie ich przed sadem i oddanie dziecka obcym ludziom to dla dziecka wyzwolenie od "rodzicow oprawcow".Cel zostal osiagniety,wiedzialam,ze bedzie to wymierzone w rodziny,gdzie klaps zdarza sie,bo zaden rodzic nie jest swiety i kazdemu moga puscic nerwy nawet najbardziej kochajacym rodzicom.Natomiast nikt nie bedzie donosil na pijana matke,albo na konkubenta,ktorzy znecaja sie nad dzieckiem,no bo wielki strach.O znecaniu sie dowiadujemy sie jak dziecko trafi polamane do szpitala albo juz nie zyje.
Bylam tego pewna,ze dotego dojdzie.
_________________
Z osobami z HIV i osobami odpowiedzialnymi za śmierć współforowiczów oraz ze złośliwymi kurduplami nie rozmawiam.
Nie rozmawiam również z ludźmi o mentalności motłochu, który pragnie tanich igrzysk.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Lis 10, 2011 21:16   

Jak bardzo toksyczne musiały być relacje rodzic-dziecko, by dziecko (nawet to dorosłe) aż tak bardzo bało się powiedzieć o sprawach trudnych/niewygodnych? A później dochodzi do tragedii...

Przypadek 1:

http://wiadomosci.wp.pl/t...,wiadomosc.html
Cytat:

Zmasakrował ciało ojca, posiedzi 15 lat

Na karę 15 lat więzienia skazał sąd okręgowy w Koninie (Wielkopolskie) 27-letniego Marcina B., oskarżonego o zabójstwo własnego ojca. Zdaniem sądu, Marcin B. zmasakrował ciało swojego ojca i dlatego nie można mówić o żadnej obronie, a tym bardziej o obronie koniecznej. Prokurator żądał kary 25 lat, a obrona sześciu lat pozbawienia wolności.

Do tragedii doszło pod koniec października 2009 r., w trakcie sprzeczki. - Na podjeździe do posesji należącej do zamordowanego przypadkowi przechodnie znaleźli wtedy dwóch rannych mężczyzn: 55-letniego Ryszarda B. i jego syna Marcina - powiedział rzecznik prasowy prokuratury okręgowej, Marek Kasprzak.

Ryszard B. zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń. Jego syn miał niegroźne okaleczenia.

Do sprzeczki oskarżonego z ojcem doszło w garażu. Marcin ukrywał do tej pory przed rodziną, że już w 2005 r. został skreślony z listy studentów. Rodzina oskarżonego wybierała się nawet na jego absolutorium na Politechnice Poznańskiej. Ojciec opowiadał o tych zamiarach rodzinie i znajomym.

- Wina oskarżonego w świetle zgromadzonego materiału dowodowego nie budziła wątpliwości - mówił sędzia Robert Kwieciński. Zdaniem sądu, Marcin B. zmasakrował ciało swojego ojca i dlatego nie można mówić o żadnej obronie, a tym bardziej o obronie koniecznej, o co wnosił obrońca, który zapowiedział apelację od wyroku. Podobnie zamierza postąpić oskarżenie.

Sędzia przyznał, że w sprawie są też okoliczności łagodzące, ponieważ Marcin B. nie planował tego, co się stało, a zamiar pozbawienia życia ojca pojawił się w trakcie sprzeczki.

Feralnego dnia Ryszard B. malował ścianę garażu. Wtedy syn postanowił powiedzieć mu prawdę o jego rzekomych studiach. Doszło do sprzeczki, Marcin wyrwał ojcu nóż, którym otwierał puszkę z farbą, i zadał mu ciosy w głowę, klatkę piersiową i szyję.

Następnie pozostawił ojca na podjeździe do garażu, a sam poszedł do łazienki i tam zadał sobie kilka ciosów. Policjantom powiedział, że zranili go nieznani ludzie, którzy napadli na jego rodzinny dom - wynika z aktu oskarżenia.

Marcin B. został aresztowany dopiero w lipcu 2010 r. Wtedy przyznał się do zamordowania ojca.


Przypadek 2:

http://nasygnale.pl/kat,1...ml?ticaid=5d5ba
Cytat:

Justyna (+ 16l.) ze wsi pod Działdowem (woj. warmińsko-mazurskie), po wypadku samochodowym, zamiast jechać do szpitala, poszła do domu spać. Ze strachu przed rodzicami, nie powiedziała że boli ją brzuch i kręci jej się w głowie. Kilkanaście godzin później zmarła z powodu krwotoku wewnętrznego...

Tragedia rozpoczęła w nocy z piątku na sobotę na drodze pod Działdowem. 23-letni Marek T. z Rybna, zdezelowanym fiatem uno, zamiast zwolnić na zakręcie, wcisnął gaz do dechy. Małe autko, wpadło w poślizg i po przejechaniu kilkunastu metrów bokiem dachowało z wysokiej na kilka metrów skarpy do lasu. Wszyscy podróżujący samochodem, o własnych silach wydostali się z wraku. Przerażeni, zamiast wezwać pomoc, uciekli do swoich domów.

Justyna S. († 16 l.), która siedziała z tyłu auta bez zapiętych pasów bezpieczeństwa, doznała największych obrażeń. Ale choć były poważne, to jednak według śledczych nie były śmiertelne. Wystarczyło żeby w porę trafiła do szpitala i po tygodniu cieszyłaby się zdrowiem. Jednak przestraszona nastolatka, zamiast wezwać pomoc, podobnie jak znajomi, wybrała kilkukilometrową wędrówkę do domu. Teraz już wiadomo, że stan Justyny z każdą chwilą się pogarszał. Śledziona uszkodzona podczas zderzenia pękała dalej powodując wylew krwi do jamy otrzewnej. Pękła też uszkodzona nerka i lewy płat wątroby.

Gdy Justyna dotarła do domu, w obawie przed gniewem rodziców, nie powiedziała bliskim o swoim bólu i wypadku. Po cichu weszła do swojego pokoju i położyła się spać. Kilkanaście godzin później matka zaniepokoiła się, że córka tak długo nie wstaje. Kiedy do niej poszła, dziewczyna była już półprzytomna.

Wezwane na miejsce pogotowie zabrało 16-latkę wprost na salę operacyjną działdowskiego szpitala. Jednak mimo wysiłków lekarzy zmarła. Wewnętrzny krwotok spowodował zakażenie organizmu.

Na polecenie prokuratora Marek T., chłopak nastolatki i kierowca auta, został zatrzymany. Sąd aresztował go na trzy miesiące.

W czwartek odbędzie się pogrzeb Justyny, która za kilka dni miała świętować swoje 17. urodziny...

Marishka
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Pią Lis 11, 2011 00:59   

M i T napisał/a:
Co ciekawe, aż 65% słuchaczy (dane na dole strony) opowiedziało się za klapsami jako pomocną forma wychowania! Dużo było komentarzy typu "mnie ojciec lał i jestem mu za to wdzięczny".


Moi rodzice ostatnio dali wykład mojemu bratu, jak to dobrze, że mnie *ali w dzieciństwie, to wyszedłem na ludzi. Brat akurat stoczył się - nie dziwota, jak dalej mieszka z tak toksycznymi ludźmi.
To jest właśnie najbardziej krzywdzące, że oprawcy przypisują sobie moje osiągnięcia - a robiłem przecież wszystko pod prąd im, pod prąd. A jak do czegoś doszedłem to przypisali to sobie... to jest sedno.

ale pochwalę się, że zerwałem z nimi kontakt, pierwsze święta BŻ w tym roku spędze poza "rodziną" :)
w dodatku spora część dalszej rodziny po tym jak dowiedziała się o moim strasznym dzieciństwie - olała moich rodziców i chyba rodzice będą "świątować" z bratem tylko...

dzień zwycięstwa przyszedł po tylu latach :)
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Pią Lis 11, 2011 01:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Śro Lis 16, 2011 15:03   

rece opadaja.... http://wiadomosci.gazeta...._wylowiono.html
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Czw Lis 17, 2011 13:48   

No i okazalo sie ze wepchnela , "mialam dosc tego dziecka" powiedziala. brak mi slow
http://wiadomosci.wp.pl/t...,wiadomosc.html
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
idka 

Wiek: 46
Dołączyła: 16 Lis 2011
Posty: 9
Skąd: Kraków
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 00:54   

Starałam przebić sie przez kolejne strony...uff - częściowo może mi się to udało.

Mnie w domu nikt nigdy nie bił, wszyscy mnie kochali, mama, babcia, dziadek, taty nie miałam, potem miałam na chwilę... W zasadzie wychowałam się bez ojca i na pewno ten fakt rzutuje na całe moje życie i kolejne nie udane związki.
Obecnie sama wychowuję dwóch synów, tak wybrałam, nie chciałam się i ich dłużej męczyć. Jednak nie czuję się przez fakt bycia samą w jakiś specjalny sposób upośledzona, pokrzywdzona, może przez to ze moja mama była w stanie wychować sama siostrę i mnie, pewnie dlatego daje mi to poczucie ze nie jest to żadna niezwykłość.
Nie biję swoich dzieci, do wielkiej rzadkości należy klaps, nawet gdy puszczają nerwy. Zdarza mi się krzyczeć. Nie jestem świętą, poświęcającą się mamą, jednak i tak większość mojej uwagi skupia się na dzieciach, zaspokajaniu ich potrzeb emocjonalnych i materialnych. Staram się nie powielać błędów mojej mamy ( błędów w moim rozumieniu ). Moi synowie mają kontakt ze swoim ojcem i dopóki będą sobie takiego kontaktu życzyli, to będą go mieli. Jednocześnie nie staram się ich okłamywać, usprawiedliwiać ojca w ich oczach. Mimo że nie są duzi ( 3 i 7 lat), dużo rozumieją i przede wszystkim nie są ślepi. Pomimo moich obecnych wysiłków oni i tak kiedyś poddadzą mnie jako mamę, człowieka, kobietę krytyce. Takie ich odwieczne prawo.
Uważam że choćbyśmy my jako rodzice, matki i ojcowie, nie wiem jak się starali, to i tak nie unikniemy błędów wychowawczych. Każde młodsze pokolenie ma do poprzedniego pretensje o coś, tak było, jest i będzie.
Wydaje mi się że na nic zdadzą się poradniki, w życiu codziennym i tak zawsze najbardziej liczy się ten złoty środek, po prostu trzeba wypośrodkować i kochać swoje dzieci takimi jakimi są, szanować je i ich zdanie, stawiać im granice i wymagania w granicach rozsądku, potrafić słuchać, dotrzymywać słowa, często iść na kompromis...
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 14:05   

idka napisał/a:
Nie jestem świętą, poświęcającą się mamą, jednak i tak większość mojej uwagi skupia się na dzieciach, zaspokajaniu ich potrzeb emocjonalnych i materialnych.


A jak niby inaczej, dzieci mają się zajmować tobą i twoim wychowaniem?

Zgubiłem_hasło napisał/a:
M i T napisał/a:
Co ciekawe, aż 65% słuchaczy (dane na dole strony) opowiedziało się za klapsami jako pomocną forma wychowania! Dużo było komentarzy typu "mnie ojciec lał i jestem mu za to wdzięczny".


Moi rodzice ostatnio dali wykład mojemu bratu, jak to dobrze, że mnie *ali w dzieciństwie, to wyszedłem na ludzi. Brat akurat stoczył się - nie dziwota, jak dalej mieszka z tak toksycznymi ludźmi.
To jest właśnie najbardziej krzywdzące, że oprawcy przypisują sobie moje osiągnięcia - a robiłem przecież wszystko pod prąd im, pod prąd. A jak do czegoś doszedłem to przypisali to sobie... to jest sedno.

ale pochwalę się, że zerwałem z nimi kontakt, pierwsze święta BŻ w tym roku spędze poza "rodziną" :)
w dodatku spora część dalszej rodziny po tym jak dowiedziała się o moim strasznym dzieciństwie - olała moich rodziców i chyba rodzice będą "świątować" z bratem tylko...

dzień zwycięstwa przyszedł po tylu latach :)


Twoi starzy są chorzy psychicznie. Psychicznie czyli duchowo. Mają pomieszane zmysły. Ale niestety psychololo nie ma na to żadnego paragrafu.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pią Lis 18, 2011 14:11, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 14:22   

MiT napisał/a:
Super mądre rozwiązanie - wsadźmy rodziców do więzienia, a dziecko do domu dziecka/rodziny zastępczej i problem zniknie :razz: O, na przykład do takiej "rodziny zastępczej", jak ta:...

MiT napisał/a:

Dla porównania warto dodać, że w tak "bezbożnym", "pogańskim", wręcz "satanistycznym" kraju jak Szwecja, już od 30 lat istnieje całkowity zakaz bicia dzieci (tak, chodzi o klapsy też, ciągle będę to powtarzać). Skutki takiej polityki każdy widzi sam i nie trzeba je nawet komentować. Wystarczy popatrzeć na statystyki dotyczące np. poziomu życia, statusu kobiet czy poziomu przestępczości w tym "diabelskim" kraju...

Marishka

:faint:
Ale to ci dobry przykład był...Szwecja :razz:
Cytat:
Ile dzieci odbieranych jest rodzicom w Szwecji?
- Statystyki szwedzkie mówią o 20 tys. decyzji w skali roku o odebraniu dzieci.


Tak jak mówiłam.Za klapsa dzieci poodbierać,a o znęcaniu się dowiadujemy się z TV,jak już jest musztarda po obiedzie.
Nastepnym razem Marishko nie bądź taka oburzona,bo to ludzie z taką samą mentalnością jak wasza.
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Pią Lis 18, 2011 16:09, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 14:32   

Zgubiłem_hasło napisał/a:

ale pochwalę się, że zerwałem z nimi kontakt, pierwsze święta BŻ w tym roku spędze poza "rodziną" :)

Doprawdy nie ma się czym chwalić.Zrywanie stosunków z rodziną,to nie jest powód do chwalenia się.Owszem jak się trudno dogadać,to najlepiej zerwać,ale to nie jest powód do żadnej dumy.Zło,czyli rozwalanie rodziny,zrywanie kontaktu,to nie powód do dumy.Powód do dumy byłby wtedy, jeślibyście wszyscy doszli do porozumienia i żylibyście ze sobą w zgodzie,szanując jedno drugiego.O tak,to byłoby wielkie osiągnięcie i powód do dumy.
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Pią Lis 18, 2011 14:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 14:47   

zyon napisał/a:
No i okazalo sie ze wepchnela , "mialam dosc tego dziecka" powiedziala. brak mi slow
http://wiadomosci.wp.pl/t...,wiadomosc.html


Lepsze jest to że była "takjakby w depresji" i pod opieką psychololo:

Cytat:
Nam udało się zdobyć garść nieoficjalnych informacji. Ewa K. od początku miała problemy z wychowaniem swej jedynej córki. Reagowała na dziecko bardzo nerwowo, tak, jakby wciąż była pod wpływem depresji poporodowej. Nie radziła sobie z rodzicielskimi obowiązkami, często płakała. Kobieta znalazła się pod opieką psychiatry. Niewiele to jednak zmieniło, choć mimo wszystko nikt nie spodziewał się najgorszego...
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pią Lis 18, 2011 14:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 15:14   

rakash napisał/a:

Lepsze jest to że była "takjakby w depresji" i pod opieką psychololo:

Cytat:
Nam udało się zdobyć garść nieoficjalnych informacji. Ewa K. od początku miała problemy z wychowaniem swej jedynej córki. Reagowała na dziecko bardzo nerwowo, tak, jakby wciąż była pod wpływem depresji poporodowej. Nie radziła sobie z rodzicielskimi obowiązkami, często płakała. Kobieta znalazła się pod opieką psychiatry. Niewiele to jednak zmieniło, choć mimo wszystko nikt nie spodziewał się najgorszego...

O ja pierniczę,faktycznie niezłe. Specjaliści psychololo :faint:
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 15:31   

Bo nikt się nie spodziewał przecież najgorszego.
_________________

 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 16:10   

MiT napisał/a:
Super mądre rozwiązanie - wsadźmy rodziców do więzienia, a dziecko do domu dziecka/rodziny zastępczej i problem zniknie :razz: O, na przykład do takiej "rodziny zastępczej", jak ta:...

MiT napisał/a:

Dla porównania warto dodać, że w tak "bezbożnym", "pogańskim", wręcz "satanistycznym" kraju jak Szwecja, już od 30 lat istnieje całkowity zakaz bicia dzieci (tak, chodzi o klapsy też, ciągle będę to powtarzać). Skutki takiej polityki każdy widzi sam i nie trzeba je nawet komentować. Wystarczy popatrzeć na statystyki dotyczące np. poziomu życia, statusu kobiet czy poziomu przestępczości w tym "diabelskim" kraju...

Marishka

:faint:
Ale to ci dobry przykład był...Szwecja :razz:
Cytat:
Ile dzieci odbieranych jest rodzicom w Szwecji?
- Statystyki szwedzkie mówią o 20 tys. decyzji w skali roku o odebraniu dzieci.

Cytat:
Jak urzędnicy socjalni uzasadniają swoje decyzje, odbierając dziecko?
- Zgodnie z prawem mogą oni odebrać dziecko, jeśli doświadcza ono przemocy ze strony rodziców, jeśli znęcają się nad nim, ale przepisy umożliwiają podjęcie takiej decyzji także w "innym przypadku". Dlatego pracownicy socjalni rozszerzyli rozumienie tego przepisu do absurdalnych rozmiarów. Prawo stanowi, że decyzja o odebraniu dziecka rodzicom powinna być ostatecznością, po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości. To oznacza, że najpierw urzędnicy powinni próbować pomóc rodzinom, a dopiero w ostateczności mogą podjąć decyzję o przekazaniu dziecka do rodziny zastępczej, gdy naprawdę nie będzie już innej drogi! Odbieranie dziecka rodzicom, odłączanie go od mamy i taty za to, że dali mu klapsa, jest także ogromną karą i ogromnym szokiem dla niego samego!

To ci cudowna Szwecja.
Marishka napisał/a:
Wystarczy popatrzeć na statystyki dotyczące np. poziomu życia, statusu kobiet czy poziomu przestępczości w tym "diabelskim" kraju...

No,to sobie popatrz i piej z zachwytu nad własnymi poglądami.
http://www.naszdziennik.p...521&id=my11.txt


Tak jak mówiłam.Za klapsa dzieci poodbierać,a o znęcaniu się dowiadujemy się z TV,jak już jest musztarda po obiedzie.
Nastepnym razem Marishko nie bądź taka oburzona,bo to ludzie z taką samą mentalnością jak wasza.

O tutaj jest dobre;
Cytat:
Ci biurokraci nie patrzą na dzieci jak na ludzi, ale jak na numery. Często sami nie mają własnych dzieci, ale uważają, że wiedzą, co jest dla nich najlepsze.

Marishka napisał/a:
tak, chodzi o klapsy też, ciągle będę to powtarzać).

Cóż za podobieństwo.

Tak,powtarzaj i stawiaj za przykład Szwecję.
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Pią Lis 18, 2011 16:28, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 16:49   

Rzecz dotyczy Szwecji i klapsów.
Marishka napisał/a:
Wystarczy popatrzeć na statystyki dotyczące np. poziomu życia, statusu kobiet czy poziomu przestępczości w tym "diabelskim" kraju...

Marishka

No to mamy statystyki;
Cytat:
Jakie negatywne skutki dla szwedzkiego społeczeństwa niesie to wynaturzone prawo?
- Szwecja utrzymuje "prawo antyklapsowe" od 1979 r. Jego zadaniem - formalnie - było zabezpieczenie dzieci przed przemocą, a także przed groźbą utraty życia. Do czasu jego uchwalenia, według statystyk, notowano średnio 7 przypadków zabicia dziecka przez rodziców w skali roku, co stanowiło ułamek procenta ludności tego kraju. Tymczasem od czasu wprowadzenia tego prawa drastycznie wzrosła liczba zgonów wśród dzieci odebranych biologicznym rodzicom. Przede wszystkim były one spowodowane samobójstwami dzieci, które nie chciały wychowywać się w rodzinach zastępczych.

No,widzisz teraz statystyki?
Marishko bez urazy,ale nie znasz sie kompletnie na wychowywaniu dzieci.Kompletnie.
Nie potrafisz wybiec w przyszłość,nie potrafisz przewidzieć pewnych rzeczy.Sądziłaś,że ta ustawa jest taka dobra,że należy Szwecję stawiać za przykład,a tym czasem co?A dziś się oburzasz.Co będzie za kilka lat?Będziesz broniła rodziców,którym się zdarza dać dziecku klapsa?Czy będziesz jeszcze miała odwagę pisać na temat,co dziecku małemu potrzeba?Będziesz jeszcze miała odwagę pisać,jak wychowywać dzieci? Pytania retoryczne...
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Wto Lis 29, 2011 23:04   

http://www.tvn24.pl/-1,17...,wiadomosc.html
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Śro Lis 30, 2011 14:09   

M i T napisał/a:
U trójkowego Kuby dziś znów był poruszany temat klapsów (audycja do wysłuchania w linku):

http://www.polskieradio.p...moralna-rodzica

Co ciekawe, aż 65% słuchaczy (dane na dole strony) opowiedziało się za klapsami jako pomocną forma wychowania! Dużo było komentarzy typu "mnie ojciec lał i jestem mu za to wdzięczny".

A pretekstem do audycji posłużyła taka oto zmiana w prawie:

http://www.rp.pl/artykul/...eska-karte.html

Ostatecznie pewnie osiągniemy to, co z powodzeniem udało się w Szwecji - bezstresowe (czyli ignorujące dziecko) wychowanie, które jest jedynie druga strona tego samego toksycznego modelu. Zakazami i ustawami nie zmienia się trwale i skutecznie mentalności, a jedynie zamiata się problem pod dywan.

Marishka


Sluchalem wtedy tego i z dosc pozytywnym zdziwieniem zauwazylem, ze wiekszosc dzwoniacych klapsy sytuowalo tam gdzie sie znajdowaly od poczatku istnienia ludzkosci - w sferze narzedzi lagodnej kary, dyscplinowania i niczego wiecej. Rownanie tego z przemoca i to absurd i niestety wplyw takich szkodnikow jak superniania na spoleczenstwo. A o klapsy nikt nie ma zalu do rodzicow.

Klapsy byly, sa i beda, tak jest juz w naturze, goryle daja klapsy, tygrysy daja klapsy, niedzwiedzie daja klapsy i jakos nie zastanawiaja sie nad tym czy przypadkiem sie nie utoksyczniaja. I to w dodatku sa takie KLAPSY, nieraz widac na filmach przyrodniczych jak lwica daje klapsa swoim kociakom, to sie taki turla pare metrow czasami. I nie widac w nim zadnej zadry w uczuciach.
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Śro Lis 30, 2011 14:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 19:52   

http://wiadomosci.onet.pl...-wiadomosc.html

Cytat:

My, normalne dziewczyny z poprawczaka
29 lis, 10:50 Grzegorz Łabędziewski / Onet

Do tego poprawczaka trafiają nieletnie nie tylko z patologicznych rodzin. Też "normalne" dziewczyny. Takie, które spotkać można w metrze, na frytkach w McDonaldzie, albo w kolejce po bilety do kina.

Agata: – Nie wiem jak to się stało. Nie pamiętam tego. Dopiero na komendzie dowiedziałam się, że kogoś dźgnęłam nożem. Podobno dziewczynę. Pamiętam tylko, że ta ukłuta obrażała moją rodzinę. A tego nie wybaczę nikomu. Nawet na trzeźwo.

Kaśka: – Miałam szesnaście lat, kiedy umarł tata. To był styczeń, a ja do kwietnia piłam codziennie. Nigdy nie trzeźwiałam.

Falenica – miejsce rodzinnego zapomnienia

Wielka brama. Ogrodzenie zabezpieczone przed ucieczką. W oknach kute, grube kraty. Zakład Poprawczy. To miejsce, do którego nie trafia się przypadkiem. Tutaj nie przychodzi się prosto z ulicy – podkreśla dyrektor placówki – Romuald Sadowski. To miejsce, na które trzeba sobie szczególnie "zasłużyć". Na początku wystarczy popełnić jeden niewłaściwy krok, spotkać nieodpowiednich znajomych, być za mało asertywnym. Jeśli dodać do tego nieodpowiednio fukncjonującą rodzinę, to ten mechanizm przyczynowo – skutkowy zaczyna rozpędzać się z taką siłą, że zatrzymać go może tylko cud. Dyrektor poprawczaka takie cuda już w Falenicy widział.

W tym ośrodku "rodzinnego zapomnienia".

Do tego poprawczaka trafiają nieletnie nie tylko z patologicznych rodzin. Też "normalne" dziewczyny. Takie, które spotkać można w metrze, na frytkach w McDonaldzie, albo w kolejce po bilety do kina.

Agata i Kasia mają po osiemnaście lat. Zwracają na siebie uwagę urodą. Na ulicy trudno byłoby sobie wyobrazić, że to dziewczyny ze sporym doświadczeniem przestępczym. Z bliska jednak wnikliwy obserwator dostrzeże wystające zza rękawa ślady po samookaleczeniach.

Agata: – Tnę się, kiedy nie mogę sobie z czymś poradzić, kiedy coś mnie przerasta. Ostatni raz, kiedy straciłam dziecko. Dwa miesiące temu. Poroniłam w trzecim miesiącu. Dlatego te nacięcia są najgłębsze.

Agata

Kiedy miała 2,5 roku zmarła jej matka, a kiedy skończyła trzy latka, w dniu jej urodzin – odszedł ojciec. Odtąd Agatką opiekowała się 89–letnia babcia. Osiemdziesiąt lat różnicy między nimi to zbyt wiele, aby łapać w locie wspólne myśli i słowa. To różnica dwóch pokoleń. To za dużo, żeby rozmawiać o problemach młodych. Był za to kościół w każdą niedzielę i środę. Było całodzienne sobotnie sprzątanie. Jedynym oparciem dla kilkunastoletniej Agaty stał się brat ojca. Od czasu do czasu przyjeżdżał do domu swojej mamy z oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości. Mył okna, sprzątał dom, robił większe zakupy. Ale dla Agaty najważniejsze było to, że mogła z nim porozmawiać o problemach w szkole, kłopotach z nauką. To wujek przepytywał ją z tabliczki mnożenia i mówił, co dobre w życiu, a co złe. To od niego dostała małego pieska, żeby "miała codziennie przyjaciela przy sobie". Do dzisiaj pamięta "Małego Księcia" czytanego na dobranoc.

I to, że o swoją różę trzeba dbać. Wujek zmarł nagle. Nie zdążyli się nawet pożegnać. Dzisiaj Agata przyznaje, że jego śmierć była zdarzeniem, po którym "przeszła na złą stronę mocy". Nie warto było już o nic się starać. Zaczęła się buntować, jak każda dorastająca dziewczyna. Przeciwko wszystkiemu prawie. Nauczyła się drogi na skróty. Odkryła, że nie trzeba napracować się, aby żyć. Przynajmniej z dnia na dzień. W gimnazjum pojawiło się "szemrane" towarzystwo. Zaczęły się wagary, późne wracanie do domu. To wtedy po raz pierwszy ukradła: gumy do żucia, słodycze i ozdoby do włosów. Została złapana. Przydzielono jej kuratora sądowego. Wtedy postanowiła nie chodzić do szkoły:

– Poznałam inne życie, doceniłam wolność. Można nic nie robić. Cały dzień oglądać telewizję.

Babcia nie chodzi przecież na wywiadówki, a więc nie dowie się o niczym. To wszystko bardzo mi się podobało.

Kosa za babcię

Zima 2008. Agata i jej koleżanka idą na Pasterkę. Tak obiecały rodzinie. Nigdy do kościoła jednak nie docierają. Na ulicy spotykają kolegę, kupują piwo i dołączają do nowego towarzystwa. To tam Agata poznaje swojego przyszłego chłopaka. Zaczyna się codzienne picie, wielodniowe ucieczki. Po powrocie do domu, po pijanemu – wszczyna awantury, upokaża babcię i znęca się nad nią. Po kolejnej kłótni, rzuconemu w stronę babci – "wyp...aj!", do domu przyjeżdża policja. Sprawa sądowa. Izba Dziecka, później Schronisko dla Nieletnich. Po dwóch miesiącach kolejna rozprawa, podczas której babcia wybacza przewinienia i prosi sąd o wypuszczenie wnuczki ze schroniska. Następne dwa tygodnie mijają spokojnie. Dla babci to piękne chwile. Ani przez chwilę nie żałuje prośby, wypowiedzianej po cichu do sędziego: – Bardzo proszę o danie szansy mojej wnuczce. To w głębi serca dobre dziecko.

Jest szczęśliwa. Jeszcze wtedy nie przeczuwa, że za chwilę straci wnuczkę na dłużej.

Po dwóch tygodniach razem ze stęsknionym chłopakiem Agata znika na wiele dni. Pije, włóczy się po mieście. Spotyka z "podwórkowym" towarzystwem. Pali marihuanę, bierze amfetaminę, zapija alkoholem. Podczas jednego z takich wieczornych melanżów, w ataku furii i agresji rani nożem siostrę koleżanki. Za to, że ta obraziła jej babcię. Ponownie – sąd i zakład poprawczy.

Agata ucieka z ośrodka. Po kilkunastu dniach zostaje złapana i tym razem dochodzi kolejny problem. Jest podejrzana o udział w zbrodni. Podczas jednej z parkowych libacji dochodzi do zbiorowego gwałtu, zakończonego morderstwem. Ofiarą jest wracająca z pracy młoda dziewczyna.

Dzisiaj widać, że to ciężki temat do wspomnień. Agata załzawione oczy kieruje w stronę okien z zielonymi kratami: – Ja znałam tę dziewczynę. To była moja sąsiadka z bloku. Kompletnie nie wiedziałam, co ma się tam wydarzyć. O gwałcie i morderstwie dowiedziałam się po tygodniu. Nie uczestniczyłam w tym zdarzeniu. Z chłopakiem około pierwszej nad ranem opuściliśmy to miejsce, a tragedia rozegrała się o czwartej. Ale podejrzenie niestety było.

Mijały tygodnie, miesiące. Babcia Agaty nie zapomniała o wnuczce. Przyjeżdża na odwiedziny do Falenicy. Ostatnio była na jej urodzinach we wrześniu.

– Oprócz babci nikogo nie mam. Bardzo ją kocham i boję się dnia, kiedy mnie zostawi. Jak wujek czy tata, kiedy byłam mała. Babcia to moja jedyna rodzina. Kto na mnie będzie czekał tam, na zewnątrz, kiedy jej zabraknie? – pyta Agata.

Kaśka

Kasia pochodzi z rodziny, jakich wiele w miejskim blokowisku. Mama jest krawcową, tata wyjeżdża do Niemiec i tam zarabia pieniądze na utrzymanie rodziny. Powodzi im się dobrze. Jeden z braci Kasi studiuje informatykę. Jest na czwartym roku. Mama zapracowana, tata wiecznie "na wyjeździe" – dzieci całymi dniami same siedzą w domu. – Byłam "córusią tatusia" – wspomina z uśmiechem.

Kiedy kończy szesnaście lat, tata umiera. Mama załamuje się, zamyka przed światem. Starszy brat zawala studia, zaczyna pić, brać narkotyki. – Tata zmarł w styczniu, a ja do kwietnia piłam codziennie. Nigdy nie trzeźwiałam – wspomina Kaśka.

Żeby zarobić na alkohol, kradnie perfumy w galeriach handlowych. Z tego powodu jest nawet dumna, bo przecież radzi sobie jakoś sama. Dochodzi do takiej wprawy, że z łatwością wynosi po kilka sztuk kartoników za jednym razem. No fiu, fiu – myśli sobie po cichu – niezła jestem! Nie ma oporów przed kradzieżą biżuterii ze swojego domu. Cel uświęca środki. Tak wtedy do wszystkiego podchodzi. Cała reszta nie ma żadnego znaczenia. Elementarne zasady przyzwoitości? – nie istnieją. Mama Kasi walczy ze swoją bezradnością po stracie męża. Staje się bardzo nerwowa, skupiona na swoim bólu: – Mamy rozmowy ze mną polegały tylko na wyzwiskach: ty pijaczko!, ty ku...o! Były przepychanki, bicie w twarz. Kiedy tata żył takie zachowanie byłoby nie do pomyślenia. Szkoda gadać.

Potem relacje Kasi z matką były już tylko gorsze. Interwencje policji stały się codziennym rytuałem. Pewnego dnia Kaśka wzięła do ręki nóż. Siedząc w kuchni drapała nim – niczym w horrorze – po drewnianym stole. Mama przekonana, że za chwilę nastapi atak na nią – wzywa policję.

Przestępstwa z samotności

Policja przekazuje nieletnią do szpitala psychiatrycznego. Matka składa sprawę przeciwko córce o znęcanie się psychiczne i fizyczne. Później odbywa się rozprawa sądowa. Po niej dwumiesięczny pobyt w schronisku dla nieletnich i w końcu – zakład poprawczy. Tutaj będzie przynajmniej do skończenia następnej klasy. Co będzie robiła później? Nie wie. Boi się swojego nałogu. Wie, że w chwili zwątpienia i słabości, upomni się o nią. Tego boi się najbardziej. Jej "normalna" rodzina umarła wraz ze śmiercią taty. – Czy chciałabym urodzić się raz jeszcze? W pewnym sensie tak. Bo to oznaczałoby, że mogę cofnąć czas. Wtedy zobaczyłabym mamę kochającą, umiejącą wysłuchać mnie do końca. Bez tego krzyku. Tak, tego tak bardzo bym chciała...

Agata i Kasia nie uważają się za dziewczyny z marginesu. Miały normalne domy. To czego im zabrakło, a co dopiero teraz widzą z perspektywy poprawczaka to brak bliskości. Obie mówią podobnie: – Miałyśmy w życiu mniej szczęścia, za mało miłości. Takich dziewczyn jak one w poprawczakach jest więcej. – To znak czasów – mówi Romuald Sadowski – w których pęd za pieniędzmi z jednej strony, a z drugiej – bieda, rodzą ogromną frustrację. Później pojawia się tak bardzo niebezpieczna – samotność. A stąd już tylko krok od tragedii.


Najbardziej w tym artykule "rozwala" mnie zestawienie tych zdań: "nie uważają się za dziewczyny z marginesu. Miały normalne domy." z brutalną prawdą: "Mamy rozmowy ze mną polegały tylko na wyzwiskach: ty pijaczko!, ty ku...o! Były przepychanki, bicie w twarz.". Ooo tak! Dom, w którym dziecko jest w ten sposób maltretowane jest absolutnie "normalny" :razz: I póki będzie w ten właśnie sposób postrzegany i usprawiedliwiany (a tragedia dziecka bagatelizowana), dziewczyny nie będą miały szans na skuteczne wyjście z problemów.

Marishka
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 19:57   

Edyta Słonecka napisał/a:
Doprawdy nie ma się czym chwalić.Zrywanie stosunków z rodziną,to nie jest powód do chwalenia się.Owszem jak się trudno dogadać,to najlepiej zerwać,ale to nie jest powód do żadnej dumy.Zło,czyli rozwalanie rodziny,zrywanie kontaktu,to nie powód do dumy.Powód do dumy byłby wtedy, jeślibyście wszyscy doszli do porozumienia i żylibyście ze sobą w zgodzie,szanując jedno drugiego.O tak,to byłoby wielkie osiągnięcie i powód do dumy.


Marna prowokacja, bo odejście z tego domu było jedynym słusznym wyjściem.
Rozumując jak szanowna forumowiczka, wszystkie gwałcone córki mają bratać się z "tatusiami"...
A jak gwałcona córka odejdzie od domu, to wyrządza zło...
czyżbyśmy coś wypierali?
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Czw Gru 01, 2011 19:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 20:10   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
Edyta Słonecka napisał/a:
Doprawdy nie ma się czym chwalić.Zrywanie stosunków z rodziną,to nie jest powód do chwalenia się.Owszem jak się trudno dogadać,to najlepiej zerwać,ale to nie jest powód do żadnej dumy.Zło,czyli rozwalanie rodziny,zrywanie kontaktu,to nie powód do dumy.Powód do dumy byłby wtedy, jeślibyście wszyscy doszli do porozumienia i żylibyście ze sobą w zgodzie,szanując jedno drugiego.O tak,to byłoby wielkie osiągnięcie i powód do dumy.


Marna prowokacja, bo odejście z tego domu było jedynym słusznym wyjściem.
Rozumując jak szanowna forumowiczka, wszystkie gwałcone córki mają bratać się z "tatusiami"...
A jak gwałcona córka odejdzie od domu, to wyrządza zło...
czyżbyśmy coś wypierali?

A to najmocniej Ciebie przepraszam. Chyba powinieneś nie tylko odejść z tego domu,ale też iść z tym do prokuratora. Takie rzeczy chyba się nie przedawniają. Trzymam kciuki.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 20:36   

Edyta Słonecka napisał/a:
Takie rzeczy chyba się nie przedawniają.


Szybciej mi sąd każe płacić na rodziców alimenty, niż ukaże rodziców za przemoc.
Zresztą szanowna forumowiczka nie jest za bardzo w temacie przemocy, stąd nie podejmę rozmowy...
buziaki ;)
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 20:48   

Zgubiłem_hasło napisał/a:

Szybciej mi sąd każe płacić na rodziców alimenty, niż ukaże rodziców za przemoc.

Faktycznie mogłoby tak być.
Nie chciałam umniejszyć Twojego cierpienia. Nie znam Cię, nie wiem co przeszedłeś, więc nie powinnam była tak napisać.
Niemniej jednak szkoda, że bywa tak, że rodzina się rozpada, bo przecież powinno być na odwrót. Więzy powinny być silne. Nad tym ubolewam. No, ale nie tylko od nas to zależy.
Jeszcze raz Cię przepraszam. :-)
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 21:05   

Edyta Słonecka napisał/a:
Niemniej jednak szkoda, że bywa tak, że rodzina się rozpada, bo przecież powinno być na odwrót. Więzy powinny być silne.


nie obrażam się przecież :)
znam kilka rodzin, gdzie te więzy są dość silne.. ci ludzie mają inne życie!
inna jakość życia, inne problemy niż ja i pewnie jeszcze kilku na tym forum...

większość ludzi do samego końca chce się z rodzicami dogadać, to nie jest tak, że onanizuję się na forum stwierdzeniem "patrzcie - olałem rodziców".
Te decyzje są ostateczne, to jak rozwód, nie mogłem tam żyć. Sądownie to rozdzieliłem majątek - okradali mnie. Ale żeby sąd ukarał rodziców za przemoc, okradanie, umniejszanie?
takie rzeczy nie w Polsce :)
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 21:23   

Zgubiłem_hasło napisał/a:


większość ludzi do samego końca chce się z rodzicami dogadać, to nie jest tak, że onanizuję się na forum stwierdzeniem "patrzcie - olałem rodziców".
Te decyzje są ostateczne, to jak rozwód, nie mogłem tam żyć.

Podoba mi się to, co teraz napisałeś. :-)
Tak właśnie powinno być.Zerwanie powinno być ostatecznością. Jeśli nie da się żyć, lepiej odejść,ale zawsze trzeba próbować się dogadać. Z tego co teraz napisałeś, rozumiem, że właśnie tak było u Ciebie.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :-)
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 21:34   

Edyta Słonecka napisał/a:
zawsze trzeba próbować się dogadać.


nie padłem ofiarą przemocy seksualnej (choć niektórzy fachowcy za taką uważają przemoc fizyczną), stąd być może nie rozumiem zagadnienia...
ale powiedz mi, jak ma próbować dogadać się z "ojcem" gwałcona córka?
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 21:39   

Zgubiłem_hasło napisał/a:

ale powiedz mi, jak ma próbować dogadać się z "ojcem" gwałcona córka?

Wiesz, nie myślałam o tak skrajnym przypadku.I nie znam nikogo osobiście, kto miałby taki problem. Ale jesli już pytasz, to pewnie nie ma takiej możliwości. To oczywiste.
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 21:42   

M i T napisał/a:

Najbardziej w tym artykule "rozwala" mnie zestawienie tych zdań: "nie uważają się za dziewczyny z marginesu. Miały normalne domy." z brutalną prawdą: "Mamy rozmowy ze mną polegały tylko na wyzwiskach: ty pijaczko!, ty ku...o! Były przepychanki, bicie w twarz.". Ooo tak! Dom, w którym dziecko jest w ten sposób maltretowane jest absolutnie "normalny" :razz: I póki będzie w ten właśnie sposób postrzegany i usprawiedliwiany (a tragedia dziecka bagatelizowana), dziewczyny nie będą miały szans na skuteczne wyjście z problemów.

Marishka


Mnie się wydaje, że po części to może być skrót myślowy: tzn ich domy, rodziny nie były postrzegane z zewnątrz jako margines, patologia.
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Czw Gru 01, 2011 21:46   

Edyta Słonecka napisał/a:
Ale jesli już pytasz, to pewnie nie ma takiej możliwości.


nie ma, podobnie jest z innymi rodzajami przemocy - posłużyłem się seksem (zawsze jest wyraźniejszy). Gwałt psychiczny jest też gwałtem i jest czynem karalnym (przynajmniej w teorii).
ale o co mi chodzi - o to, że nie miałaś racji mówiąc, że zawsze trzeba się próbować dogadać, porozumieć. To są - nie obraź się - frazesy...
Chciałem Cię "uświadomić" ;)
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Gru 04, 2011 11:41   

Mama Maciusia napisał/a:
Tym bardziej, że trudnym do zrelacjonowania przez ofiarę

Dlatego nie można nic z tym zrobić (prawnie), tylko odejść od oprawcy.
Co nie jest łatwe, bo oprawcy nie pozwolą, żeby kozioł ofiarny odszedł!
mnie zastraszano wielokrotnie (głównie matka). I dało mi już pewność absolutną, żeby odejść.
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Nie Gru 04, 2011 14:18   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
Edyta Słonecka napisał/a:
zawsze trzeba próbować się dogadać.


nie padłem ofiarą przemocy seksualnej (choć niektórzy fachowcy za taką uważają przemoc fizyczną), stąd być może nie rozumiem zagadnienia...
ale powiedz mi, jak ma próbować dogadać się z "ojcem" gwałcona córka?


Fachowcy dobrze uważają tylko niepotrzebnie redukują i mówią jeżykiem "fachowym".
Mówi się że jak kogoś szatan opęta to jest pożądliwy, no a gdzieś te żądze trzeba wyładować jak to mówią inni fachowcy.
Ciekawe jest to co też na tym forum było poruszane że jak się człowiek zdrowiej odżywia to wtedy tych żądzy jest jakby mniej, a raczej łatwiej nad tym zapanować.

Ja już kiedyś to podejrzewałem, a teraz to jestem już po, to znaczy zupełnie pewny że tak jest. Byle nie popaść w jakąś paranoję typu Freud że wszystkim w życiu sterują instynkty a człowiek to bezmyślne zwierze kierowane tylko instynktem.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Nie Gru 04, 2011 14:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Gru 04, 2011 22:23   

rakash, może idea opętania też chroni rodziców...
zamiast określić gwałciciela mianem przestępcy i zamknąć, mówi się, że to szatan go opętał. Tak jakby przenosi się winę na szatana.
Bo to dobry chłop był, ale szatan go opętał i dlatego gwałci..
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Nie Gru 04, 2011 22:47   

rakash napisał/a:

Mówi się że jak kogoś szatan opęta to jest pożądliwy...

No bo któż jest sprawcą zła na świecie? Kto pcha człowieka do grzechu jak nie szatan? Kto zasiał w człowieku nienawiść jak nie szatan?

Jak człowiek za daleko odejdzie od Boga,to zbiera żniwo w postaci tego, że grzeszy,ale za każdy grzech przyjdzie człowiekowi odpowiedzieć przed Bogiem, jeśli się nie nawróci. A sąd Boży nie będzie taki jak ludzki. W Piśmie Świętym są odpowiedzi na każde dręczące człowieka pytania. Tylko trzeba chcieć sięgnąć po tę Księgę i poprosić o zrozumienie.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Nie Gru 04, 2011 23:14   

Edyta Słonecka napisał/a:
rakash napisał/a:

Mówi się że jak kogoś szatan opęta to jest pożądliwy...

No bo któż jest sprawcą zła na świecie? Kto pcha człowieka do grzechu jak nie szatan? Kto zasiał w człowieku nienawiść jak nie szatan?

Jak człowiek za daleko odejdzie od Boga,to zbiera żniwo w postaci tego, że grzeszy,ale za każdy grzech przyjdzie człowiekowi odpowiedzieć przed Bogiem, jeśli się nie nawróci. A sąd Boży nie będzie taki jak ludzki. W Piśmie Świętym są odpowiedzi na każde dręczące człowieka pytania. Tylko trzeba chcieć sięgnąć po tę Księgę i poprosić o zrozumienie.

Czy ciebie Edytko tez opetal szatan, czy to inna choroba cie dopadla?
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Nie Gru 04, 2011 23:57   

Edyta Słonecka napisał/a:
rakash napisał/a:

Mówi się że jak kogoś szatan opęta to jest pożądliwy...

No bo któż jest sprawcą zła na świecie? Kto pcha człowieka do grzechu jak nie szatan? Kto zasiał w człowieku nienawiść jak nie szatan?

szatan to s t r a c h.
bóg to Miłość
:)
formy materia lne mogą przybierać te same np. ciało ludzkie

Tak ,szatan jest przyczyną pożądania , bo pożądanie powstaje ze strachu przed brakiem Miłości. A Miłość jest zawsze, jest wieczna..

Przebudzenie - Anthony de Mello
Cytat:
STRACH - KORZENIE GWAŁTU
Ktoś powiedział, że istnieją jedynie dwie rzeczy na świecie: Bóg i strach. Miłość i strach są właśnie tymi dwiema rzeczami. Jest tylko jedno zło na świecie - strach, jest tylko jedno dobro na świecie - miłość. Czasami jedynie inaczej są określane. Niekiedy miłość nazywana jest szczęściem, wolnością, pokojem, radością, Bogiem czy zgoła czymś innym. Ale nieważne, jak ja zwał. I nie ma na świecie takiego zła, które nie pochodziłoby ze strachu. Nie ma.

Ignorancja i strach, ignorancja wypływająca że strachu. Wszelkie zło pochodzi że strachu i każdy gwałt z niego się bierze. Osoba rzeczywiście pozbawiona agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy obawiasz się czegoś, stajesz się zły. Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz byłeś zły.

Idź dalej. Pomyśl, kiedy byłeś zły i jaki lęk krył się pod twoją złością. Czego bałeś się stracić? Co miano ci zabrać, iż tak bardzo się bałeś? To tutaj tkwi przyczyna twej złości. Pomyśl o jakiejś złej osobie, być może to ty jesteś źródłem jej strachu. Czy widzisz, jak jest przestraszona? Jest naprawdę wystraszona, bez żartów. Ostatecznie są jedynie dwie rzeczy na świecie: miłość i strach.


Kto się boi Miłości?
Kto czuje lęk przed Bogiem (a może sądem bożym, lol) ?
tym rządzi szatan, czyli strach.

Peace & Love
=)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Pon Gru 05, 2011 00:20, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 00:46   

Milosci oczywiscie boi sie szatan. Czy widzial ktos, zeby zlo bylo pokonane przez zlo i zapanowal pokoj,dobro,Milosc?
Zlo mozna jedynie pokonac dobrem,Miloscia.

Juz pierwsza para ludzka zgrzeszyla pozadliwoscia, do ktorej naklonil szatan. Pozadliwosc pochodzi od zla,strachu jak to celnie nazwane, od szatana. Nie da sie temu zaprzeczyc.
_________________
Z osobami z HIV i osobami odpowiedzialnymi za śmierć współforowiczów oraz ze złośliwymi kurduplami nie rozmawiam.
Nie rozmawiam również z ludźmi o mentalności motłochu, który pragnie tanich igrzysk.
 
     
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 00:52   

De Mello miał ciekawy światopogląd, i niestety głosił również bzdury, jak np, że strach jest przyczyną wszelkiego zła. Sprowadzanie wszystkiego do miłości i strachu to prostackie uproszczenie. Można być zwyczajnie wkurzonym niesprawiedliwością i to niewiele ma wspólnego z strachem. Psychopaci nie mają strachu w sobie a są zdolni do najgorszego zła.
Pożądanie wynika z hormonów a nie strachu :roll:
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 01:10   

Magdalinha napisał/a:
Psychopaci nie mają strachu w sobie a są zdolni do najgorszego zła.

Skąd ta wiedza ?



Pożądanie rzeczy materialnych to też kwestia hormonów ?
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Pon Gru 05, 2011 01:17, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 01:25   

Jest w tym dziale szeroki wątek o psychopatii, możesz sobie poczytać. Oni odczuwają o wiele mniej emocji niż nie-psychopaci, i strach ich nie dotyka.
Nie uściśliłaś Sinsemilla, że Tobie chodzi o pożądanie rzeczy. Ja pisałam o pożądaniu sexualnym.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 01:34   

Magdalinha napisał/a:
Jest w tym dziale szeroki wątek o psychopatii, możesz sobie poczytać. Oni odczuwają o wiele mniej emocji niż nie-psychopaci, i strach ich nie dotyka.

Wydaje mi się, że jest to dość daleko idące stwierdzenie.
Nie łatwo jest "przyznać się" do strachu,,,a może trudno zauważyć. (?)

Cóż, myślenie , nie boli.

:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 01:40   

Magdalinha napisał/a:

Pożądanie wynika z hormonów a nie strachu :roll:

To nie takie proste. Stres, lek, nienawisc,agresja maja ogromny wplyw na nasz uklad wydzielniczy,oczywiscie negatywny wplyw.Takie emocje moga totalnie rozchwiac gospodarke hormonalna,a milosc, radosc, spokoj, modlitwa maja zgola inny wplyw na nasz uklad wydzielniczy niz tamte szatanskie emocje, ktore prowadza do zla.
Jak to pisze w Biblii chore drzewo nie moze wydac zdrowego owocu.

U psychopatow pierwotnie zadzialal lek, strach,agresja na pewno nie Milosc.
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Pon Gru 05, 2011 12:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 12:30   

Edyta Słonecka napisał/a:
rakash napisał/a:

Mówi się że jak kogoś szatan opęta to jest pożądliwy...

No bo któż jest sprawcą zła na świecie? Kto pcha człowieka do grzechu jak nie szatan? Kto zasiał w człowieku nienawiść jak nie szatan?

Jak człowiek za daleko odejdzie od Boga,to zbiera żniwo w postaci tego, że grzeszy,ale za każdy grzech przyjdzie człowiekowi odpowiedzieć przed Bogiem, jeśli się nie nawróci. A sąd Boży nie będzie taki jak ludzki. W Piśmie Świętym są odpowiedzi na każde dręczące człowieka pytania. Tylko trzeba chcieć sięgnąć po tę Księgę i poprosić o zrozumienie.


Nie wiem, ale wiem że szatan wchodzi tam gdzie go zapraszają. I nie ma znaczenia że się nie wie. Bo takie jest prawo. Szatan to stworzenie upadłe ale boże. I my jesteśmy również pod jego nadzorem. Księga Hioba jeżeli chodzi o pismo dobrze to oddaje. Z drugiej strony my dzisiaj wiemy dużo więcej niby o zdrowiu a jak się okazuje prawo pozostaje to samo. Inne pytanie jest o to co robić kiedy już szatan kogoś omami.

Być może będę tutaj robić odstępstwo ale uważam że to człowiek sprowadza szatana. Zresztą patrząc na rzeczywistość od strony spiskowej powiedziałbym że aktualnie w świecie nie dzieje się nic innego jak wzywanie już całkiem jawne szatana. I wbrew pozorom nie jest to wcale takie śmieszne, bowiem wcielenie to określenie funkcjonalne. Myślę że w człowieka może wcielać się skrajne dobro jak i skrajne zło. Wydawałoby się że równowaga powinna być celem, ale po co ludzie oglądają te wszystkie głupie filmy i karmią tymi wszystkimi negatywnymi wartościami? To jest samo w sobie szukanie guza. I coś w tym musi być że jezeli nie ma młości to wchodzi szatan i wtedy człowiek ma wybór albo modlić się i wzywać pomocy albo iść scieżką zła. Przeważnie zawoalowaną.


14 Bóg raz się odzywa i drugi,
tylko się na to nie zważa.
15 We śnie i w nocnym widzeniu,
gdy spada sen na człowieka;
i w czasie drzemki na łóżku
16 otwiera On ludziom oczy,
przerażenie budzi w ich sercu.
17 Chce odwieść człowieka od grzechu
i męża uwolnić od pychy,
18 uchronić duszę od grobu,
a życie - od ciosu dzidy.
Bóg upomina cierpieniem
19 Przez cierpienie nawraca na łożu
i udrękę w kościach nieustanną.
20 Kiedy posiłek już zbrzydnie
i smaczne pokarmy są wstrętne;
21 gdy ciało mu w oczach zanika
i nagie kości zostają,
22 jego dusza się zbliża do grobu,
a życie do miejsca umarłych.
Konieczny orędownik
23 Gdy ma on swego anioła,
obrońcę jednego z tysiąca,
co mu wyjaśni powinność;
24 zlituje się nad nim i prosi:
"Uwolnij od zejścia do grobu,
za niego okup znalazłem" -
Warunek wyzdrowienia
25 to wraca do dni młodości,
jak wtedy ciało ma rześkie,
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Gru 05, 2011 12:53, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 12:49   

rakash napisał/a:
uważam że to człowiek sprowadza szatana.

Najpierw człowiek musi się oddalić od Boga. Zobacz jakimi wartościami się kierują ludzie.
To działa w dwie strony. Szatan musi trafić na podatny grunt. Atakuje też osoby,które modlą się, które pokładają nadzieję w Bogu,ale jeśli człowiek prosi Boga o pomoc, o siłę w wytrwaniu Bóg na pewno nie zignoruje takiej prośby.Nie można polegać na swojej ludzkiej sile, bo my ludzie nie jesteśmy w stanie oprzeć się złu, jedynie z pomocą Bożą. Dlatego potrzeba pokory i modlitwy o pomoc.

PS.Miło z Twojej strony,że wkleiłeś ten cytat :-)
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Pon Gru 05, 2011 12:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 12:56   

Edyta Słonecka napisał/a:
rakash napisał/a:
uważam że to człowiek sprowadza szatana.

Najpierw człowiek musi się oddalić od Boga. Zobacz jakimi wartościami się kierują ludzie.
To działa w dwie strony. Szatan musi trafić na podatny grunt. Atakuje też osoby,które modlą się, które pokładają nadzieję w Bogu,ale jeśli człowiek prosi Boga o pomoc, o siłę w wytrwaniu Bóg na pewno nie zignoruje takiej prośby.Nie można polegać na swojej ludzkiej sile, bo my ludzie nie jesteśmy w stanie oprzeć się złu, jedynie z pomocą Bożą. Dlatego potrzeba pokory i modlitwy o pomoc.

PS.Miło z Twojej strony,że wkleiłeś ten cytat :-)


No właśnie. Jesteśmy czy nie jesteśmy. To brzmi tak niejasno. To jest takie nieprecyzyjne i jak się tego nie rozumie to Biblia wydaje się niezrozumiała. Ludzie powtarzają, jeżeli w ogóle, powtarzają bezmyślnie i beznamiętnie coś co zasłyszeli ale nie zrozumieli, nie pojęli. Potem się w końcu rozczarowują, przyjmują że ta wiara, religia, biblia (jeżeli w ogóle kiedys czytali) są bez sensu. A nawet ksiądz niczego nie tłumaczy, bo sam pewnie nie wie i nie stara się, nie szuka.
A jeżeli tak by postępować i uczyć kolejne pokolenia przez przykład i zrozumienie to by to się samo działo. Prawo jest dane ze względu na zatwardzialość i to trzeba wiedzieć. Pytali Jezusa czy obrzezanie ma znaczenie, odpowiedział im że ze względu na zatwardziałość ich serc jest obrzezanie.
To też trzeba rozumieć że ludzie są różni. Żydzi zakładają jeszcze dziś że są narodem wybranym i wolno im wszystko. To jest przestępowanie zakonu a nie jego zachowanie. Wypełnieniem jest właśnie nauka Jezusa. A błądzenie i niezrozumienie pokazuje też fakt że się go dopytywali czy przyszedł znieść prawo. A prawo się nie zmienia ani na jotę. Bóg przestrzega prawa i zawsze będzie go przestrzegać. Jak mówili i nawoływali prorocy.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Gru 05, 2011 13:01, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 14:30   

rakash napisał/a:
A błądzenie i niezrozumienie pokazuje też fakt że się go dopytywali czy przyszedł znieść prawo. A prawo się nie zmienia ani na jotę. Bóg przestrzega prawa i zawsze będzie go przestrzegać. Jak mówili i nawoływali prorocy.

W dzisiejszym świecie prawo, przykazania wręcz są śmieszne, przestarzałe, nienowoczesne.

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na przykazanie ;"Czcij ojca swego i matkę swoją",które przewijało się tutaj na forum, pewnie w tym wątku też,już dokładnie nie pamiętam.
Sądzę,że nie należy odrywać tego przykazania od pozostałych. Nie da się go przestrzegać jeśli pierwsze przykazanie nie jest zachowane. Jeśli rodzice uczą swoje dzieci oddawać pokłon złu,to potem dostają zapłatę w postaci braku szacunku swoich dzieci.
Kto twierdzi,że rodzice są święci bez względu na wszystko, kto twierdzi,że rodzicom należy się cześć bez względu na wszystko? Jeśli rodzice uczą swoje dzieci postępowania w/g przykazań i sami ich przestrzegają,to faktycznie należy im się szacunek i gdy dziecko nie będzie szanowało takiego rodzica,to będzie mu się źle działo. I tak jest w istocie.

W Piśmie jest napisane;
" A wy ojcowie nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci,lecz wychowujcie je stosując karcenie i napominanie Pańskie".
List do Efezjan 6:4

Widać wyraźnie,że Bóg nie oczekuje bezwzględnego posłuszeństwa dzieci wobez rodziców i nie nakazuje czcić dzieciom swoich rodziców bez względu na wszystko.
Przed rodzicami jest postawiona ciężka praca, jaką jest wychowanie. Jeśli wychowują zgodnie z wolą Bożą,to nalezy się rodzicom szacunek, to przychodzi drogą naturalną, jeśli rodzic uczy dziecko złego postępowania,to taki rodzic również zbierze plon.
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Pon Gru 05, 2011 14:33, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 14:38   

Edyta Słonecka napisał/a:

Widać wyraźnie,że Bóg nie oczekuje bezwzględnego posłuszeństwa dzieci wobez rodziców i nie nakazuje czcić dzieciom swoich rodziców bez względu na wszystko.
Przed rodzicami jest postawiona ciężka praca, jaką jest wychowanie. Jeśli wychowują zgodnie z wolą Bożą,to nalezy się rodzicom szacunek, to przychodzi drogą naturalną, jeśli rodzic uczy dziecko złego postępowania,to taki rodzic również zbierze plon.


Kocham swoich rodziców choć wiem że błądzą. Oni się domagają ode mnie ofiary i mówią że mam ich czcić co według nich jest prawem bożym. Tylko to jest nieporozumienie. Po co by w ogóle Jezus miał kogoś uzdrawiać i nauczać skoro grzech miałby być godny naśladowania i czci? I po co w ogóle prawo i jaki sens? I skąd te pretensje rodziców skoro uważają grzech za czci warty, powinni jeszcze dopingować żeby ich dzieci im się naprzykrzały i nie miały czci.

"Dzieci są darem bożym", "opuści syn rodziców swoich"... kocham swoich rodziców ale jestem niezależnym stworzeniem i chcąc pozostać najważniejszemu przykazaniu wiem że najważniejszy dla mnie jest Bóg.


Z księgi Hioba:

Upadek bezbożnika
13 "Taki to los grzesznika - od Boga,
dola ciemięzcy - od Wszechmocnego:
14 Synowie się mnożą pod miecz,
a dzieci głodne z braku chleba;
15 potomków grzebie zaraza,
a wdowom ich płakać nie wolno.
16 Niech sobie on srebro jak proch gromadzi,
suknie upycha jak glinę;
17 niech zbiera: prawy je wdzieje,
a srebro posiądzie niewinny.
18 Zbudował dom z pajęczyny,
jak szałas stawiany przez stróża.
19 Położył się bogacz, lecz zgarnia;
otworzył oczy: nic nie ma.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Gru 05, 2011 15:04, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 15:14   

Edyta Słonecka napisał/a:

Kto twierdzi,że rodzice są święci bez względu na wszystko, kto twierdzi,że rodzicom należy się cześć bez względu na wszystko? Jeśli rodzice uczą swoje dzieci postępowania w/g przykazań i sami ich przestrzegają,to faktycznie należy im się szacunek i gdy dziecko nie będzie szanowało takiego rodzica,to będzie mu się źle działo. I tak jest w istocie.

Coś w tym jest.
Jeszcze z dzieciństwa pamiętam powiedzonko "Bozia pokarała" :)
A to samo czasem mówię synkowi, często tak jest jak coś "przeskrobie" to za chwilę się palnie gdzieś,
ale w sumie to tak jest, ze człowiek sam się kara, choć to nie jest niezbędne
bo można też wybaczyć, sobie.
Poza tym, Miłość nie zna grzechu.
:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 17:34   

sinsemilla napisał/a:
A to samo czasem mówię synkowi, często tak jest jak coś "przeskrobie" to za chwilę się palnie gdzieś

wpędzasz chłopaka w kompleksy :)
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 17:58   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
wpędzasz chłopaka w kompleksy

ja? jak?
często mnie też palnie (niechcący) , ale zaraz leczy dotykiem i buziakiem.
Ja też tak samo leczę jego obolałe miejsca :)


:hah:
Spytałam przed chwilą Piotrka, czy ma kompleksy - powiedział, że tak.
A co to kompleks? - powiedział, że takie coś czerwone z rączkami
Weź to zrozum :/
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 18:27   

sinsemilla napisał/a:

Spytałam przed chwilą Piotrka...

Ile ma lat jeśli można wiedzieć? :-)
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 18:42   

Trzy i pół. :)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 18:52   

sinsemilla napisał/a:
Trzy i pół. :)

:-)

fajny wiek. Moja córka jak była w wieku Twojego Piotrusia [ Edycja - sprawdzałam,miała 4 i pół roku :-) ] ,to zapytała nas rodziców ;"kto mnie miał jak jeszcze z wami nie byłam" :-D Coś tam tworzyłam w odpowiedzi,żeby to miało ręce i nogi. Teraz to wspominamy :-)

Zapisuj sobie słowa,zdania jakie wypowie Twój syn,potem fajnie się je czyta :-)

Wiesz co jeszcze zrobiłam jak były małe moje córki? Koleżanka mi taki pomysł poddała. Pomalowałam pomadką ich dłonie i odpiłam na kartce.Napisałam datę. Zrobiłam tak kilka razy w odstępach czasowych i teraz patrzą jakie miały małe rączki :-)

Jak zechcesz to też tak zrób,fajnie mieć potem takie porównanie :-)
Stópki też odbijałam :D
Ostatnio zmieniony przez Edyta Słonecka Wto Gru 06, 2011 12:22, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 19:13   

Tak, tak, zapisuję :D
Dzięki.

Niedługo przed porodem śniło mi się, że urodziłam stare małe dziecko (coś jak w filmie "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona", z tym, że film wyszedł potem) :)
Czasem jego słowa brzmią jak jakiegoś mędrca.
Ale ja myślę, że dzieci rodzą się "mądrzejsze" od rodziców (i nie chodzi mi o wiedzę przyziemną, bardziej taką intuicyjną) no i całe szczęście, bo to one będą, po nas, niosły (już pewnie) WszechŚwiat na swych barkach.
:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Edyta Słonecka
Najinteligentniejszy


Pomógł: 16 razy
Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 932
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 19:18   

sinsemilla napisał/a:

Ale ja myślę, że dzieci rodzą się "mądrzejsze" od rodziców (i nie chodzi mi o wiedzę przyziemną, bardziej taką intuicyjną) no i całe szczęście, bo to one będą, po nas, niosły (już pewnie) WszechŚwiat na swych barkach.
:)

Możliwe. :-) Zastanawiałam się wtedy,skąd w głowie takiego małego dziecka ta myśl,kto ją miał, gdy my jej nie mieliśmy. Sama bym na to nie wpadła :-D To było bardzo poważne pytanie, dziecko musiało coś na temat swojej egzystencji myśleć :-)
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 19:23   

Patrzcie na tą zbitkę językową.

Intuicja - intuition

Intuition - wgląd - POZNANIE BEZPOŚREDNIE

Wgląd - insight - patrzaj w serce(em) (i miej serce)

Serce przed rozumem. Rozumiecie?

Szukam mistrza i nauczyciela...
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Gru 05, 2011 19:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 19:31   

rakash napisał/a:
Serce przed rozumem. Rozumiecie?

Jak serce przed rozumem, to jak rozumieć ? ;)

Dla mnie Serce i rozum, to iluzoryczny podział.
Serce = Rozum.
Myśli Miłości.
:)

a rozum nie= mózg :)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Pon Gru 05, 2011 20:01   

sinsemilla napisał/a:
dzieci rodzą się "mądrzejsze" od rodziców


jasne, często rodzice je tylko ogłupiaja ;)
dlatego nie mówcie do małych dzieci "puci puci"...

potem na religii dowiadują się, że są skażone jakimś grzechem pierworodnym...
a jak pomyślą źle o rodzicu, to pójdą do piekła!
wpaja im się, że dorosły ma zawsze rację, bo jest mądrzejszy.
W szkole podstawowej/średniej spotkają nauczycieli, którzy wyprą im mózg na zasadzie: ucz się, potem dostaniesz ocenę, ta ocena jest ważna, nauczyciel pokaże ci, gdzie twoje miejsce.

A najciekawsze jest, iż szkoła uczy sprzeczności. Np. dzieci rodzą się poprzez zapłodnienie jajeczka plemniczkiem...
ale gość ubrany na czarno skoryguje to, że można zostać zapłodnioną bez udziału plemników, jakby z ducha.. :)

czytam, że są tu młode matki, która z Pań poczęła z ducha?
:)
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Pon Gru 05, 2011 20:14, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
zyon 


Pomógł: 69 razy
Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 8854
Wysłany: Pon Gru 12, 2011 10:15   

mistrzostwo swiata w stylu szwedzkim
http://www.tokfm.pl/Tokfm...ra_do_domu.html
_________________
Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
 
     
monikaf 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 26 Cze 2007
Posty: 107
Wysłany: Śro Sty 04, 2012 13:58   

Nie kocham cie, mamo
_________________
 
     
XboX 


Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 113
Skąd: Kresy wschodnie
Wysłany: Sob Lut 18, 2012 22:27   

Wyczytałem, że jeżeli urazy wyniesione z patologicznego domu są zbyt silne, to choruje się na psychozę i to jest raczej nieuleczalne.
Jeżeli urazy są niezbyt silne, to choruje się na nerwicę (neurozę).
Mam neurozę, ale nie mogę z niej wyjść, stąd podejrzewam u siebie psychozę..
ale z drugiej strony w psychozie nie ma się świadomości choroby?
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Nie Lut 19, 2012 12:29   

XboX napisał/a:

Mam neurozę, ale nie mogę z niej wyjść, stąd podejrzewam u siebie psychozę..
ale z drugiej strony w psychozie nie ma się świadomości choroby?
siema :)
z tego by wynikało że kto podejrzewa u siebie psychozę to jej raczej nie ma, a najbardziej podejrzani są ci którzy jej nie przeczuwają ;)

jako amator nie-psycholog powiem Ci tak - w okolicach wieku nastu lat człowiek oddziela się od swoich rodziców i zaczyna myśleć o sobie jako bycie niezależnym od nich. Tacy dobrzy znajomi na których zawsze można liczyć (albo i nie, jak to w niektórych rodzinach)

Oczywiście, że dzieciństwo i to ci się przeżyło ma wpływ na późniejsze zachowanie, przeżywanie itd. ale ciągłe wracanie do tematu rodziców powoduje paraliż, niemożność pójścia dalej swoją drogą i tworzy takich podstarzałych nastolatków, których dawniej było sporo na tym forum :)
_________________
I never forget a face, but in your case I'll be glad to make an exception.
 
     
RAW0+ 

Pomógł: 41 razy
Dołączył: 11 Wrz 2009
Posty: 1943
Wysłany: Nie Lut 19, 2012 12:39   

XboX napisał/a:
Wyczytałem, że jeżeli urazy wyniesione z patologicznego domu są zbyt silne, to choruje się na psychozę i to jest raczej nieuleczalne
:hah:
Sorry, nie śmieję się z ciebie. Śmieję się z tych debili, którzy takie rzeczy publikują :hihi: .
 
     
XboX 


Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 113
Skąd: Kresy wschodnie
Wysłany: Nie Lut 19, 2012 14:01   

W psychozie ma się zwidy, słyszy głosy itp. Nerwica jest jakby "łagodniejsza".
W nerwicy są konflikty, ale głównie lęk - to co ja mam. Zupełnie nieracjonalny, np. mi to w pracy się udziela.. pracuję dość dobrze i nie ma powodu, żeby mnie zwolnić, ale jak przychodzą nowi pracownicy, to mam lęki, że mnie wygryzą.
Chociaż w tym wyścigu szczurów to wszystko możliwe.
_________________
Permanentny strach to najpowszechniejszy z symptomów neurotycznych...
 
     
side 

Pomógł: 7 razy
Dołączył: 24 Lis 2011
Posty: 687
Wysłany: Nie Lut 19, 2012 14:31   

XboX

może spróbuj kakao. Najlepiej surowe, organiczne (np. http://www.surovital.pl/ )
Może nie wyleczy(?) z choroby, ale może złagodzi Twoje objawy.
Cytat:
Magnez zawarty w kakao, napoju bogów, reguluje sprawność komórek nerwowych, a cynk i selen zawarty w kakao zwiększają wydzielanie endorfin – substancji znieczulających, co obniża poziom napięcia i stresu. Kakao działa rozluźniająco, odprężająco i rozweselająco. W kakao znajdziemy Wit. E i B oraz fosfor, potas czy wapń w łatwo przyswajalnej postaci! Kakao zawiera pewne ilości kofeiny i teobraminy, co powoduje, że łączy w zdrowy sposób właściwości kawy czarnej i czarnej herbaty działając ożywiająco i usuwając apatię. Dobre kakao nie jest jednocześnie toksyczne tak jak czarna kawa i czarna herbata. Amatorom marihuany należy przypomnieć, że w kakao zawarte są te same substancje, co w Konopiach (cannabis), ale w małej, homeopatycznej dawce leczniczej, stąd kakao zwiększa przepływ energii, lekko rozwesela, działa kojąco i przeciwdepresyjnie likwidując ból po rozstaniach czy innych przykrych przeżyciach emocjonalnych. Fenyloetyloamina, znana jako hormon F wywołuje stany euforyczne, stan poczucia bycia zakochanym, bo to związek wydzielający się w stanie zakochania. Hormon F powoduje stan uniesienia, wzniosłości, podobnie jak amfetamina, ale bez destrukcyjnych skutków ubocznych charakterystycznych dla długotrwałego zażywania amfetaminy. Na tym polega wyższość naturalnej, boskiej medycyny, że skutki uboczne są wyeliminowane bądź zminimalizowane do stopnia nieszkodliwego!
całość: http://www.era-zdrowia.pl...apoj-bogow.html
 
     
XboX 


Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 113
Skąd: Kresy wschodnie
Wysłany: Nie Lut 19, 2012 21:55   

Kakao lubię i chętnie bym je stosował, ale neuroza daje mi taki skutek psychosomatyczny jak kłopoty z jelitami, stąd nie mogę go stosować. Chyba, że równolegle z normosanem.

Sedno sprawy jest w innym wątku:
Nerwice i psychozy nie są bowiem bezpośrednimi skutkami rzeczywistych frustracji, ale wyrazem wyparcia urazów.
czyli nie chodzi o kłopoty w pracy, a o traumatyczne dzieciństwo.
Ale jak skonfrontować się z rodzicami, których fizycznie nie ma, psychodrama?
_________________
Permanentny strach to najpowszechniejszy z symptomów neurotycznych...
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Nie Lut 19, 2012 23:01   

XboX napisał/a:
Kakao lubię i chętnie bym je stosował, ale neuroza daje mi taki skutek psychosomatyczny jak kłopoty z jelitami, stąd nie mogę go stosować. Chyba, że równolegle z normosanem.

Sedno sprawy jest w innym wątku:
Nerwice i psychozy nie są bowiem bezpośrednimi skutkami rzeczywistych frustracji, ale wyrazem wyparcia urazów.
czyli nie chodzi o kłopoty w pracy, a o traumatyczne dzieciństwo.
Ale jak skonfrontować się z rodzicami, których fizycznie nie ma, psychodrama?
mam wrażenie że założyłeś sobie konto żeby wywołać forumowego "wilka z lasu"
a jeśli nie i uczciwe masz zamiary, to bracie masz się skonfrontować z sobą a nie z rodzicami, czy kolegami z podstawówki.

nie chcę być niedelikatny, ale niedawno czytałem o tych kolesiach którzy w latach 80-tych ukryli się w ciężarówce i pojechali do Szwecji (aka 300 mil do nieba) - jeden 15 drugi 13 - i jakoś dali radę, pokończyli studia, pożenili się, pracują, żyją, nie jojczą.
bracie znajdź dobrego psychoanalityka a na forum szukaj pomocy jeśli wszystko inne zawiedzie :)
_________________
I never forget a face, but in your case I'll be glad to make an exception.
 
     
XboX 


Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 113
Skąd: Kresy wschodnie
Wysłany: Pon Lut 20, 2012 00:46   

zbiggy, a wiesz... mam za dużo czasu i tak sobie jojczę :)
ale tak serio to dobrnąłem w tym wątku do tego o co chodzi, o wyrażeniu żalu do rodziców, którzy np. nie żyją.
dobry psychoanalityk bierze 200 zł za godzinę, to jest 800 zł miesięcznie.
a jak 2 razy w tygodniu to 1600zł miesięcznie.
jak wyjadę za granicę do pracy, to sobie pozwolę na analityka :)
_________________
Permanentny strach to najpowszechniejszy z symptomów neurotycznych...
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Pon Lut 20, 2012 06:43   

200zł? tu mnie masz, cenowo wygrywa jednak forum :)

możemy zaczynać?
ja mam wprawdzie specjalizację z psychologii trolli, ale od czasu mogę włączyć się z cennymi spostrzeżeniami jak to wygląda w naszych jaskiniach :)
_________________
I never forget a face, but in your case I'll be glad to make an exception.
 
     
XboX 


Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 113
Skąd: Kresy wschodnie
Wysłany: Pon Lut 20, 2012 12:05   

zbiggy, różne są ceny :)
ale tak na prawdę to w "toksycznych rodzicach" o tym jest, zamówiłem już tę książkę.
masz rację, że żenujące wydaje się gadać o takich sprawach na forum..
_________________
Permanentny strach to najpowszechniejszy z symptomów neurotycznych...
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 39
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Mar 01, 2012 07:53   

Wg państwowych służby socjalnych w Norwegii małżeństwo hindusów "straciło emocjonalny kontakt z dziećmi i źle je wychowują, więc nie są w stanie zagwarantować ich prawidłowego rozwoju". Za to Państwo na pewno to zagwarantuje :/
http://wyborcza.pl/1,7547...eskim_raju.html
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
RAW0+ 

Pomógł: 41 razy
Dołączył: 11 Wrz 2009
Posty: 1943
Wysłany: Czw Mar 01, 2012 09:43   

Hannibal napisał/a:
Wg państwowych służby socjalnych w Norwegii

Taka ciekawostka z Norwegii. Oni tak dużo przyjmują imigrantów bo rdzenni mieszkańcy z braku laku łączą się w pary w bardzo bliskim pokrewieństwie. Stąd tak dużo tam dzieci z wadami genetycznymi :razz:
 
     
XboX 


Dołączył: 12 Lut 2012
Posty: 113
Skąd: Kresy wschodnie
Wysłany: Czw Cze 07, 2012 16:43   

Prawda jest taka, że merytorycznie bez MiTów to wątki o odrzuceniu, depresji, toksycznych rodzicach umierają. Jacy byli tacy byli, ale w temacie rządzili!
_________________
Permanentny strach to najpowszechniejszy z symptomów neurotycznych...
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Sob Lip 14, 2012 07:49   

Teraz ja przejąłem w domu sterowanie przepływem miłości przez organizmy.
Płacę za to dużą cenę, ale w końcu się to zmieni jeśli znajdę ponownie jakąś pracę.
_________________
ggggggggggrrrrrrrrrrrddddddddddyyyyyyyyykkkka
 
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pią Wrz 21, 2012 06:30   

z wczorajszych rozkminek ...

A co by było, gdyby Jezus miał toksyczną matkę i ojczyma ?

:shock:
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Pią Wrz 21, 2012 16:55   

sinsemilla napisał/a:
co by było, gdyby Jezus miał toksyczną matkę i ojczyma ?

Jak to co; musiłby to przepracować :-x
_________________
Pozdrawiam
EAnna
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Cze 12, 2015 10:26   

M i T napisał/a:
JaśniePani napisał/a:
czytalam ostatnio b fajny art. we wrzesniowym Zwierciadle


Niestety z tego fragmentu wyłania się typowy toksyczno-dobrystyczno-hellingerowski artykulik przeszyty tu i ówdzie "oczywistymi oczywistościami" typu: "nasze dziecko to szczególny gość, któremu należy się szacunek i miłość". :faint:

Wrzuca się do jednego worka zarówno toksycznych rodziców i partnerów jak i boguduchawinnych dzieci. I wszyscy są naszymi wspaniałymi nauczycielami, i wszystkich trza kochać i akceptować, tiaaa :faint: ...
Marishka



Bert Hellinger: Bóg umarł
JW
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved