Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
O niebezpieczeństwach Wschodu
Autor Wiadomość
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Wrz 07, 2012 23:20   O niebezpieczeństwach Wschodu

Stosowanie praktyk wschodnich otwiera bądź ułatwia dostęp do siebie innym istotom duchowym, niekoniecznie szatanowi. Świadectwo francuskiego zakonnika, który ma ogromna wiedzę teoretyczną i praktyczną w teologii i okultyźmie:


"O niebezpieczeństwach Wschodu - o. Verlinde


Opracowanie na podstawie świadectwa o. Jacques'a Verlinde'a, "Pan Bóg mnie ocalił". Nagranie audio można pobrać ze strony internetowej: http://www.czelusniak.com/verlinde.asp .

O niebezpieczeństwach Wschodu, New Age, ezoteryzmu, radiestezji, magnetyzmu, hipnozy

Chciałbym się podzielić moimi doświadczeniami związanymi z oddawaniem się różnym praktykom Wschodu, ukazać niebezpieczeństwa z nimi związane i wskazać drogę wyjścia z nich. Jestem zakonnikiem o tzw. spóźnionym powołaniu. Wychowałem się w rodzinie chrześcijańskiej. Miałem 20 lat, gdy nastąpiły przemiany roku 1968, będące nie tylko momentem wielkiego wrzenia kulturowego. Byłem młodym naukowcem i przygotowywałem doktorat z chemii i fizyki. Próbowałem zastąpić obecność Boga w moim sercu przez inne ideały, takie jak działalność społeczna, ruch studencki itp. Nie potrafiło to jednak wypełnić pustki po Bogu. Żaden ideał nie był w stanie zastąpić mi Boga, który bardzo mnie fascynował w dzieciństwie - szczególnie Jezus Chrystus-Bóg w Eucharystii. Ta pustka doprowadziła mnie do zagubienia się.



Zaczęło się od tego, że któregoś dnia zostałem zaproszony na medytację transcendentalną. Doświadczenie to wywarło na mnie bardzo silne wrażenie. Powstało we mnie przekonanie, że dzięki tej technice znowu wkraczam na drogę życia wewnętrznego. Rzuciłem się więc całkowicie - z duszą i ciałem - w wir medytacji. Wkrótce jednak zacząłem odczuwać rozbicie psychiczne. Wszyscy, którzy praktykowali medytację transcendentalną, wiedzą, że nie można się jej poświęcić bez odczuwania jej skutków. Znalazłem się w stanie jakby bardzo silnego zamroczenia. Postanowiłem dotrzeć do guru, który stał za stosowaną przeze mnie techniką. Pojechałem więc do Hiszpanii. Guru bardzo mnie polubił i zajął się mną. Za jego namową skończyłem doktorat i znowu powróciłem do niego. Stałem się jego uczniem, czyli brahmaczarinem, i byłem z nim zawsze i wszędzie. Mogłem spędzić z nim długi okres czasu w Himalajach - w miejscu, gdzie on sam nauczył się wszystkich technik. Zapoznałem się z ich fundamentem filozoficznym oraz z kontekstem hinduizmu. Poznałem różne praktyki, nazywane na Zachodzie jogą. Zarówno joga jak i inne praktyki wschodnie są czymś bardziej skomplikowanym i złożonym, niż się sądzi w Europie czy USA. Trzeba widzieć ich fundament doktrynalny, a przede wszystkim zdać sobie wyraźnie sprawę z celu, do którego mają doprowadzić. Celem wszystkich technik orientalnych jest odnalezienie absolutu, boskości, doprowadzenie do jedności czyli tzw. fuzji, o której będzie mowa później. (...)

Głosi się panteistyczną naukę, że wszystko jest Bogiem. Zaciera się granicę między samym Bogiem a stworzeniem. Tak więc wszystko jest przejawem Boga: roślina, krzesło. Nie można zeń wyjść, gdyż jest to sfera zamknięta. Możliwa jest natomiast swoista ewolucja wewnątrz tego jestestwa, w którym tkwimy. W człowieku sprawa wygląda następująco: również ja jestem bogiem, co mam sobie stopniowo uświadomić. Bóg - według tych poglądów - nie jest osobą, lecz zasadą, mocą, siłą kosmiczną. I ja muszę zatem przebić się przez złudzenie odrębności mojej osobowości i wtopić się w całość otaczającego mnie świata - zespolić się, zjednoczyć z nim. Tak więc ceną - jaką należy zapłacić za dotarcie do tak rozumianego boga - jest wyrzeczenie się swojej osobowości, swojego "ja" i wtopienie się w "bożą", otaczającą nas energię. Trzeba sobie dobrze uświadomić, że u podstaw praktyk orientalnych leży odrzucenie Boga osobowego. Wymieniane w hinduizmie bóstwa - np. triada: Wisznu, Brahma, Sziwa - są w gruncie rzeczy zasadami. Nie ma tu mowy o istotach-osobach. Akcentuje się jedność. Ona jest najważniejsza: stoi ponad wszelkim zróżnicowaniem. (...)

Jak już zaznaczyliśmy, bazą teoretyczną praktyk wschodnich jest panteizm, czyli pogląd, że wszystko jest bezosobowym bogiem. To zaś prowadzi do wyzbycia się własnej osobowości. Jeżeli bowiem bóg ma być jedną całością, muszę się wyzbyć swego wymiaru osobowego, własnej odrębności, inności i wtopić się w energię kosmiczną, która objawia się w wielości otaczających nas bytów. Wyzbycie się własnej osobowości i wtopienie w energie kosmiczne, czyli fuzja z nimi, jest celem technik orientalnych. Są one zespołem ćwiczeń fizycznych, zmierzających do opanowania energii fizycznej i umysłowej. Techniki te doprowadzają do czegoś w rodzaju utraty świadomości, do wtopienia się w energie kosmiczne, do zespolenia się, fuzji z "całością". Jest to zatem doświadczenie o charakterze bezosobowym: wtapiam się i gubię w świecie, który nie ma nazwy. Chodzi jednak nie tylko o zjednoczenie się z otaczającym światem i jego siłami. Trzeba ponadto zespolić się ściśle ze swoim mistrzem, gdyż osobowa relacja między uczniem i nauczycielem również uważana jest za dualizm domagający się ostatecznego przezwyciężenia. Prawda ostateczna jest ponad relacją osobową.

Widać zatem, że cechą charakterystyczną tego systemu jest depersonalizacja, czyli dążenie do wyzbycia się odmienności, tożsamości - własnej odrębnej osobowości. Bóg nie jest uważany za osobę, a droga do niego prowadzi przez depersonalizację. Drogi proponowanej przez techniki orientalne nie można pogodzić z drogą dochodzenia do Boga, ukazywaną przez judaizm i chrześcijaństwo. Objawienie Starego i Nowego Testamentu mówi o Bogu, który różni się od otaczającego nas świata, od natury, od kosmosu, o Bogu-Stwórcy tego wszystkiego. Ten właśnie Bóg, różniący się od stworzeń, objawił się nam. Objawienie ukazuje wyraźną różnicę między Bogiem, a stworzeniem, które przez Niego zostało powołane do istnienia. Ten Bóg, który wybrał Abrahama, objawił, że jest Bogiem-Stwórcą. Ukazał również, czym jest stworzenie. Tak więc w tradycji Izraela - z której wywodzi się chrześcijaństwo - natura Boska nigdy nie była utożsamiana z przyrodą. Takie rozumienie Boga kształtowało sposób odnoszenia się do Niego. Izraelici mogli zawsze zwracać się do Boga w sposób osobowy. My także możemy modlić się do Tego, który jest Osobą i pozwala nam pozostać odrębnymi osobami. Mogę być odmiennym "ja" przed Tym, który jest Boskim "Ty". Wraz z Nim mogę też działać, tworzyć historię, do czego zresztą On sam mnie wzywa. Osobowy Bóg powołuje mnie do wieczności, która nie będzie miała końca. Jako osoby jesteśmy zatem zapraszani do dialogu miłości z Bogiem osobowym, a nie do jakiegoś doświadczenia pozbawiającego nas osobowości na rzecz zespolenia się, fuzji ze światem. W historii często pojawiały się panteistyczne poglądy mieszające Boga ze stworzeniem, zatracające granice między Stwórcą a stworzeniem. Często też zamiast Bogu stworzeniu oddawano cześć. Św. Paweł w Liście do Rzymian przestrzega przed niebezpieczeństwem stawiania stworzenia przed Bogiem: Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen" (Rz 1,25). Jesteśmy nieraz tak zafascynowani stworzonym światem, że zapominamy o tym, iż jest on jedynie bladym odbiciem piękna i potęgi Stwórcy. (...)

Chciałbym powrócić do mojego świadectwa. Otóż na drogę mistyki naturalnej wszedłem w dobrej wierze. Wydawało mi się, że odnajdę Boga przez wyrzeczenie się własnej osobowości. Postawa ta - co zauważyłem dopiero później - była jakby cofnięciem się do etapu życia płodowego. W ten sposób określa się nieraz dążenie człowieka, ujawniające się w obliczu życiowych trudności. Wtedy człowiek może przeżywać pragnienie wyrzeczenia się siebie, zejścia z trudnej drogi tworzenia swojej osobowości: chce jak gdyby powrócić do stadium życia płodowego. Być może podświadomie pragnie znowu żyć w podobnej jedności, jaka w stadium płodowym łączyła go z matką. Na tamtym bowiem etapie życia nie istniały dla człowieka żadne problemy, ponieważ świadomość własnej, odrębnej osobowości nie była jeszcze w pełni wykształcona. Człowiek może przeżywać dylemat: albo stawiać czoła w trudnej walce wewnętrznej o swoją osobowość, albo - stosując różne techniki orientalne - wyrzec się swego wymiaru osobowego na drodze wtopienia się w energie kosmiczne, na drodze fuzji ze światem. Niechęć do trudnej walki o budowanie własnej osobowości i szukanie ucieczki w fuzję z naturą można częściowo zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę tkwiące w nas następstwa grzechu pierworodnego: nasze zranienie... osłabienie moralne... bezwład...

Tak więc otwierają się przed nami dwie przeciwstawne drogi duchowe. Pierwsza to droga mistyki naturalnej, w której miesza się Boga z przyrodą, co w konsekwencji prowadzi do duchowej regresji, cofnięcia się, wyzbycia własnej osobowości na rzecz bezosobowej fuzji z naturą. Druga droga - chrześcijańska - prowadzi do umacniania swojej osoby. Osobowy Bóg obdarzył nas bowiem darem synostwa Bożego. Mamy trwać w osobowym kontakcie z Bogiem, naszym Ojcem. Jesteśmy powołani do tego, by wzrastać w naszym dziecięctwie Bożym, trwając w jedności nie z naturą, energiami kosmicznymi, lecz z Jezusem Chrystusem, Synem Bożym. Co do mnie, to - stosując różne techniki - szedłem pierwszą drogą: drogą mistyki naturalnej. Osiągnąłem stan moksa czyli nirwany. Chciałbym powiedzieć tu coś więcej o technikach opisanych w księgach Wedy. Ich praktykowanie wiąże się z głębokim doświadczeniem subiektywnym. Mają one silny oddźwięk psychosomatyczny. Techniki te mają doprowadzić do fuzji z przyrodą. Wszystkie postawy jogi zmierzają do odblokowania tzw. energii kosmicznej, od której jesteśmy rzekomo uzależnieni, a która ma się znajdować u podstawy kręgosłupa. Jest to tzw. kundalini. Energia ta ma wzrastać w kanałach energetycznych - ida i pingala - znajdujących się po obu stronach kręgosłupa i krzyżujących się między sobą. Te dwa kanały energetyczne wychodzą przez otwory nosowe. Skrzyżowanie kanałów energetycznych to tzw. czakry. Kiedy odblokowuje się stopniowo tę energię przez określone układy ciała, wzrasta ona i otwierają się kolejne czakramy. Mantry, czyli formuły powtarzane w pamięci, mają ten sam cel: otworzyć czakry i odblokować energię. Tak więc energia kosmiczna ma wzrastać wzdłuż kręgosłupa, dopłynąć przez odpowiednie kanały do czakra na szczycie głowy. Gdy energia ta dociera do górnego czakra, następuje jakby eksplozja świadomości, czyli tzw. moks samadhi. Trzy podstawowe aspekty techniki są następujące: 1) ułożenie ciała, tzw. asana, by odblokować energię przez postawę całego ciała; 2) tzw. pranayama, będąca kanalizowaniem oddechu przez jego kontrolowanie, i 3) mantra, należąca do techniki typu umysłowego, mającej również na celu odblokowanie energii. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w tej technice umysłowej chodzi o ćwiczenie autohipnozy rozumu. W tym celu powtarza się mechanicznie mantrę, która staje się coraz dłuższa. Rozum jest całkowicie pochłonięty tym ćwiczeniem, koncentruje się na nim, co - jak to ktoś dobrze określił - powoduje "trzask". Następuje zbyt wielkie napięcie umysłu, nie wytrzymuje on tego i przestaje działać. Pojawia się wówczas coś w rodzaju pustki. I tak wszystkie stosowane ćwiczenia doprowadzają do doświadczenia zjednoczenia, zwanego nirwaną: następuje utrata świadomości osobowej i fuzja z wszystkim, co nas otacza. Towarzyszą temu takie stany fizyczne jak obniżenie tętna i zwolnienie oddechu. Bardzo mocno obniża się przemiana materii. Jest to zatem stan daleki od jakiejkolwiek naturalności. Nosi on nazwę samadhi. (...)

Gdy traci się świadomość osobową, znikają ze świadomości oczywiście i problemy. Dlatego właśnie stany te są kuszące. Z podobnych zresztą powodów ludzie sięgają po narkotyki, alkohol. Chodzi po prostu o zapomnienie o swoich problemach, o wyparcie ze świadomości wszystkich spraw osobistych. Tak więc oddałem się technikom i ćwiczeniom bez reszty. Dzięki temu znalazłem się w Indiach, w miejscu, dokąd niewielu Europejczyków w ogóle dociera. Przeszedłem bardzo intensywną praktykę i zdobyłem różne doświadczenia. Mogłem też przeżyć i zobaczyć, dokąd naprawdę prowadzą praktyki jogi - przedstawiane ludziom Zachodu jako zupełnie niegroźne. Po przebyciu etapów wstępnych wszedłem w okultyzm. Znalazłem się w tym bardzo szybko. Czakras zostały już otwarte, byłem przygotowany przez praktyki orientalne. Przyswajałem wszystko niezwykle szybko. Pozwoliło mi to dotrzeć bardzo daleko.

Doświadczenia te miały przynieść mi wyzwolenie, tymczasem rodziły we mnie pewien niedosyt. W całym tym zamieszaniu nie znika bowiem z ludzkiego serca pragnienie miłości. Jeżeli człowiek łączy się ze wszystkim, miłość nie może zaistnieć. Ona nie może być przeżywana w całkowitej samotności. By kochać, muszą być dwie osoby. Miłość jest czymś międzyosobowym - podczas gdy nirwana, moksa i samadhi są doświadczeniami całkowitej samotności. Serce ludzkie jest stworzone do miłości, Bóg powołał nas do miłości. Pośród tych wszystkich doświadczeń coś mnie niepokoiło i krzyczało w stronę tego TY, tak bardzo upragnionego. Myślę, że w sercu tego niezaspokojenia czekał na mnie Pan. Przybył On, by mnie uchwycić poprzez okoliczność zupełnie przypadkową. Otóż w otoczeniu guru znajdowały się osoby, których stan zdrowia był bardzo zły - chociaż w reklamach omawianych technik podkreśla się ich niezwykle korzystny wpływ na zdrowie. Tak naprawdę to polepszenie zdrowia jest tylko pozorne. Na dłuższą bowiem metę przemiany energetyczne w komórkach, cała przemiana materii przechodzi ogromne zaburzenia z powodu działań przeciwnych naturze. Zmiany w przemianie materii nie ułatwiają życia fizjologicznego, a utrata świadomości osobowej w niczym nie pomagają stronie psychicznej. Z czasem następuje zatem załamanie psychosomatyczne. Utrata osobowości zaczyna się wpisywać w codzienność. To pozbawianie siebie osobowości jest uważane w tradycji hinduizmu za zupełnie zrozumiałe - za coś pozytywnego. Naprawdę jednak prowadzi ono do niszczenia możliwości psychicznych i odbija się na całym układzie psychosomatycznym.

Tak więc guru wezwał lekarzy, aby zbadali ludzi z jego otoczenia. Jedna z osób, którą wezwał, była chrześcijanką i wspomniała mi o Jezusie. Brzmienie Jego imienia przywróciło mi całą świadomość chrześcijańską. Przypomniało mi o Bogu osobowym, który nie jest jakąś zasadą, mocą kosmiczną, lecz pełnym miłości i do miłości wzywającym mnie TY. Było to zdarzenie decydujące dla mego życia. Zupełnie niespodziewanie wszedłem na drogę, na której znajdował się Jezus. Ukazywał mi się jako TY o wymiarze Boskim, albo raczej jako JA o wymiarze Boskim, które wzywało mnie osobiście, które mnie wołało i czekało, które przyszło do mnie mówiąc: "Jak długo jeszcze każesz mi czekać?" Przyszedł do mnie Pan. To nie ja znalazłem Boga, lecz On sam do mnie przyszedł. Rozpoczęła się droga nawrócenia. Zrozumiałem, że muszę odwrócić się od fascynacji naturą i zwrócić się w stronę Stwórcy. Zrozumiałem podaną przez św. Tomasza definicję grzechu: aversio a Deo et conversio ad naturam, czyli odwrócenie się od Boga i zwrócenie się ku stworzeniom. Nie chodzi oczywiście o całkowite odwrócenie się od przyrody, lecz o to, by nie widzieć w niej bożka. Nie chcę tu oceniać osób wyznających hinduizm. Niektórzy twierdzą, że Hindus - który urodził się w tej kulturze, który żyje uczciwie i szuka Boga przez swoje życie, który robi wszystko, by spotkać się z Nim - znajdzie Go w samym sercu swej religii. Być może. Inaczej jest jednak z nami, ludźmi, którym dane było spotkać się z Bogiem żywym, z Bogiem powołującym nas do jedności z Nim...

Z czasem zaczynałem coraz lepiej rozumieć, że droga, którą obrałem, była cofnięciem się: cofnąłem się bowiem jakby do etapu poprzedzającego objawienie się Boga. Sam chciałem się wyzwolić, znaleźć wielkość, moc, siłę. Teraz trzeba było dokonać zwrotu i spotkać się z Bogiem żywym. Trzeba było porzucić fascynację i ubóstwianie przyrody, by odnaleźć Boga osobowego, który zapraszał mnie do uświęcania życia, do porzucenia zwodniczych praktyk, do kroczenia drogą, którą On sam pragnął mnie prowadzić, szanując całkowicie moją wolność. Bóg wzywał mnie, bym szedł drogą mojego prawdziwego wzrostu i rozwoju. Musiałem ponownie wszystko opuścić i iść, krok po kroku, śladami Chrystusa. Ponieważ posiadałem jedynie walizeczkę, szybko opuściłem swego guru - cichaczem, nie podając miejsca mego pobytu. Odszedłem, by szukać Boga na nowej drodze, która się przede mną otworzyła. Zrozumiałem w swym sercu, że chodzi o uczciwość, o szczere, gruntowne poszukiwanie Tego, który pierwszy mnie poruszył.

Kiedy wcześniej opuszczałem wszystko, idąc za swym guru, wydawało mi się, że idę odkrywać Boga. Teraz chciałem być wierny temu właśnie wyborowi. Wiedziałem, że trzeba mi wszystko opuścić po raz wtóry i pójść za Tym, który ponownie "wtargnął" w moje życie. Był to Pan Jezus. Zabrakło mi jednak pokory. Zamiast zacząć wsłuchiwać się w nauczanie Chrystusa i uznać, że muszę sobie jeszcze wszystko przyswoić, zamiast otworzyć się w pełni na działanie i kierownictwo Ducha Świętego, wybrałem własną aktywność. Zamiast pozwolić się objąć przez miłosierdzie Boże i dać się pouczyć, wolałem od razu działać. Wpadłem więc, jak uprzednio, w równie niebezpieczne sidła. O co mi chodzi? O drogę ogromnie niebezpieczną, na którą - podobnie jak ja - wkroczyło wielu młodych ludzi. Otóż powracając ze Wschodu, czułem różnego rodzaju wibracje. Słowo to jest obecnie bardzo modne, gdyż weszło w użycie dzięki New Age i stanowi jakby syntezę wszystkich doświadczeń orientalnych. Tak więc powróciłem z całą nadwrażliwością spowodowaną otwarciem się czakras. Stopniowo zacząłem się więc stawać medium - tak to ostatecznie trzeba nazwać. Otwarcie czakra powoduje, że stajemy się bardzo wrażliwi na siły przyrody i energię kosmiczną - stajemy się medium.

Pewien radiesteta, którego spotkałem, odkrył - ku memu wielkiemu zaskoczeniu - że jestem niezwykle uzdolniony. Mówi mi: "Ma pan niebywały dar. Trzeba go więc natychmiast wykorzystać i służyć nim bliźnim." Spróbowałem. Rzeczywiście, wszystko wychodziło. Diagnozy lekarskie stawiałem bez trudu i powoli zdawałem sobie sprawę, że nie tylko posiadam dar radiestezji, ale że potrafię też magnetyzować, czyli uzdrawiać przez nakładanie rąk. Ponownie usłyszałem: "Trzeba i ten dar oddać na służbę bliźnim." Tak więc w najlepszej wierze zacząłem praktykować radiestezję i magnetyzm. O mojej dobrej wierze może świadczyć fakt, że w czasie moich praktyk modliłem się. Starałem się połączyć z tymi właśnie praktykami nowy, odkryty, chrześcijański wymiar mojego życia. Praktyki te jednak w rzeczywistości nie są niczym innym jak okultyzmem. Muszę tu uściślić to pojęcie. Okultyzm to nauki, a ściślej - cały zestaw różnych dyscyplin, technik usiłujących manipulować tymi energiami naturalnymi, które do tej pory są nieuchwytne dla nauk ścisłych, takich jak fizyka, biologia i chemia. Chodzi zatem o manipulowanie energiami przyrody. Techniki te i nauki nazywa się potocznie okultystycznymi, czyli wiedzą tajemną, ponieważ energie przyrody, które usiłują wykorzystać, nie są dostępne dla pomiarów naukowych.

Jeśli chodzi o radiestezję, to opiera się ona na wrażliwości typu mediumicznego, nastawionej na pewne energie naturalne, promieniowane przez różne osoby, rośliny. Magnetyzm natomiast jest próbą skierowania energii wydobywającej się z naszego ciała w stronę osoby, którą rzekomo mamy wyleczyć. Może to wielu zaskoczyć, lecz radiestezję i magnetyzm należy zaliczyć do praktyk okultystycznych, albo - inaczej rzecz ujmując - do białej magii. Niektórych może to nawet przerażać, gdyż dziś wielu chrześcijan praktykuje radiestezję i magnetyzm w takiej samej dobrej wierze, w jakiej i ja je praktykowałem. Osobom tym będzie z pewnością bardzo przykro, gdy usłyszą to, co powiedziałem: chodzi o białą magię! Wyjaśni to dalsza część mojego świadectwa. Otóż praktykowałem w dalszym ciągu, pełen dobrej woli, magnetyzm i radiestezję. Nie wiedziałem wówczas, że jest to zdolność wykraczająca poza zwykłe siły natury (...). Umiejętność ta rozwinęła się, a właściwie rozwinąłem ją sam poprzez wcześniejsze praktykowanie jogi. Byłem medium dla energii kosmicznej. Praktykowałem to przez pewien okres i poprzez ćwiczenie rozwinąłem swe umiejętności.

Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że mogłem stawiać diagnozy lekarskie bez wahadełka, posługując się zdolnością jasnowidzenia. Umiejętność ta jest bardzo dobrze znana na Wschodzie. Stanowi część tzw. sidi czyli mocy, władzy, która pojawia się zupełnie naturalnie i objawia się powoli, gdy tylko otwierają się tzw. czakra i człowiek zaczyna wchodzić na drogę fuzji i stapiania się z energiami kosmicznymi. Stajecie się wtedy coraz bardziej medium, kanałem, instrumentem tych energii. Macie tzw. sidi, a więc posiadacie moc, różne władze. (...) Rozwinąłem zatem w sobie te moce, zdolność jasnowidzenia i wiele innych. Wszystkie one rozwinęły się nader szybko. Zaskoczyło mnie to. Muszę przyznać, że nie rozumiałem, jak mogłem zostać wybrańcem dla tak wielkich darów. Uważałem je bowiem za dary Boże, a przecież nie byłem ani trochę świętszy od innych. Biorąc pod uwagę swoje życie, nie widziałem powodów, by posiadać podobne dary! Ten niesłychanie szybki wzrost różnych nadzwyczajnych umiejętności zaczynał mnie jednak nie tylko zastanawiać, ale i niepokoić. Zaczęło mi się to wydawać za łatwe.

Drugą sprawą, która mnie zaniepokoiła, było to, że im bardziej wzrastały moje umiejętności, tym więcej zaczynałem obserwować dziwnych rzeczy, które dziś w USA zwie się channelingiem. Nie jest to jednak w zasadzie nic nowego, jak tylko zwykły spirytyzm. Stając się medium, zdałem sobie sprawę, że otwieram się na jakieś istoty. Nie chcę ich nazywać duchami, wolę stosować określenie: istoty. Otóż istoty te - aby się móc objawić - posługiwały się najpierw moją psychiką, a dochodziło nawet do tego, że jeżeli im pozwalałem, to i moim głosem, a więc całym moim ciałem. Było to, rzecz jasna, niepokojące. Przynajmniej mnie to zaniepokoiło. Gdy jednak patrzy się na New Age i wiele innych ruchów, obserwuje się u ludzi - zamiast niepokoju! - poszukiwanie tego typu doświadczeń. Najczęstszym doświadczeniem jest tzw. channeling. Nazwa ta doskonale określa, w czym rzecz. Otóż angielskie słowo channel znaczy kanał. My zatem, jako medium, możemy stać się takim kanałem dla różnych istot. W channelingu chodzi o kontaktowanie się - poprzez ludzki kanał - z pewnymi istotami, które nie zawsze chcą ujawniać, kim są. Stajemy się zatem kanałem dla bytu, który jest niczym innym, jak istotą duchową odpowiadającą np. na nasze pytania. Daje ona o sobie znać, używając różnych środków i sposobów, co właśnie zaczęło mnie niepokoić. Kim są te duchowe istoty przekonało mnie pewne doświadczenie. Podzielę się nim z wami, choć powracanie do niego nie jest dla mnie przyjemne.

Miało to miejsce w trakcie Mszy św. Uczestniczyłem w niej w tamtym okresie codziennie. W chwili podniesienia - ku memu największemu zaskoczeniu i zmieszaniu - stwierdziłem, że pojawiają się we mnie liczne myśli bluźniercze, odnoszące się do Jezusa obecnego w Eucharystii. Zaniepokojony i całkowicie zbulwersowany poszedłem po Mszy św. do zakrystii, by powiedzieć o tym kapłanowi. Mówię mu, że dzieje się ze mną coś dziwnego, i opowiadam całe wydarzenie. Na to kapłan odpowiada mi z całym spokojem: "Bynajmniej mnie to nie dziwi". - "Jak to nie dziwi?! Dobre sobie." - "Jestem diecezjalnym egzorcystą. Spotkajmy się ponownie. Przeanalizujemy wszystko i zobaczymy w czym rzecz." Zrobiliśmy to. Zaproponował mi wówczas przeprowadzenie egzorcyzmu, co okazało się absolutnie konieczne. Był to dla mnie etap bolesny, głęboko upokarzający, za który jednak wielbię obecnie Pana. Przeprowadzanie egzorcyzmów było czasem głębokiego rozeznania. Wtedy Bóg pozwolił mi właściwie ocenić oddziaływanie wszystkich praktyk, którym do tej pory oddawałem się w dobrej wierze.

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo - pomimo mej szczerej wiary - byłem osaczony. Owe istoty bowiem stopniowo zaczynały się ujawniać. Nie dokonało się to jednak nagle, lecz stopniowo, z dnia na dzień. W miarę jak współpracuje się z tymi istotami, jak doskonalimy swoje zdolności mediumiczne, posuwają się one coraz dalej. Te byty duchowe coraz mocniej ujawniają swoją obecność. Trzeba było jednak zdecydowanej konfrontacji z Eucharystią, by odsłoniły one swoje prawdziwe oblicze, by ujawniły swój sprzeciw wobec światłości Chrystusa. Stałem się świadkiem bitwy między siłami światłości i ciemności, gdyż podczas sprawowania egzorcyzmów ja sam byłem miejscem tej walki. Zobaczyłem też spustoszenie, jakie uczyniło we mnie to, że byłem medium. Od tej chwili mogłem właściwie ocenić swoje doświadczenia i pragnę się tym z wami podzielić. Nie chcę osądzać innych osób, bo przecież sam wybrałem tę drogę. Moje doświadczenia ujawniły mi - co muszę uznać - zbyt małą wiarę. Trzeba stwierdzić, że jest coś pociągającego w stopniowym posiadaniu niezwykłej mocy: najpierw mocy nad siłami przyrody, a potem nad bliźnimi. To wszystko jednak - głęboko osadzone w człowieku - trwa w nim niczym rana. Nie jest to bowiem nic innego, jak tylko żądza władzy - zwykła pycha. Nie przypadkowo jest ona pierwszym grzechem głównym.

Ale wracając do moich doświadczeń... Jest niewątpliwie coś fascynującego we wspomnianych już wcześniej mocach sidi. Jeżeli jednak potrafię - nawet w dobrej wierze - uzdrawiać przez pewne układy magnetyczne i wpływać na innych poprzez koncentrację umysłu, nie potrafię się pozbyć uczucia, że posiadam władzę nad bliźnim. I to fascynuje! Czy zraniony przez grzech człowiek - którym jestem podobnie jak wszyscy inni - może tak naprawdę oprzeć się tej pokusie? Mam wrażenie, że celem wspomnianych sposobów postępowania - w tym co nazywa się New Age - jest posiadanie władzy. We wszystkim słyszę słowa węża z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju, wypowiedziane do kobiety: "Będziecie jak Bóg". Pycha wielkości i władzy jest chyba najpotężniejszą pokusą, popychającą do posiadania tzw. sidi. Jest to najpotężniejsza pokusa, gdyż rozlewa się na sferę psychiczną, fizyczną i posługuje się białą magią. Wspomniane praktyki podważają i w szczególny sposób narażają na niebezpieczeństwo cały duchowy wymiar naszego bytu. Atakują go w jego najistotniejszej sferze, gdyż niszczą właściwe odniesienie do Boga. Czyż - szukając o własnych siłach mocy, władzy i wielkości - jestem jeszcze jednym z tych ewangelicznych ubogich, umiłowanych przez Boga, którzy żyją duchem błogosławieństw i do których należy królestwo niebieskie (por. Mt 5,3)? Czy mogę należeć do królestwa maluczkich i równocześnie dawać odczuć swą władzę nad bliźnim - fizyczną, duchową czy nawet władzę uzdrawiania?

Nie powiedziałem jeszcze, że wspominane przeze mnie wydarzenia miały miejsce przed około dwudziestu laty. Dotąd nie dawałem o tym świadectwa. Dopiero teraz mówię o wszystkim. Jest tak dlatego, że potrzeba mi było dziesięciu lat na wewnętrzne uzdrowienie. Były to najpierw egzorcyzmy, a potem długa droga wyzwalania, zrywania więzów łączących z wszystkimi wydarzeniami z przeszłości i osobowościami guru. Jest to bowiem swoisty świat, pełen różnego rodzaju oddziaływań, władzy i mocy. Byłem powiązany ze szkołami ezoterycznymi i okultyzmem. Potrzeba mi więc było długich lat uzdrawiania wewnętrznego. Nie wychodzi się z tego rodzaju doświadczeń bez szwanku. Psychicznie jest się rozbitym. Ktoś - kto mnie poznał w chwili gdy wychodziłem z tego wszystkiego - powiedział mi po kilku latach: "Doznałeś cudownego uzdrowienia!" Na to odpowiedziałem mu: "Zdaję sobie z tego sprawę." Naprawdę wierzę, że zostałem cudownie uzdrowiony przez Pana. Wielu wątpi, czy w ogóle można całkowicie wyjść z tak dalece posuniętych doświadczeń fuzjonalnych Wschodu, pozbawiających osobowości. Pan jednak jest większy od wszelkich naszych błędów i ran. Ponieważ On jest naszym Stwórcą, dlatego Jego "odtwórcze" miłosierdzie może wszystko odbudować. Muszę uznać, że jest to wielkim szczęściem móc doświadczyć miłosierdzia Bożego. Gdy po zaprzestaniu tych wszystkich praktyk wstąpiłem do seminarium, przełożeni poważnie wątpili w moją zdolność życia w seminarium. W chwili moich święceń kapłańskich powiedzieli: "To naprawdę cud!" Czekałem więc zanim zacząłem dawać świadectwo. Przez pierwsze lata powstrzymywałem się, ponieważ pragnąłem, aby Pan dokonał najpierw wewnętrznego uzdrowienia. Potem czekałem, gdyż wydawało mi się, że Pan chce, abym zdobył większy dystans wobec moich doświadczeń. Czekałem jeszcze, by pozwolić Mu działać w okresie właściwego odczytywania mego doświadczenia. Kiedy w pierwszych latach chciałem odczytywać swe bardzo intensywne przeżycia, pojawiał się we mnie głęboki niepokój. Pomogły mi moje studia.

W ciągu dziesięciu lat, dzięki studiom filozoficznym i teologicznym, mogłem dogłębnie przemyśleć moje doświadczenia ze Wschodu. Pojąłem ich powiązanie z panteizmem, będącym ich teoretycznym fundamentem. Uchwyciłem też ich oddziaływanie na człowieka. Mogłem także lepiej zrozumieć plan Boga wobec człowieka, ukazany w Piśmie Świętym. Dwa lata temu mój ojciec duchowny poprosił mnie o dawanie świadectwa. Długi czas przygotowania do dzielenia się moim doświadczeniem był potrzebny, gdyż nie można z miesiąca na miesiąc przejść od jednej formy życia do drugiej. Bo przecież, choć trwałem już w wierze chrześcijańskiej, próbowałem trochę spirytyzmu, okultyzmu... Tego nie da się pogodzić! Pozostawione ślady są przeraźliwie głębokie. To prawda, że jesteśmy otoczeni energiami tego świata, ale nie żyjemy tu po to, by dać się w nie wtopić, by pozwolić na fuzję z nimi. Gdybyśmy to uczynili, zagubilibyśmy naszą odrębność, stalibyśmy się tylko częścią przyrody! Tkwimy wprawdzie w sercu natury, ale mamy się zwrócić w stronę łaski, w stronę tego co nadprzyrodzone. Trzeba nam przyjąć Ducha Świętego, który jest Osobą. Od tego przyjęcia zależy nasze uświęcenie. Tylko Bóg jest święty. On nas uświęca i przebóstwia. Tylko taka jest więc droga naszego uświęcenia i przebóstwienia. Pozwalając na nasze przebóstwienie przemieniamy się i umożliwiamy przebóstwienie świata. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno. Nie możemy się rozpłynąć w energiach ani w przyrodzie. Jesteśmy bowiem prorokami, którzy potrafią zrozumieć wszechświat. Jesteśmy królami, powołanymi do tego, by czynić sobie ten świat poddanym. Jesteśmy kapłanami wezwanymi, by ofiarować świat Bogu. Nie jesteśmy powołani do tego, by stapiać się ze światem, lecz by go przemieniać. Przez chrzest uczestniczymy wszyscy w tzw. powszechnym kapłaństwie Chrystusa. Polega ono na modlitwie, składaniu Bogu ofiar, na uświęcaniu świata - a więc na całkowicie wolnej służbie, na osobowym bycie i świadomości, że jesteśmy sługami Bożymi. Możemy to osiągnąć jedynie przez przyjęcie Ducha Świętego, a nie przez fuzję ze światem.

Tak więc nie można pogodzić ze sobą tych dwóch dróg: chrześcijańskiej i mistyki naturalnej. W mistyce naturalnej i we wszystkich technikach umożliwiających zdobycie mocy i władzy dąży się do wtopienia w przyrodę. Szuka się zapanowania nad energiami w niej zawartymi. Dokonuje się to jednak za cenę porzucenia naszej prawdziwej misji otrzymanej od Boga, naszego Stwórcy. Stajemy się jakby uczniami czarnoksiężnika, których fascynuje moc, jaką można osiągnąć panując nad siłami przyrody. Jednak tylko Bóg jeden wie, czy faktycznie możemy nad nimi zapanować. Lewitacja. Okultyzm. Jednym z sidi, czyli mocy - które usiłuje się posiąść na Wschodzie - jest lewitacja. Istnieją techniki kanalizujące energię kosmiczną, tzw. kundalini, które pozwalają nam lewitować i zdobyć wiele wręcz fantastycznych uzdolnień. Gdy tylko opanuje się te energie, można mieć nieprawdopodobną władzę. Rodzi się więc ogromna fascynacja tym wszystkim. Za jaką cenę jednak zdobywa się tę moc! Droga chrześcijaństwa nie jest drogą zdobywania władzy i panowania, lecz drogą służby. Mamy stawać się sługami Ducha Świętego i planu Boga wobec ludzkości, wobec naszych braci. Droga okultyzmu i mistyki przyrody nosi w sobie ryzyko szukania panowania i władzy. Przez cztery lata praktykowałem mistykę naturalną. Oddawałem się jej bez reszty. Przeszedłem przez medytację transcendentalną, oddałem się następnie innym praktykom, może jeszcze bardziej złożonym, formom jogi. Przez cztery lata! Nie przebywałem cały czas w Himalajach. Byłem jednak cztery razy tam na górze, w aszramach. Ćwiczenia trwały cały czas, odbywałem długie medytacje. Przez całe tygodnie prawie 24 godzin na dobę bez snu, w ciągłej medytacji, i tylko minimum jedzenia, tyle by móc przeżyć! Tylko to jedno się liczyło. Jeśli chodzi o praktyki okultystyczne, to trwały trzy lata. Potem zgodziłem się na odprawienie egzorcyzmów i nastąpiła długa droga wyzwalania. Trzeba było zerwać więzy, jakie powstały na kanwie tych wszystkich doświadczeń wschodnich, powiązań z guru...

Mógłbym godzinami opowiadać o tych tajemniczych więzach, o nocnych odwiedzinach istot, które tam spotkałem. Jest to bardzo swoisty świat mocy i władców. Istnieją też więzy ze szkołami ezoterycznymi, z okultyzmem... Trzeba więc było wielu lat duchowego uzdrawiania. Muszę tu powtórzyć i podkreślić: nie wychodzi się z tych doświadczeń bez uszczerbku, bez głębokich śladów. Nie wyszedłem więc z tego w ciągu miesiąca i nie przeszedłem szybko od poprzedniej formy życia do nowej. Nie da się tego zrobić. Nie można popraktykować niewinnie "trochę wschodu", trochę okultyzmu, a potem powrócić do domu. To niemożliwe. Piętno, które pozostaje, jest bardzo głębokie. Codzień jestem przy Panu zapewne tylko dlatego, że dał mi tak bardzo wiele i teraz posyła do mnie wielu młodych, poranionych, którzy potrzebują długiej drogi wyzwolenia duchowego, uzdrowienia wewnętrznego, by powoli wyrwać się ze swego uzależnienia.

Co do mistyki naturalnej to uzależnienie jest oczywiste. Uzależnienie jednak rodzi się również z praktyk okultystycznych, co pragnę mocno podkreślić. Uzależnienia te przypominają zniewolenie przez narkotyki. Wspieram obecnie duchowo pewną osobę, której nieprawdopodobnie trudno wyrwać się z tych praktyk. Trzeba się z nią modlić. Tu widać, jak nasza wolność jest osłabiona, ograniczona. (...) Wspomniane praktyki nie mają nic wspólnego ze wzrostem osobowym. Jesteśmy po prostu uzależnieni od jednostek, które trzymają nas na swój sposób w niewoli. Kto praktykuje trochę jogi, bawi się w spirytyzm, okultyzm albo usiłuje zakosztować odrobinę ezoteryzmu i przechodzi kilka inicjacji - ten przypomina człowieka zażywającego arszenik. Czy zdaje sobie z tego sprawę, czy też nie - wchłania arszenik, truciznę, kroplę po kropli. Dlatego z naciskiem zwracam uwagę, aby odpowiednio wcześnie ostrzegać, że wszelkie ćwiczenia jogi - jakkolwiek niewinnie by wyglądały - mają na celu jedno i tylko jedno: odblokować kundalini, aby zaczęło "iść w górę". Rozmawiając o tym z pewnym guru w Indiach, zapytałem go: "Co sądzicie o jodze praktykowanej na Zachodzie, niby w celu odprężenia się?" Zaczął się śmiać i powiedział: "Niech ćwiczą. Kundalini odblokuje się, nawet gdyby wszystko robili tylko dla zrelaksowania się." W jego przekonaniu odblokowanie się kundalini uchodzi oczywiście za coś dobrego. Skutek więc pojawi się. Będzie trwały. Może podejście będzie dłuższe, ale skutek pozostanie.

Nie zapominajmy też, że mantry hinduskie - podawane w rytuałach inicjacyjnych - są imionami bóstw. Niektórzy twierdzą, że można bez obawy praktykować tę czy inną medytację niechrześcijańską. To niemożliwe. Bowiem w czasie rytuału inicjacyjnego otrzymuje się imię bóstwa hinduskiego i trzeba je powtarzać bez przerwy. Wspomniałem już, że mantry te stopniowo się wydłużają. W tłumaczeniu z sanskrytu brzmią one mniej więcej tak: "składam cześć i oddaję hołd bóstwu o takim a takim imieniu". Jakże więc chrześcijanin - uznający Jezusa i adorujący Go - może w swej medytacji wielokrotnie powtarzać mechanicznie mantry na cześć jakiegoś bóstwa! Niektórzy twierdzą, że jest to dobre wprowadzenie do modlitwy chrześcijańskiej. Jakże może nim być ciągłe składanie hołdu jakiemuś bożkowi! Nawet jeśli praktykuje się to nieświadomie, jest to najzwyklejsze bałwochwalstwo. W czasie ceremonii inicjacyjnej składa się w ofierze różne przedmioty, takie jak ryż, kadzidło, owoce itp. Mają one głęboką wymowę symboliczną. Za ich pośrednictwem oddaję się we władanie i wiążę się z bożkami, które adoruję. W czasie jednej z ceremonii inicjacyjnych, którą przeszedłem, było mi dane doświadczyć tego niemal fizycznie. Otóż jedna z osób została zagarnięta, uchwycona fizycznie przez istotę, która jakby wyszła ze znajdującego się tam obrazu. Osoba ta odczuła "wzięcie ją w posiadanie" przez ową istotę. Istota ta popchnęła ją, rzuciła na ziemię, weszła w nią i wzięła w posiadanie dlatego tylko, że osoba ta na to zezwoliła. ..."

c.d.n.
Ostatnio zmieniony przez Magdalinha Pią Wrz 07, 2012 23:26, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Wrz 07, 2012 23:21   

c.d.

"Chciałbym więc ostrzec przed opiniami, według których może istnieć chrześcijańska joga, mantra itp. Powiecie mi może, że jestem zbyt ciasny. Wybaczcie, ale z racji własnego doświadczenia nie mogę mówić inaczej. Jedyną stroną pozytywną moich przeżyć było to, że pozwoliły mi w końcu wszystko lepiej zrozumieć. Gdy zaczniecie uprawiać jogę - chociażby w najlepszej wierze, w nieświadomości co do jej oddziaływania - skutki i tak będą się powoli ujawniać. Nie wierzę, że można się otworzyć i praktykować różne techniki - prowadzące do fuzji, powodujące, iż człowiek staje się medium dla energii kosmicznych - i nie dać się zniszczyć. Nie wierzę, że można to praktykować bezkarnie. Techniki te - stosowane w małych czy w dużych dawkach - zostawią po sobie ślady. To mogę wam zagwarantować. Spowodują, że staniecie się medium. Kto zaś stanie się medium, ten w następstwie - wcześniej czy później - zostanie nawiedzony przez istoty, które lepiej pozostawić za drzwiami, z którymi lepiej się nie zadawać.

Oto istota mego ostrzeżenia. Może wydaje się ono zbyt surowe, ma jednak niestety swoje uzasadnienie. Sprawdza się to codziennie w mojej praktyce duszpasterskiej i w udzielaniu pomocy, szczególnie młodym, którzy są niezwykle podatni na tego typu wpływy. Podatność ta jest dziś wynikiem zbanalizowania praktyk okultystycznych i inicjacyjnych. To banalizowanie - spowodowane zwłaszcza przez wspomniany już New Age - jest niezwykle groźne. Rozważmy zatem ten problem jeszcze głębiej. Otóż pewnego dnia przed laty udałem się do jednej ze szkół ezoterycznych. Jej uczestnicy byli bardzo zdumieni, że do nich dotarłem. Zwierzyli mi się, że przygotowują się do rozpoczęcia działania o zasięgu światowym. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Cóż za ambicje! - pomyślałem sobie. Powiedzieli mi: "Teraz jest za wcześnie. Trzeba poczekać jeszcze jakieś 15 lat, a będziemy mieli odpowiednie środki techniczne, środki przekazu, wszystko co niezbędne, by w krótkim czasie rozprzestrzenić naszą doktrynę na całej planecie. Już wtedy doktrynę tę nazywali po imieniu: New Age. I faktycznie, od kilku lat słyszy się w środkach masowego przekazu o nowym prądzie ideologicznym, przedstawianym jako New Age, jako uniwersalna religia spod znaku Wodnika, jako era tolerancji, która nastąpi po erze Ryby, zdominowanej przez nietolerancję chrześcijaństwa. Wkraczamy w nową erę astrologiczną, w której nastąpi ujednolicenie planetarne na wszystkich płaszczyznach: politycznej, ekonomicznej, kulturalnej, społecznej i religijnej. Nowa era - New Age - będzie epoką jedności. Jeśli chodzi o stronę filozoficzną tego kierunku, to wszystko co boskie utożsamia się w nim z bezosobową siłą kosmiczną. Nie ma zatem Boga osobowego w New Age! Trzeba sobie z tego dobrze zdać sprawę. Chociaż ta mętna ideologia nigdy tego wprost i w jednoznaczny sposób nie wyraża, jednak chce wprowadzić człowieka na drogę "duchowości", która pozbawia osobowości. Chodzi o ustanowienie społeczeństwa zunifikowanego, które nie będzie utworzone z osób niepowtarzalnych, zróżnicowanych, lecz z jednostek zespolonych w jedną całość. Wypadałoby zapytać: kto będzie decydował o tym ujednoliceniu? To ujednolicenie - o którym mówię - niesie w sobie niebezpieczeństwo totalitaryzmu.

Tak więc na płaszczyźnie filozoficznej New Age należy do prądów panteistycznych. Proponuje drogę wyrzeczenia się wszelkiego zaangażowania osobistego. Bardzo zręcznie łączy techniki hinduizmu, techniki jogi oraz inne praktyki Wschodu. Przejmuje również jako swoje różne praktyki okultystyczne, takie jak radiestezję, magnetyzm i channeling. Wmiesza w to wszystko również uzdrawianie sposobami naturalnymi, zaliczając radiestezję oczywiście do naturalnych środków leczenia. Integruje również niektóre praktyki inicjacyjne szkół ezoterycznych. Tak więc New Age jest przedsięwzięciem szkoły ezoterycznej, która odsłania obecnie swe karty i poprzez swoisty zamach i reklamę próbuje wciągnąć możliwie jak najwięcej osób na proponowaną drogę. Moc tego przedsięwzięcia tkwi chyba w wykorzystaniu wszystkich możliwości. Pokazuje się zestaw wszelkiego rodzaju technik i to w taki sposób, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Jeśli np. ktoś jest zainteresowany leczeniem sposobami naturalnymi - co bynajmniej nie jest złe samo w sobie - staje przed bogatym wyborem środków. Ma w czym wybierać. Może zająć się tym leczeniem np. według wskazań jakiejś szkoły dietetyki lub ekologii itp. Trzeba sobie uświadomić, że we wspomniane praktyki wchodzi się coraz głębiej. Nie poprzestaje się nigdy na powierzchownych rozważaniach, idzie się coraz dalej. I tak na początku zaproponuje się wam np. jakieś praktyki relaksujące, być może ćwiczenia jogi, potem sposoby koncentrowania się albo opanowywania potencjału psychicznego, intelektualnego, co stanowi już technikę bardziej rozwiniętą. W końcu zaś zostaniecie doprowadzeni - nie wiedząc, a nawet nie chcąc tego - do panowania nie tylko nad swoją psychiką, ale również nad psychiką osób was otaczających. Zostaniecie doprowadzeni - pomimo że wcale byście tego nie chcieli - do praktykowania białej magii! Spotkałem wiele osób, które doszły do sprawowania władzy w sposób fizyczny lub duchowy nad innymi. Nie zdawały sobie sprawy z tego, że posługują się środkami ograniczającymi wolność drugiej osoby. Bowiem prawdziwy cel, do którego się zmierza w tych praktykach, na początku nie jest jasny.

Wszystko to sam przeszedłem, dlatego dzisiaj czuję się zobowiązany do dawania świadectwa i przestrzegania innych. Chcę ich ostrzec, bo zostali zwiedzeni. (...) Mówiłem już o mistyce naturalnej, o jodze, o ćwiczeniach koncentracyjnych, mantrze, naukach i praktykach okultystycznych. Może zaskakiwać stawianie na jednej linii tradycji religijnych i praktyk okultystycznych. Trzeba zaznaczyć, że siły okultystyczne odnaleźć można w tradycjach wschodnich pod nazwą sidi. W momencie gdy odchodziłem od guru, byłem mianowanym przez niego odpowiedzialnym za coś w rodzaju departamentu tych sidi. Było to chyba w Bengalore, gdzie miałem odczyt na uniwersytecie. Znajdowali się tam tzw. pandit, czyli profesorowie filozofii i religii wschodnich, którzy powiedzieli do guru: "Pokażcie nam skuteczność waszej techniki na przykładzie sił, czyli sidi, jakie posiadają wasi uczniowie." I rozpoczęła się dyskusja. Guru odpowiedział, że siły nie są celem życia duchowego, lecz tylko drogą. W końcu powiedział: "Ponieważ chcecie tych sił, będziecie je mieli." Wracając do aszramu, powiedział mi: "Dziś wieczorem nauczę cię technik prowadzących do opanowania tych sił." Te wspomniane siły to moce okultystyczne - tak przynajmniej my je nazywamy. Widać więc, że istnieje powiązanie między okultyzmem a innymi praktykami. Znalazłem się więc w szkole ezoterycznej. Różokrzyżowcy, ezoterycy, gnostycy i inni... Kilka zdań o tym. Są to szkoły gnostyckie, które uważają, że zbawienie człowieka dokonuje się jedynie poprzez zdobycie wiedzy tajemnej. Szkoły te powstały w kręgu takich osób jak pani Bławatska. Byli też i inni, jak np. Steiner na początku wieku, założyciel szkoły antropozoficznej.


Powróćmy jednak do pani Bławatskiej. Miała ona spirytystyczny kontakt z istotą, którą uważała za hinduskiego guru. Było to pod koniec XIX wieku. Wywodziła się ona z tradycji chrześcijańskiego Zachodu, rozpoczęła jednak tworzenie synkretyzmu, łączącego tradycję wschodnią z chrześcijaństwem. Usiłowała połączyć to, czego pogodzić się nie da, co zresztą starałem się już wykazać. Jedno bowiem jest tradycją o charakterze fuzjonalnym, drugie - tradycją, w której szuka się osobowej wspólnoty z Bogiem, Stwórcą wszystkiego. Do tego synkretyzmu, będącego poplątaniem i pomieszaniem różnych tradycji religijnych, dołączyła się jeszcze praktyka spirytyzmu i channelingu - doświadczeń niezwykle silnych. Pani Bławatska to tylko jeden z wielu przykładów. Pojawiły się liczne szkoły ezoteryczne, które intuicyjnie i jakby przypadkowo szukały po prostu władzy. Tę zaś władzę odnalazły na Wschodzie. Techniki Wschodu łączą się z inicjacją. Są technikami, które powodują stawanie się medium. Techniki, których używa się bądź w tradycji religijnej, bądź ezoterycznej, bądź w okultyzmie, są zawsze technikami prowadzącymi do tego, by stać się medium, by otworzyć się na energie naturalne, kosmiczne. Może jednak pojawić się pytanie: dlaczego właściwie te naturalne energie mają być czymś złym? Co jest w nich tak złego, by się z nimi nie łączyć? Wydaje się pozornie, że zupełnie nic, gdyż całe stworzenie jest samo w sobie dobre. Cóż może być złego w stworzeniu? Nie jestem manichejczykiem i wierzę, że stworzenie jest faktycznie dziełem Boga. Trzeba jednak zaznaczyć, że doświadczanie fuzji, wtapiania się w naturę nie jest neutralne. Nie wychodzi się z tego bez uszczerbku.

Przypominam też, że istnieją różne istoty duchowe, których działania nie można pogodzić z obecnością Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ani z obecnością Ducha Świętego, aniołów i mocy światłości.
Naświetlenie omawianego przez nas problemu mamy w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju, gdzie mowa jest o konsekwencjach grzechu prarodziców. Warto też przypomnieć sobie ósmy rozdział Listu do Rzymian, gdzie św. Paweł poucza nas, że wszelkie stworzenie wzdycha w bólach rodzenia jak rodząca kobieta i oczekuje oswobodzenia. Któż ma wyzwalać to stworzenie, jeśli nie my? Jesteśmy powołani do tego, by prowadzić do chwały wszelkie stworzenie przez wyzwolenie go z ciężaru, który je przytłacza. Nie tylko człowiek został naznaczony grzechem pierworodnym. Całe stworzenie nosi w sobie następstwa grzechu pierworodnego, który jest opisany w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju. (...) Wydaje mi się, że dotykamy tu najistotniejszego punktu: świat sam w sobie jest wprawdzie dobry, ale oddziaływuje na niego książę tego świata, o którym mówi Jezus. Oprócz dobrych aniołów istnieją także inne moce i zwierzchności, o których mówi św. Paweł w szóstym rozdziale Listu do Efezjan. Pisze on: "Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich."(Ef 6,12) Nie wolno nam o tym zapominać. Wierzę, że od chwili grzechu pierworodnego jest w sercu naszego kosmosu pewne dogłębne skażenie. Chociaż sam kosmos jest w swej istocie dobry, niemniej oddziaływują na niego pewne istoty, które nie są przychylnie nastawione względem człowieka, nie pragną jego dobra. Warto to wziąć pod uwagę, gdy mówi się o energii kosmicznej. Podobnie jak nauka mówi o kilku typach energii, tak i w okultyzmie rozróżnia się kilka poziomów energii. Szkoły ezoteryczne omawiają sprawę energii bardzo szeroko. Mówi się np. o energii eterycznej, astralnej itp. Wydaje się, że tzw. "energie kosmiczne" powinno się nazywać raczej energiami okultystycznymi, czyli tajemnymi, nie rozpoznanymi do końca. W tradycji chrześcijańskiej mało się o tym mówi, by uniknąć niezdrowej fascynacji tymi sprawami. Nie ma jednak powodu, by negować istnienie tych mocy.

Zauważamy, że gdy ktoś poprzez czakramy rozwija swoje zdolności mediumistyczne, wówczas otwiera się na oddziaływanie różnych tajemniczych mocy. Ściślej mówiąc, człowiek popada we władanie różnych istot duchowych. To one na nas wtedy oddziaływują, a nie jakieś energie kosmiczne czy siły przez nas wykształcone. Trudno więc mówić, że jest to dla człowieka pożyteczne. Poprzez te energie dociera do nas działanie istot duchowych. Aby to przybliżyć, często posługuję się przykładem fal radiowych. Otóż na fale o wysokiej częstotliwości nakładane są informacje o częstotliwości małej, które dzięki odbiornikom radiowym docierają do nas jako głos, muzyka - dźwięk. Sama fala nośna o wysokiej częstotliwości, którą wyszukujemy w odbiorniku radiowym, nie jest informacją, głosem, muzyką itp., lecz nosi na sobie te informacje, zapisane w postaci niskiej częstotliwości nałożonej na falę radiową. Czyli informacja dociera do nas niesiona na fali radiowej, która tą informacją nie jest. Podobnie jest z energią kosmiczną, przez którą dociera do nas inna moc. Sama energia kosmiczna nie jest zła.

Przykład powyższy ukazuje ją jako falę radiową o wysokiej częstotliwości. Jak odbiornik radiowy dostrajany jest do tej fali, tak - jako medium - otwieramy się na pewne energie, do których dołącza się działanie istot duchowych, które chcą nami zawładnąć. Problem tkwi w tym, że otwierając się niby na energię kosmiczną, poddajemy się działaniu istot duchowych - jak odbiornik radiowy, który odbiera równocześnie falę radiową i zapisane na niej informacje. Odbiornik radiowy nie jest też w stanie oddzielić odbieranej właściwej fali od dołączających się do niej zakłóceń. Podobnie jest z osobami, które sądzą, że przez różne techniki otwierają się tylko na energię kosmiczną. W rzeczywistości osoby te poddają się działaniu istot duchowych. Nie mówię tylko o szatanie. Chodzi o różne istoty duchowe, obojętnie jak się je nazwie... eteryczne, astralne...

Istoty te, jak pisze św. Paweł, zamieszkują przestrzenie i nasze otwarcie się jako medium wykorzystują do tego, by się w nas usadowić. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno. Siły kosmiczne same w sobie nie są mocami diabelskimi ani nie są źródłem zła. Takie twierdzenie byłoby zwykłym manicheizmem odrzuconym przez Kościół. Jestem jednak przekonany, że są one - jeśli można tak powiedzieć - siedliskiem istot duchowych, duchów przeróżnej natury, które chcą nam zaszkodzić. Jeżeli zatem poprzez techniki okultystyczne staję się medium, otwieram się na ich obecność i działanie. Nie odfiltruję ich od energii kosmicznej i przyjmę w siebie. Jako przykład mogę podać to, co stało się ze mną, gdy oddawałem się radiestezji i innym praktykom okultystycznym. Byłem naukowcem i starałem się wszystko zrozumieć i uzasadnić. Prowadziłem dziennik, w którym - dzięki zdolności jasnowidzenia - notowałem poziomy energetyczne. Nie były one tego samego stopnia. Postanowiłem skonsultować się ze specjalistami w tej dziedzinie, mającymi za sobą długoletnią praktykę, znającymi lepiej zagadnienie. Niemal wszyscy stwierdzili, że bez wątpienia moje działanie ma związek z duchami. Cóż, można to nazywać, jak się chce: duchy czy istoty duchowe. Najważniejsze, by nie wchodzić w wewnętrzny kontakt z nimi i całą tą rzeczywistością. Jedni dobrze sobie zdają sprawę ze swego kontaktu ze światem duchów, inni natomiast nic o tym nie wiedzą. Dla niektórych jest rzeczą oczywistą, że w swych praktykach stają się kanałem przekaźnikowym nie tylko dla energii magnetycznych o różnym poziomie, ale także dla istot duchowych o charakterze okultystycznym - dla istot "zamieszkujących" te energie.

Wielu uważa, że magnetyzm nie ma nic wspólnego z praktykami okultystycznymi, z kontaktem z istotami duchowymi. Trzeba być ostrożnym z takimi stwierdzeniami. Moje osobiste doświadczenie pouczyło mnie, że pomimo całej mojej dobrej woli, codziennego przystępowania do Komunii św., modlitwy w czasie moich praktyk, nie uchroniłem się od niebezpiecznych wpływów istot duchowych.

Praktyki okultystyczne nie mają nic wspólnego z tym, co my chrześcijanie nazywamy duchowością. Ustawiają nas one na pewnym poziomie okultystycznym. To co religie wschodnie nazywają duchowością, jest pewną mistyką naturalną, mistycznym doświadczaniem przyrody, wtapiania się w nią, fuzji itp. Duchowość chrześcijańska opiera się na doświadczaniu nadprzyrodzonej jedności z Duchem Świętym. Nie ma to nic wspólnego z naturalnymi energiami zawartymi w przyrodzie. Duch Święty, trzecia Osoba Boska, jest Bogiem, kimś zatem różnym od stworzeń, od przyrody, od wszechświata. Ten Boski Duch pragnie zamieszkać w głębi naszego serca. Przybywa, by wypowiedzieć swą miłość. Zstępuje, by rozlać miłość Bożą w naszych sercach. Przychodzi, by żebrać o odpowiedź naszej miłości, która jest wolną decyzją z naszej strony. Bardzo często nie dostrzega się niebezpieczeństw związanych z różnymi praktykami spirytystycznymi, takimi jak np. channeling. To banalizowanie spirytyzmu jest niezwykle groźne. Wiem bowiem z własnego doświadczenia, że te istoty duchowe wchodzą w człowieka na odpowiednich stopniach energetycznych. Konsekwencje tego są dramatyczne na płaszczyźnie psychosomatycznej: ruina ciała, psychiki, a nawet sfery duchowej danej osoby. Jeżeli świadomie nie mówiłem o szatanie, to dlatego że jest on tylko jednym z wielu szkodliwie oddziaływujących na nas czynników: jedną z wielu istot duchowych. Wskutek praktyk okultystycznych - tak przynajmniej sądzę - może nastąpić skażenie przez różne istoty duchowe, oddziaływujące na nas negatywnie. Chociaż - jak mi się wydaje - nie są one powiązane z diabłem, dokonują czegoś w rodzaju wyczerpującego nas wampiryzmu. Wydaje się, że to skażenie jest nieuniknione. Gdy się zacznie praktykować okultyzm, może dojść nawet do opętania przez szatana. W tych wypadkach konieczna staje się ingerencja egzorcysty.

Wspomniałem już o osobie, która ma trudności z wyrzeczeniem się pewnej, niestety dość powszechnej formy okultyzmu - radiestezji. Jest to rodzaj spirytyzmu: bierze się wahadełko i ustawia nad literami alfabetu. Powstają wtedy zdania: pytania i odpowiedzi. Otóż wspomniana już osoba wyrzekła się tych praktyk przed Bogiem. Gdy jednak popadała w jakieś tarapaty, szatan powracał ze zdwojoną mocą, aby wprowadzać w niej zamieszanie. Na początku sięganie po wahadełko było dla tej osoby pokusą nie do opanowania. Wreszcie zauważyła, że podobne praktyki nie przynoszą nic dobrego. Za każdym razem gdy brała do ręki wahadełko, wszystkie objawy jej choroby powracały. To uświadomiło jej, że robi coś złego. Pojawiały się w niej cierpienia typu somatycznego, takie jak powtarzające się uciski na szyję, objawy zmęczenia, bóle brzucha, duszenie się, kłopoty z sercem. Odczuwała nawet bóle kręgosłupa. Stwierdziła także pojawianie się zaburzeń psychicznych. Im dłużej była w podobnym stanie, tym częściej sięgała po wahadełko, by rozwiązać swoje problemy. Pojawiało się więc błędne koło: im częściej bowiem używała wahadełka, tym większe stawało się jej rozbicie. Na dodatek również jej syn zaczął zachowywać się dziwnie. Tak więc te negatywne skutki posługiwania się wahadełkiem zaczęły się rozszerzać na bliskich. Ujawniała się swoista łączność z najbliższą rodziną. Wszyscy zostali wyzwoleni z tych przykrych objawów, gdy wspomniana osoba zrezygnowała z tych praktyk okultystycznych. Była to więc prawdziwa walka, w której chodziło o całkowite wyrzeczenie się tej praktyki. Trzeba było oddać się z ufnością Panu i szczerze Mu powiedzieć: Ty jesteś moim Panem i od Ciebie tylko pragnę otrzymać wszelkie dobro.

Mówiliśmy dotąd o różnych formach okultyzmu, radiestezji itp. Dorzuciłbym do tego jeszcze jeden termin, którego wielu woli raczej unikać: biała magia. Wielu ją praktykuje, szukając w niej pomocy. Usiłowałem dotąd wykazać, że osoba praktykująca magnetyzm, czyli uzdrawianie przez nakładanie rąk, łączy się - jeśli można tak powiedzieć - z pewnymi siłami, aby je przekazać drugiemu człowiekowi. Staje się więc przekaźnikiem tych energii dla innych. Trzeba sobie zdać sprawę, że jest to niebezpieczne nie tylko dla człowieka przekazującego te energie, lecz również dla osób, które je przyjmują. W przypadku magnetyzmu bowiem nie zawsze chodzi o ujawnianie się pewnych energii kosmicznych - jak się sądzi - ale o działanie sił duchowych. Osoba magnetyzująca jest kanałem, przekaźnikiem dla tych istot duchowych. Ich działanie jak gdyby "nakłada się" na czynność osoby magnetyzującej i dosięga tych, którzy poddają się jej działaniu, a tym samym pragną ingerencji wspomnianych istot duchowych. Osoba, która magnetyzuje, otwiera się niby na odpowiednie poziomy energii kosmicznej, a w rzeczywistości - na działanie istot duchowych. Jest więc możliwe, że przez osobę magnetyzującą zostanie przekazany jakiś "nieproszony gość" człowiekowi poddającemu się temu działaniu. Jest to możliwe, ponieważ istnieje pewien stan "fuzji" między człowiekiem magnetyzującym a osobą poddającą się leczeniu.

Podobnie ma się rzecz z radiestezją.
Tu bowiem również w chwili stawiania diagnozy istnieje stan fuzjonalny między "terapeutą" a "pacjentem". Taka sytuacja rodzi niebezpieczeństwo "przekazania" pewnych istot duchowych. Mogę tu przytoczyć wiele konkretnych przypadków osób, które zostały "uzdrowione" przez magnetyzera, a po kilku miesiącach zaobserwowały u siebie bardzo niepokojące objawy innego typu! Te nowe stany są o wiele groźniejsze i bardziej skomplikowane niż te, z którymi przyszli na leczenie do magnetyzera. Najczęściej osoby te znajdują się u kresu sił. Cierpią na ustawiczne bóle głowy, na bezsenność, odczuwają niepokój psychiczny. Wiem z doświadczenia, że kiedy analizuje się z różnymi osobami jakieś niezwykłe, tajemnicze przypadki, w trakcie wywiadu odnajduje się zawsze albo prawie zawsze wcześniejsze praktykowanie okultyzmu. Wtedy wszystko staje się jasne. W trakcie rozmowy można stwierdzić, że cierpiąca osoba miała mniej lub bardziej regularny kontakt z okultystycznymi terapiami albo z jakimiś wróżkami przepowiadającymi zdobycie bogactwa, z jasnowidzami, różdżkarzami itp.

Co należy czynić w takich wypadkach? Trzeba po prostu prosić w modlitwie o wyzwolenie, co wcale nie znaczy, że jest się opętanym.
Słowo "wyzwolenie" może budzić nieporozumienie, dlatego należy je wyjaśnić. Otóż może zaistnieć uzależnienie od osoby, która nas leczyła. To uzależnienie może stać się "kanałem", przez który będzie się dokonywać negatywne oddziaływanie. Trzeba zatem prosić, aby Pan uciął wszelkie więzy, które mogłyby was łączyć z uprzednimi praktykami okultystycznymi i osobami, co jest tak charakterystyczne dla okultyzmu. Sprawdziłem to w czasach, gdy sam się oddawałem tym praktykom. Bardzo łatwo można wejść w fuzjonalny stan łączności z daną osobą. Wystarczy tylko skoncentrować się na niej - nawet bez nakładania rąk - i już może się to stać. Trudno potem usunąć te więzy. (...)

Oto kilka przykładów. Dotyczą one pozornie banalnej praktyki o poważnych jednak konsekwencjach, chociaż wykonywanej często w dobrej wierze. Pewna młoda dziewczyna, która miała powołanie zakonne, przyszła do mnie mówiąc, że nie wie, co się z nią dzieje. Gdy tylko weszła, zauważyłem, że faktycznie coś nie jest w porządku: blada, rysy pociągłe, chociaż niedawno tryskała życiem. - "Nie wiem, co się ze mną dzieje. Żyję jakby w nocy. Moje powołanie nie jest oczywiste" - powiedziała i przewróciła się. Pytam ją, czy jest w depresji. Odpowiada, że tak - w całkowitej. Próbujemy znaleźć przyczyny. Nie było widać żadnych poważnych powodów, które mogłyby wywoływać tak głęboki stan depresyjny. Było to coś innego niż normalne doświadczenie spotykane w życiu duchowym. Wyczuwało się to bardzo dobrze. W dalszej części rozmowy zapytałem o rodziców, których zresztą znałem. Odpowiedziała: "Tak, tatuś miewa się lepiej, od kiedy mama za pomocą wahadełka umie ustalić właściwe dawkowanie leków". Moja uwaga, rzecz jasna, skupiła się na tym fakcie. Spokojnie jednak powiedziałem: a to ciekawe! Opowiedz coś o tym. No i okazało się, że mama, pełna dobrej woli, chcąc lepiej dozować leki choremu małżonkowi, pewnego dnia powiedziała, że można to robić za pomocą wahadełka. Zabrała się więc do dzieła i wszystko pozornie szło jak najlepiej. Dziewczyna powiedziała: "Na początku było to tylko dla tatusia, potem dla sąsiadów i jeszcze dla innych osób." Okazało się, że mama posługiwała się wahadełkiem przez 10 godzin na dobę! Pytam więc: "Czy twoje problemy mają jakiś związek z tym wszystkim?" Stwierdziła, że znalazła się tym przykrym stanie po około sześciu tygodniach od chwili, gdy mama zaczęła swoje praktyki. Gdy spytałem o braci i siostry, okazało się, że sprawa wygląda podobnie. Jej małego braciszka ogarniał od tego samego momentu wielki niepokój. Nie mógł zasnąć, budził się w nocy, krzyczał, nie mógł się uczyć w szkole itp. Trzeba było więc uciec się do modlitwy o wyzwolenie całej rodziny. Jest to rodzina bardzo zjednoczona, tworząca prawdziwą wspólnotę. Wszyscy są tam na siebie otwarci. Skoro zatem jedna z osób stała się kanałem dla okultystycznych mocy, musiała wywierać wpływ na innych. Nie ma co do tego złudzeń. Zaś osoba praktykująca okultyzm najmniej odczuwała jego zgubne skutki.

Nieraz zarzuca mi się przesadę. Słyszę takie stwierdzenia: "Ojciec faktycznie przez swoje praktyki zaszedł za daleko, ale ci, co sobie trochę pomachają wahadełkiem, są w porządku. Nie robią nic szkodliwego." (...) To prawda, że ten, kto bierze do ręki wahadełko, nie musi wcale zostać opętany. Czy jednak należy banalizować sprawę dlatego tylko, że posługiwanie się wahadełkiem nie jest praktyką ekstremalną? Często sam stawiałem sobie pytanie: czy mogę uogólniać moje doświadczenia? Czy to, co przeżyłem, było niebezpieczne tylko dla mnie, czy też podobne praktyki te stanowią zagrożenie dla wszystkich oddających się im osób? Nie miałem początkowo pewności i często powtarzałem sobie te pytania. W tym miejscu przypomina mi się jeszcze inny przypadek. Myślę, że Pan mi go wskazał, abym się utwierdził we właściwym rozeznaniu, które zaczęło we mnie wzrastać dzięki różnym doświadczeniom osobistym. Otóż mój kuzyn także praktykował radiestezję. Był on osobą wierzącą. Odwiedziłem go kiedyś i powiedziałem mu, że jego praktykowanie radiestezji nie jest chyba zgodne z wolą Pana. Narażamy na niebezpieczeństwo naszą równowagę psychiczną, a nawet nasze zdrowie fizyczne, nie mówiąc już o życiu duchowym. On na to: "Ależ to nic takiego, przecież wszystko robię za darmo..." itd. Bynajmniej mnie to nie przekonało, bo i ja modliłem się w czasie wykonywania moich praktyk. Robiłem to wprawdzie dla jakiegoś minimum finansowego, jednak nie dla zysku. Jego argument nie przemawiał więc do mnie. Aby udowodnić mi niewinność swoich praktyk, wziął do ręki wahadełko. Postanowił postawić przy jego pomocy pytanie. Nie domyślał się, że - posługując się wahadełkiem i alfabetem, zadając różne pytania, np. dotyczące zdrowia - praktykuje najzwyklejszy spirytyzm. Wyciąga więc wahadełko i pozwala mu biegać po literach alfabetu. I nagle... dziwna sprawa... Wybaczcie to, co teraz powiem, ale ten "ktoś", "podłączony" do jego wahadełka, był źle wychowany... "Powiedział" mu: "A ten... co to za jeden?" Najwyraźniej chodziło mu o mnie. Kuzyn był zdziwiony, a ja zaniepokojony, gdyż dobrze wiedziałem, z czym mamy do czynienia. Pomyślałem, że znowu się w coś wpakowałem i zacząłem się modlić z całego serca. Kuzyn postawił drugie pytanie przy pomocy wahadełka. Wybaczcie, ale jak już powiedziałem, wahadełko było naprawdę źle wychowane... Padła więc odpowiedź: "Wypieprz go stąd!" Niemal natychmiast, odruchowo powiedziałem: "W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa idź precz!" Powiedziałem to głośno - w sposób spontaniczny i odruchowy. Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, usłyszeliśmy krzyk dochodzący z kuchni. Była to żona mego kuzyna, która - nie wiedząc zupełnie, co robimy - przygotowywała obiad. Padła na ziemię. Zawieźliśmy ją do szpitala. Przez trzy dni była półprzytomna. Okazało się jeszcze, że ich syn był od 2 lat chory na jakąś dziwną chorobę (...). Rozwiązaniem wszystkiego okazała się modlitwa o wyzwolenie. Jest to więc jeszcze jeden przykład człowieka, który niewinnie robił "coś" w wolnych chwilach. Nie był wcale zawodowcem, a jednak jego spirytystyczna praktyka okazała się bardzo szkodliwa również dla całej jego rodziny!

Mógłbym przytoczyć wiele podobnych przypadków młodych ludzi, którzy bez najmniejszych obaw oddają się podobnym praktykom. Błagam was: jeśli zabawiacie się jeszcze w tego typu "gry", przestańcie i poproście Pana, by uwolnił was z więzów, jakie mogły powstać w czasie tego typu praktyk. Nie zajmujmy się kosztem naszego zdrowia tego typu sprawami. Mam w pamięci jeszcze jeden przykład. Chodzi o osobę, która poszła na terapeutyczny seans magnetyczny. Uzdolniony magnetyzer często robi tzw. łańcuch magnetyczny. Polega to na tym, że osoby uczestniczące w seansie trzymają się za ręce, aby mógł przez ten cały łańcuch przesunąć się fluid magnetyczny. Osoba, która mi to opowiadała, powiedziała: "Stało się coś dziwnego. Poszłam do wspomnianego człowieka, aby wyleczył mnie magnetyzmem, i nie mogłam tam zostać. Dlaczego? Otóż zrobił łańcuch i w pewnym momencie powiedział, że dziś coś nie wychodzi. Ponowił próbę i nadal nie wychodziło. Nagle powiedział, zdenerwowany i rozdrażniony: Wśród was jest ktoś, kto się modli albo nosi medalik!" A ja na to: Rzeczywiście, noszę cudowny medalik." Wtedy krzyknął: Albo go zdejmiesz, albo wychodzisz!" Zdumiewające, ale osobie tej nie przyszło na myśl, że miejsce to nie jest zbyt godne polecenia dla chrześcijan, skoro modlitwa i cudowny medalik stanowiły przeszkodę w wykonywaniu tego, co magnetyzer próbował zrobić. Podobnych przykładów mógłbym zacytować bardzo wiele. Istnieją grupy, które łączą modlitwę z praktykami spirytystycznymi: nakłada się ręce, wzywa się siły kosmiczne, robi się kółeczko magnetyczne itp. Wzywany jest zarówno Einstein jak i proboszcz z Ars. Wszystko w najlepszej wierze. Wśród zebranych jest jedno medium. Osoba ta koncentruje się i duch zaczyna działać na zasadzie channelingu. Otóż jedna z osób biorących udział w podobnych spotkaniach przyszła kiedyś do mnie z objawami tak silnego duszenia się, że nie mogła oddychać. Lekarze byli bezradni, bo nie znajdowali żadnych przyczyn somatycznych tłumaczących podobny stan. Zaczęto więc szukać przyczyn psychicznych. Posłano dziewczynę do psychiatry, do psychologa. Ten z kolei odesłał ją do domu mówiąc, że chodzi o schorzenie somatyczne. I tak w kółko... Tymczasem przyczyna miała charakter duchowy.

Wielu interesuje się astrologią, która fałszywie interpretuje wpływ, jaki mają na nas ciała niebieskie. Pismo Święte przestrzega i jasno potępia próby poznawania przyszłości w oparciu o ciała astralne. Wszystkim zaś kierują nie - gwiazdy, lecz wolna Istota wolna - Bóg. Również nasze wolne wybory mają wpływ na kształtowanie przyszłości. Zalecałbym ostrożność również w odniesieniu do różnych technik hipnotycznych, nawet jeśli stosuje się je w celach terapeutycznych. Hipnoza wywołuje bowiem niebezpieczne uzależnienie jednej osoby od drugiej, co jest bardzo delikatną sprawą. Osoba w stanie hipnotycznym może otrzymać od hipnotyzera najbardziej dziwaczny rozkaz. Gdy wychodzi z tego stanu, odczuwa w sobie wewnętrzny, silny przymus spełnienia otrzymanego nakazu. Może wykonać najgłupszy nawet czyn, który został jej nakazany przez hipnotyzera, np. przejdzie przez ulicę na rękach. Nastąpiło zatem zniewolenie, ograniczenie wolności danej osoby, chociaż może ona sobie wymyślić jakieś wytłumaczenie dla swojego absurdalnego zachowania. Groźny zatem może być stan uzależnienia, jaki tworzy się między hipnotyzerem a osobą hipnotyzowaną. Zerwanie więzów spowodowanych hipnozą wcale nie jest takie proste ani takie łatwe, jak twierdzą niektórzy. Łatwo kogoś zahipnotyzować i wyprowadzić ze stanu hipnotycznego. Powrót do stanu normalnego nie musi jednak oznaczać, że została już zerwana wszelka więź pacjenta z hipnotyzerem. Nie jest to wcale takie oczywiste. Nie ośmieliłbym się zdecydowanie potępić stosowania hipnozy w celu zmniejszania lub usuwania bólu, ale też - na podstawie własnych przemyśleń i opinii wielu osób - nie mógłbym jej polecić ani komukolwiek zaproponować. Trudno bowiem uznać za neutralne stany hipnotyczne - choćby tylko przejściowe. Gdy się weźmie pod uwagę to, co człowiek może zrobić po hipnozie, trudno powiedzieć, że pomogła mu ona w wewnętrznym, duchowym wzroście. Nakazy wydane w stanie hipnotycznym mogą mieć silny wpływ na decyzje człowieka, uwarunkowują je. Nie jest to więc zgodne z szanowaniem ludzkiej wolności.

Wielu pyta mnie, czy nadal posiadam uzdolnienia, o których wspominałem wcześniej. Otóż opuściły mnie one. Odczułem ulgę w chwili, gdy wyrzekłem się ich przed Panem. I tak rozpoczęła się moja nowa, szczególna droga duchowa. Kiedy człowiek rezygnuje ze swoich umiejętności, powoli zaczyna szukać swego miejsca wobec Boga. Tak było ze mną. Rozpoczął się drugi etap mojego nawrócenia. Przypomnijcie sobie, co mówiłem o moim nawróceniu w Indiach, kiedy Pan podszedł do mnie. Musiałem wtedy wszystko opuścić, stać się człowiekiem, który nic nie posiada i wszystko przyjmuje od Boga. Złożyłem Panu te "dary" w ofierze. Wyrzekłem się nie tylko ich używania - co byłoby niewystarczające - ale również ich posiadania. Oddałem je Bogu. Nie posiadam już tych uzdolnień, co potwierdza pewne trochę dramatyczne zdarzenie w moim życiu. Otóż kiedy moja mama była ciężko chora, ojciec czynił mi wyrzuty: "Szanuję twoją drogę duchową, ale wobec tak ciężkiego stanu matki nie użyć tych darów to skandaliczne!" Było to dla mnie prawdziwą udręką sumienia. Co należało czynić? W końcu, pod naciskiem ojca, spróbowałem i okazało się, że nie posiadam już żadnych umiejętności leczenia. Pan nie chciał, aby w taki sposób moja matka doznała pomocy. Wyzdrowiała później. Wiele osób, które zabrnęły w różne praktyki okultystyczne, usiłuje je porzucić. Co trzeba zrobić? Jak z tego wyjść? Pierwsza rzecz - to powrócić do Jezusa Chrystusa i wybrać Go ponownie za Pana swego życia i Boga. Gdy mówię: "Panie mój! Boże mój! - znaczy to, że wszystkiego oczekuję od Niego. Wierzyć znaczy Pana uczynić Skałą i Fundamentem swego życia. (...) Trzeba wyrzec się wszystkiego, co w moim życiu niejasne, aby żyć w radości. Moc Ducha Świętego zstąpi i będzie w nas działać jedynie wtedy, gdy - jak Jezus, którego pokarmem było pełnić wolę Ojca - staniemy się całkowicie zależni od Ojca. Ważne jest przyjęcie postawy nawrócenia. Trzeba nam stawać przed Panem jak biedak. Trzeba wyrzec się wszystkiego co, chciało się zatrzymać dla siebie. Trzeba wyrzec się wszelkiej formy władzy i mocy i zacząć się radować ze swego ubóstwa.

Gdy praktyki okultystyczne i ich skutki nie zajdą tak daleko, jak to miało miejsce w moim wypadku, może wystarczyć modlitwa o wyzwolenie.
Dobrze jest prosić o nie Pana. Nasze wyzwolenie dokonuje się w sakramencie pokuty i pojednania. Naszemu wyzwoleniu może pomóc modlitwa wspólnotowa z kilkoma osobami, które wzywają Ducha Świętego, Ducha mocy, aby przyszedł i uwolnił od szkodzących nam istot duchowych. Trzeba prosić z wiarą, w imię Pana Jezusa, gdyż - jak mówią Dzieje Apostolskie - "nie ma innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni" (4,12). Zbawienie to wspólnota życia z Bogiem osobowym, naszym Ojcem. Pojednania z tym Ojcem dostępujemy w imię Jezusa."

http://www.egzorcyzmy.kat...owall=&start=15
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 00:23   

Coś podobnego już widziałem:

http://www.youtube.com/watch?v=W5Piy2SN5e4

co nijak nie neguje faktu, że jeśli się coś robi to dobrze wiedzieć co, jeśli się używa energii to trzeba być przygotowanym na jej oddziaływanie, jednakże istnieje zakres energii, których stabilność i bezpieczeństwo obejmuje skutek ich użycia, coś jak zabawowa petarda, która nigdy nie wybuchnie w zbytniej bliskości istoty żywej co mogłoby wywołać uszczerbek na zdrowiu

.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 15:48   

Irytują mnie tego typu wywody.

Całkiem niedawno, chyba z dwa lata temu, w pewnym kosciele odbywały sie pewne rytuały uzdrawiające, ludzie tam jezdzili (raz w miesiacu czy co dwa tygodnie , jakos tak). Miałam odebrac jedna osobe , przyjechac po nia samochodem. Przyjechałam po ok godzinie, myslalam ze mniej wiecej tyle bedzie to trwało. Okazało sie, ze musiałam czekac, poniewaz obrzedy trwały. Wiec wysiadlam z samochodu i udałam sie na plac koscielny. Ludzi caly kosciól, samochodow przed koscilem setki... wiec zaczełam sie wsłuchiwac w tresci które dochodziły do moich uszu. Akurat trafilam na ten obrzadek majacy na celu uzdrawianie, najpierw była ogolna przemawa, a potem duchowny podchodził indywidualnie kładac rece na glowe. Osobiscie tego nie widzialam, pozniej z opowiadan. Pamietam cos takiego jak mowil z ambony, ze tutaj znajduje sie osoba chora na raka i ze bedzie uzdrowiona, ze znajduje sie osoba chora na... wymienial chorobe..i ze bedzie uzdrowiona itd

Na placu stały chyba ze dwa samochody z tych wiekszych, załadowane cała masa roznych przedmiotów które mozna było zakupic, poniewaz ludzie jeszcze uczestniczyli z obrzadku, wiec moglam blizej przyjzec sie tym przedmiotom handlu, były to głownie kasetY, i rozne swiete obrazki... kasety byly bardzo drogie, skusilam sie i kupilam ;D W jednym opakowaniu byla 1 kaseta a w dwoch po 3 czyli razem kupilam 7 kaset CD. :P
Tytuly kaset;
1 Przebaczenie
2 Uwolnienie
3 Otwarcie sie na milosc bożą.

Na odwocie; Rekolekcje zamkniete prowadzone przez sekretariat ewangelizacji prowincji M.B. Anielskiej w ramach projektu duchowego przygotowania do jubileuszu 800lecia powstania zakonu BRACI MNIEJSZYCH.
Nagrania dokonano w kościele i klasztorze Ojcow Franciszkanow w Jarosławiu.

I to nie jest okultyzm pod patronatem Koscioła? I jeszcze z niezlym zarobkiem.

Dlatego smiesza mnie takie wywody jak wyzej, robia dokladnie to samo tylko nazewnictwo odmienne. :P
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 15:53   

No,ale żeby kupić kasety CD?
Niebywałe :)
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 16:09   

Gavroche napisał/a:
No,ale żeby kupić kasety CD?
Niebywałe :)

płyty oczywiscie..
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 16:13   

Molka napisał/a:
Gavroche napisał/a:
No,ale żeby kupić kasety CD?
Niebywałe :)

Obrazek płyty oczywiscie..

:)
Mola,serio ludzie na takie wałki się jeszcze nabierają :shock: ?
I to w kościele!
Myślałem,że gusła i zabobony to przeszłość...
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 16:28   

Gavroche napisał/a:
Molka napisał/a:
Gavroche napisał/a:
No,ale żeby kupić kasety CD?
Niebywałe :)

Obrazek płyty oczywiscie..

:)
Mola,serio ludzie na takie wałki się jeszcze nabierają :shock: ?
I to w kościele!
Myślałem,że gusła i zabobony to przeszłość...

ee no przeciez ksiadz czy jakis inny przedstawieciel duchowny jest dla wielu ludzi ogromnym autorytetem, niejednokrotnie jedynym, co powie to swiete jest.
Gro ludzi potrzebuje takich przewodników, stad te wszystkie guru w kazdej bez wyjątku religii..
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 16:42   

Molka napisał/a:
w kazdej bez wyjątku religii..
znasz wszystkie ?

D
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 16:47   

Sama kiedys polazałam do takiego, tzn to był lekarz z Krakowa, który leczył poprzez obmacywanko róznych czesci ciała i mowil ktory narzad jest w niedyspozycji, poszłam z ciekawosci bo chcialam wiedzic czy powie cos niekorzystnego na temat mojego serca, bo wtedy mialam zdiagnozowane niby WPW, ktore po kilku latach obalono.
Wiec w koncu oczekujac w długiej kolejce, doczekalam sie wejscia. Nic mu nie mowilam co mi dolega tylko czekalam na jego werdykt. Bylam piekna i mloda :viva: wiec se pouzywał, wszedzie mnie dotykal łacznie z kroczem,(domyslam sie ze to bylo badanie ginekologiczne) dobrze ze spodnie mialam
Wiec jego diagnoza byla nastepujaca, wszystko w porzadku, tylko powinnam uwazac na kregosłup. Ja taka zdziwiona, jak to kregosłup a serce? pomyslalam. Wiec postanowilam dopytac, co z sercem? Popatrzył, z sercem? A co ma byc, nic, zdrowe serce, :D Bardzo optymistycznie mnie to nastroiło i dalo do myslenia, czy aby faktycznie to moje serce jest az tak powaznie chore. I okazalo sie ze facet mial racje. :P
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 16:49   

dario_ronin napisał/a:
Molka napisał/a:
w kazdej bez wyjątku religii..
znasz wszystkie ?

D

tak, wszystkie bardzo dokładnie, łacznie z Twoim odłamem religii chrzescijanskiej.. :P
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 17:03   

Molka napisał/a:
tak, wszystkie bardzo dokładnie, łacznie z Twoim odłamem religii chrzescijanskiej..

mylisz się po raz pierwszy - nie znasz wszystkich
mylisz się po raz drugi - nie znasz "mojej"
mylisz się po raz trzeci - nie jestem religijny 8)
mylisz się po raz n-ty - odłamem religii chrześcijańskiej jest KK czyli ...
:P

główka do góry - nie ma nieomylnych

D
 
     
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 18:30   

Nie czaję, o co Wam dokładnie chodzi?
Te świadectwo zakonnika jest ostrzeżeniem przed okultyzmem, a nie zachętą do niego.
W wielkim skrócie, te praktyki wschodnie, w tym joga , powodują wzrost siły kundalini, co otwiera kolejno czakramy w ciele, aż do czakramu górnego, co powoduje totalne otwarcie się na "siłę kosmiczną", w której są różne istoty. One nie są życzliwe człowiekowi, a mają bardzo ułatwiony dostęp do niego poprzez te praktyki.
Poza tym te praktyki, jak radiestezja czy wahadełkowanie, powodują więzi z tymi istotami.
Ponadto jest ostrzeżenie przed dążeniem do nirwany, które powoduje depersonalizację i idącą za nią rozwałkę psychosomatyczną "oświeconego".

Amatorzy biorą się za te coraz bardziej popularne praktyki, za sprawą New Age, nie zdając sobie sprawy w co się pakują. Ten zakonnik aż 10 lat musiał leczyć siebie wewnętrznie - w czym podstawą była wiara w Chrystusa.

Wszystkie kultury na ziemi wierzą w złe duchy, ale of kos, można zgodnie z duchem racjonalizmu, nie wierzyć w to co niewidzialne...
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 19:04   

Magdalinha wiem ze przestrzega, czytałam to całe...
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 19:15   

Cytat:
Wszystkie kultury na ziemi wierzą w złe duchy, ale of kos, można zgodnie z duchem racjonalizmu, nie wierzyć w to co niewidzialne...

Ty serio nie widzisz,że to przerzucanie się mojszą i mojeńszą?
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 08, 2012 19:15   

Magdalinha napisał/a:
Te świadectwo zakonnika jest ostrzeżeniem przed okultyzmem, a nie zachętą do niego. (...) One nie są życzliwe człowiekowi, a mają bardzo ułatwiony dostęp do niego poprzez te praktyki. Poza tym te praktyki, jak radiestezja czy wahadełkowanie, powodują więzi z tymi istotami.


to jakby zgodne z moimi "przemyśleniami" i osobistym doświadczeniem 8)
:P

D
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Nie Wrz 09, 2012 02:14   

dario_ronin napisał/a:
to jakby zgodne z moimi "przemyśleniami" i osobistym doświadczeniem

1. W ogóle nie należy rozmawiać z obcymi, bezpieczne są tylko osoby akceptowane przez proboszcza, które widzę, że chodzą do tego samego co ja kościoła, przy wejściu wkładają rękę do święconej wody, chodzą do spowiedzi świętej i przyjmują komunie świętą, sorry miały być duże litery.

2. Internet oczywiście odpada patrz punkt 1.

Myślisz, że przesadzam, a gdzie osobiste doświadczenia:

http://tiny.pl/h43l2 napisał/a:
Za najskuteczniejszy sposób rozmowy z wyznawcami Jehowy Prelegent uznał stanowcze zaproszenie do wspólnej modlitwy Ojcze nasz. Dodał, że należy zachęcać, by modlitwa odbywała się w pozycji klęczącej. „Świadkowie będą przy tej okazji próbowali wykładać swoją teologię modlitwy. Nie należy na to pozwalać, lecz stanowczo prosić o wspólne modlenie się” – mówił. Jak zaznaczył, na kilkaset spotkań, jakie odbył z jehowitami, nigdy nie doszło do wspólnej modlitwy. Prelegent podkreślił, że nie jest to instrumentalne traktowanie modlitwy, lecz próba nawiązania kontaktu duszpasterskiego. „Wychodząc z naszego domu, świadkowie muszą pytać samych siebie, dlaczego nie chcieli odmówić modlitwy pochodzącej z Biblii” – mówił.


Już pomijając internet gdzie nie masz pojęcia z kim lub czym rozmawiasz, to nawet spotykając jak Ci się wydaje człowieka może się okazać:

- że to istota pokryta technologicznie złudzeniem wyglądu człowieka
- że to człowiek nawiedzony więc nie człowiek
- że machał wahadełkiem, więc jest pod wpływem
- że ktoś nad nim machał wahadełkiem i nawet nie wie, że jest pod wpływem
- że w ogóle nikogo nie spotkałeś, a jest to tylko złudzenie spowodowane promieniowaniem wysłanym przez obcych w kierunku Twojego mózgu
- śpisz po prostu więc tylko wydaje Ci się że jesteś sobą

Więc proszę najpierw na kolana, przeżegnać się i "Ojcze Nasz ..." a potem dopiero wspierać tezę, że:

Wszędzie gdzie wzrok nie sięga czają się istoty nieżyczliwe człowiekowi, (a tu na Ziemi żyją ludzie przepełnieni dla siebie wzajemną życzliwością i szacunkiem.)

Złe duchy są trochę jak trolle czy podpalacze, są jeśli chcesz je/ich zauważać, ale żeby zaraz nic innego nie dostrzegać z tego powodu.

Nie wspomniałem o największym w historii tropicielu istot nieżyczliwych człowiekowi czyli Świętej Inkwizycji.
:shock: :faint:
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 09, 2012 06:18   

Użytkownik napisał/a:
dario_ronin napisał/a:
to jakby zgodne z moimi "przemyśleniami" i osobistym doświadczeniem

1. W ogóle nie należy rozmawiać z obcymi, bezpieczne są tylko osoby akceptowane przez proboszcza, które widzę, że chodzą do tego samego co ja kościoła, przy wejściu wkładają rękę do święconej wody, chodzą do spowiedzi świętej i przyjmują komunie świętą, sorry miały być duże litery.

2. Internet oczywiście odpada patrz punkt 1.

Myślisz, że przesadzam, a gdzie osobiste doświadczenia:

http://tiny.pl/h43l2 napisał/a:
Za najskuteczniejszy sposób rozmowy z wyznawcami Jehowy Prelegent uznał stanowcze zaproszenie do wspólnej modlitwy Ojcze nasz. Dodał, że należy zachęcać, by modlitwa odbywała się w pozycji klęczącej. „Świadkowie będą przy tej okazji próbowali wykładać swoją teologię modlitwy. Nie należy na to pozwalać, lecz stanowczo prosić o wspólne modlenie się” – mówił. Jak zaznaczył, na kilkaset spotkań, jakie odbył z jehowitami, nigdy nie doszło do wspólnej modlitwy. Prelegent podkreślił, że nie jest to instrumentalne traktowanie modlitwy, lecz próba nawiązania kontaktu duszpasterskiego. „Wychodząc z naszego domu, świadkowie muszą pytać samych siebie, dlaczego nie chcieli odmówić modlitwy pochodzącej z Biblii” – mówił.


Już pomijając internet gdzie nie masz pojęcia z kim lub czym rozmawiasz, to nawet spotykając jak Ci się wydaje człowieka może się okazać:

- że to istota pokryta technologicznie złudzeniem wyglądu człowieka
- że to człowiek nawiedzony więc nie człowiek
- że machał wahadełkiem, więc jest pod wpływem
- że ktoś nad nim machał wahadełkiem i nawet nie wie, że jest pod wpływem
- że w ogóle nikogo nie spotkałeś, a jest to tylko złudzenie spowodowane promieniowaniem wysłanym przez obcych w kierunku Twojego mózgu
- śpisz po prostu więc tylko wydaje Ci się że jesteś sobą

Więc proszę najpierw na kolana, przeżegnać się i "Ojcze Nasz ..." a potem dopiero wspierać tezę, że:

Wszędzie gdzie wzrok nie sięga czają się istoty nieżyczliwe człowiekowi, (a tu na Ziemi żyją ludzie przepełnieni dla siebie wzajemną życzliwością i szacunkiem.)

Złe duchy są trochę jak trolle czy podpalacze, są jeśli chcesz je/ich zauważać, ale żeby zaraz nic innego nie dostrzegać z tego powodu.

Nie wspomniałem o największym w historii tropicielu istot nieżyczliwych człowiekowi czyli Świętej Inkwizycji.
:shock: :faint:


to wszystko do mnie czy tak po prostu w "eter" ? :/

jeśli do mnie - proszę prościej bo nie "czaję"

zupełnie
przesłania
nie
zrozumiałem
a
i
konkrety
wolę
no
i
całkiem
do
moich
poglądów
nie pasuje

:-)
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 09, 2012 11:24   

W temacie:
http://deser.pl/deser/51,111858,12340363.html?i=3
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 09, 2012 11:29   

Użytkownik napisał/a:
http://tiny.pl/h43l2
a to jest nawet fajne / znamienne

" Według Prelegenta bardzo pomocna w rozmowie ze świadkami jest dobra znajomość Biblii " zachęcam

" Prelegent zalecał, by nie wchodzić w teologiczny dialog ze świadkami, bo do tego potrzeba bardzo dobrego przygotowania." co stoi na przeszkodzie ?

" zaznaczył, że katolicy zatracili w wielu przypadkach ducha misyjnego. „Postawą, która decyduje o tym, że przegrywamy tę walkę o prawdę, jest nasza bierność i obojętność." ano jest

" Uznał też za bolesne, że wielu zaangażowanych w ruchy i stowarzyszenia katolickie ludzi nie jest przygotowanych, by z „Biblią w ręku bronić prawd wiary”. "

bolesne ,

czy pierwsi chrześcijanie byli przygotowani ?
czy mieli ducha misyjnego ?
kto dzisiaj jest ich ( Jezusa ) naśladowcą ?

kto więc jest "odłamem" ?

miałem dać szeroki uśmiech , ale to smutne jest


Użytkownik napisał/a:
Więc proszę najpierw na kolana, przeżegnać się i "Ojcze Nasz ..."


modlitwa :

" Również gdy się modlicie, nie macie być jak obłudnicy; oni bowiem lubią się modlić, stojąc w synagogach i na rogach szerokich ulic, aby ich ludzie widzieli "

" Ty jednak, gdy się modlisz, wejdź do swego pokoju i zamknąwszy drzwi, módl się do twego Ojca, który jest w ukryciu; wtedy Ojciec twój, który się przygląda w ukryciu, odpłaci tobie.  A modląc się, nie powtarzajcie wciąż tego samego jak ludzie z narodów, gdyż oni mniemają, że zostaną wysłuchani dzięki używaniu wielu słów.  Toteż nie upodabniajcie się do nich, gdyż Bóg, wasz Ojciec, wie, czego potrzebujecie, zanim go w ogóle poprosicie. "

Jezus czasami modlił się klęcząc. Kiedy indziej podczas modlitwy patrzył w niebo. Wspomniał też, że można się modlić do Boga stojąc.

Kogo Stwórca wysłuchuje ?

"  Bo oczy Jehowy są zwrócone ku ludziom prawym, a jego uszy ku ich błaganiu, ale oblicze Jehowy jest przeciwko tym, którzy czynią zło. "

" Radujcie się w nadziei. W ucisku bądźcie wytrwali. W modlitwie nie ustawajcie. "

niekoniecznie na kolanach - czego wszystkim życzę :)

D
Ostatnio zmieniony przez dario_ronin Nie Wrz 09, 2012 11:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Nie Wrz 09, 2012 22:59   

A takie coś, bać się czy ignotować?

http://www.youtube.com/watch?v=WkRXc5KdjZI

:-)
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Pon Wrz 10, 2012 00:52   

Użytkownik napisał/a:
(...) Już pomijając internet gdzie nie masz pojęcia z kim lub czym rozmawiasz, to nawet spotykając jak Ci się wydaje człowieka może się okazać:

- że to istota pokryta technologicznie złudzeniem wyglądu człowieka (...)


:shock: http://tiny.pl/h43sm :shock: napisał/a:
(...) Most surface-politicians are bio-avatars. (...)

.
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 10, 2012 06:52   

Użytkownik napisał/a:
A takie coś, bać się czy ignotować?

http://www.youtube.com/watch?v=WkRXc5KdjZI

:-)
bądź poważny
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Czw Wrz 13, 2012 18:08   

Straszne:

http://www.youtuberepeater.com/watch?v=AmRK1I4Uco8

:]
 
     
Gavroche
[Usunięty]

Wysłany: Czw Wrz 13, 2012 18:47   

Użytkownik napisał/a:
Straszne:

http://www.youtuberepeater.com/watch?v=AmRK1I4Uco8

:]

Jeśli nie fotomoto,to straszne,fakt.
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Czw Wrz 13, 2012 19:32   



:-)
 
     
gravs 


Pomógł: 10 razy
Wiek: 39
Dołączył: 13 Gru 2009
Posty: 483
Skąd: ze wsi
Wysłany: Pią Wrz 14, 2012 18:12   

nie ma takiej opcji :?
_________________
każda sztuka jest bezużyteczna - oscar wilde
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Sob Wrz 15, 2012 00:15   

Magdalinha napisał/a:
co powoduje totalne otwarcie się na "siłę kosmiczną", w której są różne istoty.
Można by się pokusić,
by samodzielnie wyrobić sobie opinię.

Dario może doceni początek,
gdzie występuje opis modelu relacji pomiędzy istotami oparty na nieagresji,
dosyć ujmujący i wyczerpujący.

Wymagany angielski do słuchania
Nawet gdyby było tłumaczenie na Polski, to nie brzmi dobrze i traci wiele.

24minuty 12sekund
dobra jakość dźwięku przy wyborze jakości 720p HD
nie ma ruchu w obrazie, więc nie musi być szybkiego łącza internetowego.
http://www.youtube.com/watch?v=Hgpy_jiG4DU

:-)
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 15, 2012 08:54   

Użytkownik napisał/a:
Dario może doceni
Dario docenia

Dario nie jest przestraszony
Dario jest ... hm ... roztropny
jakby to ? może ... "ludowe" przysłowie :
" Niedoświadczony daje wiarę każdemu słowu, lecz roztropny rozważa swe kroki. "
Dario wie / widział co potrafią te istoty - ulubiona rozrywka niegodziwych duchów to wprowadzanie w błąd , często pod postacią "anioła światłości" 8)
Dario uznaje , że "ujmujące i nieagresywne" istoty nie wychodzą "przed szereg" i nie
wysyłają wiadomości , ponieważ ...

Dario żywi nadzieję , że jeśli jesteś szczerym poszukiwaczem , znajdziesz Prawdę :)

ja nie przestaje :P

Dar
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Sob Wrz 15, 2012 14:20   

dario_ronin napisał/a:
Dario wie / widział co potrafią te istoty - ulubiona rozrywka niegodziwych duchów to wprowadzanie w błąd , często pod postacią "anioła światłości"


A wiesz co potrafią "Ci ludzie" o ile tak chcesz nazywać tamte istoty noszące skórę człowieka, wiesz co potrafią, czy chcesz parę linków do wiadomości z "tego świata". Stad idea jest by "nie czynić bliźniemu co tobie nie miłe", i wtedy gdy jesteś testowany "ubij rytualnie swojego syna to mi się spodobasz" odpowiedź może być "nie skrzywdzę innej istoty", e tam syna, a rytualne ubicie zwierzęcia by się przypodobać to chyba wywodzi się z interakcji ze złymi duchami wymagającymi ofiary.

"Po owocach ich poznacie", wprowadzanie w błąd pod postacią "anioła światłości", na to jest lekarstwo, nie patrzymy kto się za kogo podaje tylko wczytujemy się w wiadomość "bez nagłówków"(nakryciagłowyzwyklesymbolizująstatushierarchii) i porównujemy z "nie czyń bliźniemu co tobie nie miłe" i swoim wyobrażeniem możliwego kierunku zmian na lepsze. Czynienie dobrych rzeczy bo ktoś tak napisał jest tak samo pochrzanione jak czynienie złych rzeczy na rozkaz, brak w tym wolnej woli, można by powiedzieć niewolnik.

A zadałem Ci pytanie jak sobie wyobrażasz manifestation of revelation bo to ciekawe zagadnienie jest, oczekujesz zobaczyć w wiadomościach telewizyjnych na środku stadionu narodowego przemawiający gromkim głosem płonący krzak, który płonie ale się nie pali i ludzi podzielonych na tych co padli na kolana i na tych co uciekają w panice, czy masz jakąś ciekawszą wizję, jeszcze raz podkreślam w opisie możesz pominąć kataklizmy.

Jak "szczery poszukiwacz" powinien traktować informacje "niewiadomego pochodzenia", skoro uznaje jedynie Biblię za źródło informacji "wiadomego pochodzenia", potem to już jest warstwa interpretacji "wiadomego pochodzenia" i "niewiadomego pochodzenia", z tym że interpretacje "wiadomego pochodzenia" są jedynie zapisane w Biblii, pozostałe są niewiadomego pochodzenia, no chyba, że uzna się jakiegoś człowieka za źródło informacji prawdziwych nie na podstawie tego co głosi tylko na podstawie tego za kogo się przedstawia. Bo jeśli nie oceniamy informacji na podstawie oceny źródła pochodzenia, a na podstawie informacji jako takiej, to mamy z głowy ból głowy o to skąd informacja pochodzi.

Albo Ci informacja pasuje do obrazu Twojego Świata, albo nie.

Profesor doktor habilitowany twierdzi, że 13 + 8 = 21 . Pani magister poleciła Goździkowej. Trzeba ich pozabijać w imię pokoju na świecie twierdzi premier małego państwa. Może w "słuchajcie ich ale nie naśladujcie" "słuchajcie" bardziej oznacza proces odbierania informacji niż ślepego wykonywania poleceń.

:-)
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 15, 2012 14:43   

Użytkownik napisał/a:
"nie czyń bliźniemu co tobie nie miłe"
słabe :D

wolę tak :
„Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie”
jakby więcej inicjatywy , świadomego działania - dobroć :P


Użytkownik napisał/a:
można by powiedzieć niewolnik
się ekscytujesz

Użytkownik napisał/a:
manifestation of revelation

Użytkownik napisał/a:
czy masz jakąś ciekawszą wizję
mam :-)
Użytkownik napisał/a:
możesz pominąć kataklizmy
pomijam

D
 
     
dario_ronin
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 15, 2012 16:29   

zgubi Cię ;) umiłowanie wolności absolutnej , a raczej niezrozumienie czym jest prawdziwa wolność :P

Tylko Stwórca dysponuje absolutną, nieograniczoną wolnością .
Wszystkie inne istoty muszą działać w obrębie określonych granic i podporządkować się Jego powszechnym prawom . Można do nich zaliczyć grawitację, prawa rządzące reakcjami chemicznymi, oddziaływanie Słońca, wzrost, prawa moralne, a także prawa i czyny innych, które mają wpływ na naszą wolność.
A zatem wolność wszystkich stworzeń Bożych jest względna.
Istnieje jednak różnica między ograniczoną wolnością a niewolą.
Wolność w granicach wyznaczonych przez Boga daje szczęście; tkwienie w niewoli stworzeń, niedoskonałości, słabości lub błędnych ideologii przynosi ucisk i zgryzotę.
Wolności nie należy też mylić z samowolą, czyli lekceważeniem praw Bożych i samodzielnym decydowaniem o tym, co dobre, a co złe.
Prowadzi to do naruszania cudzych praw i wywołuje kłopoty.

Prawdziwa wolność jest ograniczona prawem — prawem Bożym, które pozwala człowiekowi w pełni cieszyć się życiem w sposób stosowny, budujący i pożyteczny, uwzględnia też prawa innych i tym samym przyczynia się do ich szczęścia .

:)
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Sob Wrz 15, 2012 18:29   

dario_ronin napisał/a:
zgubi Cię

O mnie się nie martw,
nie będę się sprzeczał bo szkoda kotków.


:-)
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Nie Wrz 23, 2012 14:48   

Cytat:
Stosowanie praktyk wschodnich otwiera bądź ułatwia dostęp do siebie innym istotom duchowym

Tekst w temacie, napisany przez osobę z 10-cio letnim doświadczeniem w medytowaniu:

http://www.ezoteria.pl/ro...go-matrixa-cz-5
 
     
Użytkownik

Pomógł: 4 razy
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 529
Wysłany: Nie Wrz 23, 2012 15:22   

Z tego samego artykułu, też medytacja ale taka cacy nie be:

Cytat:
Jeśli chcecie medytować i nie martwić się czy jakieś niepożądane energie podłączą się do Was, mogę zaproponować Wam technikę, którą sama stosuje kiedy czuje taką potrzebę. Oparta jest na tym co proponuje Kavassilas. Pozwala na doenergetyzowanie wszystkich komórek ciała oraz pobudzenie własnej wewnętrznej mocy wypływającej z serca (nie mylić z czakramem serca). Podczas tej techniki nie wchłania się obcego zewnętrznego światła ale świeci się swoim własnym światłem z serca na zewnątrz.

Przybieramy dla siebie dogodną pozycję, szczególnie polecam wykonywać tą medytację w jakimś naturalnym miejscu typu łąka, las, ale nie jest to konieczne. Kładziemy się albo siadamy, możemy również stać jeśli nam to odpowiada, w tym przypadku nie ma żadnych ograniczeń. Relaksujemy się oddychając miarowo i spokojnie, staramy się jak najbardziej wyciszyć i uspokoić. Następnie koncentrujemy się na swoim wnętrzu, na centrum swojego serca, ukrytym głęboko (głębiej niż czakra serca), staramy się je poczuć. Możemy tez zacząć rozmowę z naszym Wyższym Ja jak i naszym sercem.
Pamiętajmy, że cały wszechświat, wszystko jest w nas. W naszym wnętrzu zgromadzona jest cała miłość oraz wiedza wszystkich naszych wcieleń oraz tego wszechświata. Nie potrzebujecie poszukiwać na zewnątrz. Kiedy już poczujecie, że połączyliście się z własnym sercem, wyobraźcie sobie wypływające z niego światło, piękne i jasne. Poczujcie się bezpieczni i pełni własnej mocy.
To światło zaczyna jaśnieć coraz mocniej, zaczyna święcić poza obręb Waszego ciała. To jak daleko będą sięgać jego promienie zależy już od Waszej indywidualnej potrzeby i chęci. Możecie tym światłem zalać także wszystkie komórki Waszego ciała, każdy jego milimetr, albo np. cześć ciała, która potrzebuje leczenia. Można także przesłać trochę światła w stronę Matki Ziemi, która również potrzebuje naszego wsparcia, szczególnie w obecnym czasie.
Trwajcie w tym stanie tyle czasu ile tylko się Wam podoba. Można medytować godzinami, kilka minut, minutę, albo dosłownie chwilę wszystko zależy tylko od Was. To Wy jesteście kreatorami własnej rzeczywistości więc nikt nie może zmuszać Was do czegokolwiek czego nie czujecie.


Proste przesłanie, bójcie się tego co na zewnątrz, na zewnątrz czai się zło, inni są źli, bawcie się komputerem, ale nie próbujcie się łączyć z internetem bo tam czają się wirusy i trojany i nic dobrego. Nie potrzebujecie łączyć się z internetem!

:?
Ostatnio zmieniony przez Użytkownik Nie Wrz 23, 2012 15:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
gea

Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 1354
Wysłany: Śro Lis 12, 2014 19:41   różnica między chrześcijaństwem a buddyzmem

Ponieważ wiele osób ulega urokowi egzotycznych „religii wschodu” z ich atrakcyjnym „oprogramowaniem”. I wpatrują się hipnotycznie w buddyjskiego guru lewitującego wiedzą snującą się z kryształowych kul. A nawet niektórym osobom się wydaje, że idee chrześcijaństwa i buddyzmu są b. podobne a nawet identyczne w niektórych zakresach. I osoby te żywią przy tym przekonanie o wyższości buddyzmu nad chrześcijaństwem (do tych niezorientowanych w tym temacie zaliczałam się także do niedawna ja). Zdecydowałam się umieścić znalezione informacje, analizujące zagadnienia.
Gdy w końcu zajęłam się zdobywaniem informacji jak się ma jedno do drugiego- tj buddyzm do chrześcijaństwa, wiele mi się wyjaśniło i zmieniło postrzeganie buddyzmu jako pozytywnego zjawiska. I mam nadzieję, że po przemyśleniu wartości niesionych przez te idee, humanistyczne, piękne w przesłaniu idee chrześcijaństwa zwyciężą. Tego życzę wszystkim.
Szczególnie odstręczające są dla mnie cztery „prawdy”. I zaczynając od pierwszej- „życie jest cierpieniem”, totalnie nie zgadzam się. To jest zaprzeczenie wartości życia, a nawet deprecjonowanie sensu egzystencji. Taką prawdę mógł odkryć tylko człowiek porażony głęboką depresją. Jak to się ma do : „Obowiązkiem chrześcijanina jest radość” – św. Franciszek. Co do drugiej ”prawdy”: przyczyną cierpienia jest żądza. Jak najbardziej, zgadzam się. Obsesje bywają różne. Najbardziej męczące są chyba seksualne, ale to zależy od indywidualnej pożądliwości dóbr materialnych i niematerialnych. Z takimi problemami można sobie poradzić, nie jest to wyrok skazujący na unieszczęśliwienie. Prawdziwym cierpieniem jest bowiem pragnienie miłości spowodowane jej brakiem, samotność, potrzeba zrozumienia, bliskości. Remedium na pozbycie się cierpienia w wersji buddystycznej jest porażająco dołujące- wypranie z wszelkich uczuć, pragnień. Właśnie taka postawa pozwala kaleczyć dzieci w Indiach wyznaczając je do roli żebrzących na utrzymanie rodziny. Przerażające barbarzyństwo.
„ Popatrzmy więc na kilka idei, takich jak „prawda”, „zbawienie”, czy „miłość bliźniego”, „dobre uczynki”. Jak je widzą buddyści w porównaniu do chrześcijan? Siddhārtha Gautama, Budda, gdy medytując doznał „oświecenia”, odkrył cztery „prawdy”: Po pierwsze, że życie jest cierpieniem. Drugą prawdą jest to, że przyczyną cierpienia jest żądza, chęć posiadania. Trzecią prawdą jest to, że pozbyć się cierpienia można przez pozbycie się pożądania i czwartą to, że drogą do osiągnięcia tego celu jest nauka buddyzmu”
Jakkolwiek KK jest poddawany ostrej krytyce, a właściwie jego hierarchia. Jednak nie sposób nie zauważyć, że jest on w chwili obecnej jedyną realną siłą marnie opierającą się zmasowanemu atakowi moralnie nagannych idei niesionych przez „cywilizację śmierci”.
Tak więc celem EDUKACJI w temacie „różnice między chrześcijaństwem a buddyzmem” załączam informacje z sieci :

W związku z pewną popularnością wśród niektórych katolików religii wschodu, postanowiłem napisać trochę o buddyzmie. Tym bardziej, że słyszy się czasami o praktykowaniu nawet wśród katolickich zakonników i wśród sióstr zakonnych wschodnich med ytacji. Wiele osób uważa, że Budda i Jezus byli bardzo podobni w swym nauczaniu i że te nauki można ze sobą pogodzić. Ja mam ambicję wykazać, że nie tylko jest to niemożliwe, ale są one diametralnie różne. Fakty, jakie znajdziecie poniżej są podane za Antonim Clarkiem, profesorem historii Chińskiej na University of Alabama i nauczycielem języka chińskiego. Profesor Clark żył wiele lat w Chinach studiując tam sytuację Kościoła i oczywiście miał i ma nadal wielu przyjaciół-buddystów, z którymi nie raz dyskutował na tematy wiary. Korzystałem także trochę z artykułów znalezionych w Internecie.

Oczywiście mówienie o buddyzmie to trochę tak, jak mówienie o chrześcijaństwie. Nie da się powiedzieć jednoznacznie, że „wszyscy chrześcijanie wierzą w to samo”. Katolicy mają jedno autorytatywne i nieomylne nauczanie od dwóch tysięcy lat. Jak ktoś chce naprawdę wiedzieć, czego naucza katolicyzm, wystarczy, że sięgnie po Katechizm Kościoła Katolickiego. Ale chrześcijaństwo to także kilkaset innych denominacji i kilkadziesiąt tysięcy sekt, zborów i zgromadzeń, z których każde naucza czegoś innego. Nie da się więc wszystkich chrześcijan wrzucić do jednego worka. Dlatego zdaję sobie sprawę, że nie każdy buddysta zgodzi się z tym, co tutaj napiszę. Tak, jak nie każdy chrześcijanin zgadza się z tym, czego naucza Kościół Katolicki. Także z powodu ograniczeń formy (niektórzy mi zarzucają, że moje teksty są zbyt długie) mogę tylko z grubsza naszkicować czym jest buddyzm.

Kościół Katolicki ma autorytet, obietnicę daną przez samego Jezusa, że nie będzie błądził i głosił błędnej nauki w sprawach wiary i moralności. W buddyzmie nikt nie zgłasza takiego stanowiska. Każde indywidualne podejście do tej drogi, każda „szkoła” jest, wydaje się, równie dobra. Co więcej, nawet sama osoba Buddy jest historycznie niepewna. Nie jest do końca wiadome, czy nauka Buddy nie powstawała na przestrzeni wieków, od więcej, niż jednej osoby. Samo słowo „budda” znaczy po prostu „oświecony”, czy też „przebudzony”. Tytuł taki miał przybrać Siddhārtha Gautama, książę jednego z państw-miast w północnych Indiach, na granicy z Nepalem. Budda więc to nie jest imię własne, ale tytuł i każdy wyznawca tej „religii” może zostać buddą przez małe „b”. Napisałem „religii” w cudzysłowie, bo też nie wiadomo, czy można nazwać religią system wierzeń mówiący, że nie ma Boga. Budda nigdy nie twierdził, że nim jest i buddyzm wyklucza istnienie Boga, czy bożków.

Wszyscy chrześcijanie wierzą, że Jezus jest Bogiem, że Bóg jest Trójcą Świętą, że Jezus zmartwychwstał. Wszyscy buddyści też mają pewne wspólne wierzenia. Mam nadzieję, że to, co podam, będzie oddawało dobrze istotę ich wiary. Z tego jednak, czego nauczyłem się od profesora Clarka wiem, że czasem ludzie zachodu w ogóle nie są w stanie wyobrazić sobie tak naprawdę tego, w co wierzą buddyści. Te same słowa bowiem mogą oznaczać dla różnych narodów i kultur różne wartości. Dlatego czasem jest wręcz niemożliwe przekazanie niuansów i subtelności rozumienia pewnych spraw przez inne narody. Nie każde słowo da się przetłumaczyć tak, żeby oddać jego „smak, zapach i koloryt”.

Popatrzmy więc na kilka idei, takich jak „prawda”, „zbawienie”, czy „miłość bliźniego”, „dobre uczynki”. Jak je widzą buddyści w porównaniu do chrześcijan? Siddhārtha Gautama, Budda, gdy medytując doznał „oświecenia”, odkrył cztery „prawdy”: Po pierwsze, że życie jest cierpieniem. Drugą prawdą jest to, że przyczyną cierpienia jest żądza, chęć posiadania. Trzecią prawdą jest to, że pozbyć się cierpienia można przez pozbycie się pożądania i czwartą to, że drogą do osiągnięcia tego celu jest nauka buddyzmu. Szczególnie podążanie „Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką”. Budda nauczał także, że my nie mamy swojego „ego”, swojego „ja”. Jedną z przyczyn naszego cierpienia jest chęć posiadania własnego „ja”. Samo nasze dążenie do posiadania własnego „ja” daje cierpienie. Należy więc dążyć do tego, żeby zrozumieć, że tak naprawdę nie istniejemy i nasze istnienie jest iluzją.

Co więcej każde stwierdzenie, że w ogóle istnieje jakaś prawda powoduje przywiązanie się do niej, a więc zwiększenie naszego cierpienia. Relatywizm, tak popularny w dzisiejszym świecie, ma korzenie właśnie w buddyzmie.Dla buddyzmu bowiem wszystko jest relatywistyczne. I nie chodzi tu o „relatywne odczucia”, jak na przykład nasze odczucie, czy woda w basenie jest ciepła, czy zimna. Woda ma obiektywnie 20 stopni, ale dla jednego będzie ona ciepła, dla drugiego zimna. Nie ma w tym nic nienormalnego. Każdy inaczej odczuwa temperaturę. Obiektywnie jednak woda ta ma 20 stopni. Dla buddysty nie ma czegoś takiego jak obiektywna temperatura wody. Temperatura i sama woda to tylko iluzja, złudzenie.

Powiecie „bez sensu” i zgodzę się z wami. Ale nie jest to bezsensowne dla buddysty. A to, że nie każdy z nich jest jeszcze w stanie zrozumieć, że woda, w której siedzi całe popołudnie jest tylko złudzeniem wynika z tego, że on jeszcze nie jest oświecony i za mało medytuje. Będzie musiał jeszcze wiele razy powrócić na ziemię w innych wcieleniach, zanim osiągnie nirwanę, stan wiecznego szczęścia, w którym przestanie po prostu istnieć.

Oczywiście dla mnie, człowieka który bardzo lubi logicznie myśleć, od razu jest widoczna sprzeczność. Jeżeli nie istnieje żadna obiektywna prawda i wszystko jest iluzją, to iluzją jest także i nauka Buddy i Ośmiostopniowa Ścieżka. Ale Buddyści nigdy się nie przejmowali specjalnie logiką, więc dla nich nie ma tu żadnej sprzeczności.

Czy więc dla buddysty samo ich istnienie jest także iluzją? Dla jednych tak, dla innych nie. Buddyści nauczają, że celem człowieka jest osiągnięcie nirwany, czyli przestanie istnienia. Rozpłynięcie się w jakimś nieokreślonym bycie, w którym nie posiadamy własnej świadomości, własnego poczucia istnienia. Taki byt jest szczęściem, bo nie mając świadomości, nie mamy pragnień, które powodują cierpienie. Jednak sam Budda nauczał, że my w ogóle nigdy nie istnieliśmy. Med ytacja ma nam na celu tylko uświadomienie tego faktu. Niezależnie więc, czy wierzymy, że istniejemy teraz, czy że tylko nam się to wydaje, medytacja ma nas doprowadzić do takiego stanu, gdy osiągniemy nirwanę. Czyli dla jednych przestaniemy istnieć, dla innych, bardzie „fundamentalnych” buddystów stan, gdzie uświadomimy sobie, że tak naprawdę nigdy nie istnieliśmy.

Tak więc w chrześcijaństwie wierzymy, wiemy, że istnieje obiektywna prawda i że możemy ją poznać używając naszego rozumu. Jezus sam o sobie powiedział: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.” (J 14,6) Kościół naucza, i jest to dogmat wiary, coś, w co każdy katolik musi wierzyć, że do tego, że Bóg istnieje, możemy dojść samym naszym rozumem. Tymczasem Buddyści będą zaprzeczać takiemu podejściu, uważając, że wszystko jest iluzją i nic nie można zbadać i poznać. Tak więc zupełnie nie da się pogodzić naszych wierzeń w tej dziedzinie. Są one diametralnie różne, wręcz przeciwstawne.

Zobaczmy teraz na koncept zbawienia. Dla nas zbawienie to osiągnięcie Nieba. Przebywanie w wieczności w jedności z naszym Bogiem. Ale my nie „rozpływamy się w Bogu”. Nie zatracamy pojęcia naszego „ja” po śmierci. Jak Biblia wyraźnie nas uczy, jesteśmy zupełnie świadomi kim jesteśmy. Na przykład widzimy to w przypowieści o bogaczu i Łazarzu, gdzie bogacz prosi Boga o wysłanie Łazarza do swoich braci. Widzimy to przy spotkaniu na Górze Przemienienia, gdzie Jezus rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem, widzimy w różnych wersetach Apokalipsy. Tymczasem dla buddysty „zbawienie” to osiągnięcie stanu nirwany, stanu, w którym nie będzie się odczuwać żadnych potrzeb, nawet potrzeby posiadania własnej osobowości. Nie będzie się nic odczuwać, bo to stan w którym przestaje się istnieć.

Dla chrześcijanina zbawienie jest darem. Otrzymujemy je od Jezusa, przez Jego śmierć. Nie możemy sobie na nie zapracować, nie możemy „doskoczyć” do nieba o własnych siłach. Buddyści sami muszą dojść do nirwany. Mogą pomagać innym osobom ten stan osiągnąć, tak, jak im może pomóc inna osoba, ale sam proces polega tylko na ludzkim wysiłku. Nie ma koncepcji zbawiciela, bo buddyści w ogóle nie wierzą w żadnego Boga.

Chrześcijanie wierzą więc, że mamy jedno życie na ziemi i wieczną duszę, która żyje wiecznie. Dla buddysty jest to niemal zupełne przeciwieństwo: Wierzą, że na ziemi żyje się bardzo wiele, nieskończenie wiele razy (wierzą, że świat nie miał początku i od niepamiętnych czasów ludzie powracają na ziemię w celu znalezienia szczęścia, osiągnięcia stanu „oświecenia”.) Natomiast gdy wreszcie im się uda ten stan osiągnąć, przestają istnieć. Albo inaczej, gdy przestaną istnieć, to znaczy, że osiągnęli stan nirwany. Zbawienie więc jest i dla nas i dla nich osiągnięciem stanu wiecznego szczęścia, ale dla nas jest to życie w pełni, życie jakiego nigdy nie będziemy mogli sobie nawet wyobrazić tu, na ziemi, dla nich jest to osiągnięcie stanu, w którym istnieć się przestaje.

Zajmijmy się teraz miłością bliźniego, dobrymi uczynkami. Zarówno chrześcijanie, zwłaszcza katolicy, jak i buddyści uważają, że należy je czynić, ale motywy takiego postępowania są trochę inne. Dla chrześcijan dobre uczynki są dowodem, że mamy wiarę. My w każdym człowieku widzimy Jezusa i dla Niego, z miłości do Boga i do bliźniego robimy dobre uczynki. Słynny opis Sądu Ostatecznego, rozdział 25. Ewangelii Mateusza, (Byłem głodny, a nie daliście mi jeść…) wyraźnie nas uczy, że ten, kto nie robi dobrych uczynków, nie osiągnie zbawienia. Oczywiście to nie przez same uczynki osiągamy zbawienie, zbawienie jest darem. Zapłacił za nie Jezus na Krzyżu. Ale dobrymi uczynkami, gdy są robione w imię Jezusa i w Jezusie udowadniamy, że nasza wiara jest żywa. Jak to powiedział święty Jakub w swoim liście:

Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków. (Jk 2,26)

Dla buddysty dobre uczynki wynikają z nauki o karmie. Karma to coś takiego, co powoduje, że każdy nasz dobry czyn powraca do nas jako coś dobrego, czyn zły także nas dosięgnie powodując cierpienie. Nie ma więc sensu robić nic złego, a opłaca się być dobrym. Dobre uczynki zbliżają nas do osiągnięcia stanu nirwany, bo zmniejszają nasze cierpienie. Złe zwiększają ból, więc oddalają nas od nirwany, stanu szczęścia. Co więcej, gdy na przykład nakarmimy głodnego, zmniejszamy jego ból, a więc i jemu przybliżamy stan nirwany. Najedzony cierpi mniej, a więc jest bliżej stanu szczęścia. Dobre uczynki są więc bardzo ważnym instrumentem na drodze do „zbawienia” buddysty. Oni wierzą, że dobrymi uczynkami można sobie „zapracować na zbawienie”, albo przynajmniej znacznie przybliżyć stan, gdy nie będziemy powracać na ziemię w kolejnym wcieleniu, ale rozpłyniemy się w niebycie nirwany.

Jak już wspominałem buddyzm jest bardzo rozbity. Najstarsza jego odmiana, ta „hinduska”, Theravāda jest liczebnie niewielka. Ona jednak bardzo rygorystycznie pochodzi do postępowania „Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką”. Znacznie liczniejsza jest odmiana buddyzmu znana jako Mahāyāna. Jest to najpopularniejsza dzisiaj odmiana buddyzmu i w przeciwieństwie do Theravādy, która uczy, że musimy osiągnąć dopiero „oświecenie”, Mahāyāna mówi, że już jesteśmy oświeceni. Czyli, że już nie istniejemy. Med ytacja musi nam to tylko uświadomić. Oczywiście nie są to wszystkie odmiany buddyzmu. Jest jeszcze Vajrayāna i Zen, buddyzm wschodnioazjatycki, tybetański i wiele innych. Prawdę mówiąc w zależności od źródła, jakie znajdziemy, odnajdujemy inny podział współczesnego buddyzmu. Część badaczy na przykład uznaje, że buddyzm wschodnioazjatycki i tybetański są częścią Mahayany. Zen to także „szkoła” w „mahayańskiej” odmianie buddyzmu. Jak buddyzm rzeczywiście sklasyfikujemy nie jest to wcale dla nas istotne. Piszę o tym tylko po to, żeby ukazać, że ten system wierzeń nie jest spójny. Jest rozbity jak niemal każda współczesna religia.

Ja na koniec tego krótkiego i bardzo ułomnego przedstawienia buddyzmu chciałem tylko dodać parę praktycznych spostrzeżeń dotyczących reinkarnacji i nirwany. Obie te idee są dla mnie zupełnie bezsensowne i niezrozumiałe. ( Pewnie za mało med ytuję. ;) ) Ale dla mnie nie ma różnicy między reinkarnacją, a „wiarą” racjonalistów i materialistów, że po śmierci nie ma po prostu nic. Koniec. Życie jest formą istnienia białka, a śmierć to „zatarcie się maszyny” i złom. To znaczy rozumiem koncepcję reinkarnacji, ale rozumiem ją jako obserwator z zewnątrz. Natomiast gdyby człowiek rzeczywiście odradzał się ponownie na ziemi, ale nie mając pamięci o swym poprzednim życiu, to czy byłby to ten sam człowiek? Nasza pamięć to my, to nasze ego. Jak po mojej śmierci nic już nie będę pamiętał i czuł, bo człowiek, który powstanie będzie tylko w jakiś abstrakcyjny sposób „mną”. Z praktycznego punktu widzenia, z punktu widzenia osoby umierającej, każda śmierć już jest „nirwaną”, czyli końcem mojego istnienia. Po co więc się bawić w teorie o reinkarnacji? Nirwanę osiąga każdy, dobry, czy zły, w momencie swej śmierci. Głoszenie innych teorii na ten temat nie ma praktycznie żadnego znaczenia. Z tego jak ja to widzę, to ateista, czy racjonalista i buddysta w momencie śmierci muszą po prostu myśleć, że to ostatnia chwila ich świadomości. Buddyzm co najwyżej daje poczucie sensu śmierci, ale jest to tylko abstrakcyjny koncept bez praktycznego znaczenia.

Jak więc widać, chrześcijaństwo i buddyzm to zupełnie, diametralnie różne systemy wierzeń. Różnią się w podstawach, w samych założeniach. Nie da się więc ich pogodzić. Nie da się być „buddyjskim chrześcijaninem”, ani „chrześcijańskim buddystą”. Celem buddyzmu jest osiągnięcie nicości, celem chrześcijaństwa jest osiągnięcie Wszystkiego. Samego Boga. Dla nich wieczne szczęście to tylko brak cierpienia wynikający z tego, że uświadamiają sobie, że tak naprawdę wcale nie istnieją. Dla nas szczęściem jest prawdziwe życie, pełne życie w Bogu, w błogosławionej jedności z Tym, który jest Miłością.

Wiem, że ten szkic jest bardzo kaleki i ubogi. Nie napisałem nic o „Szlachetnej Ośmiostopniowej Ścieżce”, nie napisałem o wielu sprawach, ale o buddyzmie jest dostępnych wiele książek i artykułów na Necie. Nie było moim celem podanie tutaj wszystkich zagadnień tej religii, ale uświadomienie nam pewnych zasadniczych różnic między chrześcijaństwem a buddyzmem. Chciałem tym tekstem sprowokować do myślenia i ostrzec przed bezkrytyczną fascynacją czymś, co może być nam podane w bardzo atrakcyjnej formie, z zaznaczeniem, że pomoże nam to w naszej, chrześcijańskiej drodze do Boga. Tymczasem buddyzm może nas co najwyżej od Boga oddalić, choć prawdą jest, że wielu przez fascynację tą religią odnalazło Prawdziwego Boga. Ale to się może stać tylko wtedy, gdy zaczniemy logicznie myśleć. Bo logika jest największym wrogiem buddyzmu. Nic dziwnego, według nich jest ona tylko iluzją…
Wątek z frondy:
Duchowość Wschodu, którą propaguje się obecnie w Polsce to jest już tak zwany zeuropeizowany neohinduizm, który został opracowany w obecnym stuleciu przez wolnomyślicieli i jest przesiąknięty elementami chrześcijańskiej kultury. Dlatego przemilczane są w nim zabobonne poglądy z różnymi skandalicznymi dla europejczyka nieetycznymi postawami. Idealizowanie duchowości wschodniej sprawia, że wielu młodych ulega jej złudnemu urokowi i bezkrytycznie przyjmuje informacje dotyczące Wschodu i ślepo naśladuje tamtejsze praktyki. Nie zdają sobie sprawy z tego, że na przykład w świętych księgach hinduskich bóg Kryszna manifestował swoją boską wolność przez zabójstwa, kradzieże, uwodzenie dziewcząt i cudzych żon, urządzanie nieprzyzwoitych zabaw. We wszystkich dziełach poświęconych Krysznie nie było kobiety zdolnej oprzeć się jego urokowi, dlatego został nazwany Wszechmocnym Uwodzicielem. Kryszna według hinduskich wierzeń miał być ucieleśnieniem witalnej mocy Wisznu, bo posiadał 16000 żon i 180000 synów, a chociaż wszystkie jego żony mieszkały w osobnych pałacach, Kryszna u każdej z nich był o tej samej porze. Do dnia dzisiejszego Kryszna jest w Indiach czczony przez praktykę nierządu świątynnego jako władca seksu i płodności zwany "Radżagopalausami".

W Polsce nie mówi się jakie jest prawdziwe znaczenie Kryszny. Poleca się tylko wielogodzinne powtarzanie jego imienia jako sposób osiągnięcia czystości duszy. W taki oto podstępny sposób wprowadza się satanistyczną "świadomość Kryszyny" w środowisko chrześcijańskie. Niestety niektórzy młodzi ludzie w swojej niewiedzy i naiwności nie są często świadomi, że odmawiając mantrę przez powtarzanie imienia Kryszny oddają cześć bożkowi rozpusty i skrajnego egoizmu. S. Michaela podkreśla, że "wszystkie organizacje, sekty i ruchy antykatolickie pod pięknymi hasłami braterstwa, ekumenii, międzywyznaniowego dialogu itp., zachęcają do korzystania z kultury Wschodu jako drogi do duchowego rozwoju, stosując akomodację wschodnich poglądów i praktyk do mentalności słuchaczy.

Mógłbyś coś więcej dodać na ten temat? Mój znajomy, kręci się wokół tego ruchu i trochę się o niego niepokoję. A wiem, że masz wiedzę w sprawach duchowości wschodu.

Doskonałe wykłady dominikanki, siostry Michaeli Pawlik,która wyjechała do Indii jako świecka pielęgniarka nie znając ani angielskiego ani tamtejszego języka. W ten sposób bez tłumaczy, sama nauczyła się języka i rozmawiała z tamtejszymi ludźmi. Po "zderzeniu się " z hinduskim okrutnym światem, którym rządzi reinkarnacja, prawo karmy postanowiła studiować eksternistycznie na Uniwersytecie w Indiach. Miała dostęp do oryginalnych Ksiąg, które tłumacze na angielski tendencyjnie zmieniają lub pomijają pewne fakty. Ponadto s.Michaela wykryła jeszcze wiele innych ciekawych tematów, które zagrażają chrześcijaństwu.
Tego było za wiele. Wstapiła do zakonu, postanowiła uczyć katechezy i przeciwstawiać się neopogaństwu. Jest autorką kilku książek n/t magii,sekt, fałszywych kultów itd. Polecam doskonałe wykłady. Wystarczy wpisać na You Tube siostra Michaela Pawlik : Inwazja Neopogaństwa i wyskoczą filmiki.
Polecam także film pt. "bogowie New Age", tez krąży w necie.
http://korwin-mikke.pl/forum/read.php?31,13948
_________________
gea
Ostatnio zmieniony przez gea Śro Lis 12, 2014 19:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Śro Lis 12, 2014 22:45   

Kościół Katolicki tak rozwija idee Jezusa jak odkrowie UHT mleko czekoladowe w kartoniku rozwija idee mleka jako pierwszego pożywienia ssaków.

Na drodze rozwoju świadomości Karma to wybory jakich dokonujemy
w odpowiedzi na określone zaobserwowane sytuacje, jeśli dorośliśmy do sytuacji i ją ogarniemy, lekcja odrobiona, nie ma potrzeby jej powtarzania, jeśli nie, to powtórka do skutku, nie może być znaczących braków w etapie x by przejść do etapu x+1.

Rze kłem?
IMHO?
;)

Jeśli chodzi o buddyzm, choć pojęcie karmy jest znane nie tylko tam:
/wiki/Karma napisał/a:
Karma jest podstawowym i bardzo ważnym pojęciem we wszystkich szkołach buddyzmu i oznacza tu jedynie "zamierzone działanie". Nie oznacza więc rezultatu (określanego jako owoc), efektu czy przeznaczenia.
Ostatnio zmieniony przez vvv Śro Lis 12, 2014 22:54, w całości zmieniany 10 razy  
 
     
gea

Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 1354
Wysłany: Czw Lis 13, 2014 15:52   

vvv napisał/a:
wybory jakich dokonujemy

Dedukcja, rozumowanie dedukcyjne, sposób wnioskowania, rozumowania, w którym musi występować związek wynikania logicznego, tzn. dedukcja polega na tym, że gdy dana jest racja (przesłanka) jako zdanie prawdziwe, to na jej podstawie uznaje się następstwo.
Używanie przenośni czy porównań ma służyć do lepszego wyjaśnienia tego, co chce się przekazać.
A więc rozwijam dedukcję tego, co napisał vvv (IMO oczywiście):
a/ idee Jezusa KK źle rozwija (jakie by one nie były)
b/ idee Jezusa są złe
c/ a+b
A poza tym odnoszę wrażenie, że wystąpiła tu krytyka a/ mleka
b/ UHT- owości mleka- procesu
c/ czekoladowości w mleku
d/ opakowania- kartonika (bo np. ma aluminuim w środku)
A może jest to krytyka wszystkiego razem (a+b+c+d)
Zostawiam rozbiór logiczny zdania napisanego w oryginalnym stylu szamaństwa językowego. Nie krytykuję, bo sama je uprawiam ;)
Po 3 godzinach od zetknięcia z treścią postu vvv wstawił swoje przekonanie. Honestly żywione. Wprawdzie 10 razy je szlifował, co też zajęło jakiś czas, zatem MUSIAŁ mieć przekonanie, dogmat i w umyśle GOTOWĄ odpowiedź. Tylko trzeba ją było opakować w słowa i wystukać.
Nie mogę się NIKOMU dziwić, że okopał się w poglądach na temat: zdrowia, diet, religii, osób, polityki itp. Koncentracja umysłowa na temacie „okołomiskowym” i obwinianie a priori pożywienia oraz KK o zło całego świata, jest widzeniem które cybernetyk Józef Kossecki nazywa widzeniem prętowym zjawisk. A ja używam określenia „tunelowym”. Bo trudniej z tego się mentalnie wydostać. Oczywiście, że KK jest zbiurokratyzowaną instytucją. W której część hierarchów zapomniała do czego jest powołana. Ponieważ jego szeregi zostały zinfiltrowane. Można, (gdyby się naprawdę chciało) to prześledzić. Choćby czytając Michalkiewicza. Ale Kościół to też np. obecnie, ja. I mój cichutki głosik, od niedawna moherowy, coś znaczy. To niesiona przez wierzących piękna idea – miłości bezinteresownej. Choć ludzie nie wiedzą o co chodzi i mają ogromne problemy ze zdrowiem.
Dość długo wstawiałam swoje „odkrycia” podczas poszukiwania odpowiedzi na pytanie „dlaczego”. W postaci postów. Niestety, moje zdolności do tego aby „powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa” są nikłe. Może też ponoszę porażkę z powodu nadymania pychą. Tak więc było sporo o cywilizacjach. O tym, że w Polsce jest chaos z powodu ścierania się różnych wartości tych cywilizacji. Nie można mieć pretensji do wilka, że pożera owce. Że redaktorzy gazetoidów w rodzaju Michnik , Urban oraz genderystki - Środa, Bratkowska, Szczuka szerzą swoje przekonania rodem z cywilizacji hebrajskiej. Np. przekonanie o prawie do wolności. A właściwie do ustanowienia prawa UWALNIAJĄCEGO od odpowiedzialności. Taką wolność - do mordowania nienarodzonych „dawały” zawsze systemy totalitarne. A stojący na czele wyznaczali, komu i kogo WOLNO mordować: (cytat)
Jak wiadomo, Adolf Hitler uważał, że ograniczone prawo do życia mają m.in. Żydzi i osoby nieuleczalnie chore. Jeśli chodzi o Żydów, to dzisiaj wysunęli się oni do pierwszego szeregu nadczłowieków, a osoby nieuleczalnie chore nadal, a właściwie nie tyle „nadal”, co znowu utraciły prawo do życia. Nasilająca się w państwach UE propaganda eutanazji, której próbuje się jeszcze opierać Kościół katolicki, jest niepodważalnym tego dowodem.
Przyczyną jest jedna z tzw. socjalistycznych zdobyczy w postaci przymusowych ubezpieczeń społecznych. „Póki gonił zające”, tzn, póki ubezpieczenia te nie przyniosły rezultatu w postaci postarzenia społeczeństw – nadczłowieki mogły jeszcze ciągnąć z nich zyski. Kiedy jednak – zgodnie z teorią noblisty Gary`ego Stanleya Beckera – pojawiła się nadreprezentacja starców-wampirów, a do interesu trzeba by dokładać, nadczłowieki odkryły jedno z najważniejszych „praw człowieka” – „prawo do dobrej śmierci”, czyli eutanazję.
Przemawiają za nią – jakże by inaczej – „względy społeczne”, bo kto to widział, żeby nadczłowieki nie mogły z podczłowieków wycisnąć wszystkiego, łącznie z mydłem, jakie można zrobić ze zjełczałego ludzkiego tłuszczu?
Nadczłowieki dziś się oczywiście wycwaniły i same wysuwają się na plan pierwszy tylko w wyjątkowych przypadkach, do działań rutynowych wypychając grupy kuszone przywilejem; np. „kobiety” i pederastów. „Kobiety” nadczłowieki kuszą przyznaniem władzy samodzielnego decydowania o życiu lub śmierci własnych dzieci, a pederastów – możliwością narzucenia wszystkim swoich preferencji, co stwarza szansę obfitości partnerów i braku ryzyka.
Uzasadnieniem obydwu przywilejów jest szamaństwo, którego istota polega na przekonaniu, iż rzeczywistość zmienia się pod wpływem zaklęć. Jeśli, dajmy na to, nazwę dziecko „płodem” lub „zygotą”, to przestaje ono być istotą ludzką, przekształcając się w rodzaj rzeczy. Jeśli przegłosuję, że pederastia nie jest zboczeniem – to nie jest. Jest to oczywiście absurd, ale co z tego jeśli w jego propagowanie kierujący Unią Europejską faszyści przeznaczają na propagandę szamaństwa ogromne sumy?”

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1140
Nie ukrywam, że po odkryciu przyczyny zniekształcania mózgu ludziom. Co powoduje ich zmianę w nieszczęsne pieczarki siedzące w ciemnocie. Albo krasnoludki funkcjonujące w bajkowym świecie dla dorosłych dzieci, gdzie zdrowie i szczęście się kupuje w aptece, sklepie czy na Allegro. I wypasa immuniuniu zapobiegając zachorowaniu.
Więc po zorientowaniu, że te wszystkie przekonania są błędne, fałszywe - przeżyłam wstrząs. Oraz zmianę poglądów łącznie ze światopoglądem.
W chwili obecnej jestem pod wrażeniem skuteczności prania mózgu ludziom. Choć, jak zauważyłam, nawet ludzie bez wykształcenia ale myślący, potrafią nie dać się wkręcać w serwowaną medialnie g ównoprawdę. Czyżby edukacja niszczyła zdolność samodzielnego myślenia ?
Tak więc nawet tacy a może szczególnie tacy- święcie przekonani, że nie dają sobą manipulować, nosząc w kieszeni Art. of War, nie zauważyli, że są ofiarami. I to w pierwszym punkcie, który jest najważniejszy: „ Wojna to sztuka wprowadzania w błąd.”.
Tak więc siejąc kłamstwa na temat zdrowia, historii, religii, medycyny, szczepień a nawet takiej nauki jak biologia, uzyskuje się jakieś cele.Kto ma te cele i dlaczego.
Nie będę już dalej snuć, bo przecież, jak uspokajała mnie moja przyszła bratowa (nomen omen korzeniami hebrajskimi) nie ma spiskowej teorii dziejów. Oraz, jako specjalista od pedagogiki (doktorat) tłumaczyła mi, że w „naukach” gender jest dążenie to tego, aby dziewczynkom nie nakazywano bawić się lalkami a chłopcom autkami. Tak odkrywczo i radośnie ten problem wygląda w mniemaniu wysokokształconych na uniwersytetach warszawskich.
Niestety, jeszcze ostatni raz, jako człowiek ogarnięty brzydkim nałogiem, czyli nawiedzeniem, pozwolę sobie na wybryk ekshibicjonizmu umysłowego. Ponieważ uważam, że sprawdziłam PRAKTYCZNIE, zweryfikowałam prawdziwość praw biologicznych ( dzięki mojej śp. teściowej) i wyciągnęłam wnioski z przeczytanych źródeł.
Do zobrazowania tego, z czym zwykły człowiek musi się spotkać i co przebrnąć , żeby zdobyć samemu perełkę wiedzy. -Taki niemajętny emeryt, co się dorwał do komputera i coś próbuje wykoncypować, czegoś się dowiedzieć. - Posiadając, na szczęście, jakieś doświadczenia praktyczne związane z biologią. - Aby się dorwać do jakiejś PRAWDY. Prawda może nawet leżeć blisko. Jak liść w lesie.
I tu przypowiastka. Jak ukryć liść (prawdę)? Najlepiej w lesie. A jak nie ma lasu? To trzeba zasadzić las. Tak więc znalezienie jakiegoś pewnika w rodzaju prawa jest niemożliwością. Ponieważ bezustannie jest sadzony las. Każdy sadzi coś w tym lesie Internetowym i gdzie bądź, informacja krąży jak pieniądz, też wirtualnie. Multiplikuje się. Liści a liści. Aliści mnie się udało. Przypomniałam sobie, że raz zgubiłam w zbożu metr do obliczania ilości kłosów zboża- spodziewanego plonu ( gdy byłam „kwalifikatorem”) i …znalazłam go po godzinie, gdy już nie szukałam. Las sadzą wszyscy. Ci co chcą naszego dobra w obydwu znaczeniach. ( wszyscy chcą mojego dobra- nie dam go sobie odebrać )
I ci, co chcą zaistnieć, też piszą, bo nikt nie zauważył jacy są mądrzy, dowcipni i w ogóle. Oraz nawiedzeni. Tacy, jak nie przymierzając – ja. Najgorszy gatunek. Uparty, złośliwy, nadęty, wszechwiedzący. Wszyscy sadzą swoje lasy informacji- powstaje dżungla.

Wracając do przekonań obiegu materii w buddyzmie. Zasadniczo nie zgadzam się, że wydzielane przeze mnie cząstki energii pochodzące z mózgu (elektroencefalogram) mają stać się w procesie recyklingu kwantami, cząstkami Higsa ( ponoć najmniejsze- boskie cząstki) NIE MOIMI ale konia, słonia czy dajmy na to - biedronia. Czy to jest logiczne? Cząstka energii- mojej myśli- nie może być myślą inną. Moja to moja. Nie kamienia np. I ten pogląd mój nie jest buddy – styczny. Żadnej styczności mieć nie może. W buddyzmie żadnego humanizmu nie ma, kreatywnej postawy miłości, zaangażowania. Ja widzę oczekiwanie na recykling. A przecież człowieka motywują do działań , poświęceń idee a nie wyłączanie się od emocji, uczuć. To jest niewłaściwe spojrzenie na świat. Gdyby ten system dawał jakieś oparcie, pierwsza buddystka naszego kraju- Małgorzata Braunek, nie dokończyłaby przedwcześnie swego życia, zmumifikowana chemią. Jeśli nie mówi się o rodzaju raka, to najprawdopodobniej jest to rak narządów rodnych lub piersi. Tak przypuszczam. Smętny pogrzeb z żegnającym ją „partnerem” .

Buddyzm- smutne wierzenie, bo nawet z definicji nie można nazwać religią. Wiem, że trudno uwierzyć w Zmartwychwstanie, cuda czynione przez Jezusa. Jeśli kobieta lat 92 wstała z grobu w kostnicy (mąż mi podał dzisiejszy news), to dlaczego nie mógłby powstać z martwych Jezus. To jest przekaz ludzi z tamtych czasów, JAKOŚ się to musiało stać. Jeśli była to zbiorowa halucynacja, to też można spojrzeć jak na zjawisko nadprzyrodzonych, niezwykłych właściwości tego człowieka. To jest okropna herezja, ale kto może sprawdzić w jaki sposób Chrystus zniknął z grobu? Był istotą niezwykłą, miał nadprzyrodzone właściwości. Nikt temu nie zaprzeczy. A jednak wzbudzał już za swoich czasów szaleńczą nienawiść. („krew na nas i na dzieci nasze”) . Do dziś wyznawcy idei chrześcijaństwa są mordowani. A tylko w Dekalogu jest zakaz mordowania. Nie w innych religiach. Jednak –odwaga i prawdziwość tego przesłania, które Jezus głosił. Od tylu lat uparcie niesiona z poświęceniem życia wyznawców chrześcijaństwa, jest piękna i prawdziwie budująca. Bezinteresownej miłości.
Wypełnienie tego przesłania skutkowałoby rajem na ziemi. Nikomu nie szkodziłoby mleko (nawet czekoladowe UHT w kartonie) ani gluten. Ani żadne produkty jadalne. Ludzie nie mieliby traumatycznych przeżyć z dzieciństwa a nawet z życia prenatalnego. Bo ludzie nie awanturowaliby się, tylko kochali. Kobiety rodziłyby tylko zdrowe i chciane dzieci. (Bo niechęć do rodzenia dzieci bierze się ze strachu, z braku oparcia). Nie byłoby problemu DDA, ADHD, ADD. Nie byłoby epidemii, bo nie byłoby wojen. Nie byłoby jazdy po narkotykach i alkoholu, nie byłoby zabitych. Nikt nikogo by nie gnębił i nie robił mobbingu. I nie kłamał. I Kuglarz nie skupiałby całej energii życiowej na gnębieniu mistrza Słoneckiego i odbieraniu przeświadczenia wierzącym w uzdrawiającą moc jego mikstur. Bo Kuglarz by nie zachorował i nie musiałby się leczyć. Bo nie wściekałby się, bowiem byłby kochany i sam wybaczał innym błędy. Przecież jak ktoś w coś wierzy i mu to pomaga, to niech wierzy. Wierzy w buddyzm, że pomaga- niech wierzy. Choć to brzydkie jest. W funkcjonowanie na diecie światłem (breatharianizm)- czemu nie, niech wierzy. Choć dieta jest mało praktyczna, nie wszędzie do stosowania (trzeba unikać nocy polarnej). Wierzy, że surowe mięso nieco skolonizowane przez bakterie mu pomaga, choć zalatuje- dobrze. Albo naleśniki. Czy posiłek zmiksowany i wstępnie nadtrawiony śliną. To pomaga akurat tej osobie i trzeba to uszanować. Wytrącenie z tego przekonania może mieć traumatyczne skutki.

Mnie służyło pisanie felietonów. Ale to już ostatni. Jestem wdzięczna za możliwość wypowiadania na stronie DD i cierpliwość pana Witolda.
_________________
gea
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Czw Lis 13, 2014 23:51   

gea napisał/a:
(...) tylko w Dekalogu jest zakaz mordowania. Nie w innych religiach. (...)
tunelowe to "tylko" jakieś takieś.

wiki/Buddyzm napisał/a:
Ludzie świeccy starają się zwykle przestrzegać pięciu wskazań, które są wspólne dla wszystkich buddyjskich szkół.

Pięć podstawowych wskazań to:

1. Powstrzymywać się od odbierania życia.
2. Powstrzymywać się od brania tego co nie jest dane.
3. Powstrzymywać się od złego seksualnego prowadzenia się.
4. Powstrzymywać się od fałszywej mowy.
5. Powstrzymywać się od zażywania intoksyków, które prowadzą do nieuwagi
.


Jakby pierwsze, a nie piąte.

Pomijając oczywiście ten drobiazg, że Chrystus sprowadził wszystkie wcześniejsze przykazania do jednego, wskazania miłości z empatii jako najbardziej owocnej drogi życia człowieka.
:shock:
Ostatnio zmieniony przez vvv Pią Lis 14, 2014 00:00, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Grzegorz R 

Dołączył: 29 Paź 2014
Posty: 725
Ostrzeżeń:
 4/2/3
Wysłany: Pią Lis 14, 2014 09:45   

vvv napisał/a:


wiki/Buddyzm napisał/a:
Ludzie świeccy starają się zwykle przestrzegać pięciu wskazań, które są wspólne dla wszystkich buddyjskich szkół.

Pięć podstawowych wskazań to:

1. Powstrzymywać się od odbierania życia.
2. Powstrzymywać się od brania tego co nie jest dane.
3. Powstrzymywać się od złego seksualnego prowadzenia się.
4. Powstrzymywać się od fałszywej mowy.
5. Powstrzymywać się od zażywania intoksyków, które prowadzą do nieuwagi
.


Na razie spełniasz w stu procentach warunki punktu trzeciego. Nie mając żadnych doświadczeń w sferze seksu nie można tego warunku nie spełniać. Nad resztą musisz jeszcze popracować.
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Nie Lis 16, 2014 00:03   

Najtotalniejsza powtórka z rozrywki:

https://www.google.ie/#q=...of%20nirvana%22 napisał/a:
(...) basest layer of Nirvana, where they feel the very same emotional and physical pain they caused to all others after the “cut-off” time.

All residents of that layer fear the light, so only a pinpoint is constantly available in that dark world where they live with all the horrors they caused during their Earth lifetime. When they overcome their fear of the light, they move into a level that has a bit more light, and so on and so forth until they have absorbed enough to incarnate in some third density world at the consciousness level of slugs or short-lived insects, for instance. Starting at that point is an act of divine grace; it erases all cellular patterning that otherwise could influence other personages to take the same course as the one whose lifetime consigned him or her to that basest area. It also is divine grace that each sets its own growth pace, each accepts the light when it is ready, so reaching the “beginning anew” stage of incarnation and evolving to human status in a third density civilization may come relatively fast, say a thousand of your years, or extend into the millions. (...)
:shock:
Ostatnio zmieniony przez vvv Nie Lis 16, 2014 00:05, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Wto Lis 18, 2014 19:54   

vvv napisał/a:
Kościół Katolicki tak rozwija idee Jezusa jak odkrowie UHT mleko czekoladowe w kartoniku rozwija idee mleka jako pierwszego pożywienia ssaków.

Na drodze rozwoju świadomości Karma to wybory jakich dokonujemy
w odpowiedzi na określone zaobserwowane sytuacje, jeśli dorośliśmy do sytuacji i ją ogarniemy, lekcja odrobiona, nie ma potrzeby jej powtarzania, jeśli nie, to powtórka do skutku, nie może być znaczących braków w etapie x by przejść do etapu x+1.

Rze kłem?
IMHO?
;)

Jeśli chodzi o buddyzm, choć pojęcie karmy jest znane nie tylko tam:
/wiki/Karma napisał/a:
Karma jest podstawowym i bardzo ważnym pojęciem we wszystkich szkołach buddyzmu i oznacza tu jedynie "zamierzone działanie". Nie oznacza więc rezultatu (określanego jako owoc), efektu czy przeznaczenia.


trzeba by się jeszcze odnieść chyba do karmy i krążącej w tym kwesti koła ale żądam wyprowadzenia mnie z błędu. Napiszę tak: uważam,że trzeba być idiotą do kwadratu żeby robić taki sam identyczny błąd. Ale jesli popełnia błąd którego konsekwencje są podobne a błąd miał inny tok wydarzeń to tylko kwestia nauki jaką sobie fundujemy żyjąc. Na koniec przypomnę, bo czytam teraz fajną książkę Bennewicza, że jak dobrze zrozumiałam chyba tylko własnie Ci co mówią o karmie mówią,że można wyjść z koła i zmienić swoje życie, byt, duszę etc. A w religi chrześcijańskiej jakoś mi podobne twierdzenie umyka bo wciąż są przykazania, co robić, czego nie robić, ta wolna wola w wydaniu KK jest zupełnie inna niż gdyby tak zostawić treści chcrześcijańskiej ale bez przykazań, zakazów itp. Ale to takie moje widzenie tego o czym napisałam powyżej.
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Wto Lis 18, 2014 19:57   

a propo tego co gea zacytowała

wg MNIE:

"sztuka wprowadzania w błąd to możliwość wywoływania wojen"
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Śro Lis 19, 2014 01:23   

sylwiazłodzi napisał/a:
trzeba być idiotą do kwadratu żeby robić taki sam identyczny błąd.
Osobiście nie znam nikogo, kto by w jakiejś kwestii, na przekór zdrowemu rozsądkowi, dla pewności drugi raz nie próbował. Pytanie powstaje czy to błąd no i zależy od powagi sprawy i czy podpada to pod opaczność i/lub opatrzność czy nie.
:hug:
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Kwi 03, 2015 18:37   

Znam faceta, który dla eksperymentu założył sobie kajdanki na jedną rękę.
Klucza nie miał i nie dało się zdjąć, więc dla pewności zapiął sobie te kajdanki
na drugą rękę, żeby sprawdzić, co się będzie działo.
JW
 
     
gea

Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 1354
Wysłany: Pon Kwi 20, 2015 08:38   

vvv napisał/a:
wiki/Buddyzm napisał/a:
Ludzie świeccy starają się zwykle przestrzegać pięciu wskazań, które są wspólne dla wszystkich buddyjskich szkół.

Pięć podstawowych wskazań to:

1. Powstrzymywać się od odbierania życia.
2. Powstrzymywać się od brania tego co nie jest dane.
3. Powstrzymywać się od złego seksualnego prowadzenia się.
4. Powstrzymywać się od fałszywej mowy.
5. Powstrzymywać się od zażywania intoksyków, które prowadzą do nieuwagi.


Zatem należy się powstrzymywać. Ale co, jeśli trudno się powstrzymać. Nie można wytrzymać, po prostu. Na takie dictum się mówi czasem " nie możesz wytrzymać, to ... puść !

Ja nie powstrzymałam się od wklejenia tego linka o zderzeniu cywilizacji. Po 30 minucie bardzo ciekawe zestawienie argumentów z najstarszej cywilizacji na świecie - bramińskiej z łacińską. ( Cywilizacja żydowska skopiowała pewne elementy z Ksiąg Wedy)

Cywilizacja decyduje o tym kim jesteśmy. Chodzi o zrozumienie zasad.

Zderzenie cywilizacji.
https://www.youtube.com/watch?v=YJevRnvIfb8
_________________
gea
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Pon Kwi 20, 2015 11:13   

gea napisał/a:
Cywilizacja decyduje o tym kim jesteśmy. Chodzi o zrozumienie zasad.


My (wszyscy razem i każdy z nas osobno razem) w każdym słowie -> uczynku -> nawyku -> charakterze -> przeznaczeniu, decydujemy o tym czym jest i jak może być postrzegana nasza cywilizacja,

chodzi o de facto tu i teraz,
a
nie o usprawiedliwiania.

http://s7.postimg.org/5gxurw9gr/tes.jpg


Rozważnie z tym co myślisz;
Staje się tym co mówisz.
Rozważnie z tym co mówisz;
Staje się tym co robisz.
Rozważnie z tym co robisz;
Staje się tym co jest nawykiem.
Rozważnie z tym co jest nawykiem;
Staje się tym co jest charakterem.
Rozważnie z tym co jest charakterem;
Staje się tym co jest przeznaczeniem.

8)
 
     
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Czw Kwi 30, 2015 12:33   

o! i to bardzo ładnie podsumowuje cały temat. Diabły, szatany i inne takie są dobre ale do straszenia dzieci i/lub tłumów...
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
     
gea

Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 1354
Wysłany: Sob Maj 02, 2015 22:38   

Cywilizacja decyduje o tym kim jesteśmy. Chodzi o zrozumienie zasad. Przy uważnej analizie idei buddy- stycznych ich "atrakcyjność" okazuje się złudna. Jeśli ta religia pozwala na takie upokarzanie ludzi, jest okrutna i barbarzyńska.

https://www.youtube.com/watch?v=pxHF2d25iZw

I zdecydowanie wolę cywilizację łacińską. Nawet z ortodoksyjnym katolicyzmem.
Quod quod agis prudenter agas et respice finem.
_________________
gea
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved