witam, przez dlugi czas mialam anoreksje... od stycznia probowalam przytyc, tylko pojawil sie kolejny problem - bulimia, a wlasciwie samo obzarstwo bez wymiotow, potrafilam zjesc normalny obiad i zaraz potem bochenek chleba, kostke masla, worek musli i 2 czekolady, ta lista bylaby dluuga .. jakos moj organizm sobie z tym radzil, bo po polroku takiego jedzenia przybylo tylko 7kg, teraz waga jest w normie, a nawet gdzieniegdzie tluszczyku za duzo ale z psychika juz jest ok poczytalam troche o diecie lutza i od wczoraj zaczelam, ograniczylam weglowodany i staram sie przelamac tluszczofobie;)
tylko problem w tym ze nie umiem jesc "do syta" u mnie to nie przejdzie
nie wiem ile tak naprawde powinnam jesc, boje sie kolejnych napadow, bo wlasciwie odczuwanie glodu i sytosci u mnie nie wystepuje .. czy jezdzac duzo tluszczu da sie tego uniknac? ale z drugiej strony nie chce utyc, a nawet teraz troche schudnac
czy mozliwe ze po jakims czasie skurczy mi sie zoladek i bede umiala jesc normalnie?
moze macie jakies wskazowki?
Ostatnio zmieniony przez Molka Pią Wrz 23, 2011 20:23, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Sob Cze 13, 2009 19:54
Napisz swoj przykladowy jadlospis.
Wiele osob na poczatku diety niskoweglowodanowej nie ma jeszcze wyrobionej intuicji. Ja na przyklad jadlem duzo produktow wysokobialkowych natomiast niewystarczajaco na moje potrzeby tluszczu. To bardzo czesty scenariusz u nowicjuszy.
Dobrym pomyslem bylaby konsultacja z dobrym, sprawdzonym doradca zywieniowym.
Duzo czytaj, mam nadzieje ze czytalas ksiazke dra Lutza?
To tyle na poczatek, czekam na odzew.
Pamietaj, ze liczy sie nie tylko "kategoria produktow" ale takze ich jakosc. Jajka - od wiejskich, zielononozek lub sprawdzonego wolnego wybiegu.
Mieso - grass fed
Wedliny - tylko ekologiczne
Puszki, marketowe wedliny i mleczne, fermowe jaja, drob itp produkty sa niewskazane.
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Beti, co to dokładnie oznacza w Twoim przypadku, jeśli mogę spytać? Terapia? Lektury? Samodzielna "praca nad sobą"? W jaki sposób zadbałaś o swoją psychikę?
po pewnym czasie na diecie LC zmieni Ci się smak, będziesz bardziej wrażliwa na słodkie i jednocześnie zacznie Ci smakować tłuszcz
organizm sobie przypomni, że tłuszcz jest dobry - będziesz wylizywać talerzyk po jajecznicy na boczku i wyjadać majonez ze słoika łyżeczką, popijając śmietanką 30%
no chyba że pójdziesz w surowiznę, wtedy będziesz opychać się łojem baranim okołonerkowym i niepasteryzowanym masłem
_________________ Wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, powoduje tycie albo ... jest po angielsku.
z psychika to juz samo przytycie do mi zrobilo, a mialam 44kg przy 170cm wzrostu, depresje, i jakies straszne stany lekowe, a z kazdym dodatkowym kg czulam sie szczesliwsza i bezpieczniejsza. poza tym - praca nad soba, poprawa relacji z rodzina i co najbardziej pomoglo to szczera rozmowa
co do diety, chce jesc zdrowo, ale tez na luzie, wedlin nie jem wcale, najbardziej mi smakuje gotowana wolowina albo kurczak, wieprzowiny nie tkne, moze to przejdzie z czasem, uwielbiam smietane i orzechy i uwazam ze jak zjem jajka z supermarketu to nic sie nie stanie. mieszkam sama wiec robie zakupy i gotuje sama dla siebie, dlatego chce zeby to bylo jak najprosciej.
no wlasnie, dzis np. zjadlam
kromke chleba takigo nibydietetycznego, 2 jajka i ok lyzki masla
smazone udko z kurczaka i 1/2 kalafiora
2 sledzie w smietanie i reszte kalafiora
ale nie czuje sie jakos do konca syta. moze dlatego ze nie jestem napchana jak wczesniej,
i czy moge ten tluszcz jesc sobie tak bezkarnie? bo ja wiem ze jak sie dorwe to i kostke masla zjem. ta moja tluszczofobia to bardziej jest jeszcze zakodowana w glowie a nie w smaku;)
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Sob Cze 13, 2009 23:38
Jezeli ten chleb niby dietetyczny to wasa to juz lepsza jest kajzerka wg mnie. (mniejsze zlo)
Ciezko sobie wyobrazic cos bardziej przetworzonego niz to pieczywo chrupkie..
Jajka marketowe sa od zazwyczaj z ferm klatkowych, ktore wygladaja roznie w zaleznosci od wlasciciela. Na pewno takie kury nie sa wystawione na promienie sloneczne, na pewno dostaja sztuczna karme oparta w najlepszym razie na ziarnie (co nie jest naturalne).
To juz powoduje, ze takie jajka sa marne. (w porownaniu z prawdziwym jajkiem)
W przypadkach skrajnych kury zyja w duzym zageszczeniu, maja minimum przestrzeni zyciowej, zyja w ciaglym stresie, dostaja antybiotyki. Oczywiscie to przypadek skrajny, ale kupujac jajka w ladnym opakowaniu nie wiesz jakie jest ich zrodlo..
Roznice w jakosci jajka widac golym okiem. Inny kolor zoltka, inna gestosc bialka, inna wielkosc zoltka w stosunku do calego jaja, zoltko wiejskie ma mocna blonke, nie rozlewa sie od razu.
Organoleptycznie tez czuc roznice, szczegolnie jak sie sprobuje na surowo.
Robilem kiedys test organoleptyczny. W marketowym jajku raz wyczulem jakis posmak rybny...
Jaja wiejskie wcale nie sa duzo drozsze. Obecnie klatkowe sa np po 40-50 groszy, wiejskie i zielononozki 70-80. Oczywiscie sa miejsce gdzie sprzedaja za 1.40.. Jezeli jestes z Warszawy to napisze ci na priv gdzie kupisz dobre, sprawdzone wiejskie jajka po 80gr bez zukania, ryzyka, wysilku..
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
masz na myśli wędliny ze sklepu? jeśli tak, to się wcale nie dziwię
pewnie jesteś młodą osobą i nie pamiętasz smaku wędlin z lat 60, 70
próbowałaś wędlin robionych tak jak dawniej tradycyjnymi metodami? (ale nie w wielkich zakładach typu Sokołów, Krakus, bo to z tradycją nie ma nic wspólnego)
wejdź na stronę www.wedlinydomowe.pl i zobacz jakie cudeńka można zrobić w domu
_________________ Wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, powoduje tycie albo ... jest po angielsku.
ten chleb to mam na mysli taki zwykly tylko w folii, tylko taki kupuje, bo dlugo sie nie psuje
a jajka - nie jestem z w-wy, u mnie tez mozna kupic wiejskie ale jak do tesco mam 15min a na rynek 1h, wiec czasami kupie te z tesco, ale wydaje mi sie ze to naprawde nie o to chodzi...
Psychologiczne aspekty bulimii na które warto zwrócić szczególną uwagę:
Cytat:
W szponach byczego głodu Anna Brytek
Chore na bulimię traktują swoje ciało jak obszar, w obrębie którego mogą rozładować swój strach, gniew i frustrację. Niestety, powoduje to ogromne spustoszenie. Zniszczony jest nie tylko organizm, ale też życie osobiste i zawodowe.
W kulturze XX i XXI wieku smukła kobieca sylwetka stanowi symbol piękna i seksualnej atrakcyjności. Jest dowodem silnej woli oraz samokontroli, a także elementem warunkującym powodzenie i uzyskanie społecznej akceptacji. Prawdą jest, że kobiety są w stanie zrobić bardzo wiele, by doścignąć ten ideał, ale nie jest do końca prawdą, że wszystkiemu winien jest lansowany w mediach kult smukłej sylwetki. Pragnienie bycia szczupłą i nieustanne odchudzanie się mają niewątpliwie duży wpływ na pojawienie się i rozwój zaburzeń odżywiania, ale – jak podkreślają Jacek Bomba i Maria Orwid – z praktyki klinicznej i badań epidemiologicznych wynika, że nie jest to warunkiem wystarczającym do wystąpienia bulimii. Taka sytuacja może stanowić raczej pewien element wyzwalający działanie innych, bardziej złożonych czynników patogenetycznych, takich jak skomplikowane relacje z członkami rodziny i innymi ludźmi, traumatyczne zdarzenia z przeszłości, zaburzenie tożsamości psychoseksualnej i wiele innych.
Bulimia tkwi we mnie
To był ciężki rok, do tego doszła presja rodziców, testy, egzaminy, itd. Jestem tak zestresowana, że całymi dniami nic nie jem, a wieczorem zaczynam się objadać. Po jedzeniu robi mi się niedobrze, mam mdłości i wymiotuję. Budzę się w środku nocy, idę do kuchni i znów zaczynam się obżerać, potem wymiotuję... Powoli zaczyna brakować mi sił. Chciałam z tym walczyć, miałam pójść do lekarza, ale boję się, że rodzice się o wszystkim dowiedzą, że nie zrozumieją... Nie mam już siły!
Za główną przyczynę powstawania zachowań bulimicznych można uznać czynniki wewnętrzne. Z badań przeprowadzonych przez Christophera G. Fairburna wynika, że istotną rolę w powstaniu i utrzymywaniu się choroby odgrywa niskie poczucie własnej wartości. Osoby z bulimią cechuje skrajny idealizm kształtu i wagi ciała. Oceniają siebie głównie przez pryzmat własnej sylwetki. Powoduje to uczucia frustracji, rozgoryczenia, żalu, permanentnego niezadowolenia. Ponieważ wcześniejsze doświadczenia związane z byciem niezależną i odpowiedzialną za swoje życie nie były dla osoby z bulimią źródłem pozytywnych wzmocnień, zaczyna ona szukać takiego obszaru, który umożliwi jej samorealizowanie się oraz da poczucie sprawowania nad sobą kontroli. Sferą tą jest dla nich właśnie ciało – jego waga i wygląd. Pragnienie bycia szczupłą oraz utrzymujący się jednocześnie lęk przed przybraniem na wadze osiągają u chorej znamiona obsesji. W konsekwencji prowadzi to do niekontrolowanego, kompulsywnego jedzenia, któremu towarzyszy poczucie utraty panowania nad sobą.
Osoby z żarłocznością psychiczną charakteryzuje też duża zależność społeczna (potrzeba afiliacji i aprobaty społecznej). Uważają, że wypełnianie oczekiwań innych oznacza bycie doskonałą – warunek konieczny pozytywnej oceny otoczenia. Chore nie liczą się ze swoimi uczuciami, potrzebami i oczekiwaniami. Nie akceptują ani siebie, ani swego ciała.
Na zachowania bulimiczne wpływać mogą także stresujące wydarzenia życiowe, przedwczesna miesiączka, przemęczenie, stres zawodowy, itp. Podczas ataku bulimii chore często mają poczucie całkowitego braku kontroli nad przebiegiem zdarzenia. Odczuwają niemożność zaprzestania jedzenia. Żarłoczność psychiczną można traktować również jako odpowiedź na pojawiające się i utrzymujące stres i przemęczenie. Osoby z bulimią nie są w stanie dystansować się i radzić sobie z własnymi, silnymi emocjami; nie potrafią okazywać swoich uczuć, toteż jako formę zastępczą wybierają zachowania kompulsywne (patrz: słownik). Jedzenie może mieć wartość aktu autodestrukcyjnego (nadmierne objadanie się i przeczyszczanie pociąga za sobą poważne konsekwencje biologiczne, psychologiczne i społeczne), bądź też pełnić funkcję kojącą. Służy wówczas uspokojeniu negatywnych uczuć, zapełnieniu pustki emocjonalnej. Kompulsywne objadanie się można interpretować też jako wewnętrzny głód: miłości, niezrealizowanych marzeń, pragnień oraz własnych możliwości. Napadom nadmiernego objadania się towarzyszą na ogół uczucia niepokoju, napięcia, panicznego strachu, osamotnienia, przygnębienia, poczucie pustki.
Wielka uczta
Pożeram wszystko, co jest na mojej drodze, później WC i strach... serce bije jak szalone, zawroty głowy i bolące gardło, brzuch i zęby... Dlaczego życie jest takie straszne... Czy ja kiedyś będę żyła normalnie?
Bulimia nazywana jest żarłocznością psychiczną, bo chorobie tej towarzyszą napady tzw. „orgii jedzeniowej”. Częstotliwość ataków jest różnorodna: od rzadkich, sporadycznych napadów głodu do (nawet) dziesięciu w ciągu dnia. Produkty spożywane podczas ataków bulimicznych należą najczęściej do kategorii tak zwanych zakazanych (nadmierna zawartość kaloryczna). Ich spożywanie może stanowić formę samonagradzania się (w przypadku braku wsparcia emocjonalnego ze strony osób bliskich). W trakcie kryzysu bulimicznego ilość spożywanego pokarmu oscyluje średnio wokół 3500 kcal, ale osiągnąć może również ponad 10 000 kcal. Zdaniem autorek, w czasie napadu żarłoczności zawartość spożywanego pokarmu przekracza od trzech do trzydziestu razy ilość zazwyczaj spożywaną w ciągu dnia (w prezentowanym przykładzie wartość energetyczna wyniosła 54 000 kcal!). Po zakończeniu „wielkiej uczty” („skończonym akcie bulimicznym”) osoba chora uświadamia sobie swoje nieprawidłowe zachowanie. Doświadcza uczucia rozpaczy, złego samopoczucia, niepokoju, porażki, przygnębienia, silnego poczucia winy i rozpaczy. Towarzyszy jej poczucie całkowitej utraty kontroli nie tylko nad ilością spożywanego pokarmu, ale i również nad własnym działaniem. Zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego czynu. Dewaloryzuje własną osobę: obniża swoją wartość, czuje do siebie wstręt, uważa się za osobę bezwartościową, co z kolei jeszcze bardziej zaniża jej samoocenę. Skutkami napadów objadania się w sferze psychiki są uczucie wstydu, upokorzenia, stany depresyjne, a także podejmowane próby samobójcze.
Osoby z bulimią odczuwają silny lęk przed byciem otyłym. By utrzymać wagę ciała przeczyszczają się. Prowokują wymioty, a często także stosują różnego rodzaju środki przeczyszczające (np. bisacodyl, lactulosum, laxigen), moczopędne oraz lewatywy. Niektóre zażywają także leki odchudzające bądź obniżające apetyt. Fundują sobie intensywny wysiłek fizyczny, pomiędzy epizodami objadania się stosują intensywną dietę, sięgają po alkohol i narkotyki. Po zakończeniu etapu przeczyszczania się są bardziej zdeterminowane do restrykcyjnego jedzenia. Błędny cykl zaczyna się powtarzać.
Z biegiem czasu uzależniają się od wymiotów. Przeczyszczanie organizmu pozwala bowiem nie tylko na pozbycie się pokarmu z żołądka, ale przede wszystkim zmniejsza poczucie niepokoju. Dla osoby chorej na bulimię wymioty stają się celem samym w sobie. Są sposobami na uzyskanie spokoju i odprężenia.
Samotny wilk
Zawsze byłam osobą pełną życia, a teraz nic mi się nie chce. Osiągnięcie dobrych stopni w trakcie sesji kosztuje mnie cztery razy więcej wysiłku niż moje koleżanki. Jak jestem w jakimś związku, to bardzo szybko zrywam, bo boję się, że moja tajemnica wyjdzie na jaw, a ja wstydzę się tego, kim jestem, jak żyję i co robię.
W przeciwieństwie do anorektyczki, która zwykle traktuje swoje zachowanie związane z jedzeniem jako normalne (neguje istnienie problemu), okazuje je prowokacyjnie, a także jest z niego dumna, bulimiczka ma świadomość anormalności swojego postępowania i usiłuje utrzymywać je w tajemnicy. Tak jak jadłowstręt psychiczny jest zaprzeczeniem postulatu Sokratesa, iż: „Człowiek nie żyje, aby jeść, ale je, aby żyć”, tak mottem osób z bulimią psychiczną nie może być stwierdzenie Seneki, że: „Panować nad sobą – to najwyższa władza”. Żarłoczność psychiczna stanowi przeciwieństwo anoreksji, jeśli chodzi o sztywną kontrolę nad zachowaniem własnym i innych. Choroba rozwija się w atmosferze braku kontroli (utraty panowania nad sobą).
Pod maską pogodnego wyrazu twarzy i łatwości w nawiązywaniu kontaktów osoba chora ukrywa narastające poczucie osamotnienia i zmienność nastrojów (z przewagą przygnębienia i depresji). Zachowania bulimiczne i konieczność utrzymywania ich w tajemnicy dezorganizują życie chorych. Ponieważ kobiety z bulimią zdają sobie sprawę ze swojego dysfunkcjonalnego zachowania, z reguły unikają wspólnych posiłków z rodziną czy znajomymi. Napawają je one bowiem silnym lękiem i tym samym skłaniają do unikania tego typu spotkań towarzyskich. Dystansowanie się w relacjach interpersonalnych pogłębia izolację emocjonalną i społeczną.
Nieprawidłowe zachowania jedzeniowe prowadzą do bólu i zawrotów głowy, uczucia stałego zmęczenia, bólu mięśni, a nawet omdlenia, arytmii, dodatkowych skurczy serca, powiększenia węzłów szyjnych, stanów zapalnych i próchnicy dziąseł (ponieważ przy częstych wymiotach kwasy żołądkowe uszkadzają szkliwo, drażnią śluzówkę jamy ustnej i dziąseł). Prowokowanie wymiotów oraz przyjmowanie środków przeczyszczających i odwadniających może wiązać się z hipokalemią (niedostateczny poziom potasu we krwi), hipomagnezemią (niedobór magnezu), czy hiponatremią (niedobór sodu we krwi). Do innych powikłań należą: obrażenia na grzbietowych powierzchniach dłoni, powstające w wyniku wywoływania wymiotów (objaw Russella), duszność, zaburzenia świadomości, stałe lub nasilone pragnienie, napady drgawkowe i kurcze mięśniowe oraz niecharakterystyczne zaburzenia miesiączkowania.
Nie ulega wątpliwości, że bulimia psychiczna stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia. [b]Chore na bulimię traktują swoje ciało jak obszar, w obrębie którego mogą rozładować własne uczucia, potrzeby, pragnienia.[/[b] Niestety, w konsekwencji powoduje to ogromne spustoszenie w organizmie i istotnie wpływa na jakość życia w sferze osobistej, rodzinnej i społecznej.
Bulimia psychiczna ma charakter przewlekły. Rozpoznanie zaburzenia oraz podjęcie leczenia mają istotne znaczenie w ocenie rokowań. Im szybciej zostaną podjęte, tym są pomyślniejsze. Badania Christophera G. Fairburna (1999) oraz Katherine A. Halmi (2000) wykazują, że około 50 proc. chorych zostaje wyleczonych, u 30 proc. następuje częściowa poprawa z tendencją do nawrotów przy niekorzystnych sytuacjach życiowych, zaś w przypadku 20 proc. poprawa nie następuje.
najgorsze jest w tym wszystkim, że ja cały czas byłam świadoma swojej nienormalności i jednocześnie bezsilna, a napędzała taka myśl - weź i zjedz to i tak jesteś chuda to możesz, teraz kiedy waze wiecej widze znaczna poprawe
i nawet przez te pare dni jak jadłam tłusto przeszła mi ochota na slodkie
postaram sie jesc jak najmniej przetworzone jedzenie, ale w tej chorobie najważniejsza jest stabilność emocjonalna i jeszcze to zeby wlasnie o jedzeniu za duzo nie myslec i sie nie przejmowac, ze ojej zjadlam cos niezdrowego... bo wiadomo co wtedy zrobi bulimiczka...
nie byloby zadnego problemu jak "bulimia" jak by sie jadlo tylko to co natura "wymyslila". Moje rozwiazanie na ta i inne tego typu choroby to poprostu ograniczona liczba natura-made produktow i tyle, jezeli sie komus to nie podoba no to juz jego biznes, proste.
Jezeli ktos juz jest sklonny placic zeby pozbyc sie tego problemu to mozna go latwiej "uswiadomic" bez sciemniania. "stabilnosci emocjonalnej" nie osiagnie sie robiac sobie glodowki a potem "cpajac" glukoze. Kazda bulimiczka powinna tez byc uswiadomiona ze wyjscie z tego jest duzo trudniejsze niz odejscie od papierosow.
_________________ "The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
[...]jedzenie bylo waznym srodkiem komunikacji w rodzinie pochodzenia pacjentki, w duzej mierze zastepujac inne formy wyrazania uczuc. Przesadne troszczenie sie o zaspokojenie glodu dziecka moglo maskowac ambiwalentne emocje rodzicow wobec niego, byc wyrazem potrzeby sprawowania nad nim kontroli, badz tez moglo byc forma kompensowania braku kontaktu emocjonalnego z nim. Dysfunkcjonalne wychowanie, ktore w innych rodzinach zaowocowaloby nerwica lub zaburzeniami osobowosci, tu w polaczeniu z uzywaniem jedzenia jako srodka komunikacji, zaowocowalo zaburzeniami odzywiania sie. W rezultacie problemy emocjonalne pacjentki wyrazane sa za pomoca problemow z jedzeniem. Brak dostatecznych umiejetnosci rozpoznawania wlasnych uczuc i umiejetnosci ich wyrazania bez poslugiwania sie przy tym jedzeniem sprawia, ze pacjentka nie umie wyrazic ich inaczej, niz poprzez zaburzenia odzywiania sie.
Zaburzenia odzywiania sie niekiedy metaforycznie wyrazaja emocje dotknietej nimi osoby. Objadanie sie moze symbolizowac potrzebe ciepla, ktorej osoba ta nie moze lub nie umie inaczej zaspokoic. Wymiotowanie moze oznaczac nienawisc do rodzicow, ktorej pacjentka obawia sie wyrazic wprost. Glodzenie sie moze byc wyrazem odrzucenia badz nie pozwalania sobie na przyjecie ciepla od najblizszych osob.
Problemy emocjonalne osob z zaburzeniami odzywiania sie dotycza zazwyczaj trudnosci w zakresie separacji indywiduacji od rodzicow, ustalenia granic i budowania autonomii. W przypadku osob zaniedbywanych w dziecinstwie, ktore mialy slaby kontakt emocjonalny z rodzicami, najistotniejszym problemem sa ich deficyty emocjonalne i zwiazane z tym tendencje symbiotyczne. Zazwyczaj towarzyszy im konflikt miedzy sprzecznymi tendencjami pacjentki (np. miedzy potrzeba zaleznosci a potrzeba niezaleznosci, miedzy poszukiwaniem bliskich kontaktow z mezczyznami a obawa lub wrogoscia wobec nich).
Inne problemy osob z zaburzeniami odzywiania sie to brak samoakceptacji wlasnej osoby, wlasnego ciala lub plci, trudnosci w uswiadomieniu sobie i ekspresji negatywnych emocji, trudnosci w przyjmowaniu wsparcia emocjonalnego, tendencje autoagresywne oraz urazy emocjonalne zwiazane z przemoca w rodzinie lub naduzyciami seksualnymi.
Niemal w kazdej rodzinie jedzenie sluzy nie tylko do zaspokajania glodu, ale takze do wyrazania uczuc, zwlaszcza ciepla i bliskosci. Karmiac niemowle piersia, matka okazuje mu zarazem swoja milosc. Karmienie dzieci, czestowanie slodyczami, wspolne siedzenie przy zastawionym stole, zwlaszcza podczas rodzinnych swiat i uroczystosci, torty urodzinowe, itd., to wszystko jest wyrazem pozytywnych uczuc.
Niekiedy rodzice sa zaniepokojeni faktem, ze przezywaja negatywne emocje wobec dziecka. Inni nie potrafia wyrazac ciepla poprzez kontakt fizyczny. Zdarzaja sie tez, choc rzadko, tacy, ktorzy nienawidza swoje dziecko. Wowczas moga przekonac siebie i otoczenie, ze sa dobrymi, kochajacymi rodzicami, przesadnie troszczac sie o zaspokojenie glodu dziecka, zachecajac lub zmuszajac do jedzenia. Przynosi im to ulge i pozwala zachowac dobre mniemanie o sobie, zwlaszcza, gdy dziecko symbolicznie przyjmie ich starania, zjadajac podsuwany pokarm. Jednak dziecko odbiera emocje rodzicow i podswiadomie rozumie znaczenie tego komunikatu. Z czasem moze odpowiedziec na to zaburzeniami jedzenia.
Zaburzenia jedzenia metaforycznie wyrazaja emocje dotknietej nimi osoby. Objadanie sie symbolizuje potrzebe ciepla, ktorej osoba chora na bulimie nie moze lub nie umie inaczej zaspokoic. Wymiotowanie oznacza nienawisc do rodzicow, ktorej chora obawia sie wyrazic wprost. Glodzenie sie oznacza odrzucenie badz nie pozwalanie sobie na przyjecie ciepla od najblizszych osob.
Kazda bulimiczka powinna tez byc uswiadomiona ze wyjscie z tego jest duzo trudniejsze niz odejscie od papierosow.
gudrii paliłeś?
ano palilem kiedys i to sporo...i nie tylko tytoniu..:)
ale moja wypowiedz bazuje generalnie na tym ze tyton to "soft drag" patrzac na taka "insulinke"...
_________________ "The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
co do tego sie zgadzam, byle jaka dieta sprzyja uzaleznieniom, ale wiem tez po sobie, ze anoreksje miałam przez ładnych pare lat, a była ona skutkiem nie diety i na początku to moje obżeranie to była naturalna potrzeba organizmu i dopiero po pewnym czasie poczułam sie uzależniona od węglowodanów
i prosze na mnie nie krzyczec, ze ja tak chce wprowadzić cos na kształt "lutza dla mas". na razie dopiero czytam o diecie, staram sie wybierac i tak mniejsze zło, juz z lodówki znikły wszystkie swinsta, ale tez zwykły prosty człowiek chciałby wiadomo pójść do sklepu i kupić zwykłe masło, a nie uganiać sie w poszukiwaniach niepasteryzowanego, swoja droga nawet nie wiedziałam, ze jest cos takiego a czy przetapianie zwykłego wystarczy?
Pomógł: 191 razy Wiek: 40 Dołączył: 25 Lut 2007 Posty: 15904 Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Cze 17, 2009 09:37
Beti napisał/a:
zwykły prosty człowiek chciałby wiadomo pójść do sklepu i kupić zwykłe masło, a nie uganiać sie w poszukiwaniach niepasteryzowanego, swoja droga nawet nie wiedziałam, ze jest cos takiego
parędziesiąt lat temu (ale przed wojną) mogłaś sobie normalnie pójść do sklepu i kupić zwykłe, ale prawdziwe masło
teraz są niestety takie czasy, że 99% produktów w zwykłych sklepach nie nadaje się do jedzenia
to, co nazywają masłem jest tylko masłem z nazwy
Beti napisał/a:
a czy przetapianie zwykłego wystarczy?
przetapianie jeszcze bardziej pogorszy jego jakość
_________________ Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
najgorsze jest w tym wszystkim, że ja cały czas byłam świadoma swojej nienormalności i jednocześnie bezsilna, a napędzała taka myśl - weź i zjedz to i tak jesteś chuda to możesz, teraz kiedy waze wiecej widze znaczna poprawe
i nawet przez te pare dni jak jadłam tłusto przeszła mi ochota na slodkie
postaram sie jesc jak najmniej przetworzone jedzenie, ale w tej chorobie najważniejsza jest stabilność emocjonalna i jeszcze to zeby wlasnie o jedzeniu za duzo nie myslec i sie nie przejmowac, ze ojej zjadlam cos niezdrowego... bo wiadomo co wtedy zrobi bulimiczka...
Niedawno opisywaliśmy w Poradniku dobrego zdrowia kobietę z podobnym problemem, tylko do tego otyłą. Po kilku miesiącach żywienia niskowęglowodanowego wyszła z tego.
Na poziomie organicznym główną przyczyną depresji jest niedobór wartościowego białka zwierzęcego w pożywieniu. To jest fundament, a potem, jak ktoś ma jeszcze czas i ochotę, to się może psychoterapeutować.
JW
Niedawno opisywaliśmy w Poradniku dobrego zdrowia kobietę z podobnym problemem, tylko do tego otyłą. Po kilku miesiącach żywienia niskowęglowodanowego wyszła z tego.
Na poziomie organicznym główną przyczyną depresji jest niedobór wartościowego białka zwierzęcego w pożywieniu. To jest fundament, a potem, jak ktoś ma jeszcze czas i ochotę, to się może psychoterapeutować.
JW
Ja to potwierdzam, z obserwacji, z analiz, i z własnego doświadczenia. Można mówić o depresji u kogoś zdrowego jako o swoistym załamaniu nastroju, ale jeżeli to jest długo trwający proces i wpływający na funkcjonowanie to jest coś więcej niż tylko psychika. To jest objaw, i nie należy go traktować jako przyczyny.
Mama Maciusia napisał/a:
Ze swojej perspektywy mam inne zdanie. Kompulsywne objadanie się mozna porównać np. do alkoholizmu czy cięcia sobie rąk. We wszystkich przypadkach niszczymy swój organizm i nie możemy przestać. W przypadku napadu wilczego głodu boli żołądek z ogromnej masy jedzenia, a mimo to nadal wpychamy. Osoba dotknięta zaburzeniem łaknienia nie może tak po prostu postanowic sobie: od jutra będę jeść więcej białka zwierzęcego i przez to przestanę odczuwać napady wilczego głodu.
Ale tu nie chodzi o to że od razu się uda. Trzeba zaczynać od bulionów, wywarów na kościach. Chodzi o to że takie jedzenie w nadmiarze też ma swoje negatywne skutki, a w dodatku jedzenie śmieciowe ma wpływ na psychikę. Pewnie że to nie wszystko ale to jest podstawa i to musi być najpierw uregulowane, a nie psychika. Psychika może być tylko do tego żeby ktoś mógł panować nad sobą. Jeżeli ktoś skrywa coś bolesnego w psychice i jest to dla niego za słabe, to potrzeba czasu. Tak czy inaczej, ale to czy się dany ból rozwiąże, zależy też od tego jak silny mamy organizm.
Tak to jest. Sam to przechodziłem i przechodzę właściwie. I wiem że tędy droga.
_________________
Ostatnio zmieniony przez rakash Czw Wrz 09, 2010 00:01, w całości zmieniany 2 razy
EAnna Pomogła: 22 razy Dołączyła: 03 Sty 2009 Posty: 1298
Wysłany: Czw Wrz 09, 2010 10:53
rakash napisał/a:
Tak czy inaczej, ale to czy się dany ból rozwiąże, zależy też od tego jak silny mamy organizm.
To, co dla jednych jest bólem dla innych co najwyżej przejściową przykrością.
Nadmierne objadanie się może mieć związek z nierównowagą hormonalną a w przypadku leczenia hormonalnego ten związek jest ogólnie potwierdzanym - również przez lekarzy - faktem.
Zastanawiam się, czy ludzie otyli jedzą za dużo z powodu ZWYKŁEGO APETYTU(nadmiernego, wynikajacego np. z zaburzeń hormonalnych, czy leczenia hormonalnego), czy większość z nich cierpi na KOMPULSYWNE objadanie się i mało kto przyznaje się do tego.
Ewa, w tym wątku (całe 17 stron ) znajdziesz burzliwe dyskusje na ten temat:
Aspekty psychiczne są już zgłębiane przez specjalistów i powstanie wiele synekur profesorskich.
Mnie zastanawia, czy ktoś kiedyś zbadał kompetentnie poziom insuliny we krwi u osób z bulimią? Kompetentnie, tzn. kilka razy dziennie w korelacji z posiłkami a nie tylko rano.
Patologiczne łaknienie słodyczy po obiedzie może wskazywać na przeregulowanie homeostazy i nadmierne wydzielanie insuliny.
JW
Po kilku miesiącach żywienia niskowęglowodanowego wyszła z tego.
Na poziomie organicznym główną przyczyną depresji jest niedobór wartościowego białka zwierzęcego w pożywieniu. To jest fundament, a potem, jak ktoś ma jeszcze czas i ochotę, to się może psychoterapeutować.
Ze swojej perspektywy mam inne zdanie. Kompulsywne objadanie się można porównać np. do alkoholizmu czy cięcia sobie rąk. We wszystkich przypadkach niszczymy swój organizm i nie możemy przestać. W przypadku napadu wilczego głodu boli żołądek z ogromnej masy jedzenia, a mimo to nadal wpychamy. Osoba dotknięta zaburzeniem łaknienia nie może tak po prostu postanowić sobie: od jutra będę jeść więcej białka zwierzęcego i przez to przestanę odczuwać napady wilczego głodu. Najpierw przydałaby się jakaś pomoc z zewnątrz, choćby lekarz czy psycholog, idealnie - ktoś bliski, ktoś, kto poprowadzi za rękę i pogłaszcze po głowie. Zapewni dyskrecję, pełne zrozumienie i będzie obecny przy cierpiącej osobie przez długi czas. To jest podstawą. Potem zaproponuje właściwą dietę. Nie wiem, tak sobie to wyobrażam. Podejrzewam, ze w przypadku tej kobiety ktoś przy niej był. W moim przypadku takiej osoby zabrakło.
Po prostu ta kobieta trafiła do nas przypadkiem, bo była otyła. Odpowiednie żywienie niskowęglowodanowe spowodowało, że schudła i zanikły objawy patologicznego przejadania się. Na inne terapie nie miała czasu, bo prowadziła własne przedsiębiorstwo od rana do wieczora. Ona akurat sama dojrzała do tego, żeby się przynajmniej odchudzić.
Cytat:
Najpierw przydałaby się jakaś pomoc z zewnątrz, choćby lekarz czy psycholog, idealnie - ktoś bliski, ktoś, kto poprowadzi za rękę i pogłaszcze po głowie. Zapewni dyskrecję, pełne zrozumienie i będzie obecny przy cierpiącej osobie przez długi czas. To jest podstawą. Potem zaproponuje właściwą dietę.
Niestety, ale takie słowa sygnalizują próbę przerzucenia odpowiedzialności za siebie na innych i nie wróżą dobrze na przyszłość.
Wśród naszych klientów zdarzają się tacy, którzy szukają alibi, pseudodziałania. Jadłospis, który mógłby im uratować zdrowie traktują jako odfajkowanie kolejnej próby.
Z naszego gabinetu doskonale to widać, kto traktuje poważnie swoje zdrowie, a kto się oszukuje i czerpie z choroby jakieś korzyści psychiczne.
Akurat przejście na żywienie niskowęglowodanowe nie wymaga żadnej terapii ani przygotowywania się.
TRZEBA TO PO PROSTU ZROBIĆ.
To nie koliduje z żadną inną terapią, za wyjątkiem szoku insulinowego.
JW
Natomiast żaden lekarz i żadna książka nie wspomina o wywołaniu ZABURZEŃ ŁAKNIENIA (=bulimii / kompulsywnego objadania się / anoreksji) przez leczenie hormonalne.
Naprawdę? Żaden lekarz nigdy się nie zająknął, że hormony wpływają na metabolizm organizmu i psychikę? Przecież to jest podstawowa funkcja hormonów. Do tego służą!
JW
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 21, 2010 13:21
MamoMaciusia - ja co prawda bulimii nie mialam, nie umialabym zwrocic jedzenia, za to potrafilam sobie czasami niezle podjesc w swoim temacie pisalam, ze np wcinalam na raz kilka kanapek z serem zoltym, paczke chipsow, czekolade. Po tym umieralam z przejedzenia i nie moglam sie ruszyc. No i wpadlam po jakims czasie w uzaleznienie od chleba i slodyczy, a po jeszcze dluzszym czasie pamietam, ze mialam rano poziom cukru ok 120 a po 4 godzinach po wypiciu 75g glukozy ok 200. Pamietam, ze pomimo urwania glowy w pracy po zjedzeniu glupiej kanapki musialam brac drzemke na siedzaco (serio, choc kilka minutek) albo dobijac sie mocna kawa. Bledne kolo. Wieczorem w domu znowu sie nawpychalam z tego stresu i nerwow, podlalam piwem i problem gotowy. Acha i moje zaburzenie polegalo na tym, ze nie potrafilam jak normalny czlowiek w razie ochoty zjesc drabinke czekolady i poprzestac, ja musialam zjesc cala, pomimo, ze mi juz nie smakowalo. Chodzilo o to zeby cos zjesc do konca.
Pomógł: 191 razy Wiek: 40 Dołączył: 25 Lut 2007 Posty: 15904 Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Wrz 21, 2010 13:37
JaśniePani napisał/a:
Acha i moje zaburzenie polegalo na tym, ze nie potrafilam jak normalny czlowiek w razie ochoty zjesc drabinke czekolady i poprzestac, ja musialam zjesc cala, pomimo, ze mi juz nie smakowalo. Chodzilo o to zeby cos zjesc do konca.
No to u mnie podobnie
_________________ Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Śro Wrz 22, 2010 23:31
MamoMaciusia masz racje, to zostaje w czlowieku do konca zycia. Zawsze sie bedzie mialo sklonnosci, niekoniecznie do kompensowania sobie jedzeniem, mozna przeciez przypalic, zapic, cokolwiek...Nie tylko kompensowac, ale tez rozladowywac stres, pocieszac sie , zagluszac poczucie winy, zabijac nude itp. Trzeba pomalu nauczyc sie rozwiazywac wszelkie problemy o suchym pysku i czystym umysle, w miare Mi pomogly wszelkie rady i wskazowki MiT-ow, ich polecane lektury, dzieki ktorym skontaktowalam sie z zapomniana soba. I tyle. Jestem w trakcie. Nigdy wczesniej w zyciu nie mialam problemow z jedzeniem, to wskoczylo po urodzeniu drugiego dziecka, wczesniej byly papierosy, alkohol, ksiazki, muzyka, szukanie zycia wszedzie indziej tylko nie w sobie.
Nie pleć JasniePani nic nie zostaje w człowieku. W każdym razie nie takie skłonności, bo to jest właśnie rekompensata tylko, nieuświadomienie i słabość. Jak człowiek ma siłę, ćwiczy i przełamuje się to bardzo łatwo się o tym zapomina. I to nie wraca, ponieważ to nie jest problem.
_________________
Ostatnio zmieniony przez rakash Czw Wrz 23, 2010 18:28, w całości zmieniany 2 razy
- Dla mnie przytyć dwa kilo oznacza jedno – będę musiała się zabić. Bo tego nie przeżyję. Ciężko ci to zrozumieć, prawda? Ale ja nie żartuję.
Magda jest piękną, smukłą, 35-letnią kobietą. Wykształcona, wysokie stanowisko w korporacji, pensja osiem tysięcy miesięcznie, firmowy samochód i telefon, własne mieszkanie w centrum dużego miasta. Niejeden by jej pozazdrościł, niejedna chciałaby się z nią zamienić. Magda uśmiecha się smutno – W cugu możesz zjeść nawet pięć bochenków chleba naraz. Po wymiotowaniu znowu czujesz wilczy głód. Znowu chce ci się jeść. Ale wiesz, że już nie możesz. Żołądek krwawi, gałki oczne przekrwione, ślinianki tak spuchnięte, że nie możesz przełknąć śliny bez bólu. Trzeba się przegłodzić. Więc głodzisz się przez cały dzień, a wieczorem dostajesz ataku. I wtedy już nie wiesz co zjesz, ani ile, ani gdzie. Jest ci wszystko jedno. Potem jedziesz do domu rozprawić się sama ze sobą. I co? Dalej chcesz się ze mną zamienić?
Zrobię wszystko, żeby być chuda!
Magda cierpi na bulimię od dziewięciu lat i, jak twierdzi, już dziewięć lat przegrywa. Ma za sobą lata terapii, ale tak naprawdę jest sama z chorobą. Magdzie wszystko ułożyło się w życiu, tylko nie życie osobiste. Pierwszy poważny związek rozpadł się z hukiem, drugi, z komplikacjami trwał pięć lat i wyniszczył ją psychicznie. Ani się obejrzała, a już była po trzydziestce. I sama. Odezwała się biologia. Nasiliły się stany depresyjne, samotność w wieczory po pracy i weekendy były nie do zniesienia. Nie zostawało nic innego tylko jeść. Jeść i wymiotować. Potem przychodziła ulga. W poniedziałek trzeba było się pozbierać i znowu do pracy. Zapuchnięta twarz po wielogodzinnych wymiotach, więc przed pracą wizyta u kosmetyczki. Potem okłady. Magda już zna sposoby, aby nikt nie widział, nikt się nie dowiedział. Może oszukać wszystkich, ale nie chorobę.
- Poznam bulimiczkę na odległość – twierdzi Magda. – Wystarczy jedno spojrzenie. To widać po cerze, po zachowaniu przy stole. Ja to rozpoznam, nikt inny nic nie zauważy.
Bulimia jest stosunkowo niedawno opisanym zaburzeniem psychicznym. Jest to prawdopodobnie główny powód, dla którego wciąż tak mało osób wie, o co w niej tak naprawdę chodzi. Na bulimię składają się: objadanie się, wymioty, środki przeczyszczające i fiksacja na sport. Na tę chorobę jednak należy spojrzeć szerzej. Wszystkie wymienione objawy biorą się z umysłu – i to tu powinno zacząć się leczenie. Jedzenie i kwestie z nim związane to ucieczka od problemów emocjonalnych, głęboko skrywanych, które organizm tak właśnie "wyrzuca".W przeciwieństwie do anorektyczek, bulimiczki nie są wychudzone. Są szczupłe i bardzo zadbane. Dla zdrowego człowieka przytycie kilka kilogramów więcej nie stanowi żadnego problemu. Dla chorych na bulimię to powód do głębokiej depresji lub samobójstwa.
- Dla mnie cztery dni bez wymiotów, to jest naprawdę coś – opowiada Magda. - Cztery dni ciężkiej walki samej z sobą, żeby nie kupić sobie ciastek, nie dać się skusić. W lodówce mam ograniczone zapasy. Piątego dnia wieczorem wychodzę, żeby nie siedzieć sama w domu obok lodówki. Odwiedzam znajomych, oczywiście nikt nic nie wie o mojej chorobie. Wchodzę do ich mieszkania i pierwszą rzeczą, którą widzę, są ciastka na stole. Myślę sobie - jest źle. A oni do mnie od razu: "No jedz, jedz, przecież się chyba nie odchudzasz, taka jesteś szczuplutka". Już mam ochotę ich zabić. Skacze mi ciśnienie. Puls przyspiesza, zaczynam się pocić, ale jeszcze odmawiam. A oni swoje. Nakładają mi na talerz. Wtedy pękam. Jem jedno ciastko powoli. Potem większość chowam do kieszeni, kiedy nikt nie widzi. Wychodzę do toalety. Tam pochłaniam je w sekundzie. Wychodzę, żegnam się szybko pod byle pretekstem i rozpoczyna się błyskawiczna runda po sklepach. Jestem już w transie. Wydaje 200, 300 czasami nawet i 500 zł na jedzenie – wtedy to dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Po paru godzinach i tak tę całą kasę wyrzygam. Lwia część moich zarobków ląduje w toalecie. Dosłownie.
Bulimia w psychiatrii nazywana jest chorobą "Nie chcę żyć". W dużej mierze jest za to odpowiedzialny czynnik autoagresji – często tutaj dominujący. Podobnie jak osoby, które się tną i doznają dzięki temu ulgi, tak chorzy na bulimię poprzez wymioty (ale mogą to być wielodniowe głodówki albo środki przeczyszczające) doznają stanu, który często nazywają "odkupieniem" – rodzaju ulgi po zasłużonej karze. Bulimia często powiązana jest z chorobliwym poczuciem winy i niską samooceną.
Magda opowiada: - Wymioty są straszne. Zwłaszcza w zaawansowanym stanie choroby, jak moja. Ale po wymiotach doznaję błogostanu. Jest to stan podobny – powtarzam – podobny do orgazmu. Jest mi dobrze, czuję się oczyszczona. Nie tylko wewnętrznie. To takie oczyszczenie psychiczne. Tak naprawdę to ten stan jest nałogiem. Jak stan upojenia alkoholowego dla alkoholika. Jak nikotyna w płucach dla palacza. Tylko że te nałogi rozumie każdy, mojego nikt. W tej chorobie jest trudno, bo jedzenie jest wszędzie. Ludzie spotykają się po to, żeby jeść. Wizyty u znajomych, kawiarnie, sklepy. Alkoholik ma unikać barów i imprez – a ja? Jak ja mam unikać jedzenia? Nie wchodzić do sklepu? Nie odwiedzać znajomych? Mam swoje sposoby – nigdy nie trzymam dużego zapasu jedzenia w domu, wyłącznie jednorazowe, małe ilości. Oczywiście bywało, że jak dostałam ataku w nocy to zaczynała się jazda po McDonaldach. W jedną noc potrafiłam być w piętnastu, żeby nie jeść cały czas w jednym – no bo to widać. A bulimiczki swoją chorobę ukrywają jak nikt. Wychodząc z domu specjalnie nie biorę dużo pieniędzy. Ale jak mnie złapie – to jakiś pretekst wymyślę i pożyczę pieniądze byle szybciej dostać się do sklepu i zacząć jeść. Tak naprawdę nie ma sposobu oprócz walki z samą sobą, choroba nie da się tak łatwo oszukać.
Nie jest do końca jasne, co wywołuje chorobę. Istnieje podłoże genetyczne, ale dominujące są czynniki środowiskowe, szczególnie rodzinne. Czasami wystarczy, że w rodzinie dochodzi do jakiś nadużyć emocjonalnych, kiedy dziecko stawiane jest w sytuacji emocjonalnej, która go przerasta. Najdrastyczniejszym przykładem jest molestowanie na tle seksualnym, wiele bulimiczek ma za sobą taką historię, ale często mogą to być sytuacje rodzinne pozornie błahe, których skutki dziecko odczuwa dopiero po latach.
- U mnie w domu wymagano ode mnie czegoś, na co ja nie byłam gotowa – przyznaje Magda. - Mama oczekiwała ode mnie od najmłodszych lat, że będę jej rycerzykiem w relacjach z ojcem. Ojciec jest niedobry, wstrętny, mama przez niego płacze, więc wojowałam w jej imieniu z ojcem. On mnie przez to nienawidził, bo uważał matkę za wariatkę, więc córka taka sama. A ja pogubiona, pośrodku. Któregoś dnia, nagle mama zaczynała uważać, że ojciec jest fajny. Więc ja też musiałam uważać, że ojciec jest fajny. Bo się nagle wszystko zmieniło. A potem już znowu był zły. Jak urodziła się moja młodsza siostra, zaczął się temat wydzielania jedzenia. Wszystko było dla Basi, bo ona jest mniejsza i chorowita, a nie dla mnie. Być może to też się dołożyło. Bo teraz jestem w stanie kupić sobie siatkę czekoladek i zjeść je na miejscu.
- Każde spotkanie z ludźmi, którzy jedzą, wywołuje u mnie stres i rozdrażnienie. Bo nigdy nie wiesz, kiedy mechanizm się uruchomi i nie będziesz mogła przestać jeść. Przy częstych atakach to już wpływa na całe życie – masz bałagan w domu, problemy w relacjach, w pracy, ludzie cię złoszczą, irytują. Nie masz czasu na zmianę pracy, znalezienie sobie partnera, założenie rodziny, bo musisz się pozbierać między jednym atakiem a drugim, a taki atak może trwać dzień albo parę dni. Ratujesz więc, co możesz, żeby nie zawalić już tego co masz, ale nie ma czasu na nic więcej. Poza tym masz świadomość, że ludzie cię nie rozumieją. Jak dzwonisz do kogoś się pożalić i mówisz: "słuchaj, chłopak mnie rzucił", to możesz liczyć na współczucie. Bo to jest problem. A jak ja mówię: "słuchaj, ja dzisiaj zjadłam pięć kg lodów, wymiotowałam godzinę i żołądek mi krwawi", to już jestem wariatką. Bo to nie jest temat do współczucia. Osoba, która cierpi na bulimię, jest kompletnie sama. A w samotności ta choroba kwitnie.
Udane życie osobiste w przypadku bulimii może przynieść znaczną pomoc w leczeniu. U wielu chorych, którzy są w udanych związkach, z kochającymi partnerami i udanym pożyciem seksualnym, ta choroba zanika. Ale taka relacja jest bardzo trudna dla partnerów. W psychologii panuje pogląd, iż bulimiczki są specjalistkami od niszczenia związków, relacji, znajomości. Ich schemat postępowania jest jeden – przyjmujesz, aby się tego szybko pozbyć. I tak jest ze wszystkim, nie tylko z jedzeniem.
Magda przyznaje, że zdrowi ludzie rzadko kiedy wytrzymują związki z bulimikami. - Kiedy atak się zacznie, to już nic nie może go powstrzymać. Mój partner nie może mi powiedzieć: "słuchaj, obżarłaś się, ale teraz nie idziesz wymiotować" - bo bym go zabiła. Działać prewencyjnie można przed, czyli nie dopuścić do etapu przejedzenia. I teraz wyobraź sobie partnera, który patrzy na to wszystko bezsilnie, bo nic nie może zrobić. Każdy wspólny posiłek jest problemem. Na przykład wyjazd za granicę na wycieczkę typu "All inclusive", gdzie je się do woli kilka razy dziennie nie jest dobrą niespodzianką na rocznicę związku z bulimiczką. A często jest tak, że partner się dowiaduje o chorobie bardzo późno albo wcale. Partner nie powinien też pytać: "kochanie, zjesz coś?", bo to pytanie powoduje, że otwiera mi się nóż w kieszeni. Tutaj bez terapii rodzinnej – dla obojga – zbudowanie relacji jest bardzo trudne.
Bulimia jest jednym z cichych zabójców. Rozregulowuje powoli cały organizm. Pojawiają się zaburzenia hormonalne, zaburzenia cyklu menstruacyjnego u kobiet, problemy z zębami, trwała opuchlizna, krwawienia z jelit i żołądka, pęknięcia przełyku lub żołądka, najbardziej drastyczne – nowotwór krtani lub przełyku. Proces leczenia bulimii jest bardzo skomplikowany i trwa latami. Wymaga farmakoterapii, ale kluczowa jest psychoterapia. Bulimię jednak leczy się bardzo trudno i specjalistów od leczenia tej choroby jest bardzo mało i nie każdy psychoterapeuta posiada w tym kierunku kwalifikacje.
- Znaczę sobie na czerwono każdy dzień, kiedy nie wymiotowałam – mówi Magda. - Potem kiedy kończy się rok, podliczam, ile miałam dobrych dni. Czasami nie dochodzę nawet do 50 dni rocznie. Ale kiedy spojrzysz na mnie, nie wiedząc że jestem chora – pomyślisz sobie – ta dziewczyna ma wszystko!
W artykule korzystałam m.in. z:
M.Cooper, G.Tood, "Bulimia. Program terapii", Zysk i S-ka, Poznań, 2005
B. Józefik (red), "Anoreksja i bulimia psychiczna. Rozumienie i leczenie zaburzeń odżywiania się", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1999
Proces leczenia bulimii jest bardzo skomplikowany i trwa latami.Wymaga farmakoterapii, ale kluczowa jest psychoterapia. Bulimię jednak leczy się bardzo trudno i specjalistów od leczenia tej choroby jest bardzo mało i nie każdy psychoterapeuta posiada w tym kierunku kwalifikacje.
Farma miażdży... psyche.
_________________
Ostatnio zmieniony przez rakash Czw Paź 27, 2011 21:23, w całości zmieniany 2 razy
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Pią Paź 28, 2011 15:08
na pewno przeczytam ten art wieczorem.
Ewa a Ty mialas bulimie? Ja mialam napady kompulsywne, w chwilach stresu, smutku, poczucia winy i beznadziejnosci itp. mialam tak zawsze tylko po prostu bedac juz mama zamienilam alko i fajki na jedzenie, wszystko. A zmiany tzreba bylo robic w srodku. Nie umialam po takim ataku sprowokowac wymiotow no i tylam. Potem sie glodzilam za kare i bledne kolo do natsepnego razu.
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Sob Paź 29, 2011 00:22
hej
nie juz nie mam napadow. Ale w sumie mysle, ze cos tam zawsze w czlowieku zostaje wdrukowane z tylu glowy. Po prostu dla mnie byl to sposob na trudne emocje. W domu u rodzicow caly czas je tlumilam, soba bylam tylko poza domem, poza zasiegiem wzroku rodzicow, natomiast w domu, gdzie w trudnej sytuacji nie moglam sobie zapalic, co mnie uspokajalo, napychalam sie, okrutnie, do bolu brzucha, tak, zeby czlowiek poczul blogosc jak narkoman a potem, zeby nie musiec juz zajmowac sie niewygodnymi uczuciami tylko tym jak przezyc okropny bol zoladka. Rowniez minelo mi jak sie wyprowadzilam, ale wtedy niestety zamienilam siekierke na kijek, po prostu nie objadalam sie ale palilam dla zabicia stresu +winko. Dla mnie nie ma roznicy, po prostu inne narzedzie, czy sie czlowiek nawp...la czy ujara czy upije czy cos tam. Mialam ogromna trudnosc nauczyc radzic sobie z problemami o suchym pysku - bez tych wszystkich wspomagaczy. Normalnie czulam sie na poczatku jak naga, jakby mi ktos umarl, jakby odeszla moja najwieksza pociecha.
W tej chwili moim jedynym nalogiem jest kawa. Rowniez jestem za chuda, ale zawsze taka bylam (oprocz epizodu po 2 ciazy) i wole swoja szczuplosc niz bycie grubasem. A jesc bardzo lubie, lubie gotowac z dziecmi, lubimy celebrowac posilki, no i jemy razem wszyscy. Jest fantastycznie, bo bobki maja swoj dzieciecy stoliczek i tam siedza w trojke a my obok przy duzym. Lubie ladnie podawac danie, dla mnie kazde gotowanie to cos w rodzaju sztuki. Oczywiscie tak jak Ty czasem mi sie totalnie nic nie chce i wtedy nie ma obiadu pierogi z wora i sru, kto by sie tym przejmowal
Ostatnio zmieniony przez Neska Sob Paź 29, 2011 00:22, w całości zmieniany 1 raz
dario_ronin [Usunięty]
Wysłany: Sob Paź 29, 2011 13:41
Mama Maciusia napisał/a:
Co do mojego obecnego braku apetytu
Ewa , próbowałaś suplementacji , Np. B12 koenzym ?
Dar
dario_ronin [Usunięty]
Wysłany: Sob Paź 29, 2011 17:53
Mama Maciusia napisał/a:
kupuję możliwie najwyższej jakości jedzenie
najlepsze jedzenie musi zostać ... przyswojone > stan jelit > flora bakteryjna > witaminy z grupy B > pobudzenie metabolizmu > chęć jedzenia > dobre samopoczucie > ...
zauważyłam, że brak dosłownego, fizycznego apetytu koreluje u mnie z brakiem chęci na inne rzeczy, takie jak zrobienie staranniejszego makijażu, gimnastykowanie się, wyjście na spacer, rower, basen itp. Można to tłumaczyć fizycznym przmęczeniem (ze względu na wiek i wymagania moich Dzieci oraz długie wyjazdy Męża, podczas których jestem zupełnie sama z wszytkimi obowiązkami domowymi) lub stanami depresyjnymi.
Jak myślisz, jaki wpływ na rozwój i zdrowie Twoich dzieci może mieć taki stan rzeczy? A jeśli taka sytuacja zamieni się w przewlekłą i rozciągnie się na kilka lat? Może warto wspólnie z mężem poszukać rozwiązań, których jeszcze nie wypróbowaliście, przyjrzeć się rozwiązaniom stosowanym przez innych, zwrócić się o pomoc (być może nawet specjalistyczną)?
Neska napisał/a:
A jesc bardzo lubie, lubie gotowac z dziecmi, lubimy celebrowac posilki, no i jemy razem wszyscy.
Już o tym swego czasu pisałaś, ale fajnie, że znów wspomniałaś Uważam, że wspólne gotowanie z bobinkami, to świetny pomysł. Bobek, który czuje się bardzo ważny, bo mógł pomóc w tak odpowiedzialnym i "dorosłym" zajęciu, dodatkowo będzie mniej "wybrzydzać" - zupełnie inaczej smakuje jedzonko, w przygotowaniu którego brało się aktywny udział (nawet jeśli tylko w formie zabawy). Poza tym, w gotowaniu chyba jest dla dziecka jakaś magia
Uważam, że wspólne jedzenie posiłków to bardzo ważny element rytuałów rodzinnych. Oczywiście najważniejsza w tym wszystkim jest atmosfera, w jakiej to się odbywa, a Ty akurat wspomniałaś o "celebrowaniu" więc od razu wyobraziłam sobie przyjazne twarze, rozmowy, etc. To taki kolejny naturalny element bliskości, podobnie jak wspólne przytulanie się czy bawienie się razem z bobinkami. No i od odpowiedniego stosunku do jedzenia w domu rodzinnym zależy w dużej mierze przyszły stosunek dziecka do jedzenia (zarówno pozytywny jak i negatywny). Myślę, że te "okołolostołowe" sprawy mogą też mieć swój wpływ na rozwój anoreksji/bulimii/otyłości, etc.
Największy problem to chroniczny, fizyczny brak czasu i możliwości oderwania się od dzieci w czasie wyjazdów Męża.
Próbuję to zrozumieć. Mówimy - o ile dobrze pamiętam - o dzieciach w wieku 8 i 5 lat. Czy chcesz powiedzieć, że nawet na moment nie wypuszczasz ich z pola widzenia? A co z samodzielnymi zabawami, z odrobiną prywatności, kiedy są zostawieni sami sobie np. w innym pokoju czy na podwórku?
Marishka
EDIT: Poprawka po poście Neski Wydedukowałam - chyba tym razem dobrze - na podstawie postów z różnych lat: Maciek - 7,5 lat, Justynka - 4 latka.
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Lis 04, 2011 15:57, w całości zmieniany 3 razy
Rozumiem, Ewo. Udzieliła Ci się atmosfera zbiorowego "dziobania" i nieodparta potrzeba zaciekłego bronienia rodzicielstwa. Jeśli dodać do tego jeszcze brak chęci odwołania pomówień, to naprawdę ciężko jest prowadzić normalną merytoryczną rozmowę.
Może dobrze by było jednak zadać sobie pytanie, skąd taka dziwna reakcja, taka potrzeba bronienia siebie-rodzica (tym bardziej, że nikt Ciebie nie atakuje), skoro jesteś "świadomym rodzicem z 7-letnim stażem" i wszystko jest super? Żadna "sugestia" z zewnątrz nie jest w stanie zaburzyć zdrowej sytuacji/relacji/poczucia własnej wartości, jeśli jesteś pewna swoich racji. A tylko Ty wiesz jaka jest prawda.
Rozumiem, Ewo. Udzieliła Ci się atmosfera zbiorowego "dziobania" i nieodparta potrzeba zaciekłego bronienia rodzicielstwa. Jeśli dodać do tego jeszcze brak chęci odwołania pomówień, to naprawdę ciężko jest prowadzić normalną merytoryczną rozmowę.
Oj,oj.Stara zdarta płyta.Ja i mniemam,że większość forumowiczów zna ten ton i teksty.
MiT napisał/a:
Może dobrze by było jednak zadać sobie pytanie
Wiesz co? Są też pytania,które powinnas zadac sobie.Jedno z nich to takie:jaki ma na ciebie wpływ brak własnych dzieci?Bo na pewno jakis ma.prócz tego,że masz kupe wolnego czasu i mozliwosc oddania sie swoim pasjom,to tez jest druga strona medalu.No nikt mi nie powie,że jak bezdzietne malzenstwo widzi przypadkiem jakies inne małzenstwo,gdzie para idzie z dziecmi,gdzie sie smieja razem itd.to zal d...nie sciska.Oczywiscie mozna sobie tłumaczyc,że jak sie jest bez dzieci to tak fajowo,ma sie tyle czasu dla siebie,ale pewnie podswiadomie czujesz,ze jak byloby pieknie gdyby pomiedzy Tomkiem i toba szlo trzymajac was za rece wasze dziecko.Pieknie byloby prawda?No,z pewnoscia nie zaprzeczysz.
Tak wiec brak ojca ma wplyw na dziecko,brak matki ma wplyw na dziecko,brak meza ma wplyw na zone wychowujaca samotnie dzieci itd. i brak wlasnego potomka ma równiez jakis wplyw na matke/ojca/małzenstwo.Nie mozna temu zaprzeczyc.
Wasze/Twoje zachowanie jest co najmniej dziwne.Ten mentorski ton,arogancja-ty wiesz lepiej.To nie jest tak Marishko.Roztoczyliscie wokół siebie taka aure współczujacego świadka.Nauczyliscie sie pisac w ten sposób,ze wielu nabralo sie na wasza rzekoma empatie.Tyle kozackich postów o własnym przepracowaniu i jednoczesnie opisanie własnego dziecinstwa.To wzbudza zaufanie.Dobrze o tym wiedzie i stosujecie ten chwyt.To taki lep.Ale jest jedno ale.Wasze posty ziona tym,czym sie brzydzicie,czyli autorytaryzmem,arogancja,egoizmem.To widać.
Można wreszcie wysnuc przypuszczenie,że gdybyś,gdybys powtarzam miała własne dzieci,to wobec nich byłabys bardzo,ale to bardzo autorytarna matka.
Ich dązenia byłyby dla ciebie niewazne jesli kłócilyby sie z twoja wiedza ksiazkowa.
Zycie dorosłej osoby Marishko,to nie tylko przezyte,minione dziecinstwo i wałkowanie go przez reszte zycia.Jest jeszcze czas terazniejszy i problemy,które dotykaja nas tu i teraz.Twoim nieuswiadomionym problemem,którego nie dostrzegasz,a który z PEWNOSCIA ma na ciebie i Tomka wpływ jest brak potomstwa.Ta bezdzietnosc działa na wasza podswiadomosc.ona codziennie wam mówi,ze wasze geny przegrywaja z jakimis genami jak wy to okreslacie alkoholika dziecioroba i to jest wasza najwieksza porazka.Przegrac z jakims "obszczymurem",którego potomkowie w przyszłosci beda stanowili jakis procent populacji planety,a po was nie zostanie nic.I nikt nie powie,że to jest fajowe.Bo to jest przykre i ma wpływ na wasze zachowanie.
Jedzenie zamiast miłości autor: Liliana Fabisińska
Moda na zdrową dietę przynosi wiele korzyści. Dzięki niej mamy lepszą odporność i świetną figurę. Jednak gdy jedzenie staje się najważniejsze i ma zaspokoić wszystkie potrzeby, przesłania smak życia.
Lubimy umawiać się z przyjaciółmi na grilla, celebrujemy rodzinne posiłki, a wymarzona randka to romantyczna kolacja. Jedzenie przestało już być tylko zaspokajaniem fizycznego głodu. Dla niektórych osób to okazja do manifestacji swojej filozofii życiowej: rezygnują z mięsa albo stosują tylko dietę makrobiotyczną. Jeszcze inni zupełnie nie dbają o to, co zjedzą i traktują swój żołądek jak śmietnik. Przekonani o swojej niskiej wartości nie widzą potrzeby dbania o ciało. Psycholodzy uważają również, że właśnie przy stole najlepiej widać nasze rodzinne relacje. Bo jedzenie to sposób komunikowania się z innymi ludźmi. Metoda na okazywanie miłości, troski i opieki lub wołanie o uczucia.
Kontrola najważniejsza
Rodzice anorektyczek zwykle reagują na wiadomość o tym, że ich córka się głodzi, niemal identycznie: „To niemożliwe! To dobre dziecko, zawsze miała same piątki”. Bo anorektyczki nie sprzeciwiają się nauczycielom, rodzicom, potem pracodawcy. „Modelowa anorektyczka to osoba, której w dzieciństwie stawiano bardzo wysokie wymagania – pisze dr Sharon Messanger, amerykańska psychiatra, w książce »Anoreksja i bulimia – to mój krzyk«. – Stopniowo zamienia się w perfekcjonistkę, w sprawie swego wyglądu, pracy, porządku w domu.” Jedzenie staje się dla anorektyczki jedynym obszarem, który może w pełni kontrolować. Sama decyduje o tym, ile zje i czy w ogóle zje. Jako perfekcjonistka wciąż jest niezadowolona ze swego ciała. Widzi w lustrze osobę grubą, nawet jeśli waży już tylko 45 kg.
Kilogramy dla wygody
Czy ktoś może chcieć ważyć 100 kg? Podświadomie, jak najbardziej tak. Osoby z niską samooceną, nieśmiałe, bojące się wyzwań, często obrastają kolejnymi warstwami tłuszczu, nosząc go jak zbroję, która broni je przed światem zewnętrznym. – Tyją, żeby mieć święty spokój – wyjaśnia Anna Lennicka, psycholog. – Nikt nie będzie ich namawiał, żeby wyszły potańczyć. Nie szukają męża, bo kto by chciał umawiać się z grubaską? – dodaje. Jedzą kolejnego hamburgera właśnie po to, żeby nie podejmować prawdziwych życiowych wyzwań. Wolą myśleć: „To nie dla mnie, nie mogę”, niż stawić czoło wyzwaniu i narazić się na przegraną. Często zgrabne, ładne kobiety gwałtownie przybierają na wadze po ślubie. Podświadomość podpowiada im: „Nie będziesz już kusiła innych mężczyzn, mąż będzie pewny, że go nie zdradzasz. A gdy on będzie gruby, przestanie być atrakcyjny dla innych kobiet.”
Na kłopoty batonik
Większość z nas nauczono zajadania problemów już w dzieciństwie. „Dostałaś dwóję? Nie płacz, mam dla ciebie cukierka”. „Dostałaś piątkę? Brawo, mam dla ciebie batonik”. Nadajemy jedzeniu dodatkowej wartości. Staje się pokusą, pocieszycielem, a także wrogiem. Możesz się nagradzać jedzeniem, ale także traktować jak zagorzałego przeciwnika, o którego istnieniu najlepiej zapomnieć: „Odwróć się plecami do chleba i makaronu. Ignoruj je, udawaj, że ich nie ma” – doradzają autorzy diet. To często początek jedzenia kompulsywnego, czyli ataków obżarstwa. – Jest to reakcja organizmu na stłumione emocje i stresy – mówi Anna Lennicka. – Obżerają się często idealne żony i matki, szefowe wielkich firm. Nie mogą sobie pozwolić na łzy przy pracownikach, nie chcą krzyczeć na dzieci. Rozładowują emocje dopiero przy lodówce.
Dieta wołaniem o pomoc
Według psychiatry Sharon Messanger, kompulsywne jedzenie u co ósmej osoby kończy się bulimią. „Poczucie winy po ataku obżarstwa jest tak silne, że próbujemy pozbyć się jedzenia, które mamy w żołądku, najczęściej wywołując wymioty” – pisze S. Messanger. Bulimia, tak jak anoreksja, często ma podłoże w przeżyciach z dzieciństwa. Sharon Messanger rozmawiała z 240 bulimiczkami. Prawie połowa z nich była bita lub molestowana seksualnie w dzieciństwie! – Są jednak bulimiczki, u których problem zaczyna się dopiero w dorosłym życiu – zauważa Anna Lennicka. – Jedzą za dużo, bo potrzebują WIĘCEJ uwagi, miłości, akceptacji, a nie jedzenia. Czują się winne, że ich życie nie układa się tak, jakby chciały, więc zwracają posiłek z poczucia winy. Nie mają kontroli nad swoim życiem i nad swoją dietą.
Z nadwagą do psychologa
Jeżeli czujesz, że jedzenie lub jego unikanie stało się centrum Twojego życia, koniecznie porozmawiaj z psychologiem. Dietetyk może pomóc osobie, która źle bilansuje posiłki i jest ciągle głodna, takiej, która chce mądrze zrzucić kilka kilogramów, albo z powodów zdrowotnych musi przejść na dietę bezglutenową. Ale jeśli w grę wchodzą emocje, konieczna jest wizyta u terapeuty. Dietetycy doskonale o tym wiedzą i zwykle ściśle współpracują z psychologami. – Większość moich pacjentów jest bardzo zaskoczona, że tak fizyczny problem jak obżarstwo albo brak łaknienia, leczy się u psychologa – mówi Anna Lennicka. – Właśnie uświadomienie im, że problem leży w głowie, a nie w żołądku, znalezienie źródeł tego problemu to początek terapii, i to w większości przypadków. Z każdym człowiekiem pracuje się inaczej. U osoby, która je, kiedy się denerwuje, pomogą techniki relaksacyjne, u tej, która nie lubi siebie samej albo boi się kontaktów z innymi ludźmi, trzeba będzie podnieść samoocenę. Niemal zawsze jednak terapia po pierwszych dwóch-trzech spotkaniach przestaje dotyczyć jedzenia i skupia się na zupełnie innym problemie. Bo zaburzenia łaknienia to najczęściej skutek, a nie przyczyna.
Zdążyć przed bulimią Superlinia, 3/2010; 70-72
Aleksandra Żuczkowska
Zaburzenia jedzenia, zarówno u nastolatków, jak i u dorosłych, pochodzą często z nierozwiązanych w dzieciństwie konfliktów emocjonalnych, niekoniecznie dotyczących przyjmowania pokarmu. Przeczytaj, dlaczego świat uczuć jest tak ważny i jak wspierać dziecko w kształtowaniu tego świata.
Dzieci nie mają jeszcze w pełni ukształtowanego systemu nerwowego, odbierają rzeczywistość głównie poprzez emocje. Są więc podatne na zranienia w tej dziedzinie, a zakłócenia w odczuwaniu i wyrażaniu uczuć mogą mieć czasem bardzo bolesne skutki w ich dalszym życiu. Nawet najbardziej kochający rodzice nie są w stanie w pełni uchronić przed tym swoich pociech – i to jest zła wiadomość. A dobra jest taka, że możemy dzieciom towarzyszyć w przeżywaniu tych urazów, kompensować straty i uzdrawiać. W jaki sposób to robić? Akceptując pociechy bezwarunkowo, ze wszystkimi doświadczanymi przez nie trudnymi uczuciami i odczuciami oraz pomagając im je nazywać i stopniowo zdobywać wobec nich dystans. Dzieci uczą się w ten sposób radzić sobie na bieżąco z bolesnością własnych przeżyć.
Kropla inteligencji emocjonalnej
Kobiety, które karmiły piersią, pamiętają, jak fascynującym przeżyciem były dla nich westchnienia ulgi i rozkoszy u niemowląt przy każdej wyssanej kropli pokarmu. Z czasem dzieci uczą się w sposób bardziej powściągliwy wyrażać przyjemne emocje towarzyszące jedzeniu i nie tylko, choć są one równie mocne.
Dwu-, trzylatki często słyszą w trakcie posiłku: „Nie mlaskaj; jedz wolno; nie otwieraj buzi przy jedzeniu; nie mów, gdy jesz”. Wszystkie te sygnały to trening, który ma pomóc im w przyszłości odpowiednio zachowywać się wśród innych ludzi. Każda kultura wykształca zwyczaje, wpajane maluchom od najwcześniejszych lat życia. Czy jednak rzeczywiście pomaga im to radzić sobie, gdy dorosną? Wywieranie presji na dzieci, aby restrykcyjnie stosowały się do tych norm kulturowych, sprawia, że one otwarcie się buntują, nie chcą przeżywać presji podczas tak fantastycznego doświadczenia, jakim jest jedzenie. Nie tylko „poprawne” zachowanie przy stole, ale i samo zmuszanie do jedzenia bywa traumatycznym doświadczeniem, które może rodzić negatywne emocje u tzw. „niejadków”.
Zresztą, czy niejadki w ogóle istnieją? Serbska psycholożka Nada Ignatowić z Uniwersytetu w Belgradzie przeprowadziła wiele lat temu badania nad tym, czy małe dzieci są w stanie wybierać spośród pokarmów te, które zaspokoją ich potrzeby. Okazało się, że maluchy bezbłędnie sięgały po takie jedzenie, które w zrównoważony sposób dostarcza im białka, węglowodanów i tłuszczy. Nawet jeśli przez kilka dni wybierały wyłącznie jeden produkt, to w kolejnych sięgały po inny, który zapobiegał niedoborom. Wniosek z badań jest jeden – nie zmuszaj. Jeśli dziecko przez jakiś czas chce jeść tylko jeden ulubiony posiłek, poczekaj. Zaufaj temu, że organizm dziecka sam będzie zmieniał swoje zapotrzebowanie. I znów – najważniejsza jest twoja świadomość i gotowość podążania za tym, co dzieje się teraz.
Nie chodzi o to, by pozwolić dzieciom na wszystko, co przyjdzie im do głowy, lub nie troszczyć się zupełnie o to, co jedzą. To, czego potrzebują już małe dzieci – to jasna informacja, np. taka, że nie chcesz, żeby wypluwało jedzenie z powrotem na talerz, ale nie dlatego, że to jest „złe”, albo „niegrzeczne”, bo takie abstrakcyjne określenia niewiele mówią dziecku. Pouczanie i tłumaczenie: „To jest złe, a to jest dobre” może przynieść wręcz odwrotny skutek. Konkretem, który działa już na dwulatka, będzie jasna i spokojna informacja, że tego nie chcesz i nie lubisz, odebranie talerza, a potem trwanie przy dziecku, czasem bez słów, ale na przykład delikatnie go przytulając, kiedy głośnym płaczem wyraża swoje niezadowolenie, ponieważ mama przerywa mu świetną zabawę, jaką było wypluwanie zupy. Nie ma nic niewłaściwego w wyrażaniu niezadowolenia i płaczu. Byłoby wręcz dziwne i nienaturalne, gdyby dziecko akceptowało bez protestu wszelkie decyzje i zachowania rodziców. Abyś jednak była w stanie wytrzymać presję, jaką stanowi płacz dziecka – musisz sama wiedzieć, czego pragniesz: prawdopodobnie chcesz uniknąć sprzątania podłogi zachlapanej zupą i masz do tego pełne prawo, tak samo jak maluch ma prawo do zabawy – ale niekoniecznie jedzeniem. To ty decydujesz i ty działasz. Ważne jest, jak to robisz. Czy rozumiesz siebie, dziecko i wasze emocje. Świadomość i akceptacja uczuć, zwłaszcza przykrych, to przejaw tzw. inteligencji emocjonalnej. Jeśli potrafisz je odczytywać i reagować spokojnie, mimo ich intensywności – z przeżywaniem tych przyjemnych poradzisz sobie lepiej.
Kłamstwa pozornie niewinne
Pozbawione ciepła, empatii i otwarcie wyrażanych uczuć dzieci tracą poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Bez uczuć ludzie nie mają szansy przetrwać. Na przykład osoby cierpiące na genetyczną chorobę – niezdolność do odczuwania bólu – bardzo często umierają w dzieciństwie, i to zwykle na skutek konsekwencji poważnych zranień i stłuczeń. Trudno im nauczyć się unikać przeszkód, ponieważ nie otrzymują wewnętrznego ostrzeżenia, jakim jest ból. Osoby objadające się kompulsywnie albo unikające jedzenia też zatraciły ten wewnętrzny sygnał informujący o niebezpieczeństwie. Tylko przyczyną tego zaburzenia nie jest w ich wypadku genetyka, ale bardzo często emocjonalne zagubienie.
Kochający rodzice nie chcą jednak, żeby dzieci czuły ból. Kiedy idą z nimi na szczepienie, mówią: „Nie będzie bolało”. Maluch przestaje płakać, więc jest to dla rodzica wygodne. Jednak po zabiegu, w trakcie którego płakał, bo bólu nie dało się wyeliminować – jego zaufanie do mamy będzie na skali o jeden punkt mniejsze. Może zapomni, jego podświadomość jednak zakoduje „niewinne” kłamstwo rodzica. Po latach gromadzenia takich doświadczeń, efekty ujawnią się w przyszłości – już nie tak „niewinnie”.
Emocje to jeden z najważniejszych sygnałów, sprawiający, że dążymy do czegoś lub czegoś unikamy. Są jak światło zielone i czerwone. Jeśli mówisz swojemu dziecku: „Nie ma o co płakać”, kiedy ono zgubiło zabawkę albo boi się szczepienia, nie pozbywasz się kłopotu. Może na moment. Dziecko uwierzy ci, że to tylko zabawka, a wkłucie igły nie boli. A jednak strata czy ból pozostają stratą i bólem. Trzeba je przeżyć, a najlepiej przeżywa się je w otoczeniu bliskich, którzy potrafią wysłuchać tego, co się dzieje, nie narzucając swoich wewnętrznych stanów i nie tłumacząc nam, byśmy nie przeżywali czegoś tak, jak przeżywamy.
Każdy jest odrębną istotą i tylko on sam jest w stanie rozpoznać swoje wewnętrzne stany. Ważne, by mógł je wyrazić i opisać wobec innej osoby. Nauka tego doświadczenia zaczyna się od zgubionej zabawki, płaczu i złości przeżywanej w serdecznym kontakcie z mamą lub tatą, którzy nie dziwią się, że boli i potrafią zachować spokój i cierpliwość wobec rozpaczy dwu-, cztero-, czy czternastolatka. Nie warto ulegać złudzeniu, że ta ostatnia jest poważniejsza niż ta u malucha. Wszystkie uczucia, w każdym wieku, mają tę samą moc, znaczenie, i wymagają uwagi. Problemem jest sposób, w jaki radzi sobie człowiek na różnych etapach swojego życia. Malec krzyczy i tupie nóżkami, ale nastolatek może już poważnie uszkodzić sobie zdrowie, a nawet narazić życie.
Smutek i złość z gracją
Ponieważ zaspokojenie głodu i pragnienia to jedne z podstawowych funkcji utrzymujących nas przy życiu, z jedzeniem wiąże się wiele intensywnych doznań emocjonalnych. Pozytywne – stymulują harmonijny rozwój osobowości, negatywne – stanowią czasem dla organizmu poważne wyzwanie. Nadmiar negatywnych bodźców i towarzyszących im przeżyć może ograniczać rozwój lub nawet prowadzić do poważnych zaburzeń osobowości, na przykład tych związanych z jedzeniem, jak anoreksja czy bulimia.
Wychudzona sylwetka anorektyczki niepokoi. Diagnoza wydaje się oczywista. Żadna diagnoza nie oddaje jednak rozmiaru emocjonalnego cierpienia, jakie przeżywa lub jakiego mogła doświadczyć w życiu. Dobre stopnie, nienaganne zachowanie w szkole, a potem szybka kariera zawodowa nie są wcale wyznacznikiem wewnętrznego szczęścia i harmonii. Natomiast umiejętność wyrażania emocji (zwłaszcza przykrych) i radzenia sobie z nimi w sytuacjach społecznych, w relacjach z innymi – tak. Aleksander Lowen, amerykański psychiatra i psychoterapeuta, jeden z twórców metod terapeutycznej pracy z ciałem uważa, że wyniesione z dzieciństwa urazy emocjonalne manifestują się w dorosłym życiu w postaci blokad w mięśniach i sztywności, z której wiele osób latami nie zdaje sobie sprawy. Często rodzice tych dzieci nie wiedzieli, jak pomóc im w przeżywaniu negatywnych uczuć. Popularne kiedyś dawanie dzieciom się wypłakać albo przeżyć złość w samotności powoduje, że młodzi ludzie nie wiedzą, jak doświadczać bólu w obecności innych ludzi. Uczą się, że smutek, frustracja i złość wobec straty czy zranienia są wstydliwe i nie wolno ich okazywać publicznie. Sądzą, że okazując te uczucia, zostaną przez innych osądzeni lub odrzuceni. Skumulowane przez lata negatywne emocje, wzmacniane jeszcze przez błędne przekonania o świecie i o sobie, prowadzą do utraty naturalnej elastycznościi radości życia, którą Lowen nazywa „gracją”.
Co robić?
Rodzice, którzy sami w dzieciństwie doświadczyli stylu wychowania negującego naturalne, przykre emocje, mogą mieć problemy w akceptowaniu uczuć swoich dzieci. Warto poszukać wsparcia i informacji. Ewentualne braki zawsze można nadrobić poprzez pracę nad sobą. Świadomość własnych emocjonalnych przeżyć i konfliktów oraz konsekwentne ich rozwiązywanie – to jedno z podstawowych zadań dla rodziców.
Znajdź klucz do siebie!
Pomagaj dziecku w radzeniu sobie z uczuciami, ucz je rozpoznawać, nazywać, akceptować. Aby robić to dobrze, najpierw jednak postaraj się zrozumieć swoje emocje, motywy postępowania itd. Tylko wtedy będziesz mogła podejść do zachowań córki lub syna z empatią, akceptacją i życzliwością. Daj sobie i dziecku równe prawo do wyrażania i przeżywania rozmaitych uczuć.
Bezradność woła o radę
Jeżeli doświadczasz sama problemów emocjonalnych i nie wiesz, jak sobie z nimi radzić – zwłaszcza, gdy jednym z twoich sposobów „radzenia sobie” jest strategia jedzenia bez ograniczeń lub niejedzenia w ogóle – warto, żebyś skonsultowała to z psychologiem albo psychiatrą. Anoreksja i bulimia to poważne zaburzenia, które na szczęście można – i trzeba! – leczyć. Nie wstydź się zwrócić do specjalisty, nie jesteś ze swoim problemem odosobniona.
Uff, nareszcie mi się udało (pierwszy raz w życiu bez upicia się alkoholem) zwrócić z żołądka niechcianą treść, a przynajmniej jej dużą część. Będąc jak zwykle na psychicznym głodzie słodkości, gdy zjadłem po południu te pół kilo ciastek czekoladowo-orzechowych, to obiecałem sobie że już nic nie zjem do rana. Ale ktoś przyszedł do domu i przyniósł mi na talerzu usmażoną kiełbasę z ziemniakami i cebulą. Nie mogłem się powstrzymać, uległem smakowi, tym bardziej że nie trzymam w tym momencie żadnej diety, więc co mi tam kolejny niezdrowy posiłek... Po chwili miałem już tak nabity brzuch, że myślę sobie: tego już za wiele, kolejne katowanie układu przede mną, tak nie może być! Nie będę znowu przeciążał układu zabójczą mieszanką na całą dobę. Przyłożyłem więc pisak do gardła i do dzieła. No i przy okazji znowu skosztowałem tych ciastek, tylko że ich ruch odbywał się już w przeciwną stronę (od gardła ku ustom). Odrazu lżej, a organizm nie będzie miał tyle katorżniczej pracy. To był dobry krok w budowaniu woli, aby następnym razem już nie brać żadnych ciastek do domu, a trzymać się ustalonych wcześniej założeń dietetycznych. Bo gdy się weźmie, to znowu się wpadnie w bagno zapychania się do granic (a raczej poza granice).
Ostatnio zmieniony przez yarosh1980 Czw Mar 15, 2012 20:00, w całości zmieniany 2 razy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.