www.DobraDieta.pl
Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl

Medycyna konwencjonalna - Dudek

EAnna - Pon Paź 21, 2013 23:14
Temat postu: Dudek
"Pocałowałam Dudka po raz przedostatni Agnieszka Domanowska 29.10.2008 , aktualizacja: 28.10.2008 18:00 A A A Drukuj

Dowiedziałam się, że kiedy zabrałam męża do domu, lekarze robili zakłady, ile wytrzyma. Najśmielsi dawali mu dwa tygodnie - mówi dr. Maria Rydzewska-Dudek, lekarz patolog, która siedem miesięcy walczyła o życie męża (Fot.Agnieszka Sadowska / AG)

Przez pierwsze lata byliśmy krwistym małżeństwem. Uprawialiśmy seks, kochaliśmy się jak zwierzęta. Ale od tego dnia baliśmy się do siebie dotknąć"


Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,7684...1#ixzz2iOQGji3l

xvk - Wto Paź 22, 2013 08:44

@Eanna, dzięki, świetny temat :pada:

Wyborczej już nie czytuję od jakiegoś czasu ale ten teks genialny, bardzo otwiera oczy na "Służbę zdrowia w praktyce". Oby jak najwięcej ludzi przeczytało.

Witold Jarmolowicz - Wto Paź 22, 2013 08:47

Piękna opowieść o bezgranicznym poświęceniu kobiety.

Faceci nigdy się tak nie poświęcają, mają inne mózgi.
Obiektywnie, per saldo, nie warto było tak walczyć. Niechlujstwo medyczne czasem
litościwie skraca niepotrzebną mękę. I słusznie.

Skoro rura do intubacji jest wielokrotnego użytku, to nic dziwnego, że przed operacją wymagane jest szczepienie wzw. W tym kontekście chirurdzy powinni dać sobie spokój z jednorazowymi narzędziami, będzie taniej, a i tak nie ma to znaczenia. To typowy przykład działań pozornych - jednorazówki w chirurgii.

Dlaczego powstał ten absurdalny świat w medycynie? Z bardzo prostego powodu.
Ci, którzy ustalają zasady (system zarządzania jakością) kompletnie nie są zależni od osiągniętych wyników swojego działania.
Nauka płynie z tego taka, że na najniższym piętrze organizacji, o terapii musi decydować zawsze pacjent, a nie lekarz.
JW

gea - Pią Paź 25, 2013 12:21

"Nauka płynie z tego taka, że na najniższym piętrze organizacji, o terapii musi decydować zawsze pacjent, a nie lekarz.
JW"
Za pacjenta, który jest bez kontaktu, decyzję musi podejmować bliski. I mieć rekę na pulsie.Wiedziałam doskonale o tym, że pacjent leżący w szpitalnych warunkach nie pozbędzie się stolca. Ojciec opowiadał mi o swojej blisko 100 letniej ciotce, która odeszła z tego świata w taki prozaiczny sposób. Za pierwszym pobytem w szpitalu mojej teściowej wtedy lat 88 (oskrzela) zabrałam nocnik i codziennie było co wynosić. Jeszcze wtedy myślałam, że antybiotyk w zastrzykach ( nie można było podawać lekarstw doustnie, bo nie połykała "retard") jest niezbędny w jej stanie. Kiedyś można było z tabliczki na łóżku pacjenta odczytać dane dot. gorączki, wypróżnień. Teraz jest to informacja niejawna, noszona w czasie "obchodów". Trudno się o " takie " rzeczy pytać. Zresztą i po co.
Moja ciotka zmarła z głodu w hospicjum. Dokonała żywota w szpitalu, przytomna. Gdy podczas ostatniej wizyty moja matka (po operacji, o kulach) dała jej kawałeczek czekolady wyszeptała : " ach, jakie dobre. Wiesz ja jestem taka głodna, oni mi tu nie dają jeść". Dwie godziny później już nie żyła.
Ciotka na rzecz hospicjum, obrażona na całą rodzinę przekazała cały swój majątek.
Mogłabym na ten temat napisać książkę. Czuję smutek i mam poczucie winy ale 500 km odległości i osobiste problemy stanowiły przeszkodę w zapobiegnięciu tej sytuacji. Ja proponowałam ciotce opiekę, myślałam, że 2 osoby uda mi się z pomocą z zewnątrz łatwiej " zaopiekować". Napisałam kilka listów, telefonowałam. Telefoniczne rozmowy były monologiem - litanią pretensji do rodziny. Ciotka była obrażona i zdecydowała się na dom opieki, ponieważ twierdziła, że "wymaga opieki całodobowej". Opieka całodobowa wyglądała jak karykatura, ale ciotka już nie mogła podjąć żadnej decyzji. Hieny już zwietrzyły interes na ogłupiałej kobiecinie. Najgorszą rzeczą są negatywne uczucia, one najbardziej niszczą te osoby, które nimi żyją.
Zastanawiałam się nad dezynfekcją "rurek", teraz mam odpowiedź. Jednak to, co " załatwia" pacjenta nawet "zaopiekowanego" to wyjałowienie z probiotycznych drobnoustrojów i rozmnożenie degeneratywnych. Najprawdopodobniej do garnituru tych, które nosimy w sobie, dokładają się szpitalne. Za drugim - niedawno- pobytem teściowej, (też oskrzela) codziennie nosiłam koktajl z jajek z masłem i do picia sok z dodatkiem barszczu z buraków ( bakt. kw. mlekowego.) Pielęgniarki były zdziwione, że podopieczna je na siedząco i pije. Trwało to długo - krztusiła się.
Jakoś nie dałam wiary, że moja podopieczna zjadała z apetytem posiłki, karmiona przez pielęgniarki. A stolec od 5 lat zapisuję w kalendarzu, bo nie robi codziennie.
I tak ef. antybiotyków i sterydów przez 7 dni był nalot na języku ( candida) i recepta na Fluconazol. Oczywiście miałam czelność nic nie dać. Po Atrowencie mało się nie udusiła. Przepraszam, Fluconazol rozgniotłam z maścią i posmarowałam zagrzybione od lat paznokcie u nóg.
Współczuję pani patolog. Ale to jest nic w porównaniu z traumą rodziców zniszczonego szczepionkami dziecka.
W tym miejscu muszę powiedzieć : "Ludzie ludziom zgotowali ten los"

GRYZĘ I KOPIĘ ZBRODNICZY PROCEDER SZCZEPIONKOWY


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group